Patagonia: trawers między Campo de Hielo Norte i Campo de Hielo Sur

fot. Archiwum wyprawy/PATAClimb

Po ponad 45-dniowej wyprawie między październikiem a grudniem 2022 roku, pięciu francuskich alpinistów i narciarzy ukończyło trawers łączący części dwóch największych pól lodowych południowej Patagonii: Campo de Hielo Norte i Campo de Hielo Sur. Łącznie to 600 km zlodowaciałego rozległego pasma górskiego.

***

Thomas Auvaro, Léo Billon, Didier Jourdain, Christophe Malangé i Jordi Noguere są częścią Groupe Militaire de Haute Montagne (GMHM), elitarnej francuskiej alpinistycznej grupy wojskowej, która powstała w 1976 roku. Pomysł wyprawy pochodzi jeszcze z 1993 roku, kiedy myśleli o tym szwajcarscy alpiniści Franco Dellatorre i Arturo Giovanoli. Kilka lat temu o realizacji tego pomysłu zdecydował Didier, podczas powrotu ze swojej wyprawy na Anarktydzie. Grupa spędziła dwa lata szkoląc się, w tym robiąc miesięczny rekonesans w październiku 2021 roku. Częścią zespołu miał być również Jacques-Olivier Chevallier, ale tuż przed startem zaczął zmagać się z zapaleniem wyrostka robaczkowego, co zmusiło go do wycofania.

fot. Archiwum wyprawy/PATAClimb

Grupa wspinaczy zaczęła od Lago Leones, docierając do płaskowyżu Campo de Hielo Norte przez przełęcz Cristal/Mocho. Ze względu na to, że postanowili przejść trawers bez wsparcia i uzupełniania zapasów, każdy z uczestników wyprawy na starcie miał około 100 kilogramów bagażu. Oznacza to, że przez kilka pierwszych dni musieli czterokrotnie pokonywać fragmenty trasy, przenosząc po 25 kilogramów. Tak było do momentu, w którym byli w stanie używać sań. 

W Hielo Norte mieli sześć dni dobrej pogody. Oznaczało to jednak słaby wiatr i brak możliwości korzystania z latawców. Wiedzieli, że nadchodzi niskie ciśnienie i chcieli minąć Paso Colonial nad Coron Arsen przy dobrej widoczności (na podejściu jest wiele szczelin i seraków), dlatego na początku zdecydowali się na szybsze tempo.

fot. Archiwum wyprawy/PATAClimb

Opuścili Campo de Hielo Norte przez Lodowiec Steffena, początkowo przez środek, następnie przez kilka ostrych grzbietów lodowych docierając do lewego zbocza. Cały ten odcinek zajął im pięć dni, przy czym musieli pokonać niektóre fragmenty pieszo, a następnie przez 20 km przy pomocy packraftu, spływając w dół Rio Huemules do fiordu Steffen i kanału Baker na Oceanie Spokojnym. Kontynuując, spędzili 4 dni pokonując 100 km otwartej wody aż do początku lodowca Jorge Montt. Na jednym z odcinków znaleźli się w niebezpiecznej sytuacji, kiedy to nastąpiło załamanie pogody i musieli zrobić wszystko, by zapobiec przedostaniu się wody do packraftu i wywrotki. Na wybrzeżu, w pobliżu przedniej strony lodowca Jorge Montt, pozostawili cały swój sprzęt wodny, który następnie został zabrany przez łódź. 

fot. Archiwum wyprawy/PATAClimb

To, jak pokonali trasę prowadzącą w górę lodowca było kluczowe dla sukcesu wyprawy. Zamiast wspinać się w stronę lewego zbocza (zachodniego), wspięli się na prawe, kierując się boczną doliną na wschód prowadzącą do przełęczy. W dwa dni dotarli do pierwszego lodowca, a następnie w pół dnia do lodowcowego płaskowyżu (innym zespołom ta sekcja zajmuje około dwóch tygodni). Podążali trasą zbadaną za pomocą zdjęć satelitarnych i lotniczych. Czasami jednak, kiedy podczas używania latawców widoczność spadała do trzydziestu metrów, musieli ufać swojej intuicji.

Ograniczenia i brak pozwoleń zmusiły narciarzy do ominięcia obszaru przygranicznego. Oznaczało to, że po minięciu wulkanu Lautaro skierowali się na zachód do Pada de los Cuatro Glaciares i Altiplano Caupolican, na zachód od Gordon Mariano Moreno. To o wiele bardziej skomplikowana trasa niż ta, którą mogliby mieć po wschodniej stronie. Ze względu na silne wiatry, po 27 dniach zdecydowali się na pierwszy dzień odpoczynku. 

Do Falla Reichert dotarli po 32 dniach, 30 listopada. Udało im się zejść w ciągu jednego dnia, wybierając możliwie najbezpieczniejszą, choć wciąż narażoną na potężne seraki drogę. Aby przejść tę sekcję techniczną z saniami, musieli skorzystać z tyrolki. 

Po przeciwnej stronie, niedaleko szczytu Cerro Bastion, złapała ich gwałtowna burza, którą przeczekali w grocie śnieżnej. Po pięciu dniach, wykorzystując najbliższe okno pogodowe, ruszyli w drogę. Wejście na Bastion uznawane jest za stosunkowo łatwe. Mimo to, podczas pokonywania grani Christophe ześlizgnął się pięć metrów i złamał biodro. Choć musiał zostać zabrany przez helikopter, to zdecydowanie można tu mówić o szczęściu. Gdyby nie dobre warunki, akcja ratunkowa musiałaby zostać przeprowadzona pieszo, co zajęłoby od siedmiu do dziesięciu dni. 

fot. Archiwum wyprawy/PATAClimb

Jeszcze tego samego dnia ekipa postanowiła wspiąć się na szczyt Bastionu Cerro. Nie przewidzieli tego, że dobra pogoda, którą chcieli wykorzystać na zejście ze szczytu, zostanie przeznaczona na ratunek. Zaczęła się gra na czas. Podczas zejścia widoczność była niemal zerowa, a ich ubrania pokrywała dwucentymetrowa warstwa lodu. W takich warunkach musieli zjeżdżać po 120 m na raz z 60-kilogramowymi saniami zwisającymi przy uprzęży.

fot. Archiwum wyprawy/PATAClimb

Następnego dnia po krótkim odpoczynku wystartowali w kierunku lodowca Grey. Dotarli do niego 43 dnia wyprawy. Mieli prowiant wystarczający na sześć dni, znajdowali się na wysokości 1400 m, a wiatr wiał z prędkością 80 km/h. Prognozy była fatalne, a dotarcie do lodowca Tyndall lub lodowca Balmaceda wydawało się mało prawdopodobne. 

W dniu 44 przedarli się na lewy brzeg lodowca Grey, pokonując długi odcinek ostrych grzbietów lodowych i po szesnastu godzinach dotarli do chaty pod Garner Pass. Kolejnego dnia rano poszli nad jezioro, gdzie spotkali się z Jacques-Olivierem Chevallierem i zostali zabrani łodzią. 

Aby uniknąć presji zewnętrznej, postanowili nie wydawać komunikatów prasowych przed podróżą, ani nie przekazywać żadnych aktualizacji podczas wyprawy. Jak się spodziewali, ten czas okazał się bardzo intensywny, wymagający zarówno siły psychicznej, jak i bardzo dobrze opanowanych wielu aspektów technicznych.

Zuzanna Kozerska

Źródło: pataclimb.com, Patagonia Vertical/FB

Exit mobile version