Dzikie drzewa. Arboretum

- drugi odcinek hamakowych przygód OM

fot. outdoormagazyn.pl

Poczucie senności nie zdążyło jeszcze opuścić powiek, a mokre błoto już lepi się do naszych butów. Herbata w termosie jest zbyt gorąca, by ją pić. Bo to niedaleko, może pół godziny od domu. Mimo tego nasz cel dodaje tej przygodzie charakteru małej wyprawy. Przedzieramy się przez zarośla, szukamy drzew.

***

Przyznaję, myśleliśmy, że będzie łatwiej. Okazuje się jednak, że znalezienie odpowiedniego drzewa (lub drzew) nie jest proste. Hamak chcemy rozwiesić możliwie wysoko, w wolnej przestrzeni pomiędzy gałęziami, w ładnym miejscu. Nie na każde drzewo da się łatwo wejść, nie każde jest dość mocne (to oceniamy oczywiście na oko). Niecierpliwość i pośpiech – nie powinny nam towarzyszyć, nie tutaj. Staramy się zwolnić, cieszyć z tego szukania, z drobnych skarbów, których w jesiennym lesie jest pełno.

fot. outdoormagazyn.pl

Raz po raz potykamy się o gałęzie i suche kępy traw, bo patrzymy w górę, inaczej niż na grzybach. Wychodzimy z gęstego fragmentu lasu i… tu już chyba byliśmy. Ponownie stoimy u szczytu “schodów terenowych”, tym razem jednak zauważamy dwa dorodne okazy – stojące tuż obok rozłożyste brzozy, chyba najbardziej fotogeniczne z drzew. Hamując swoje zapędy (to dotyczy się głównie mnie, Wiola jest spokojniejsza), robimy kawę.

fot. outdoormagazyn.pl

Kawa, czekolada i hamak. Gramy w naszą wersję “papier, kamień, nożyce” czyli “karaluch, but, wybuch atomowy” (dobra, nie do końca naszą, ale nie pamiętam już gdzie ją podpatrzyliśmy), żeby zdecydować kto wchodzi na które drzewo. I ruszamy.

Rzuty liną to kolejna rzecz, która jest trudniejsza niż się wydaje. Oboje wspinamy się od lat, ale nigdy wcześniej nie próbowaliśmy rzucać liną, bo i po co. Teraz uczymy się tego, póki co ze średnimi rezultatami. Może ktoś wie jak robić to dobrze? W końcu przez zupełny przypadek udaje nam się połączyć oba drzewa.

fot. outdoormagazyn.pl

Tym razem mamy ze sobą tylko jeden hamak, w którym – po krótkiej walce z grawitacją – mości się Wiola, a ja wiszę sobie obok w uprzęży. Wisimy, patrzymy, robimy zdjęcia. Rozmawiamy o miejscu, w którym jesteśmy.

Arboretum

Park Gródek staje się jaworznicką perełką do spędzania wolnego czasu i rekreacji. Kolejne inwestycje wzbogacają to urokliwe miejsce. Mamy szansę również na to, by ten park wszedł w dużą rodzinę ogrodów botanicznych, co zwiększy jego atrakcyjność, ale przede wszystkim status przyrodniczy.

To słowa prezydenta Jaworzna wypowiedziane w 2018 r. Prace nad uporządkowaniem obszaru dawnego wysypiska śmieci i wyrobiska Zakładów Dolomitowych trwały już wtedy mniej więcej od roku. Wywieziono stąd ponad 30 ton śmieci. Dzisiaj to miejsce nazywa się czasem “śląskimi Malediwami”, za sprawą kilku altanek wzniesionych na płytkim stawie i łączących ich drewnianych chodników.

To miejsce oglądamy z daleka, bo bardziej interesuje nas arboretum. Mówi się, że ten “teren jest niezwykle atrakcyjny pod względem bioróżnorodności oraz rzeźby terenu, na jego powierzchni znajduje się las grądowy, kilka siedlisk od muraw kserotermicznych przez śliskołąkowe” (za tygodnikiem “Twoje Zagłębie”). Rzeczywiście, rzeźba terenu jest urozmaicona, podobnie jak drzewostan. Większość obszaru nie przypomina jednak parku i to chyba dobrze. Arboretum ma za zadanie ochraniać i wspierać zachowania różnorodności biologicznych roślin. Naukowcy z Uniwersytetu Śląskiego prowadzą tutaj badania oraz sadzą kolejne gatunki roślin. Park Gródek będzie ewoluował i to za sprawą człowieka. Jednak biorąc pod uwagę to, co znajdowało się tutaj wcześniej, to chyba zmiany na lepsze.

fot. outdoormagazyn.pl

Wspomniane wyrobisko dawnych Zakładów Dolomitowych zostało zalane, wraz z koparkami, ogromnymi łyżkami i kutrem, które stanowią dzisiaj atrakcję dla nurków, korzystających z wyjątkowo przejrzystej wody i udogodnień Bazy Nurkowej “Diving Marina”.

Oczywiście Arboretum daleko do “dziczy”, którą lubimy najbardziej. To pogranicze aglomeracji śląskiej, w pobliżu znajduje się autostrada, elektrociepłownia i centrum handlowe. Jednak tu, na naszych brzozach, dość szybko zapominamy o tym. W historii tego lasu człowiek odegrał dużą rolę, w tym wypadku jednak całkiem pozytywną. To las inny niż wszystkie.

fot. outdoormagazyn.pl

Drzewostan Polski

W naszym kraju przeważają lasy iglaste, które stanowią 68,2 proc. łącznej powierzchni lasów, w większości są to sosny (58 proc.). Wśród wiecznie zielonych drugie miejsce zajmuje świerk, a trzecie jodła – te dwa gatunki spotkacie jednak niemal wyłącznie na terenie województw: dolonośląskiego, małopolskiego, podkrapackiego, podlaskiego, śląskiego. Niewielki, ale zauważalny udział świerków występuje w świętokrzyskim, a jodeł w warmińsko-mazurskim. Te dwa gatunki występują głównie na terenach górzystych.

W drzewostanie liściastym króluje dąb (7,9 proc.), ustępując tylko nieznacznie brzozie (7,1 proc.). Najwięcej brzóz znajdziecie w województwie warmińsko-mazurskim (12,5%) oraz opolskim (11,1%). Natomiast dębów najwięcej jest w województwie lubelskim (13,2%). Kolejne dwa miejsca wśród drzew zrzucających jesienią liście zajmuje buk i olsza.

Inne drzewa, takie jak wierzby, wiązy, jawory, klony, graby czy modrzewie to tylko 10 proc. polskiego drzewostanu. Spotkanie z dziko rosnącą akacją lub jarzębiną to nie byle co.

Dane o strukturze gatunkowej polskich lasów pochodzą z opracowania (bdl.lasy.goc.pl):

***

Zwijamy linę, jesień to wyjątkowa pora roku, ale niestety dni są już krótkie. Pomimo, że słońce zalewa las czystym złotem, wiemy, że za chwilę zrobi się szaro i zimno. Nie możemy zostać w koronach drzew. Nie tym razem. Jednak lekki niedosyt to dobre uczucie, sprawia, że mamy ochotę wrócić. Do arboretum, do dzikich drzew.

fot. outdoormagazyn.pl

Michał Gurgul, Wiola Imiolczyk
źródła: bdl.lasy.gov.pl, lasy.gov.pl, twojezaglebie.pl

Poprzednik odcinek cyklu:

***

fot. Wiola Imiolczyk / Piotr Turkot / Michał Gurgul

 

 

 

Exit mobile version