„Jakoś to będzie” zimą nie zadziała – turystyka zimowa dla początkujących (i nie tylko)

„Przy dobrej pogodzie, w dobrych warunkach i po przedeptanym śladzie wejście na Zawrat może nie nastręczać wielkich trudności. Jeżeli jednak któryś z wymienionych elementów ‘nie zadziała’, to taka wycieczka może okazać się wyzwaniem nie tylko dla turysty, ale także dla ekipy ratowniczej” – o tym, co warto wiedzieć, zanim wyruszymy na zimowy tatrzański szlak, opowiada instruktor PZA, Bogusław Kowalski*.

Aneta Żukowska: W Tatrach zima już trwa w najlepsze, wielu śmiałków skusi się więc także na swoje pierwsze zimowe wycieczki. Jak zacząć przygodę z zimową turystyką, co należy sobie uświadomić na samym początku?       

Bogusław Kowalski: Przede wszystkim należy sobie zadać pytanie, czy potrafię poruszać się w terenie, w który się wybieram. Czy mam świadomość, że w przypadku braku umiejętności mogę stracić życie lub zdrowie? Mam nadzieję, że odpowiedzi pozwolą nam spojrzeć na siebie krytycznie i uzmysłowią nam nasze braki. W górach jesteśmy dla siebie największym zagrożeniem, a wynika to z trzech postaw:

Zdaję sobie sprawę, że całkowite wyplenienie tych postaw jest niemożliwe, ale naprawdę warto zrobić wszystko, żeby nie sprawdzać, jakie konsekwencje niesie z sobą wcielanie ich w życie.

Wyjście zupełnie początkującej osoby nad Czarny Staw Gąsienicowy czy Czarny Staw nad Morskim Okiem bywa początkim przygody z zimową turystyką (fot. arch. Bogusław Kowalski)

Czy zimowa turystka jest dla każdego?

Moim zdaniem dla każdego, wszystko zależy od celów, jakie sobie stawiamy. Czy są one adekwatne do naszych umiejętności, czy potrafimy przewidzieć wszystkie zagrożenia wynikające z działania zimą w górach i umiemy do nich się przygotować. Dla jednego spełnieniem marzeń będzie dojście asfaltem Morskiego Oka, inny zatrzyma się nad Czarnym Stawem, a bardziej zaawansowany wyruszy wyżej. Każdy z nich będzie – choć w różnym stopniu – wystawiony na niebezpieczeństwa obiektywne. Pamiętajmy, że dojście do Moka zagrożone jest lawinami nie tylko pod Żlebem Żandarmerii, ale także w pobliżu Wodogrzmotów Mickiewicza.

Jak zatem przygotować się do zimowej przygody? Czy będą nam potrzebne jakieś kursy już na samym początku, czy na „ten pierwszy raz” możemy wyruszyć bez tego typu wiedzy?

Znów: jest to zależne od celu, jaki sobie stawiamy. Przy dobrej pogodzie, w dobrych warunkach i po przedeptanym śladzie wejście na Zawrat może nie nastręczać wielkich trudności. Jeżeli jednak któryś z wymienionych elementów „nie zadziała”, to taka wycieczka może okazać się wyzwaniem nie tylko dla turysty, ale także dla ekipy ratowniczej. W złych warunkach już samo dojście na Halę Gąsienicową może się okazać problemem. Nie raz walczyłem dosłownie o każdy metr na przełączce zwanej Diabełkiem. W dodatku sam trawers Skupniów Upłaza w złych warunkach bywa lawiniasty. Tak więc, odpowiadając na pytanie, wszystko zależy od warunków śnieżnych i pogodowych. Jednak często wyjście takiej zupełnie początkującej osoby nad Czarny Staw Gąsienicowy, czy Czarny Stan nad Morskim Okiem, bywa początkiem przygody z zimową turystyką. Idąc na kurs, warto mieć świadomość, czego oczekujemy po takim szkoleniu.

Czy zimą potrzebna nam jest lepsza górska kondycja niż latem?

Z pewnością, chodzenie w zapadającym się głębokim śniegu, wzmożony z powodu niskich temperatur wydatek energetyczny, większy zazwyczaj plecak powodują, że szybciej się męczymy, a więc powinniśmy zimą mieć lepszą kondycję.

Z jakimi trudnościami przyjdzie się nam mierzyć na pewno?

Weźmy ten wspomniany kopny śnieg, latem coś takiego jak wymuszona zmęczeniem zmiana na prowadzeniu kojarzyć się będzie z jakimś błędem, kontuzją. Zimą zmiana podczas torowania jest czymś naturalnym. Stąd też odległości zimą w stosunku do tych latem są niewspółmierne.

Inna rzecz to oblodzenie, w obecnej dobie dostępu do sprzętu wszelakiego nie ma problemu z zakupem raków i czekana (w stromym terenie należy mieć również kask), jednak trzeba też umieć posługiwać się tymi narzędziami. Nauka podczas wycieczki, na bardzo stromym stoku, w dodatku w terenie eksponowanym, nie jest dobrym pomysłem.

Nauka posługiwania się czekanem (fot. arch. Bogusław Kowalski)

Z jakimi zagrożeniami powinniśmy się liczyć?

Ekspozycja wiąże się z możliwością poślizgnięcia, a w konsekwencji – upadku. Szczególnie często zdarza się to przy małym zaśnieżeniu. Tak było na przełomie poprzedniego roku, kiedy w krótkim czasie na terenie Tatr zginęło czternaście osób. Wiele z nich nie potrafiło się poruszać w rakach w eksponowanym terenie. Kolejna rzecz to lawiny, o tym zagrożeniu mówi się na okrągło, a już mamy za sobą pierwszy śmiertelny wypadek tej zimy. Gorąco polecam kursy z zakresu profilaktyki lawinowej, a z lektur świetny poradnik „Lawiny”. Gdybym sam miał zdobywać wiedzę, to wybrałbym się do COS PZA Betlejemka lub na szkolenia organizowane przez TOPR.

Zimą dużym zagrożeniem są niskie temperatury, które mogą być przyczyną odmrożeń lub hipotermii. Te dwa rodzaje niebezpieczeństw potęgowane są podczas wiatru i gwałtownych załamań pogody. Dlatego tak ważne jest wyposażenie i odzież, której używamy podczas wycieczki. Paradoksalnie groźne są również wysokie temperatury, które mogą prowadzić do przegrzania, a w dłuższej perspektywie do wychłodzenia. Należy też pamiętać o szybko zapadających ciemnościach, czyli zabierać ze sobą czołówkę i zapasowe światło. No i, oczywiście, trzeba chronić się przed działaniem słońca, czyli stosować kremy z filtrem oraz okulary przeciwsłoneczne.

Jakie szlaki czy miejsca w polskich Tatrach polecasz na pierwszy raz? Jakie będą odpowiednie, gdy już zdobędziemy doświadczenie?

Trudno jest mi polecić szlak bez odniesienia do panujących warunków. Od umiejętności ich oceny zależy wybór celów. Jak już wspomniałem czasami samo dojście na Halę Gąsienicową bywa problematyczne. Wówczas polecam czarny szlak biegnący z Brzezin. Osoby zaawansowane mogą pokusić się o wejście na Zadni Granat od Koziej Dolinki, może na Zawrat, na Kozi Wierch od Pięciu Stawów, na Szpiglasową Przełęcz z Morskiego Oka. Jednak plany zawsze należy weryfikować z panującymi warunkami – pytać ratowników, instruktorów, przewodników. Zbyt pochopne wyruszenie na szlak może skutkować poważnymi konsekwencjami.

Czym różnią się zagrożenia w niższych i wyższych partiach gór?

Około 1500 m n.p.m. znajduje się górna granica lasu. Tak więc wyżej będziemy bardziej wystawieni na wiatr i inne zjawiska wynikające z załamania pogody. W wyższych partiach mamy do czynienia z dużą stromizną, zatem grozi nam poślizgnięcie, upadek. Dlatego niezbędne będzie wyposażenie w postaci raków i czekana, a często i kasku. Z tego samego powodu większe jest też zagrożenie lawinowe, które trzeba uwzględniać w swoich planach, między innymi zabierając lawinowy zestaw ABC. Należy przy tym pamiętać, że wymienione zagrożenia dotyczą również służb ratowniczych, tak więc będą one miały do pokonania drogę dłuższą, trudniejszą i bardziej ryzykowną.

Nauka podczas wycieczki, na bardzo stromym stoku, w dodatku w terenie eksponowanym, nie jest dobrym pomysłem. Najlepiej uczyć się na kursie! (fot. arch. Bogusław Kowalski)

Jaki sprzęt będzie nam potrzebny? Co należy do „must have”, co dobrze jest mieć, ale nie jest już konieczne?

Raki – koniecznie z antibootami, czyli podkładkami zabezpieczającymi przed tworzeniem się koturnów śnieżnych pod butami, czekan turystyczny w terenie eksponowanym. W przypadku wyjścia gdzieś wyżej ABC lawinowe traktowane łącznie: detektor lawinowy, łopata i sonda. Plecak, a w nim zapasowe rękawiczki i skarpetki, kominiarka, apteczka turystyczna, płachta NRC, termos z ciepłą i osłodzoną herbatą, szturmżarcie – od Jaśka Kuczery podpatrzyłem kilka lat temu sery typu camembert i zabieram je na niemal każdą wycieczkę i wspinaczkę, czekolada (najlepiej nadziewana – trudniej zamarza) na czarną godzinę. Czołówka, mapa i kompas, okulary przeciwsłoneczne. Należy pamiętać, że sprzęt techniczny nie ma służyć do robienia wrażenia na napotkanych turystach/turystkach, trzeba jeszcze umieć się nim posługiwać!

Z rzeczy, które opcjonalnie zabieramy w góry, można mieć ze sobą awaryjny pakiet grzewczy, z pewnością przydadzą się kije turystyczne z dużymi talerzami, stoptuty (zależnie od modelu buta – niektóre mają zintegrowane kołnierze antyśnieżne), aparat GPS – ze względu na dokładność i żywotność baterii lepiej mieć osobne urządzenie, a nie tylko smartfon.

Jaką strategię ubioru zastosować zimą?

Od lat najlepszą metodą jest ubieranie się „na cebulkę”, pomimo ulepszeń technologicznych materiałów nic się nie zmieniło. Może poza tym, że obecnie w przypadku dobrej, bezwietrznej pogody, zmieniła się ostatnia warstwa. Ja ubieram się następująco: bielizna termoaktywna (kalesony zakładam zależnie od temperatury), bluza polarowa – stretch z kapturem, kamizelka z PrimaLoftu – nie rozstaję się z nią niemal przez całą zimę, softshell, kurtka zewnętrzna z membraną, na chłodniejsze dni i na całodniowe wycieczki do plecaka wkładam kurtkę z PrimaLoftu. Jeśli chodzi o spodnie, to stosuję kilka kombinacji. Jeśli jest ciepło (czyli w granicach 0°C), ale wilgotno, to zakładam softshell i na to Gore-Tex. Jeśli jest nieco chłodniej, ale sucho i bezwietrznie, to kalesony oraz softshell. Jeśli temperatury, wilgotność śniegu i wiatr są niekorzystne, stosuję wszystkie trzy warstwy. Z tym, że na ogół podchodzę w dwóch warstwach, a gdy docieram pod drogę wspinaczkową, albo w okolice grani – tam gdzie jest ekspozycja wiatru – to wciągam ostatnią warstwę. Należy pamiętać, że plecak służy nam do noszenia odzieży, to znaczy: gdy jest mi zimno, to wyciągam kolejną warstwę, ale gdy jest za ciepło, to się rozbieram. Przegrzanie tak samo jak zziębnięcie prowadzi do utraty energii (a poza tym do odwodnienia) i w przypadku dłuższej wycieczki – do wychłodzenia organizmu. Należy być ubranym w ten sposób, żeby podczas postoju po kilku minutach odczuwać chłód. Ja właśnie w tym momencie zakładam zazwyczaj kurtkę.

Skąd czerpać informacje o pogodzie i zimowych zagrożeniach na szlakach?

Komunikaty dotyczące warunków w górach obecnie pojawiają się niemal w każdych mediach. Niestety, tak samo jak relacje z wypadków, które są dla dziennikarzy niczym powietrze. Rzetelnych informacji należy szukać przede wszystkim na stronach TOPR-u i GOPR-u. A już na miejscu warto zasięgnąć języka u dyżurnego ratownika, instruktora PZA, przewodnika wysokogórskiego, przewodnika tatrzańskiego. Te środowiska się przenikają, wymieniamy się między sobą wiedzą. Zdecydowanie odradzałbym zdobywanie wiedzy od tzw. internetowych ekspertów – mówimy przecież o sytuacji, w której błędy mogą skutkować nawet utratą życia.

Jak czytać ostrzeżenia lawinowe? Co one oznaczają?

Przede wszystkim należy sobie uświadomić, że dotyczą nas wyłącznie trzy stopnie zagrożenia lawinowego: od I do III. Czwarty i piąty stopień nie powinny nas interesować, gdyż przy takim zagrożeniu powinniśmy pozostać w schronisku, w pensjonacie, w domu. Interesujące nas stopnie I, II i III mają odpowiednie charakterystyki: niski, umiarkowane, znaczny. Warto jednak pamiętać, że w danym miejscu, w żlebie, na polu śnieżnym, może być zagrożenie o wiele wyższe. Wszystko zależy od warunków, w tym między innymi od nachylenia i wystawy zbocza, temperatur, oraz, co uważam za najważniejsze „historii” wiatrów. Tatry są bardzo niebezpieczne właśnie z powodu porywistych wiatrów i odkładania się depozytów śniegu. W zależności od fazy zimy inaczej należy interpretować stopnie zagrożenia, gdyż inna jest grubość pokrywy śnieżnej, inne podłoże. Warto zwrócić uwagę na to, że od kilku lat w Tatrach TOPR podaje zagrożenie do i od wysokości 1700 m n.p.m. Tak więc stopień zagrożenia lawinowego daje nam ogólną informację dotyczącą warunków w górach, a do nas należy interpretacja sytuacji na trasie naszej wycieczki. Dlatego warto się szkolić, zdobywać doświadczenie, a jednocześnie mieć w sobie pokorę, gdyż nigdy nie będziemy mieli wszystkich danych pozwalających na bezbłędną ocenę sytuacji. Zawsze pozostaje margines, na temat którego Werner Munter wygłosił znaną sentencję: „Ekspercie, pamiętaj, lawina nie wie, że jesteś ekspertem”.

Kolejne zagrożenie to wychłodzenie. Jak się przed tym chronić?

Przede wszystkim: profilaktyka. Zacznijmy od celu, bo dłuższa wycieczka to większy wydatek energetyczny, większe ryzyko zmiany warunków, no i większa szansa, że nastąpią jakieś komplikacje. To znaczy, że musimy być przygotowani do każdych warunków w trakcie wycieczki. Tak więc ubiór dopasowany do temperatury, czyli taki, żeby się nie przegrzewać, ale też nie wychładzać. Najistotniejsze jest to, żeby być przygotowanym na zmienne warunki i w razie potrzeby schować lub wyjąć z plecaka kolejną warstwę ubrań. Trzeba też pamiętać, żeby na postojach nie siadać lub kłaść się na śniegu. Tracimy wówczas cenną energię i po starcie więcej czasu potrzebujemy na ponowne ogrzanie organizmu. W plecaku trzeba też mieć termos z ciepłą herbatą (ja, choć na co dzień nie używam cukru, zimą zawszę ją słodzę) oraz wysokokaloryczne jedzenie. Umiejętność unikania wychłodzenia na długich wycieczkach zdobywa się z czasem. Dlatego warto zaczynać od krótszych eskapad.

A może ten cały wysiłek nie jest wart zachodu…? Dlaczego warto wybrać się zimą w góry?

Dla mnie najważniejsza jest estetyka, pomimo biało-czarnej kliszy nie ma piękniejszych gór niż zimą. Drugą kwestią jest znikoma ilość ludzi obecnych w tym czasie w górach, a tym samym: cisza pozwalająca na byciu z samym sobą w środowisku, które sprzyja refleksji. Trzecia sprawa to potęga gór – latem są one o wiele bardziej dostępne, zimą może być tak, że dany szlak, droga wspinaczkowa, szczyt nie będzie osiągalny przez wiele tygodni. Warto pamiętać o tym, że człowiek wobec natury jest tak naprawdę słaby.

***

Bogusław Kowalski

Bogusław Kowalski  – Po raz pierwszy wędrował po Bieszczadach w 1980 roku, wspina się od 1991, a od 1997 nieprzerwanie uczy wspinaczki. Wspinał się między innymi w Tatrach, Dolomitach, Alpach, w Górach Szkocji, w Andach, Patagonii i w Himalajach. Współautor nowych dróg w wielkich ścianach gór Ameryki Południowej. Instruktor alpinizmu PZA, trener II klasy we wspinaczce sportowej i instruktor wspinaczki wysokogórskiej. W latach 2007-2010 był Przewodniczącym Komisji Szkolenia, a 2013-2016 Przewodniczącym Komisji Bezpieczeństwa PZA. Swoje umiejętności szkoleniowe zdobywał m.in. na stażach w Ecole Nationale de Ski et d.Alpinisme, w Chamonix, we Francji oraz w Scotland’s National Outdoor Training Centre, w Glenmore Lodge, w Szkocji.

***

*Artykuł ukazał się w pierwszym wydaniu Outdoor Magazynu, 1/Grudzień 2016, dostępnym w sklepach outdoorowych

Exit mobile version