Ślad freeridera

rozmowa z Mathieu Schaerem

fot. Vernon Deck

Nie chodzi o to, by w imię ochrony naszej planety rezygnować z przyjemności. Możemy przecież korzystać z gór, cieszyć się jazdą na nartach czy na snowboardzie. Kluczem jest zmiana naszego podejścia. Na czym powinna polegać i co zrobić, by ośnieżonymi górami i lodowcami mogły cieszyć się nasze wnuki? Między innymi o tym z profesjonalnym snowboardzistą i bohaterem filmu „Shelter”, Mathieu Schaerem, rozmawia Michał Gurgul.

Jak zaczęła się Twoja pasja?

Miałem to szczęście, że od dziecka wraz z całą rodziną często robiliśmy wypady w góry. Na początku jeździłem na nartach, jednak kiedy mój starszy brat przesiadł się na snowboard, ja oczywiście chciałem zrobić to samo. Miałem wtedy 9 lat. Razem szukaliśmy w górach miejsc, w których można było fajnie pojeździć poza trasami. Trochę później wkręciłem się we freestyle i zacząłem startować w zawodach.

Zarówno w zawodach w snowparku, jak i w górach szybko udowodniłeś, że masz talent. Snowboard stał się sposobem na zarabianie pieniędzy?

Pierwszy sponsor pojawił się, gdy miałem 16 lat. Profesjonalnie zacząłem jeździć w wieku 18 lat – wtedy podpisałem pierwszy poważny kontrakt i podjąłem decyzję, że skupię się wyłącznie na sporcie. Po liceum poświęciłem się freeride’owi jeszcze bardziej, przerwałem edukację na trzy lata. W tym czasie rozpocząłem współpracę z Absinthe Films, dużym producentem filmów snowboardowych. W wieku 20 lat zakończyłem starty w zawodach, skupiłem się na górach i kręceniu filmów.

Tamte filmy można uznać za “klasyczne”.

Tak, robiłem z Absinthe Films jeden film rocznie, w sumie nazbierało się ich osiem. To były standardowe obrazy, pełne pięknych ujęć, przedstawiające wyłącznie wyczyn – nie było w tym żadnej historii. W tamtym czasie zobaczyłem kawał świata, odwiedzając popularne wśród profesjonalnych riderów miejscówki w Kanadzie czy na Alasce.

W wieku 20 lat zakończyłem starty w zawodach, skupiłem się na górach i kręceniu filmów (fot. Vernon Deck)
W wieku 20 lat zakończyłem starty w zawodach, skupiłem się na górach i kręceniu filmów (fot. Vernon Deck)

Twoja kariera sportowa świetnie się rozwijała, ale uznałeś, że czegoś Ci brakuje. Zdecydowałeś się na studia.

Chciałem w jakiś sposób połączyć sport z nauką. Wielu znajomych studiowało, brat był na geografii. Rozmawialiśmy na różne tematy, często o ekologii. Wiesz, ja od zawsze troszczyłem się o środowisko, wydawało mi się to naturalne – uprawiając taki sport miałem ciągły kontakt z naturą. Brat polecił mi kilka książek dotyczących zmian klimatycznych. Po ich przeczytaniu chciałem dowiedzieć się jeszcze więcej na ten temat, dlatego zdecydowałem się studiować inżynierię i ochronę środowiska. Poza tym po prostu trochę brakowało mi nauki i miałem świadomość, że kariera sportowca nie będzie trwać wiecznie – potrzebowałem planu na później.

Ukończyłeś studia na dobrych szwajcarskich uczelniach, pogłębiłeś wiedzę w obszarze, który Cię interesował. Jak to wpłynęło na Twoje podejście do życia czy jazdy na desce?

W trakcie studiów moja świadomość wpływu zmian klimatycznych na góry i w ogóle na środowisko stopniowo rosła. Nie czułem się zbyt dobrze z tym, jak wyglądała moja kariera sportowa. Zdałem sobie sprawę, że muszę coś zmienić.

Dlaczego?

Profesjonalny snowboardzista stale podróżuje po świecie. Związane z tym koszty dla środowiska są bardzo duże. Transport i produkcja elektryczności z węgla są odpowiedzialne za większość emisji CO2 w Europie. Często używa się też skuterów śnieżnych i śmigłowców, które zanieczyszczają powietrze oraz hałasują i straszą zwierzęta. Postanowiłem ograniczyć swój wpływ na emisję CO2. Skupiłem się na Alpach, zacząłem eksplorować najbliższe masywy, których nie znałem wtedy zbyt dobrze. Wędrując na splitboardzie, odkryłem wiele fantastycznych miejsc do jazdy, a także do kręcenia filmów.

Postanowiłem ograniczyć swój wpływ na emisję CO2. Skupiłem się na Alpach, zacząłem eksplorować najbliższe masywy

Nie tylko zrezygnowałeś z wyciągów, skuterów i helikopterów, ale również z samochodu.

W Szwajcarii sieć kolejowa jest świetnie zorganizowana. Od tamtej pory starałem się korzystać z pociągów, gdy tylko było to możliwe. Chciałem sprawdzić, czy można być zawodowym snowboardzistą i nie posiadać samochodu, korzystać wyłącznie z transportu publicznego, którego ślad węglowy jest dużo mniejszy.

Czy to był projekt z założenia medialny?

Nie. Na początku robiłem to po prostu dla siebie (i dla planety oczywiście). Nie informowałem o swojej zmianie podejścia nikogo i nie myślałem wtedy o filmie. W ten sposób działałem przez sześć lat. Pomimo tego udawało mi się utrzymać współpracę z dużym producentem i ciągle kręcić filmy.

fot. Jérôme Tanon

Twoi znajomi zauważyli tę zmianę? Jak zareagowali?

Oczywiście. W pewnym momencie, dzięki przyjaciołom, ta idea przerodziła się w pomysł na scenariusz. Zdecydowaliśmy, że to temat warty poruszenia w filmie snowboardowym. Temat uniwersalny i ważny dla całego outdooru.

Tak powstał film „Shelter”. To był dla Ciebie wyjątkowy projekt?

Pod wieloma względami. Film stał się rezultatem zmian, które wdrażałem do swojego życia przez wiele lat. To mój pierwszy film, którego wątkiem przewodnim nie są wyczyny sportowe.

W takim razie co nim jest?

Naszym podstawowym założeniem było zaakcentowanie potrzeby chronienia tego, co kochamy. Film pokazuje przygody grupy przyjaciół, która wędruje od chatki do chatki, doświadcza gór w bardzo tradycyjny sposób. Mniej w tym konsumpcjonizmu, mniej pośpiechu. Dużo rozmawiamy, chłoniemy naturę. Ostatecznie udaje nam się wyciąć kilka sytych line’ów, ale to jest drugorzędne. To góry i lodowce są głównymi bohaterami tej historii. Wydaje mi się, że opowiadając o problemach ekologicznych za pomocą filmu, który jest fajny, mamy szansę dotrzeć do większej liczby ludzi niż np. naukowiec z wykładem.

fot. Vernon Deck

Dzisiaj o kryzysie ekologicznym mówi się w zasadzie wszędzie. Świadomość problemu jest ważna, ale jeszcze ważniejsze jest szukanie rozwiązań.

To jedna z rzeczy, których nauczyłem się na studiach. Chcę pokazać, że takie rozwiązania istnieją. Jeśli zawodowi riderzy są w stanie zrezygnować z kilku udogodnień, inni też mogą to zrobić – firmy, zawodnicy, narciarze. Możemy nadal robić to, co kochamy, mieć kupę frajdy i równocześnie mniej szkodzić. Dzięki temu gór „wystarczy” również dla przyszłych pokoleń.

Uważasz, że wszyscy powinniśmy się przesiąść do pociągów?

Oczywiście, że nie. Mam świadomość, że jest to często niemożliwe i nie chcę nikomu mówić, że powinien sprzedać lub zostawić auto w garażu. Pokazuję jedną z możliwości, ale są też rozwiązania pośrednie, takie jak car-sharing. Mam nadzieje, że podróżowanie transportem publicznym będzie w przyszłości łatwiejsze i bardziej komfortowe, ale aby tak się stało potrzebni są mądrzy politycy. Aktualnie z transportu publicznego korzysta tylko 5% narciarzy i snowboardzistów, możliwości poprawy są więc ogromne.

To jednak tylko mały wycinek większego problemu.

To prawda. Wiele obszarów wymaga pracy i zmian. Myślę, że nie musimy tu przytaczać naukowych dowodów na kryzys klimatyczny. Niektóre następstwa tych zmian są oczywiste, inne bardziej skomplikowane i mniej ewidentne. Dlatego zdecydowałem się skupić na kwestiach najważniejszych dla osób związanych z górami, rozmawiać ze środowiskiem górskim – to jest łatwiejsze i bardziej bezpośrednie.

Léo Taillefer / fot. Jérôme Tanon

Dlaczego to jest dla Ciebie tak ważne?

Chciałbym, żeby moje wnuki mogły zobaczyć lodowce w Alpach. Jeśli nie zmienimy naszego postępowania, to się nie wydarzy. Brak lodowców pociągnie za sobą szereg dramatycznych następstw, takich jak susze, fale gorąca i inne anomalia pogodowe. Musimy walczyć z kryzysem, to nie podlega dyskusji.

Chyba najważniejsze jest to, aby nie zrobić sobie krzywdy. Często chcemy osiągnąć coś za szybko i wtedy dochodzi do wypadku lub kontuzji. Tracimy sezon i efekt jest odwrotny – rozwijamy się dużo wolniej. Freeride wymaga też dobrego sprzętu, przeszkolenia lawinowego i ciągłego pogłębiania wiedzy na temat zagrożeń w górach. Uczcie się powoli, krok po kroku i słuchajcie wewnętrznego głosu – mi udało się uniknąć kontuzji przez ostatnie 8 lat i jest to świetne uczucie.

Pro Tip od Mata

No dobrze, ale co mają zrobić polscy narciarze i snowboardziści? Wysokich gór mamy mało, zimy są coraz krótsze…

Mam świadomość, że mam lepszą pozycję. To zrozumiałe, że Polacy chcą jechać w Alpy i oczywiście mają do tego pełne prawo. Mogę mieć tylko nadzieję, że w przyszłości powstaną połączenia kolejowe na tyle szybkie i wygodne, że będą stanowić realną alternatywę dla samolotów, które dzisiaj są nieporównywalnie szybsze i dużo tańsze. Niestety, ich ślad węglowy jest największy. Próbujcie korzystać z pociągów, jeśli to możliwe, a jeśli nie, wypełniajcie samochody po brzegi.

Czy sam skitouring jest ekologiczny?

Według mnie taka forma poruszania się po górach umożliwia przeżycie fajnej przygody, niezależnie od warunków. W trakcie wycieczki możemy cieszyć się podejściem, widokami – skoro robimy to latem, to dlaczego zimą sama wędrówka miałaby nie być przyjemnością? Jeśli jeździsz tylko w ośrodkach, starasz się zjechać jak najwięcej razy w ciągu dnia, to siłą rzeczy musisz podróżować, gonić za dobrymi warunkami. Przesiadając się na tury, zmieniasz perspektywę, odkrywasz nowy rodzaj przyjemności. A od czasu do czasu dobre warunki też się zdarzają.

Léo Taillefer / zdj. Jérôme Tanon

Ta filozofia określa Twój styl jazdy. Widać ją również w Twoim podejściu do shapingu.

Lubię wykorzystywać ukształtowanie terenu, wyszukiwanie naturalnych przeszkód jest bardziej wymagające, trzeba nauczyć się „czytać” góry. Oczywiście przygotowanie hopy łopatą nie ma żadnego wpływu na środowisko, ale gdy tego nie robię, pozostawiam po sobie mniej śladów, to bardziej spójne. Podoba mi się ta filozofia: to ty musisz dostosować się do środowiska, a nie dopasowywać środowisko do swoich potrzeb. Za bardzo się do tego przyzwyczailiśmy, zbyt często robimy to ze szkodą dla planety. O tym opowiadamy w filmie. Mam nadzieję, że udało nam się wysłać pozytywną wiadomość.

Wiadomość dotarła. Dzięki za rozmowę i inspirację.

 

Exit mobile version