13 stycznia podczas akcji na Nanga Parbat Adam Bielecki odpadł od ściany. 80-metrowy lot zakończył się na szczęście jedynie stosunkowo drobnymi obrażeniami, ale Polak musiał przerwać akcję górską i zawrócić na dół.
Informację o wypadku przekazał Daniele Nardi, którego wyprawa, jak pisaliśmy, połączyła siły z ekipą Adama Bieleckiego i Jacka Czecha. Nardi tak relacjonuje przebieg wypadku:
Brakowało nam ok. 200 metrów, by osiągnąć ścianę Kinshofera i kolejnych 200 m do obozu drugiego. Wspinaliśmy się bardzo szybko, mimo dużego obciążenia. Złożyliśmy depozyt na 5700 m i wzięliśmy ze sobą 400 metrów liny. Adam prowadził. Przeszedł lodową rynnę i zatrzymał się na wys. ok. 5800 m. Słyszałem jak wbija haka, coś się stało i odpadł. Leciał około 80 metrów. Czekałem na uderzenie, kalkulowałem, byłem pewien, że dwie śruby lodowe w twardym lodzie utrzymają lot. Na szczęście upadek nastąpił na stoku wolnym od skał. […] Jeśli by sobie coś złamał, nie byłoby łatwo zabrać go w dół, ale na szczęście upadek spowodował jedynie wiele siniaków i utratę sprzętu. […] Przez chwilę Adam myślał o kontynuowaniu wspinaczki, jednak zawróciliśmy do jedynki, a następnie do bazy by go opatrzyć. Gdy schodziliśmy Adam uśmiechnął się i podziękował.To był trudny moment, który przeszliśmy razem. Dzisiaj będziemy świętować.
Adam Bielecki tak opisuje wypadek:
Nanga nie pobłaża… Trzecie wyjście w stronę dwójki i znowu przygoda. Podczas poręczowania poleciałem z urwaną liną, którą chwilę wcześniej zawiesiłem. Na szczęście Daniele asekurował mnie drugą liną. Pomimo długiego lotu nic groźnego mi się nie stało chociaż trochę poturbowałem prawą dłoń. Siedzimy w bazie, liżemy rany, śledzimy prognozy i zastanawiamy się co dalej.
Tymczasem nowi wyprawowi partnerzy Adama, Alex Txikon i Ali Sadpara, podciągnęli poręczówki pod start ściany Kinshofera (ok. 6050 m).
Jutro zamierzają pokonać, korzystając m.in. z ubiegłorocznych poręczówek, najtrudniejszy fragment drogi, czyli właśnie ścianę Kinshofera i dotrzeć do miejsca obozu drugiego na wysokości 6100 m.