Pustynia i odrobina magii. Tanie latanie w praktyce

fot. arch. Paweł Kunz

To niemożliwe! Przecież więcej płacę za szakszukę w Ejlacie!”. Wyraz twarzy Natana mówi wszystko. To, co przed chwilą usłyszał od lekko zakurzonego podróżnika z Polski, wywołuje u niego spore zdziwienie, a nawet niedowierzanie.

***

Poznaliśmy się 20 minut temu na rozgrzanej do granic możliwości drodze prowadzącej z kibucu Ne’ot Semadar do wybrzeża Morza Czerwonego. Jest połowa grudnia, kilkanaście godzin wcześniej byłem w Krakowie, lepiąc z dziećmi bałwana na skrawku wolnego terenu nieopodal zalewu Zakrzówek. Za kolejnych kilka godzin wrócę do Małopolski i zimy łamanej przez śnieg. Tymczasem ocieram potz czoła , spoglądam na termometr w aucie, wskazujący blisko 30 stopni powyżej zera, odwracam się do kierowcy i powtarzam z lekkim uśmiechem; „It’s a kind of magic, buddy”.

Połączył nas kciuk wyciągnięty w górę. I chęć zabicia nudy w monotonnej podróży. Natan zawsze zatrzymuje się, gdy jedzie służbowym samochodem przez południową część pustyni Negew i widzi autostopowicza. Dla mnie z kolei to najlepsza forma przemieszczania się, zakładająca interakcję i ów pierwiastek lokalności, który odróżnia takie wypady od klasycznych zorganizowanych wycieczek, gdzie wszystko mamy podane na tacy. Walutą jest rozmowa.

Spoglądam przez brudną szybę na drogę wzdłuż granicy Izraela i Egiptu, wijącą się niczym wąż pustynny. W aparacie fotograficznym chowam zdjęcia koziorożca nubijskiego, który nad ranem podchodził do mojego śpiwora rozłożonego bezpośrednio na pustyni. Pod powiekami zaś, oprócz drobinek piachu, mam dzisiejszy poranny wschód słońca nad Red Canyon. Tylko ja i feeria barw budzącego się świata przyrody. To był główny – i w zasadzie jedyny, jeżeli nie liczyć moczenia nóg w Morzu Czerwonym i szybkiego snurkowania – cel tego wyjazdu.

fot. arch. Paweł Kunz

Tak, przyleciałem tutaj wczoraj. I dzisiaj, po nieco ponad 24 godzinach pobytu na miejscu, mam lot powrotny. Cały wyjazd kosztuje mnie 110 złotych, z czego bilet lotniczy na bezpośrednie połączenie z Polski do Izraela w dwie strony to jedyne 39 złotych. I to właśnie ta suma, przeliczona na szekle i rzucona podczas rozmowy z Natanem, wzbudziła jego niedowierzanie.

Jak to zrobić? I czy w ogóle warto wybrać się na taką eskapadę?

fot. arch. Paweł Kunz

***

W poprzednim felietonie pochyliłem się nad tematem ekologii i lotnictwa. Rachunek jest prosty, także dla osób wrażliwych na punkcie zrównoważonego transportu: istnieją rejony świata, do których nie dostaniemy się szybko, sprawnie i tanio innym środkiem lokomocji. Jednym z takich miejsc jest południe Izraela; od Krakowa dzieli je 2600 km i blisko 4 godziny lotu. Zostawiając z boku dywagacje o historii tego obszaru, świętych miejscach i sytuacji geopolitycznej, dla miłośników nurkowania, pustynnych klimatów i niesamowicie różnorodnej fauny i flory to jeden z lepszych spotów. Obłędna rafa koralowa, pustynia Negew, park archeologiczny Timna i coś, co przyciągnęło mnie tutaj niczym magnes: Red Canyon, porównywany do słynnego Kanionu Antylopy w Stanach Zjednoczonych.

Spójrzcie na mapę i zastanówcie się nad tym, ile powinien kosztować bilet lotniczy z Polski do Azji Zachodniej, aby rozważyć taką szaloną weekendową podróż. Albo odwrócę pytanie. Co jest lepsze: pizza i wyjście do kina czy szybka przygoda w Azji? Zakładając oczywiście, że obie przyjemności są w zbliżonej cenie.

To pierwsza lekcja taniego podróżowania: warto wybierać kierunki, które z różnych przyczyn w danym momencie można upolować w bardzo niskich kwotach. Doskonałym przykładem jest właśnie Izrael. Ministerstwo Turystyki tego kraju podjęło decyzję o kontynuowaniu subwencjonowania linii lotniczych, realizujących bezpośrednie loty (również z Polski!) na lotniska położone na południu Izraela – w poprzednich sezonach była to Ovda, aktualnie zaś port lotniczy Ramon. Co to oznacza w praktyce? Przewoźnicy za każdego pasażera dostają 60 euro dopłaty. To blisko 280 złotych, które dana linia lotnicza dodatkowo „zarabia” praktycznie za darmo.

Efekt takich działań? Izrael pomaga swojej branży turystycznej odbudować się po pandemii, a linie lotnicze mogą obniżyć ceny biletów na trasach, między innymi z Krakowa. I nagle cena przelotu staje się bardzo atrakcyjna dla naszego portfela. Dość powiedzieć, że nie było problemu, aby znaleźć termin na lot linią Wizz Air lub Ryanair, który kosztował w dwie strony mniej niż 100 złotych. Wszyscy na tym korzystają: w ostatnim przedpandemicznym sezonie Ejlat odwiedziło około 150 tysięcy gości z 17 nowych europejskich lotnisk, w tym z Warszawy, Modlina i Krakowa.

Informacja o dopłatach nie była tajemnicą. Dla wytrawnego podróżnika był to wyraźny sygnał, że warto szukać biletów z Polski do Azji Zachodniej. Nie pozostawało nic innego jak upolować tani przelot i spakować plecak podręczny, wpychając do niego śpiwór i maskę do nurkowania. I tak właśnie zrobiło tysiące naszych rodaków, których potem można było spotkać na plaży w Ejlacie lub w Timna Park.

fot. arch. Paweł Kunz

***

Wróćmy do mojego wyjazdu. Nocleg i jedzenie? Dla wygodnych i nieliczących się z kosztami dobrym rozwiązaniem jest hotel w Ejlacie. Dla szukających przygód i lubiących wychodzić ze swojej strefy komfortu – śpiwór, kuchenka, mata samopompująca. Na dziko, bez namiotu, aby spoglądać nocą w rozgwieżdżone niebo. Do tego woda, nabrana do bukłaku na terenie lotniska już po przylocie, i trzy liofilizaty. Zatem mój hotel w Izraelu ma milion*, moim kelnerem jest jaszczurka, moim Spotify – szum pustyni. Rwany internet. Redukcja potrzeb. Dzięki, przyrodo!

Co z biletami lotniczymi? Gdzie tkwi sekret w podróżowaniu za tak skandalicznie niskie kwoty? Odpowiedź jest prosta: wystarczy odrobina wiedzy o tym, jak działają systemy rezerwacyjne, elastyczność w wyborze daty ewentualnej podróży, szybkość reakcji na pojawiającą się promocję lub „gorący strzał” oraz czas, który możecie poświęcić na znalezienie takiej okazji.

Wspomniałem o dopłatach ze strony władz danego kraju lub regionu. Innym sposobem na zaoszczędzenie jest zakup biletu lotniczego u jednego z licznych pośredników (online travel agency), zamiast bezpośrednio na stronie danej linii lotniczej. Używając wyszukiwarek, takich jak Kayak.com, Kiwi.com, Momondo.com, bez trudu można znaleźć oferty, które są o kilkanaście, kilkadziesiąt lub nawet kilkaset złotych tańsze niż te same bilety u przewoźnika. Jak to możliwe? Między innymi dlatego, że każdy z pośredników prowadzi własną politykę marketingową, skierowaną na różne rynki i do zróżnicowanych grup klientów. Efektem są sytuacje, w których na przykład lot z Warszawy do Madrytu na pokładzie samolotu PLL LOT może kosztować 800 złotych, ale przy odrobinie szczęścia zapłacimy 300 złotych.

Czy zakup biletu u pośrednika obarczony jest większym ryzykiem niż bezpośrednio u danego przewoźnika? Odpowiedź brzmi: nie. To wciąż TEN SAM BILET (to samo połączenie, ten sam samolot, te same godziny lotu).Kupując taki bilet, odprawiamy się na stronie danej linii lotniczej. Jedyną różnicą jest firma, na rzecz której dokonujemy płatności.

***

Wyższą szkołą jazdy (i magii) jest sprawdzanie oferty na dany lot, widoczny w danej wyszukiwarce lub u pośrednika, „symulując” wejście na stronę internetową z innego kraju. – Ale co to daje? Przecież oferta jest taka sama – dziwi się Miłka Raulin, himalaistka i podróżniczka, z którą rozmawiam na początku grudnia o superokazyjnej cenie na weekendowy wypad do Jordanii. – Nie do końca, spójrz dokładnie – odpowiadam, uruchamiając odpowiednią stronę i pokazując wyniki wyszukiwania mojej przyjaciółce, zachęcając ją jednocześnie do zrealizowania tego wyjazdu.

Nie było was z nami podczas tej rozmowy, więc pozwólcie, że pokrótce ją zrelacjonuję, dzieląc się jednym z patentów. Powiedzmy, że interesował nas lot powrotny z jordańskiej stolicy do Krakowa. Na oficjalnej stronie przewoźnika Ryanair bilet z Ammanu na 21grudnia kosztował 353 złotych dla jednej osoby. Ten sam bilet na stronie skyscanner.com (i przejściu do oferty najtańszego pośrednika) kosztował już mniej, 296 złotych. A co się stało, gdy zmieniliśmy adres wyszukiwarki na jej fińską wersję, czyli skyscanner.fi? Cena biletu dla jednej osoby spadła do… 0,69 euro czyli 3,20 złotych. Nie, to nie pomyłka w druku: trzy złote z malutkim ogonkiem, czyli koszt puszki napoju gazowanego w sklepie osiedlowym.

Niedogodność? Wszystkie informacje i komunikaty podczas procedury wyszukiwania i rezerwacji były prezentowane w języku fińskim. Ale od czego są bezpłatne usługi translacyjne online, takie jak Tłumacz Google? Zatem ystävällisin terveisin!

Receptą na znalezienie takich patentów jest cierpliwe szukanie, szybkość w decyzji zakupowej (kilka godzin później opisany sposób już nie dawał na tej trasie takich cen), sprawdzanie innych wersji językowych popularnych wyszukiwarek lotów czy zmiana liczby pasażerów – w powyższym przykładzie cena 0,69 euro za bilet była możliwa do uzyskania przy zakupie dwóch biletów. Oczywiście, drugi bilet nie musi być ostatecznie wykorzystany; podczas rezerwacji można podać dowolne dane, ważne są prawidłowe informacje dotyczące głównego pasażera, który zrealizuje ów bilet.

Lot na inny kontynent za 5, 10 złotych? Warto? Odpowiedzcie sobie na to pytanie sami.

***

Czy termin planowanej podróży ma znaczenie? Jeżeli musicie zrealizować urlop w konkretnym czasie, szanse na tanie bilety lotnicze są mniejsze niż w przypadku pewnej dozy swobody w zakresie wyjazdu. Dotyczy to nie tylko mocno obleganych okresów w trakcie całego roku, takich jak święta, ferie, wakacje. Pisząc wprost: taktyka „chciałbym polecieć wiosną na Filipiny” będzie zdecydowanie skuteczniejsza niż „pragnę zwiedzać Filipiny w terminie 15-29 marca”.

Ciekawą i przydatną informacją jest również dzień tygodnia, w którym rozpoczynamy wyjazd. Z reguły najtańsze są podróże we wtorki, najdroższe – w piątki. Z kolei planując wyjazd weekendowy, znaczącą oszczędnością będzie powrót w poniedziałek (nawet wczesnym rankiem) niż w niedzielny wieczór. Ta zasada przydaje się zwłaszcza na obleganych trasach obejmujących potencjalne city breaki do europejskich stolic, takich jak Paryż czy Londyn. To druga lekcja taniego podróżowania, warto o niej pamiętać.

Dobrym czasem na rozglądanie się za tanimi biletami lotniczymi są pierwsze dni nowego roku kalendarzowego. Przewoźnicy właśnie wtedy organizują duże akcje promocyjne. Qatar Airways, KLM/Air France, linie azjatyckie – planując eskapadę poza Europę warto o tym pamiętać. – Początek roku to specyficzny moment, gdy ludzie mają największą skłonność do planowania i podejmowania decyzji dotyczących podróży. Linie lotnicze na tę potrzebę odpowiadają. A że zwykle w tym czasie planuje się podróże na cały rok, stąd tak duży zakres terminów, jakimi objęte są promocje – tłumaczył mi kiedyś Adrian Kubicki, były rzecznik prasowy PLL LOT.

***

fot. arch. Paweł Kunz

Kończę falafela przy Dolphin Reef w Ejlacie. Czas zbierać się na lotnisko, więc staję przy drodze i wyciągam kciuk przed siebie. Mógłbym bezproblemowo dojechać tam autobusem za kilka szekli, ale wierzę w moc autostopu. 10 minut później jadę z Neftalim, studentem z Tel Awiwu, który wraca do domu z wypadu nurkowego w Ejlacie. I znów, po standardowej wymianie uprzejmości powtarza się niczym mantra sekwencja pytań: – Chciało ci się przylecieć tutaj na niecałe dwa dni?– Naprawdę za bilet zapłaciłeś 32 szekle (39 złotych – przyp. Aut.)?

Paweł Kunz

Exit mobile version