Grabia, Widawka, Warta – trzy dni, trzy rzeki

- fotorelacja ze spływu kajakowego

fot.outdoormagazyn.pl

Anty-SPA dla skóry: słońce, komary, pokrzywy, szuwary. Nawet tak niewinna przygoda potrafi dać w kość. Wszystko swędzi i piecze, rzeka otwiera się po raz kolejny, nie ma już grama cienia, w którym można by chwilę odpocząć – szuwary nie są dość wysokie, a jednak na tyle wysokie i gęste, że na brzeg nie wyjdziesz. Płyniemy do plaży zaznaczonej na mapie, to trochę bliżej niż planowaliśmy, ale nie mamy siły na więcej. Warta na tym odcinku to niemiecka autostrada z ekranami akustycznymi po obu stronach. Można tu umrzeć z nudów i dostać udaru od słońca. Ale po kolei…

***

Zaczynamy późnym popołudniem w piątek, niedaleko wsi Nowe Kozuby. Grabia to pierwsza rzeka, którą będziemy płynąć, równocześnie najciekawsza. Jest wąska, kręta i dzika, jej brzegi porasta różnorodna roślinność, drzewa rzucają cień, przynajmniej od czasu do czasu. Płyniemy niedługo, nurt jest bardzo słaby, podobno zdarza się, że miejscami trzeba przeciągać tu kajak. Im wyżej zaczniecie ten spływ, tym lepiej, jednak warto wcześniej sprawdzić aktualny stan wody. Płyniemy niedługo, bo urzeka nas piaszczyste zakole, oferujące świetne miejsce na biwak i ciepła woda, zapraszająca do kąpieli. Później okaże się, że ten brak pośpiechu wyjdzie nam na dobre.

W sobotę płyniemy już na całego. Na całego po naszemu, czyli z przerwami na kawę, piwo, drugie i trzecie śniadania. Grabia jest wolna, ale urozmaicona i bardzo przyjemna. Nie ma tu też problemów z zatrzymaniem się na przerwę, chociaż już podczas pierwszej okazuje się, że nasze pierwsze miejsce biwakowe było wyjątkowe pod względem braku komarów.

Widawka to już większa rzeka o nieco silniejszym nurcie, niestety równocześnie szersza i spokojniejsza. Przepływamy dwa lub trzy bystrza, bardzo proste, jest jedna przenoska przy elektrowni (na Grabi kilka razy wysiadaliśmy z kajaków – płycizny, zwałki), jednak przez większość czasu spokojnie wiosłujemy wzdłuż brzegu, korzystając z cienia gdzie tylko się da. Tu słońce zaczyna dokuczać.

Dość długo szukamy miejsca na noc, ostatecznie jednak udaje się zatrzymać przed ujściem Widawki do Warty, mniej więcej na wysokości Rembieszowa. Wieczór jest piękny, miejsce dzikie. Komary tną na potęgę, ale woda koi zmęczoną skórę. Dość wcześnie chowamy się w namiocie.

Spływ w niedzielę okazuje się krótszy niż zakładał plan. Ostatni odcinek Widawki jest raczej nieciekawy, choć i tak lepszy od Warty, do której wpływamy niedaleko wsi Zamoście. Rzeka ma tu już około 20-30 metrów szerokości, brzegi porośnięte są równo szuwarami, nie ma drzew. Słońca grzeje niemiłosiernie, perspektyw na poprawę sytuacji, urozmaicenie krajobrazu, czy jakiekolwiek atrakcje na rzece nie ma. Decydujemy się skończyć spływ wcześniej niż planowaliśmy.

Grabię polecam z czystym sumieniem, to łatwy, ale ciekawy spływ, w dużej mierze zacieniony. Można go przedłużyć o Widawkę i zrobić całość w jeden dzień. Z drugiej strony szkoda biwaków, więc może najlepszym rozwiązaniem jest opcja dwudniowa, z biwakiem jeszcze na Grabi lub pierwszym fragmencie Widawki.

Michał Gurgul

***

fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl
fot. outdoormagazyn.pl

***

Spływy, które polecamy:

Kolejne trzy ciekawe spływy kajakowe opisaliśmy w 13. numerze naszego czasopisma:

Exit mobile version