Tatry na przełomie pór roku – jak to ugryźć? Rozmowa z Bogusławem Kowalskim, instruktorem PZA

Pierwsze wiosenne promienie słońca zachęcają do górskich wędrówek – z jakimi zagrożeniami powinniśmy się liczyć? Jak się przed nimi ustrzec? Jakie wnioski wysnuć z tragicznych, tatrzańskich wypadków minionej zimy? Jak się ubrać w góry, co ze sobą zabrać? Na te i inne pytania odpowiada Bogusław Kowalski, instruktor alpinizmu PZA, Przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa Polskiego Związku Alpinizmu.

Bogusław Kowalski (fot. arch. Bogusław Kowalski)
Bogusław Kowalski (fot. arch. Bogusław Kowalski)

Aneta Żukowska: Zima w Tatrach trwa w najlepsze, jednocześnie zawitała już kalendarzowa wiosna, możemy więc powoli podsumowywać minione miesiące. Jeśli chodzi o wypadki, tragiczny był zwłaszcza przełom roku, kiedy to w ciągu zaledwie tygodnia po polskiej i słowackiej stronie zginęło czternaście osób. Jak oceniasz mijającą zimę? Czy rzeczywiście odbiegała od poprzednich jeśli chodzi o wypadki w Tatrach?

Bogusław Kowalski (instruktor alpinizmu PZA, Przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa PZA): Moim zdaniem, jeśli chodzi o pogodę, to miniona już zima nie odbiegała niczym od poprzednich. Tak jak w ubiegłych latach było mało śniegu, dopiero w marcu spadło go tyle, że możliwe stało się uprawianie skialpinizmu. Być może więcej, ale jest to moja subiektywna ocena, było silnych wiatrów, w tym halnych. Jest to dość ważne spostrzeżenie, gdyż ugruntowuje się w końcu dość oczywista opinia, iż wiatr jest w Tatrach jednym z głównych czynników lawinotwórczych. Co do wypadków z przełomu roku, zgadzam się z kontrowersyjną opinią naczelnika TOPR, Jana Krzysztofa, że panowały wówczas bardzo dobre warunki do uprawiania turystyki i taternictwa. W okolicach Sylwestra było bardzo mało śniegu, w związku z tym niemal nie występowało zagrożenie lawinowe. Było natomiast bardzo twardo, nie powiem, że ślisko, bo wspominanie o czymś takim odnośnie gór, jest po prostu śmieszne. Większość wypadków miało swoje przyczyny w bardzo niskich kompetencjach górskich ofiar. Wybierając się w góry powinniśmy przede wszystkim umieć dopasować cel do swoich umiejętności, posiadać wyposażenie pozwalające na poruszanie w terenie wysokogórskim, no i oczywiście umieć się nim posługiwać. Niestety ignorancja jest dość powszechnym zjawiskiem, stąd wspomniane przez ciebie wypadki.

Gdy na szlakach panowały naprawdę trudne warunki, ratownicy TOPR apelowali do turystów, by nie wyruszali w zimową wędrówkę. Nieskutecznie. Skąd bierze się nonszalancja turystów?

Trudno jest potępiać osoby, które przejechały przez pół Polski, żeby nacieszyć się górami. Jest to zupełnie zrozumiałe, problemem natomiast jest niedopasowanie celów do panujących warunków. Plany, które wykluły się w domowym zaciszu realizowane są bez względu na pogodę, zagrożenia i posiadane umiejętności. Niestety akcje uświadamiające, szkolenia, warsztaty prowadzone przez PZA, TOPR, GOPR i inne stowarzyszenia, wciąż nie docierają do szerokiej liczby odbiorców. Porównując nas z mieszkańcami krajów alpejskich, wiedza górska Polaków stoi na bardzo niskim poziomie.

W trakcie tegorocznego kursu taternictwa zimowego COS PZA Betlejemka – przed wspinaniem lodowym (fot. arch. Bogusław Kowalski)
W trakcie tegorocznego kursu taternictwa zimowego (fot. arch. Bogusław Kowalski)

Czy widzisz jakąś zmianę na przestrzeni ostatnich – powiedzmy – dwóch lat w podejściu do zimowych wędrówek? Turyści są lepiej wyekwipowani? Czy umieją korzystać ze swojego sprzętu? Czy podchodzą bardziej świadomie do górskich niebezpieczeństw?

To się zmienia systematycznie, mamy coraz lepsze wyposażenie, coraz lepszą odzież, zaczynamy zabierać na wędrówki zestawy lawinowe, w górach pojawia się coraz więcej miłośników skitourów. Zdarzają się jednak przypadki zupełnej ignorancji. Prowadząc kursantów na Świnicę poprzedniej zimy, spotkałem pana, który miał założone raki zębami atakującymi z tyłu. Poza tym, że sytuacja wyglądała śmiesznie, byłem zdruzgotany, że przedstawiciel inteligentnego przecież gatunku, dotarł w rozpaczliwy sposób tak wysoko. Niestety takie przypadki wciąż się zdarzają.

Po serii tragicznych wypadków ze stycznia, w prasie pojawiły się doniesienia o pomyśle rządu na wprowadzenie u nas zasad podobnych do tych jakie panują na Słowacji – zimą Tatry są zamykane, a turyści płacą za akcje ratownicze. Jak odnosisz się do tego typu pomysłów?

Moim zdaniem jest to zupełne niezrozumienie tematu. Można to porównać z zakazem używania w kuchni noży, bo można się nimi skaleczyć. Góry są miejscem, w którym powinniśmy bywać, bo to nas rozwija. Dlatego o wiele lepszym pomysłem byłyby akcje szkoleniowe, pokazy, warsztaty, prowadzone między innymi w szkołach. Dla mnie wybór pomiędzy zakazem, a zrozumieniem jest oczywisty. Przykład ze Słowacji jest według mnie absurdalny, gdyż jest to jedyny kraj w UE, w którym obowiązuje zakaz rodem z głębokiego komunizmu. Dodam jeszcze, że nieskuteczny, bo przykładowo dozwolone dojście do schroniska Chata Teryho jest zagrożone zejściem lawiny. Odnośnie odpłatności za akcje ratownicze, to generalnie jestem na tak, ale jest to nie do zrealizowania w obecnym systemie prawnym. Wyprawa po osobę poszkodowaną w górach nie różni się niczym od akcji na akwenach wodnych, w tym zimą, czy na jezdniach. A przecież poza górami również mamy do czynienia z osobami niekompetentnymi, działającymi brawurowo, a często też pijanymi. Ażeby akcje w górach były odpłatne należałoby zmienić cały system ratownictwa.

W trakcie tegorocznego kursu taternictwa zimowego – zjazd z Kotła Kościelcowego (fot. arch. Bogusław Kowalski)
Tatrzańskie miksty (fot. arch. Bogusław Kowalski)

Z pewnością istotna jest edukacja. Dobrym przykładem jest zimowy biwak WinterCamp organizowany przez Polish Outdoor Group, dzięki któremu informacje o turystyce górskiej pojawiają się także w mediach. Jednocześnie wielu Polaków nadal nie czuje żadnych obaw przed spędzeniem zimowych ferii na tatrzańskich szlakach, mimo że nie są do tego przygotowani. Czy jest szansa na jakieś bardziej systemowe podejście do tematu edukacji z turystyki górskiej?

Moim zdaniem należałoby wprowadzić do szkół program edukacyjny, którego odbiorcami byliby nie tylko uczniowie, ale także nauczyciele. Myślę sobie, że tematyka powinna być dość szeroka i wykraczająca poza tradycyjne pojmowanie lekcji. Uwzględniłbym m.in. geografię, tzw. zachowania proekologiczne – inaczej mówiąc zachowanie w górach na szlaku, wyposażenie: ubiór w zależności od pory roku, wyposażenie (plecak, czołówka, mapa, kompas, apteczka), jedzenie i picie na wycieczce górskiej, posługiwanie się mapą, kompasem, gps-em, zachowania w razie sytuacji awaryjnej – załamania pogody, burze, wiatr, ciemności, udzielanie i wzywanie pierwszej pomocy, przygotowanie i realizacja planu wycieczki. Jest to oczywiście luźny pomysł, ale gdyby ubrać to w sensowny program, dodać do tego spotkania z instruktorami, ratownikami, czy wspinaczami, którzy mieszkają na terenie całej Polski, to mielibyśmy fajnie wyedukowane dzieciaki.

W trakcie tegorocznego kursu taternictwa zimowego (fot. arch. Bogusław Kowalski)

Uczyć się można także na podstawie analizy dobrych praktyk. Czy mógłbyś podpowiedzieć jakim minionym wyprawom warto się przyjrzeć pod tym względem i dlaczego?

Niestety większość ciekawostek pozostaje tajemnicą ich uczestników. Więcej danych mamy przy okazji wypadków i tragedii. Przykładowo Broad Peak mamy już chyba bardzo dobrze przerobiony. Z udanych wypraw świetnym materiałem jest analiza akcji na Polish Couloir w Dolinie Tagas. Koledzy mieli prognozę zapowiadającą załamanie pogody i kuszącą perspektywę wejścia na wydawałoby się nieodległy dziewiczy szczyt. Inna historia, to zmagania na Annapurnie IV. Występuje tu chęć realizacji celu, niby nieistniejąca, ale zawsze obecna w głowach presja mediów i sponsorów, aż w końcu fatalne warunki w ścianie. Normalna byłaby w takiej sytuacji choćby próba wspinaczki, zgodnie z zasadą „po to tu przyjechaliśmy”. O wielu sytuacjach niestety nie mogę mówić, bo nie zostałem upoważniony przez bohaterów do ich upubliczniania.

Wiedzy można szukać także na kursach organizowanych przez Polski Związek Alpinizmu oraz przez Kluby Wysokogórskie. Czy można zacząć od zimowego kursu, czy lepiej najpierw oswoić się z zaawansowaną turystyką latem?

Na kursy turystyki zimowej trafiają często ludzie, którzy mają za sobą doświadczenia w górach, wielu z nich ukończyło wcześniej kursy wspinaczki skalnej. Zima to kolejny etap i w takim przypadku należałoby mieć już za sobą letnie wędrówki w wyższych partiach Tatr.

Z jakimi zagrożeniami należy liczyć się w górach? Jak się przed nimi ustrzec?

Lawiny, wiatr, niska temperatura, załamania pogody, ciemności to tylko kilka zagrożeń obiektywnych. Największym zagrożeniem w górach jesteśmy jednak my sami. To my podejmujemy decyzję o wejściu w teren zagrożony, na zbyt długą wycieczkę, czy źle wyekwipowani. Dla nas instruktorów najważniejsza jest profilaktyka. Zobrazuję to na przykładzie zestawu lawinowego – jeśli jesteśmy zmuszeni do użycia go w realnej akcji ratunkowej, to znaczy, że błąd popełniony został wcześniej. Posiadanie sprzętu – nie tylko osobom niedoświadczonym – daje złudne poczucie bezpieczeństwa. W książce „Krew bacy” jej bohater opowiada jak na dywanie w swoim pokoju, patrząc na youtuba, uczył się używania raków i czekana. Czytałem to na przemian przerażony i zdumiony, że człowiek może popełnić tyle podstawowych błędów, a mimo to przeżyć wejście na Mont Blanc. Niestety wielu początkujących gra w popularną grę „w dwa uda”. Tak więc czytajmy, szkolmy się – polecam instruktorów PZA i kursy lawinowe TOPR – zbierajmy doświadczenia, ale stopniowo, bez drogi na skróty, bierzmy udział w warsztatach w klubach wysokogórskich, na festiwalach. Czyli róbmy wszystko, żeby nasi koledzy z TOPR i GOPR nie musieli wykazywać się swoimi umiejętnościami.

Warunki w Tatrach na przełomie roku (fot. TPN)

Czym różnią się zagrożenia w niższych i wyższych partiach gór?

Już sam komunikat TOPR o zagrożeniach lawinowych dzielony jest na powyżej i poniżej 1700 m n.p.m. Mamy więc do czynienia z większą ilością śniegu, większą stromizną, ekspozycją na wiatr, niższą temperaturą. W niższych partiach gór te czynniki nie występują lub występują w mniejszej skali. Należy też liczyć się z dłuższym czasem oczekiwania na profesjonalne służby ratownicze. Dobrą ilustracją tego zagadnienia są biegacze górscy, którzy bardzo często trenują zimą na szlakach doprowadzających na Halę Gąsienicową. I o ile można ich jeszcze spotkać w drodze na Kasprowy Wierch lub Czarny Staw, to gdzie indziej ich raczej nie uświadczymy. Nie to wyposażenie, nie ten ubiór.

Jak chronić się przed wychłodzeniem, gdy w wyniku wypadku i podczas oczekiwania na pomoc, jesteśmy na nie narażeni?

Jest to trudny problem, wszystko zależy od tego, gdzie się znajdujemy i jaki mamy sprzęt. Jeśli osoba poszkodowana nie jest w stanie się ruszać, to należy odizolować ją od podłoża i jeśli to możliwe – od wiatru. W tym celu używamy wszystkiego co mamy, w tym plecaka i płachty NRC. Dlatego tak ważne jest zabranie odzieży pozwalającej na funkcjonowanie przez długi czas na mrozie. Niejednokrotnie zżymam się na siebie, gdy patrzę na zawartość plecaka. Bardzo często nie zakładam spodni zewnętrznych, czy kurtki z PrimaLoftu. Jednak w takiej sytuacji są one nieocenione. Na wspinanie czy wycieczki zabieram zawsze oprócz czapki kominiarkę, zapas rękawiczek (w tym łapawice) i dodatkowe skarpetki. Nie od rzeczy byłoby zabranie worków foliowych, którymi możemy odizolować suche skarpetki od wilgotnych butów. Ważne jest – jak wspomniałem – osłonięcie od wiatru poprzez wkopanie jamy śnieżnej lub wybudowanie murku, a nawet czegoś w rodzaju igloo. Innym, równie ważnym czynnikiem jest psychika, a to jest „trenowalne” – osoby doświadczone potrafią dłużej wytrzymać w trudnych warunkach.

Szkolenie w ramach Akademii Górskiej 2014 (fot. Outdoor Magazyn)

Co ma począć początkujący turysta, któremu zamarzy się zimowa wędrówka po Tatrach? Jak ugryźć ten temat, żeby nie zrobić sobie krzywdy, a jednocześnie mieć frajdę z przebywania w górach?

Myślę, że dobrym pomysłem jest wybranie się do Betlejemki na kurs turystyki zimowej. Samodzielne próby powinny się kończyć chyba nad Czarnym Stawem na Hali i w Morskim Oku. A trzeba pamiętać, że w złych warunkach dojście na Gąsienicową przez Boczań czy Jaworzynkę jest narażone na lawiny, wiatr, można się tam poślizgnąć i spaść wiele metrów.

Przed nami tatrzański przełom pór roku. Jak wiosną zmieniają się warunki na szlakach, na co zwrócić uwagę podczas górskich wypraw w najbliższych miesiącach?

Wiosną dużym zagrożeniem jest śnieg, który pod wpływem temperatury staje się mokry i ciężki. Symptomatyczne jest, że pomimo braku opadów ratownicy ogłaszają wyższe stopnie zagrożenia lawinowego. Ponadto wysoka temperatura skłania do negliżu, a to prowadzi do poranienia w przypadku poślizgnięcia. Późną wiosną turystów kusi możliwość ślizgania i zjazdów na płatach śniegu. Ze względu na to, że na końcu takiego płata często zalega rumosz skalny, zabawy mogą zakończyć się tragicznie.

Co byś zaliczył do absolutnego kanonu na górskie szlaki pod względem ubioru i sprzętu, zarówno zimą, jak i latem?

Ubiór na cebulkę, to podstawa – dzięki temu mamy możliwość reagowania na zmiany temperatury. Niezależnie od pory roku powinniśmy mieć rękawiczki (zimą zapas), czapkę, czołówkę, mapę i kompas (jak ktoś lubi, to gps – oprócz, a nie zamiast!), apteczkę, gorące picie w termosie, jedzenie, okulary przeciwsłoneczne. Zimą czekan, raki i kask są nieodzowne. W ubiorze najważniejszą różnicą będą buty, latem ja stosuję lekkie podejściówki, zimą będzie to wysokie obuwie, do których dobieramy raki. Częstym błędem jest kupowanie osobno butów i raków, po czym okazuje się, że jedno do drugiego nie pasuje.

Ośnieżone szczyty Granatów w Tatrach (fot. Aneta Żukowska)

Uzupełnieniem górskiej praktyki może być wiedza teoretyczna. Czy możesz zaproponować jakiś spis lektur obowiązkowych?

Taką cegłą dla turystów jest książka „Góry, wolność i przygoda”, zawiera ona wszystko co powinien wiedzieć nie tylko turysta, ale także taternik. Jako konsultant merytoryczny brałem udział w najnowszym wydaniu tej książki i mogę ją polecić osobom początkującym, ale także zaawansowanym. Pomimo różnic kulturowych i innego od naszego podejścia do niektórych kwestii technicznych, uważam, że jest to doskonała pozycja. Specyfiką tej lektury jest fakt, że Amerykanie wydają ją od 1960 roku co pewien czas, aktualizując i uzupełniając o ważne treści. Niestety w Polsce, pomimo ciągłości myśli szkoleniowej, nie możemy się pochwalić taką pozycją książkową. Inne dostępne na rynku poradniki i podręczniki nie są tak kompleksowe i traktują zagadnienia tematycznie.

Niebawem zacznie się również sezon wspinaczkowy, polskie skały zaroją się od głodnych wyzwań wspinaczy. Po spędzeniu zimy na bezpiecznych ścianach wspinaczkowych, może i tu warto przypomnieć o zagrożeniach.

W skałkach największym problemem jest nonszalancki sposób asekurowania. Materiał „BHP wspinania – uwaga na drugą wpinkę” jest dla mnie jak najbardziej aktualny. Dla każdego wspinacza znającego podstawy fizyki jasne jest, że lina, która może rozciągnąć się nawet do 40 proc. nie chroni przed upadkiem na ziemię nie tylko przed drugą, ale często przed wpinką. Niestety powszechny jest obrazek asekuranta stojącego w znacznej odległości od skały, od którego lina wlecze się po ziemi, a w dodatku nie skupionego na tym co robi partner. Innym zagrożeniem jest brak węzła na drugim końcu liny (lub dowiązania się asekuranta). Dla mnie, instruktora, jest to problem, bo gdy wspinam się lub szkolę w pobliżu, to czuję się niekomfortowo. Często reaguję, ale zdarza się, że nie mam możliwości lub asekurant nie przyjmuje do wiadomości, że robi coś źle. Dlatego tak ważna jest rola mediów, żeby przypominać przed sezonem o zagrożeniach, o których zapominamy na panelu.

 

Exit mobile version