Ski&city break w Turcji. Odwiedziliśmy Kartalkaya Ski Resort

Nie byłoby fair, gdybym opisał tę podróż wyłącznie z perspektywy narciarza, jak początkowo miałem zamiar. Tureckie ośrodki, mimo licznych walorów, nie mają szans w brutalnym zestawieniu z alpejskimi. Jest jednak szereg okoliczności towarzyszących, które sprawiają, że taki pomysł na ferie zimowe, ma sens. Trzeba tylko nieco zmienić schemat działania.

***

Strugi deszczu na lotnisku w Stambule gęstnieją, a moja ciekawość rośnie. Czy w górach sypie śnieg? Jazda trwa cztery godziny. W Bolu odbijamy z głównej drogi i zaczynamy piąć się w górę. Budowę tego 45-kilometrowego odcinka ukończono dopiero w 1978 roku, wyłącznie w tym celu – by tchnąć życie w Kartalkaya. Światła miasta zostawiamy w dole. Po chwili nawierzchnię przykrywa śnieg. Uspokajam się.

Droga o ośrodka Kartalkaya (fot. MG / outdoormagazyn)

Docieramy na miejsce. Mgła i mrok skrywają góry, jest -10 stopni, a śnieg padał przez ponad dobę. Chyba wylądowaliśmy na innej planecie.

Jęzor czerwonego dywanu opada na śnieg. Z mroźnego świata wchodzimy w ciepłe objęcia hotelu DorukKaya, gdzie wita nas szpaler portierów. Wszyscy są niesamowicie uprzejmi, kłaniają się w pas, przytrzymują drzwi, sięgają po walizki. Chwilę szarpię się z jednym z nich, bo wolę sam, ale w końcu odpuszczam. Zerkam przez ramię, spodziewam się zobaczyć Wesa Andersona.

Kierownik hotelu, w marynarce i pod krawatem (a może w muszce?), wita nas w ośrodku Kartalkaya:

Jesteśmy w górach Koroglu, w prowincji Bolu, 300 km na wschód od Stambułu i 200 km na północny-zachód od Ankary. To niewysokie góry o łagodnych i niezalesionych szczytach [najwyższy Köroğlu Tepesi ma 2499 m], jednak dość śnieżne, ze względu na bliskość Morza Czarnego [około 70 km w linii prostej]. Od rana zapraszamy na narty, tymczasem do Państwa dyspozycji jest nasza restauracja, bar i lobby hotelowe. Wszystko wliczone w cenę.

Przeniesienie schematu all-inclusive z nadmorskich kurortów jest widoczne gołym okiem, a jednak tu jakoś udało im się uniknąć kiczu. Jest przytulnie i ładnie.

Wnętrze hotelu DorukKaya (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Wnętrze hotelu DorukKaya (fot. MG / outdoormagazyn.pl)

Nasi gospodarze utrzymują, że jest to jeden z najpopularniejszych kierunków narciarskich na północy kraju, w którym do dyspozycji mamy 25 tras o łącznej długości 70 km i około 2000 miejsc noclegowych (łóżek).

Góry Koroglu (fot. MG / outdoormagazyn.pl)

To podobno jeden z pięciu największych ośrodków narciarskich w Turcji. Jeśli tak wygląda jeden z pięciu największych, a z pewnego źródła wiem, że ten największy (Erciyes-Kayseri) nie jest tak dobry, jak ten, to chyba narciarstwo nie cieszy się tu zbyt dużą popularnością?

Na pierwszy rzut oka dane i mapy ośrodka, nie wyglądają obiecująco, ale pozory mogą mylić.

Mapa tras części DorukKaya Ski & Mountain Resort (źródło: kayahotels.com)
Mapa tras części Grand Kartal (źródło: kartalotel.com)

Dwie części, choć połączone trasą, należą do różnych właścicieli i póki co nie ma wspólnego karnetu. Coś Wam to przypomina? Na pewno prędzej czy później ten problem się rozwiąże, jednak nie zanosi się tutaj raczej na nowe inwestycje. Może szkoda, bo wyciągi krzesełkowe są dwa, przy czym ten w Grand Kartal to tylko łącznik, reszta to orczyki. Choć jesteśmy przyzwyczajeni do innych standardów, to co dla niektórych będzie wadą, dla innych może okazać się zaletą. Orczyków unikają początkujący i rodzice z dziećmi.

Karnety, inaczej niż w Europie, kupuje się tu w hotelu. Jeśli nocujemy w hotelu, wszystko jest wliczone w cenę. Same karnety kosztują około 20-30 euro / dzień. Za to bardzo drogie jest wypożyczenie sprzętu: 50 euro za same narty, 100 euro za komplet sprzętu (łącznie z ubraniem) za dzień. Przy wypożyczeniu dłuższym niż jeden dzień można otrzymać zniżkę około 15 proc. Ale nawet abstrahując od absurdalnej ceny nie polecam tych wypożyczalni. Sprzęt jest leciwy i słabej klasy. Nie ma opcji premium, co jest już standardem w Alpach. Do kosztów wyjazdu lepiej doliczyć bagaż sportowy.

DorukKaya Ski & Mountain Resort

Krzesełko wywozi nas do najwyższego punktu ośrodka, na około 2300 m. Większość tras jest łagodna, niebieskie to niebieskie, ale czerwone to nie całkiem czerwone, nie według alpejskich standardów. Większość z nich jest jednak bardzo szeroka i otwarta, przyjemna. Od pierwszego szusu czuję też nietypowe zachowanie śniegu. Nawet na trasie jest doskonałej jakości i taki pozostaje do końca dnia. Dlaczego? Prawie nie ma tu armatek śnieżnych, nawet na trasach jeździmy po naturalnym śniegu.

DorukKaya Ski & Mountain Resort (fot. MG / outdoormagazyn.pl)

Mniejsza z tym. Po kilku rozgrzewkowych zjazdach, w tym wąską i krętą trasą czarną (która nie jest całkiem czarna, za to jest nietypowa dla całego Kartalkaya), wyskakujemy w puch. Najciekawsze zjazdy w tej części ośrodka dostępne są z Doruk Lift (całkiem z prawej). Puch może nie jest głęboki, ale drobny, suchy, lekki. Stoki są niemal nietknięte. Trudno by było inaczej, gdy na trasach nie ma żywego ducha. Bawimy się świetnie.

W pierwszej części filmu (nieco mgliście) DorukKaya, w drugiej (całkiem słonecznie) Grand Kartal:

 

Brak ruchu na trasach jest zaskoczeniem pierwszego dnia, bo w hotelu jest tłum (miejscowi – prawie nie ma obcokrajowców). Moje obserwacje potwierdza instruktor snowboardu, który z racji niewielkiego ruchu, wybrał się z nami na stok:

Tureccy narciarze są leniwi. Przyjeżdżają do hotelu, jedzą, piją, odpoczywają w słońcu, a czasem w przerwach trochę pojeżdżą. Dwie, trzy godzinki dziennie zazwyczaj im wystarcza.

Wyjście z hotelu prosto na stok (fot. MG / outdoormagazyn.pl)

W całej Turcji trwają właśnie ferie, to szczyt sezonu, wszystkie pokoje są zajęte. W dużym lobby hotelowym trudno wieczorem znaleźć wolny stolik, a i w ciągu dnia jest żywo. Szacuje się, że spośród 84 milionów obywateli tego kraju, na nartach jeździ zaledwie 500 tysięcy. Sporo ludzi kręci się na kilku wyciągach najbliżej hoteli, ale już stok, dwa dalej, a tym bardziej poza trasą – jesteśmy sami. Niesamowite.

DorukKaya Ski & Mountain Resort tuż prze przyjściem mgły (fot. MG / outdoormagazyn.pl)

Właściciel jednej ze szkółek narciarskich zwraca uwagą na specyficzne oświetlenie:

Kartalkayę często nawiedzają mgły, dlatego przy trasach ustawiono specjalne światła na tyczkach. Wiatr może przywiewać i odpędzać mgły nawet kilka razy w ciągu dnia, ale zazwyczaj nie jest zbyt mocny.

Rzeczywiście, jak na zaklęcie, okno mgły zamyka się.

Mgła to tutaj częste zjawisko (fot. MG / outdoormagazyn.pl)

Grand Kartal

To pierwszy hotel w dolinie, tu się wszystko zaczęło i wszystko to zawdzięczamy pewnemu szaleńcowi.

Tym słowami wita nas kierownik hotelu Grand Kartal, u którego boku stoi dwóch lokajów, gruby i chudy. Każdy z nich w takim samym hotelowym mundurku, lecz w różniących się czapkach. Znowu zastanawiam się, czy nie trafiłem przypadkiem do Wesa Andersona.

Grand Kartal Hotel… (fot. MG / outdoormagazyn.pl)

Mazhar Murtezaoğlu przybył do Bolu w 1960 roku. Był inżynierem leśnym, ale w którymś momencie zajął się gastronomią. Otworzył knajpę, a później restaurację, która słynęła ze świetnej zupy pomidorowej i tostów z dżemem z poziomek. Później zbudował swój pierwszy hotel na obrzeżach Bolu i uznał się za eksperta hotelarstwa. Pojechał do Szwajcarii, gdzie zobaczył zimową odsłonę przemysłu turystycznego. To mu się spodobało. Uznał, że w Bolu też są góry i śnieg, i po powrocie postanowił zbudować ośrodek narciarski Kartalkaya. Wszyscy stukali się palcem, ale on to miał w nosie. Poprowadził ostatni odcinek drogi, prąd i wodę. Zbudował pierwszy hotel – Kartal, a później drugi – Grand Kartal. Studiował pokrywę śnieżną, a nawet sprowadził specjalistów z Austrii, by pomogli mu znaleźć najlepsze stoki. Dzięki niemu możecie dzisiaj cieszyć się tym wszystkim.

Kierownik zakreślił w powietrzu łuk ręką. Jak się szybko okazało, ta część na którą wskazał, miała do zaoferowania jeszcze więcej niż DorukKaya, zwłaszcza jeśli chodzi o jazdę poza trasami.

Ogromne otwarte przestrzenie i umiarkowany nachylenia stwarzają bezpieczne warunki do freeride’u (fot. MG / outdoormagazyn.pl)

Na szczególną uwagę zasługuje orczyk w skrajnie lewej części ośrodka – pojeździmy z niego na prawo i na lewo, po pięknych, lekko pofałdowanych stokach, a także w przejrzystym lasku pośrodku. Z kolei najmocniejsza trasa i duma ośrodka to Yilmaz Demir.

Nazwaliśmy ją tak na cześć mojego przyjaciela, z którym przez lata jeździłem na nartach, ścigałem się i imprezowałem. Yilmaz zginął w wypadku samochodowym. W ten sposób chcieliśmy zachować pamięć po tym świetnym narciarzu.

Rozmawiam z Necmim Kepçetutanem, trzykrotnym Mistrzem Turcji w narciarstwie alpejskim, który po zakończeniu kariery w 1993 roku, od 23 sezonów pracuje jako instruktor w Grand Kartal.

Necmi Kepçetutan (fot. MG / outdoormagazyn.pl)

To jedna z ulubionych miejscówek lokalsów. Większość przyjezdnych jest zaskoczona tym, jak fajnie można tutaj pojeździć. Same liczby i mapa tego nie oddają.

Potwierdzam.

Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, zaliczyłem w Kartalkaya najlepsze dni sezonu. Jestem zachwycony, ale mam świadomość, że to może zaburzać moją ocenę sytuacji. Próbuję więc dowiedzieć się, czy to wyjątkowa sytuacja, czy może tak dobre warunki są tutaj normą. Niestety i o dziwo, nie jest łatwo uzyskać jasną odpowiedź. Według różnych osób tak dobre warunki, oceniane przez nich na od 8/10 do 10/10, zdarzają się tu od 8 do 12 razy w sezonie, przy czym te 12 wydaje mi się naciągane. Trzeba pamiętać, że sezon trwa tu krócej niż wysoko w Alpach. Warto celować w styczeń i luty. Najbardziej wiarygodna osoba, Necmi, powiedział, że jest wyjątkowo dobrze i coś podobnego zdarza się tylko kilka razy w sezonie, a na pewno nie jest normą. Chodziło mu jednak głównie o słońce, które zdaje się zaglądać tu rzadziej niż chmury niosące śnieg. Ostatecznie myślę, że jest podobnie jak w wielu miejscach: nie ma gwarancji, trzeba trafić.

Plus jest taki, że jeśli trafimy w dobre warunki, niewiele osób tutaj wie, co znaczy powder alert. Dzikie stoki będą czekać na nasze podpisy, linia przy linii, zjazd za zjazdem, zero kolejek i multum opcji. Tak było podczas naszej wizyty, a był szczyt sezonu. Więc pal licho orczyki.

Jazda w Grand Kartal (fot. MG / outdoormagazyn.pl)

Wnioski

Kartalkaya to niewielki ośrodek z perspektywy narciarza przywykłego do alpejskich standardów. Brakuje wspólnego karnetu, niektórym mogą doskwierać orczyki. Jednak możliwości jazdy off-piste rekompensują wszystko. Trzeba tylko trafić w dobre warunki. Te zdarzają się, ale nie są regułą. Ludzi jest dużo, ale w hotelach, nie na stokach. Atmosfera jest zupełnie inna niż w Alpach – nawet tu, w górach, czuć egzotykę Bliskiego Wschodu. To również ciekawe połączenie wakacji all-inclusive z jazdą na nartach. Jest wygonie, miło i smacznie, więc to również fajna opcja rodzinna.

Czy to wystarczy by przyjechać do Turcji?

Narty w stylu all-inclusive w hotelu DorukKaya (fot. MG / outdoormagazyn.pl)

Jednym tak, innym nie. Dlatego dobrym pomysłem – i bezpieczniejszym ze względu na brak gwarancji warunków śniegowych – wydaje mi się uzupełnienie takiej podróży o zwiedzanie jednego z miast. W tym przypadku, bo najwygodniej, Stambułu.

Stambuł

W Stambule spędziłem wieczór i pół dnia. Stanowczo za mało na porządne zwiedzenie miasta. Miasto jest ogromne, chaotyczne i bardzo żywe. Do tego pełne fantastycznych zapachów i smaków. Ludzie są niesłychanie przyjaźni i trochę zagadują, ale nie narzucają się. Absolutne minimum to: Wielki Bazar (Kapalıçarşı), Hagia Sophia, Błękitny Meczet, Meczet Sulejmana Wspaniałego (Süleymaniye), Wieża Galaty, dwupoziomowy most Galata, ulica Istiklal (Istiklal Caddesi), Bazar Egipski (Korzenny).

Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Stambuł (fot. MG / outdoormagazyn.pl)
Exit mobile version