Vinschger Wind – rowerowa historia z Południowego Tyrolu

Południowy Tyrol to raj dla rowerzystów górskich w północnych Włoszech. Aby zasmakować tej przygody nie trzeba być profesjonalistą, dysponować drogim sprzętem czy grubym plikiem papierów potwierdzającym ukończenie przeróżnych kursów. Jazda górskimi szlakami oraz tzw. flow trackami, choć z pozoru może wydawać się bardzo wymagająca, jest tak naprawdę aktywnością dla każdego – sprawdziliśmy to na własnej skórze. Oto krótka relacja, a zarazem propozycja przyjemnej wycieczki rowerowej w tym regionie.

Rowerem MTB / enduro przez góry Południowego Tyrolu (fot. outdoormagazyn.pl)

Z Danielem Satto, przewodnikiem i instruktorem MTB, spotykam się o poranku w wypożyczalni sprzętu rowerowego w miejscowości Naturno/Naturns. Słońce już mocno grzeje, a na niebie nie ma chmur – zapowiada się piękny dzień (w Południowym Tyrolu to codzienność, w ciągu roku jest tutaj 300 słonecznych dni).

Daniel pracuje w Ötzi Bike, jednym z wielu punktów w Południowym Tyrolu, gdzie wypożyczycie sprzęt, dostaniecie darmowe mapy i opisy tras oraz otrzymacie fachową radę i informacje na temat aktualnych warunków w górach (fot. outdoormagazyn.pl)

Daniel pokazuje mi na mapie trasę, jaką zaplanował na dzisiaj i szybko dobiera odpowiedni sprzęt. Pyta, czy nie wolałbym roweru elektrycznego. Miałem okazję już wypróbować to bądź co bądź komfortowe rozwiązanie, więc dziękuję i biorę rower bez wspomagania (tej decyzji będę żałował na pierwszych metrach stromego podjazdu) – oczywiście full suspension, średnica koła 27,5 cala – wg mojego instruktora to najlepszy wybór na tego typu trasę.

Dobry sprzęt daje pewność na górskim szlaku (fot. outdoormagazyn.pl)

Dojazd do punktu, w którym zacznie się nasza rowerowa przygoda, nie nastręcza problemów – korzystamy z furgonetki wypożyczalni. W innym przypadku (wycieczki bez przewodnika) należy skorzystać z innych środków transportu, które opisywaliśmy w artykule poradnikowym.

Zaczynamy! Z Montefranco/Freiberg w góry prowadzi nas wąska, ale przez pierwsze kilka kilometrów asfaltowa droga. Niemniej to dla mnie najtrudniejszy odcinek – jest bardzo stromo. Jedziemy na najniższym biegu, wznosząc się mozolnie, a w twarze wieje nam wiatr. Pytam Daniela, czy tu tak zawsze. „Das ist Vinschger Wind” – odpowiada, i mówi, że tak. W miarę jak zdobywamy wysokość, wiatr przybiera na sile i staje się bardzo mroźny. Sapię ciężko, naciskając na pedały i już wkrótce zaczyna boleć mnie gardło. Dobrze, że wziąłem ze sobą ciepłą kurtkę i buffa. Po porannej sielance w dolinie pozostało tylko wspomnienie.

Spadek temperatury w miarę wznoszenia rekompensują coraz piękniejsze widoki (fot. outdoormagazyn.pl)

Pierwszy fragment trasy jest bardzo stromy. Podobno tak zaczyna się większość tutejszych tras rowerowych. Wynika to z ukształtowania terenu. W dalszej części podjazdu asfalt przechodzi w szutr, nachylenie staje się łagodniejsze, a ścieżka wije się, przecinając kolejne dolinki i żleby.

W końcu dojeżdżamy do schroniska. Temperatura odczuwalna spadła o niemal 20 st. C. Przyśpieszone oddechy i wiatr sprawiają, że tutaj już obaj mówimy z silną chrypą. Pomimo nadal czystego nieba i pięknego słońca, aby się posilić wchodzimy do środka.

Schronisko Marzoner Alm, położone na wysokości ok. 1600 m (fot. outdoormagazyn.pl)

Marzoner Alm to malutkie i wyjątkowo przyjazne schronisko, jedno z ulubionych Daniela. Właścicielka wita nas serdecznie – maj to okres przejściowy – nie ma tu jeszcze zbyt wielu gości. W karcie znajduje się kilka ciekawych pozycji. Za radą Daniela decyduję się na tradycyjne, dwuczęściowe danie, o którym warto wspomnieć.

Są to „Speckknödel” oder „Käseknödel”, rodzaj tradycyjnych knedli w kształcie kuli, które góralom Południowego Tyrolu dają siłę do pracy w nierzadko nieprzyjaznych górskich warunkach. Moje danie nosi nazwę „Speckknödelkombi” i kosztuje 10,50 euro. Dostaję łącznie 3 knedle – jedna kulka pływa w rosole, dwie pozostałe leżą na sałatce. Smakują fantastycznie, szczególnie po wysiłku i hiperwentylacji krystalicznie czystym, rześkim powietrzem. Danie jest bardzo pożywne i najadam się do syta – to dobrze, bo zapas energii jeszcze się przyda. Mniejsze dania, również lokalne, mogą stanowić atrakcyjną alternatywę, a ich ceny nie są wygórowane (sałatka, zupa, kiełbasa z grilla to 4-6 euro).

Speckknödelkombi (fot. outdoormagazyn.pl)

Choć wina Południowego Tyrolu jak zawsze kuszą, tym razem się powstrzymuję – przed nami jazda. Ponadto moje podrażnione wiatrem gardło z przyjemnością przyjmuje ciepłą, ziołową herbatę.

***

Rowerem MTB / enduro przez góry Południowego Tyrolu (fot. outdoormagazyn.pl)

Miałem już styczność z rowerami MTB, szlakami górskimi i single trackami, ale z przyjemnością słucham rad Daniela, który przygotowuje mnie w ten sposób do zjazdu. Momentalnie wychwytuje moje braki w wiedzy i błędy w technice. Niemniej po chwili jesteśmy gotowi do zjazdu.

Rozpoczynamy zjazd. Nasza trasa pokrywa się na tym odcinku z jednym z główny szlaków w rejonie – Bike Highline Merano (fot. outdoormagazyn.pl)

To prawdziwa frajda. Rower jest świetny, „połyka” nawet spore kamienie i korzenie. Mkniemy w dół z prędkością dochodzącą do 40 km/h. To klasyczny szlak górski, dość stromy, niezbyt kręty. Miejscami trzeba zwalniać ze względu na ostry zakręt lub drewniany mostek nad strumykiem. W pewnym momencie Daniel zatrzymuje mnie oznajmiając, że ma problem z rowerem. Sprawa na szczęście nie jest poważna i wkrótce kontynuujemy zjazd. To jednak zapowiedź kolejnych kłopotów.

Zjazd czerwonym szlakiem rowerowym od Marzoner Alm (fot. outdoormagazyn.pl)

Zjechaliśmy już większą część zbocza. Nasza trasa na chwilę połączyła się z asfaltową drogą. Szybki zjazd i wyśmienite umiejętności Daniela, który nie zwalniał przejeżdżając nawet przez największe kamienie, odbiły się ponownie na jego rowerze. Tylna opona została przebita.

Przymusowy postój jest bardzo przyjemny. Zielona trawa, rzadki las iglasty, piękne widoki. Daniel ma ze sobą wszystkie potrzebne narzędzia i części zamienne. Nasza krótka wycieczka pokazuje mi, jak bardzo ważne jest odpowiednie przygotowanie. Więcej na ten temat piszę w poradniku.

Wymiana dętki w wykonaniu profesjonalisty zajęła moment (fot. outdoormagazyn.pl)

Dalsza trasa – na przemian szutrem, ścieżką w lesie i drogą – sprowadza nas niemal na dno doliny. Znowu jest ciepło, ściągamy wierzchnie warstwy. Jedziemy wśród sadów jabłoni i winnic. Pomimo zmęczenia czuję niedosyt. Najwyraźniej dostrzega to Daniel i proponuje: „Może pojedziemy jeszcze na flow track?”

Oto znak zapowiadający dobrą zabawę (fot. outdoormagazyn.pl)

Pewnie, ruszajmy! Okazuje się, że trzeba trochę podjechać w górę, ale niewiele. Wkrótce jesteśmy na zboczach powyżej Naturno, gdzie znajduje się kilka świetnie przygotowanych i wyprofilowanych flow tracków. Jedziemy na jeden z łatwiejszych, ale nie obawiajcie się – nawet najłatwiejszy zjazd tutaj to genialna zabawa. Wszystkie trasy są świetnie oznaczone.

Daniel na flow tracku (fot. outdoormagazyn.pl)

Niestety, w końcu dojeżdżamy ponownie do asfaltowej drogi, która prowadzi nas z powrotem do Naturno, końca naszej wycieczki. Łącznie przejechaliśmy 20 km po górach. Średnia prędkość wyniosła tylko 6,7 km/h, za co winę ponosi po części moje słabe tempo na podjazdach, a po części liczne przerwy na zdjęcia i drobne awarie. Daniel określił nasze tempo jako dobre, dlatego też jestem pewien, że tę trasę mogę polecić każdemu sprawnemu turyście, który nie ma wcześniejszych doświadczeń z MTB – my mieliśmy spory zapas czasu – cała wycieczka zajęła nam jedynie 5 godzin (3 godziny jazdy).

Nasza trasa i podstawowe dane (źródło: Daniel Satto)

Przejazd przez góry, postój w schronisku i zjazd szlakiem były piękną górską przygodą. Pomimo tego dla mnie to ta ostatnia część – zabawa na serpentynach jak gra w ciuciubabkę z grawitacją – była wisienką na torcie. Abstrahując jednak od indywidualnych preferencji: ta krótka wycieczka pokazała mi, jak wiele rowerowych przygód kryje się w górach Południowego Tyrolu.

Na pewno tu wrócę (fot. outdoormagazyn.pl)

***

W relacji wspomniałem o rowerze elektrycznym. Cieszę się, że udało mi się przejechać naszą trasę wyłącznie dzięki sile własnych nóg. Ale uważam też, że e-bike’i to świetne narzędzie, które umożliwia w górach pokonywanie dłuższych tras i cieszenie się kilkoma zjazdami w ciągu jednego dnia. Jest to także, a może i przede wszystkim, świetne rozwiązanie dla rodzin, które chciałby w ten sposób razem spędzić czas – elektryczny motor może w takim przypadku wyrównać różnice kondycyjne członków rodzinnego „zespołu”.

Informacje praktyczne na temat planowania wycieczek rowerowych w Południowym Tyrolu, możliwości wypożyczenia rowerów oraz niezbędnego ekwipunku, jaki należy spakować na tego typu eskapadę, znajdziecie w naszym poradniku:

Więcej informacji na temat wycieczek rowerowych w Południowym Tyrolu znajdziecie na stronie:

Natomiast ogólne informacje na temat regionu znajdują się tutaj:

Michał Gurgul

Exit mobile version