Susza w Polsce: liczy się każda kropla

Niski stan wody w Wiśle (fot. David Kaszlikowski / verticalvision.pl)

Wiosna buchnęła pełną parą i można byłoby pomyśleć, że wszystko jest na swoim miejscu: lasy spowiła zieleń, temperatury oscylują wokół przyjemnej „piętnastki”, a ostatnie deszcze odświeżyły nawet nieco powietrze. Niestety to tylko pozory, kamuflujące niechybnie zbliżającą się suszę.

***

Stopniowo przyzwyczailiśmy się do krótkich zim i niezbyt obfitych opadów śniegu. W miastach i na nizinach śnieg pojawia się jedynie na ekranach naszych smartfonów. W górach tej zimy spadło go mniej niż zwykle. Przedwiośnie? Topniejące sople, czapy brudnego śniegu zalegające w cieniu drzew i w żlebach północnych stoków, powolne roztopy, podmokłe pola i łąki, kalosze, parasole – niestety tego w tym roku było niewiele. Później opadów deszczu było mało. Niestety nadal jest ich za mało. Namacalnych dowodów nie trzeba szukać daleko, o zapowiedzią zbliżającej się suszy jest chociażby niski stan Wisły czy pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym.

Sucho, coraz suszej

Zeszły rok był najcieplejszym w historii pomiarów temperatury w Polsce. Miniona zima była sucha, a opady śniegu niewielkie. Topniejący śnieg powinien nasączać glebę stopniowo, pozwalając przesiąkać wodzie do niższych warstw i zasilać zasoby wód podziemnych. Skoro w znacznej części kraju śniegu nie było prawie w ogóle, gleba nie jest przygotowana na przyjęcie wiosennych deszczy. Na dodatek od jakiegoś czasu obserwujemy zmiany charakteru opadów – zamiast regularnych deszczy pojawiają się sporadyczne, ale bardzo intensywne ulewy, z których wysuszona gleba nie ma dużego pożytku. Woda spływa wprost do rzek, później do Bałtyku. Statystycznie suma opadów pozostaje niemal taka, jak dawniej (w 2019 roku było to 541,6 mm, podczas gdy średnia z wielolecia wynosi 650 mm), ale w praktyce wiele uległo zmianie.

Średnia roczna suma opadów w Polsce w 2019 r. na podstawie danych pomiarowych IMGW (źródło: projekt Service 4 Drought – WIND-HYDRO)

Nie ma wątpliwości – cierpimy na deficyty wody, zarówno w skali globalnej, jak i krajowej. Wraz z ociepleniem klimatu, problem suszy będzie się nasilał. Jak pisze klimatolog Marcin Popiewicz na portalu Ziemia na Rozdrożu:

Na każdy stopień ocieplenia klimatu, do skompensowania rosnącego parowania potrzeba wzrostu opadów o 15%. Tymczasem w ciepłym półroczu ilość opadów w Polsce maleje, a wraz z postępowaniem zmiany klimatu proces ten będzie się pogłębiał.

Liczby

Można mówić o kilku etapach suszy. Zbyt niskie opady i wysoka temperatura powodują suszę atmosferyczną. Jej konsekwencją jest susza rolnicza, kiedy niedobory wody w glebie skutkują obniżeniem plonu. Kolejnym etapem jest spadek stanów wód w rzekach, jeziorach i zbiornikach wodnych zwany suszą hydrologiczną, zaś kiedy spada również poziom wód podziemnych, następuje susza hydrogeologiczna. Jak mówi prof. Andrzej Doroszewski z Państwowego Instytutu Badawczego w Puławach, Polskę corocznie od 1981 dotyka susza rolnicza, którą zagrożone jest aż 44,9% powierzchni terenów rolnych i leśnych.

Zarówno położenie kraju oraz warunki hydrologiczne, jak i znaczne zróżnicowanie przestrzenne sprawiają, że zasoby wodne w Polsce są małe, a na dodatek rozmieszczone nierównomiernie. W najlepszej sytuacji są północne i południowe rejony kraju, dużo gorzej sytuacja przedstawia się w części centralnej, szczególnie na Kujawach i w Wielkopolsce. Według szacunków prowadzonych przez Organizację Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa w ramach projektu AQUASTAT na jednego mieszkańca Polski przypada 1583 m3. To 2,7 razy mniej niż ilość wody przypadająca średnio na jednego Europejczyka (4236 m3). Z takim wynikiem Polska plasuje się na 34. miejscu pośród 38 państw Unii Europejskiej. W gorszej sytuacji są jedynie Czechy, Dania, Cypr oraz Malta.

W Europie rolnictwo jest sektorem gospodarki pochłaniającym największe ilości wody (fot. pxhere.com)

Według wskaźnika EEA dotyczącego wykorzystania zasobów wody słodkiej w Europie sektorem gospodarki pochłaniającym największe ilości wody jest rolnictwo (40,4% ogólnego zużycia). Dalej plasują się energetyka (27,7%), górnictwo, kopalnictwo, przemysł wytwórczy i budownictwo (17,7%) oraz gospodarstwa domowe (11,6%). W sytuacji, w której się znaleźliśmy, o wodę powinniśmy dbać, jak o największe dobro.

Co na to rząd?

Od kilku lat niedobory opadów w Polsce stały się na tyle poważne, że postanowiono o przygotowaniu Planu Przeciwdziałania Skutkom Suszy. Pozostaje jednak pytanie, czy rządowe propozycje są najlepszym sposobem na walkę z deficytami. Jak mówi prof. Zbigniew Karaczun rozwiązania zawarte w dokumencie, w tym zezwolenie na wiercenie studni w dowolnym miejscu oraz na dowolną głębokość, nie są dobrym pomysłem:

Zdaję sobie sprawę, że w Polsce zachodzi konieczność nawadniania upraw i trwałych użytków zielonych pod pastwiska dla zwierząt, ale w dobie kryzysu klimatycznego powinniśmy do wody podchodzić jak do bardzo cennego zasobu przyrodniczego. Jeżeli więc mamy nawadniać, to jedynie najcenniejsze uprawy i to nie przez stosowanie deszczowni, lecz kropelkowo, czyli dostarczając roślinom tyle wody, ile one niezbędnie potrzebują, a nawet nieco poniżej optymalnych wymagań. Wprawdzie plon jest wtedy nieco niższy, ale stosunek kosztu wodnego do zysku z plonu będzie największy.

Duży udział w zużyciu wody przypisuje się energetyce. W raporcie opublikowanym przez Greenpeace International eksperci przyjrzeli się wpływowi przemysłu węglowego na zasoby wodne. Analizie poddana została także sytuacja w Polsce, gdzie aż 85% energii elektrycznej pochodzi z wydobycia węgla. Według raportu przemysł węglowy w naszym kraju pochłania aż 70% całego poboru wody, podczas gdy średnia dla Unii Europejskiej to 13,7%. Bloki węglowe wymagają odpowiedniego chłodzenia, a do tego wykorzystywana jest najczęściej woda z rzek.

Przemysł węglowy w naszym kraju pochłania aż 70% całego poboru wody (fot. pxhere.com)

Istotny problem stanowią kopalnie odkrywkowe. Każda taka inwestycja to głęboki wykop, zaś żeby dostać się do złóż, trzeba wcześniej odpompować z powstałej dziury wodę. Skutkiem tego jest zjawisko leja depresyjnego, który obniża poziom wód także w okolicy odkrywki. Z taką sytuacją mamy do czynienia w województwie łódzkim, które zaliczane jest do najsuchszych obszarów kraju – za powstanie tam leja depresyjnego o powierzchni 800 km2 odpowiedzialna jest kopalnia węgla brunatnego dostarczającego surowiec do elektrowni Bełchatów. Podczas gdy szczególna troska o główne zbiorniki wody pitnej jest konieczna, cały czas napływają do nas niepokojące informacje o kolejnych inwestycjach tego typu. Na Mazurach, w okolicy Łąk Dymerskich wciąż jeszcze toczy się walka mieszkańców przeciwko budowie kopalni żwiru. Żwirownia planowana jest ponad podziemnym zbiornikiem wody pitnej, co nie tylko będzie aktem marnotrawstwa wody z całej okolicy, ale też pozbawi zbiornik naturalnej warstwy filtrującej.

Przyroda wie najlepiej

Wróćmy jednak do tego, co zrobić chcemy i możemy. W opracowywanym Planie Przeciwdziałania Skutkom Suszy sporo mówi się o budowie zbiorników retencyjnych, które mają gromadzić nadmiar wody, aby móc wykorzystać ją później. Jednak jak piszą przedstawiciele Koalicji Klimatycznej, działania hydrotechniczne, których celem jest zwiększenie retencji wód, nie powinny być podstawowymi metodami walki z deficytami wody. Prof. Zbigniew Karaczun podkreśla:

Naturalne metody retencji, odbudowywanie terenów podmokłych, stawów i zadrzewień śródpolnych, ochrona torfowisk, wspieranie retencji glebowej – to tanie i powszechnie dostępne metody, które skutecznie zabezpieczyłyby tereny wiejskie przed suszą.

Konieczne jest, abyśmy zdali sobie sprawę, że biegu rzeki nie można wytyczać od linijki, a bagien i terenów podmokłych nie należy osuszać. Na szczęście przybywa projektów, które mają naprawić skutki wieloletniej dewastacji środowiska naturalnego. Jednym z nich jest program odtwarzania mokradeł prowadzony przez Lasy Państwowe, których niebagatelną rolę w utrzymaniu równowagi klimatycznej przypisuje Konwencja Ramsarska. Naukowcy szacują, że od lat 70. z powierzchni ziemi zniknęło aż 35% mokradeł, którym przypisujemy szereg bardzo ważnych funkcji, takich jak magazynowanie wody, kształtowanie bioróżnorodności, czy pochłanianie dwutlenku węgla.

Bobry odgrywają ważną rolę w regulacji gospodarki wodnej ekosystemów (fot. MG)

Program walki z suszą od lat prowadzą także nasi leśni przyjaciele – bobry. Jak podaje organizacja WWF, prace retencyjne, jaką wykonują zwierzęta, można wycenić na 100 milionów złotych rocznie. Woda gromadzona w bobrowych rozlewiskach ma objętość co najmniej kilkunastu milionów m3. Oprócz podwyższenia i ustabilizowania poziomu wód gruntowych, działalność bobrów powoduje też pojawianie się łagodnych meandrów, które stwarzają doskonałe warunki bytowania dla zwierząt i ryb.

Miasta-gąbki i deszczowe ogrody

Chociaż o suszy mówi się przede wszystkim w kontekście terenów rolnych i zielonych, problem suszy dotyczy również miast. Podczas nawiedzających nasz kraj kolejnych fal upałów szukamy skrawka zieleni, pojedynczych drzew, w cieniu których można byłoby się schronić. A wkoło często tylko beton. Na szczęście we współczesnej urbanistyce i projektowaniu zieleń staje się standardem – na dachach budynków aranżuje się zielone tarasy, powstają miejskie ogrody i kieszonkowe parki. W kontekście niedoborów wody kluczowe znaczenie ma rosnąca na popularności koncepcja „miasta-gąbki”. Zamiast szczelnych, asfaltowych czy betonowych połaci projektuje się powierzchnie z materiałów przepuszczalnych. W ten sposób woda opadowa przenika przez pory i rowki w nawierzchni do gruntu. Istnieje szereg rozwiązań alternatywnych, które mogą nieść ze sobą realne korzyści dla środowiska, a i dla nas – mieszkańców miast. Jedną z dobrych praktyk jest zakładanie ogródków deszczowych, które zatrzymują wodę opadową, oczyszczają ją i nawadniają nią okoliczną zieleń. Stosuje się także kanalizację burzową, która zamiast odprowadzać wodę do rzek, przy pomocy drenów kieruje ją do ziemi.

„Mamo, nie ma wody!”

Na szczęście póki co woda w kranach jest,ale przecież całkiem niedawno mogliśmy przekonać się o tym, że nie zawsze jest to pewnik. W zeszłym czerwcu w skierniewickich kranach wody brakowało przez ponad dwie doby. Takie sytuacje jak ta dają do myślenia. Łatwiej wtedy przypomnieć sobie, że działania prowadzone na szczeblach państwowych to jedno, a nasze nawyki to drugie. W skali całego kraju zużycie wody przez indywidualnych odbiorców, w stosunku do tego generowanego przez przemysł czy rolnictwo, jest nieduże. Jednak w średniej wielkości miastach głównym odbiorcom wody są właśnie gospodarstwa domowe (około 52% całkowitego poboru wody).

Nie potrzeba wiele, aby każdy z nas na co dzień zatroszczył się o dobro wspólne, jakim jest woda. Wielu z nas zrezygnowało już z ręcznego mycia naczyń na rzecz zmywarki. Zakręcanie kranu podczas mycia zębów dawno weszło w nawyk. Nasze działania mogą pójść jeszcze dalej – jeśli mieszkamy w domu i chcemy cieszyć się pięknym ogrodem, pomyślmy o zbiornikach na wodę deszczową, którą podlewać będziemy rośliny. Jeśli planujemy remont, zastanówmy się, jakie rozwiązania technologiczne możemy wprowadzić, aby zmniejszyć codzienne zużycie wody. Istnieją rozwiązania umożliwiające ponowne wykorzystanie wody po praniu czy kąpieli do spłukiwania toalety.

Olbrzymie ilości wody marnujemy pośrednio podczas wyrzucania jedzenia. Szacuje się, że wraz z żywnością na śmietniku ląduje każdego roku 250 bilionów litrów wody. Jedno jabłko to koszt około 50 litrów wody, bochenek chleba – 300 litrów wody. Już te wartości wydają się szokujące, nie możemy jednak nie wspomnieć, jakiego nakładu wody wymaga produkcja mięsa. W przypadku kilograma wołowiny mówimy nawet o 30 tysiącach litrów wody. Bez względu na to, czy jesteśmy wege, czy nie – warto zdać sobie sprawę z tego, jak dużo zasobów trafia do kosza wraz z przeterminowaną porcją mięsa.

Pustynny krajobraz jest piękny, nie chcielibyśmy jednak by tak wyglądała cała planeta (fot. Wiola Imiolczyk)

Powodów do troski o zasoby wodne jest wiele – od wzrostu cen żywności na półkach, po destabilizację zbiorowisk roślin i całych ekosystemów. Zmian wymagają zarówno nasze nawyki, jak i rządowe priorytety. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości, jednak jaka by ona nie była, woda będzie niezmiennie niezbędna do życia. A że jej deficyty są coraz bardziej widoczne, o suszy trzeba mówić często i głośno.

Wiola Imiolczyk
źródła: Service 4 Drought, stopsuszy.pl, Greenpeace International, Ziemia na Rozdrożu, Koalicja Klimatyczna, Lasy Państwowe

Exit mobile version