Bikepacking: backpacking z rowerem

Bikerafting w Pieninach (fot. Adam Klimek / bikestudio.eu)

Biwak przy ognisku, pod gołym niebem, w hamaku lub w namiocie, którego poły chronią przed letnią ulewą. Z dala od cywilizacji, zatłoczonych szlaków, popularnych przełęczy i szczytów. Takie poczucie wolności i niezależności dają wycieczki z plecakiem, kilkudniowe trekkingi w towarzystwie sprawdzonych kompanów lub w samotności umożliwiającej jeszcze lepszą kontemplację natury. A gdyby tak zrobić to samo, tylko z rowerem?

White Rim Trail, Utah, USA (fot. Adam Klimek / bikestudio.eu)

Bikepacking to alternatywa dla trekkingu z plecakiem pełnym ekwipunku niezbędnego do spędzenia nocy na łonie natury. Alternatywa dla rowerowej wyprawy z sakwami. O to, czym charakteryzuje się ta outdoorowa aktywność i czym różni się od wspomnianych dyscyplin, zapytaliśmy miłośnika i propagatora bikepackingu w Polsce, Adama Klimka.

***

Michał Gurgul: Mówisz, że „bikepacking to backpacking z rowerem”, skąd to skojarzenie?

Adam Klimek: W bikepackingu, podobnie jak w backpackingu, podróżujesz, przemieszczasz się wraz z całym „dobytkiem”. Ekwipunek pozwala Ci zatrzymać się na noc w dowolnym miejscu. Zestaw sprzętu może być różny, ale zazwyczaj masz ze sobą namiot, kuchenkę turystyczną, matę, śpiwór – tych kilka rzeczy umożliwia spędzenie nocy gdziekolwiek, z dala od „cywilizacji”, poza jakimkolwiek schronieniem. To schronienie, w zależności od warunków pogodowych, budujesz sam. Jest to wspomniany namiot, tarp, hamak, lub sama mata wraz ze śpiworem. Ta niezależność, jeśli chodzi o miejsce noclegu, brak konieczności korzystania z infrastruktury turystycznej i bliskość natury, to kwintesencja wolności, której wielu z nas szuka. Jeśli dodasz do tej mieszanki rower, który daje możliwość szybkiego poruszania się, otrzymujesz jeszcze większą dawkę tej wolności.

Ale prędkość przemieszczania się to chyba jeszcze nie wszystko? Wyprawy bikepackingowe mogą wydawać się bardziej pociągające niż kilkudniowy trekking z plecakiem.

Osobiście wydaje mi się, że jest różnica w podejściu mentalnym do tych dwóch typów wycieczek. Dzięki temu, że na rowerze w tym samym czasie jesteśmy w stanie pokonać większą trasę, nieraz bardzo różnorodną, więcej zobaczyć i przeżyć, bikepacking daje nam poczucie takiej „prawdziwej wyprawy”. Przynajmniej ja tak to odbieram. Do tego oczywiście – jeśli wybieramy się w bardziej górzysty teren – dochodzi frajda ze zjazdów.

Bikerafting w Pieninach (fot. Adam Klimek / bikestudio.eu)

Bikepacking to stosunkowo nowy trend, nadal raczej mało widoczny w Polsce. Częściej spotykamy rowerzystów z sakwami, które przecież również umożliwiają pokonywanie dużych odległości i noclegi w niemal dowolnym miejscu na łonie natury. Czym bikepacking różni się od takiej turystyki rowerowej?

Sakwy zazwyczaj są większe, a do ich montażu potrzebne są bagażniki. Duża pojemność sakw sprawia, że automatycznie zabierasz ze sobą więcej rzeczy. Wszystko to wpływa na wagę załadowanego roweru i komfort jazdy. Oczywiście, jeśli ktoś ma samokontrolę, może również spakować się minimalistycznie, jednak bikepacking zmusza do tego każdego. Wydaje mi się, że na dobrze spakowanym rowerze do bikepackingu jeździ się lepiej, lżej i wygodniej – szczególnie w trudniejszym, górskim terenie. Nie ma też potrzeby montowania bagażników, co w przypadku roweru z amortyzowanym zawieszeniem bywa kłopotliwe.

W jaki sposób w takim razie montuje się torby do ramy roweru?

W sumie są trzy miejsca, w których możesz zamontować bagaż, i kilka konfguracji. Torba podsiodłowa lub specjalna uprząż, do której przypinasz wyprofilowany worek transportowy. To rozwiązanie ma sporą zaletę – możesz szybko wypiąć worek i zabrać go ze sobą np. do namiotu. Podobnie jest w przypadku kierownicy. Można skorzystać z torby, lub uprzęży, tzw. packmana. I tu znowu zaletą packmana jest to, że możesz do niego wpiąć jakikolwiek worek, lub nawet kilka elementów, np. namiot, śpiwór, packraft, wiosło… Trzecim elementem jest torba montowana w trójkąt ramy roweru. Łącznie otrzymujemy całkiem sporą pojemność. Uważam, że w ten sposób spokojnie można spakować się na kilku–kilkunastudniową wycieczkę (jeśli jedzie się w dwie osoby i wspólną część ekwipunku rozkłada się na dwa rowery).

Rower z zapakowanym sprzętem biwakowym oraz packraftem i wiosłami, Pieniny (fot. Adam Klimek / bikestudio.eu)

Jakiej pojemności są te torby?

Maksymalne litraże toreb, które teraz są wykorzystywane i produkowane, to około 18 litrów z tyłu i około 20 litrów z przodu. W torbie w trójkącie ramy zmieszczą się 2–3 litry. To łącznie prawie 41 litrów, czyli dość duży plecak trekkingowy.

Czy w bikepackingu używa się dodatkowo plecaka?

Oczywiście – można, jeśli sytuacja tego wymaga. Najlepiej wtedy skorzystać z modeli przeznaczonych do jazdy na rowerze, bo one są lepiej wyprofilowane. Jednak najlepiej, aby plecak był jak najlżejszy. Jeśli nie musimy, lepiej w ogóle z niego nie korzystać – cała idea bikepackingu opiera się przecież o minimalizm i frajdę z jazdy.

Rozumiem, czyli plecak zostawiamy. A ile kosztuje zestaw toreb?

Ceny będą się różnić w zależności od marki i modelu. Przytoczę może przykład produktów polskiej frmy Triglav, które znam bardzo dobrze i uważam, że są jednymi z najlepszych na rynku, jeśli chodzi o packmany, torby w ramę i uprzęże podsiodłowe. Przednia uprząż kosztuje w granicach 300 zł, tylna ok. 400–500 zł, a torba w trójkąt ramy, która zazwyczaj jest szyta na miarę, to koszt ok. 300–400 zł. Czasem używam też małej torebki marki Apidura – z przodu jednak zawsze wolę mieć uprząż. To rozwiązanie jest według mnie bardziej praktyczne.

Wyprawa bikepackingowa szlakiem Arizona Trail,
Arizona, USA (fot. Adam Klimek / bikestudio.eu)

Zazwyczaj każdy z nas ma już jakiś rower. Czy jednak każdy rower sprawdzi się na wycieczce bikepackingowej?

Tak! Rower w bikepackingu determinuje tylko nawierzchnię, po jakiej będziemy mogli się poruszać. Rower górski, na grubych oponach, pozwoli na wycieczki w zróżnicowanym i wymagającym terenie, ale bikepacking można również zrobić na rowerze szosowym. Nawet holender czy rower miejski można wykorzystać, należy tylko pamiętać, że w takim przypadku będziemy mogli poruszać się wyłącznie po dobrych drogach. Większość z nas ma już rower, który nadaje się do bikepackingu. Bariera wejścia w ten „świat” nie jest więc duża: trzeba kupić torby, ale rower może zostać taki, jaki już masz.

Sam zakup toreb to rzeczywiście niewielki wydatek. Łącznie ok. 1000 zł to kwota dużo mniejsza niż w przypadku innych sportów. Jeśli jednak ktoś nie jest pewny, chciałby najpierw wybrać się raz na taką wycieczkę, aby sprawdzić, czy bikepacking mu odpowiada, to może być zbyt duży wydatek…

Na sam początek można uniknąć wydatków w ogóle. Sam tak właśnie zrobiłem podczas swoich pierwszych wyjazdów. Gdy zobaczyłem, jak wygląda torba podsiodłowa czy uprząż, stwierdziłem, że sam jestem w stanie zrobić sobie coś podobnego. Oczywiście, jak się później okazało, nie jest to rozwiązanie doskonałe i docelowe (śmiech). Ale jeśli ktoś się postara, to za pomocą pasów, troków, gumowej linki może zamontować worki transportowe pod kierownicą i pod siodełkiem roweru.

Biwak podczas wyprawy bikeraftingowej na Ukrainie (fot. Adam Klimek / bikestudio.eu)

Wiemy już, na czym polega bikepacking i jak przygotować się do wycieczki. Czy są jakieś miejsca, które szczególnie polecasz na pierwsze wyprawy?

Bikepacking daje wolność. Chcemy spędzić czas na łonie natury – to, gdzie to zrobimy, jest wyłącznie naszą decyzją. Ogranicza nas tylko wyobraźnia. Możemy jeździć po nizinach i w górach. Możemy wyjechać za miasto samochodem lub innym środkiem transportu lub wyruszyć prosto z domu. Możemy udać się w dalekie miejsca, lub – zgodnie z ideą mikrowypraw – eksplorować tereny bliskie naszego miejsca zamieszkania podczas 1-, 2-, 3-dniowych wycieczek.
Jeśli np. ktoś mieszka w okolicach Warszawy, to wzdłuż Wisły znajdzie wiele pięknych tras i miejsc idealnych dla bikepackingu. Możliwość noclegu na brzegu rzeki, piękne widoki – to jest bomba. W letnie miesiące, gdy pogoda jest dobra, nie musimy nawet zabierać namiotu. Przede wszystkim chodzi o to, by poruszać się na świeżym powietrzu, obcować z naturą, spędzić noc poza domem.

Na rowerze obowiązują nas te same zasady, co turystę pieszego, czy są jeszcze dodatkowe ograniczenia?

Jest sporo ograniczeń dotyczących ruchu rowerowego na terenie parków narodowych. Planując wycieczkę, powinniśmy zapoznać się z przepisami w danym miejscu i respektować je. Na rowerze nie wolno jeździć np. w Tatrach, w Górach Sowich, w Błędnych Skałach, w Bieszczadach nie można wjeżdżać na połoniny. Trzeba też wziąć pod uwagę miejsca, w których nie wolno biwakować – te zasady dotyczą tak samo rowerzystów, jak i turystów pieszych. Według mnie najważniejsze jednak jest to, aby po prostu szanować naturę. Musimy wiedzieć, jak się zachować, podczas naszych przygód nie pozostawiać po sobie śladu, niezależnie od tego, gdzie jesteśmy.

***

Artykuł ukazał się w 7. numerze Outdoor Magazynu (maj 2019)

Czasopismo dostępne jest w księgarni wspinanie.pl.

***

Polecamy również inne artykuły z cyklu odkrywania outdoorowych sportów, szczególnie ten o packraftingu, aktywności która stanowi ciekawe uzupełnienie bikepackingu:

Exit mobile version