Koronawirus: zaraza „zamyka outdoor”

fot. outdoormagazyn.pl

Podobnie jak w przypadku zmian klimatycznych, tak i w obliczu epidemii nasze indywidualne reakcje znacznie się od siebie różnią. Podczas gdy część osób stara się relatywizować, bagatelizować lub nawet wyśmiewać zagrożenie, inni nie śpią po nocach. Zrozumieć powinniśmy i jednych i drugich. Działać, a w zasadzie nie działać, musimy razem.

***

Największym “problemem” zmian klimatycznych jest ich powolność. Wyobraźmy sobie, że w naszym kierunku pędzi ogromny asteroida i dni planety są policzone. Trzeba podjąć natychmiastowe działania, to walka o przetrwanie, wszyscy rozumieją jej sens. Następuje ogólnoświatowa mobilizacja, szukamy Bruce’a Willisa. To wyświechtany przykład, ale dobrze obrazujący jeden z końców skali. Na drugim jest klimat.

To co faktycznie dzieje się z naszą planetą to proces nieliniowy. Dopiero klimatolodzy, analizując wyniki swoich badań, są w stanie określić wielkość i tempo zmian. Ludzka intuicja, która każe nam reagować dopiero gdy coś już na oko wygląda groźnie, zawodzi. Przemiany ekosystemów są coraz szybsze, ale konsekwencje katastrofy ekologicznej jeszcze nie rysują się w naszej świadomości dość wyraźnie. Teraz stoimy jednak przed dużo bardziej agresywnym problemem – gdzieś pośrodku skali?

Koronawirus przeniósł nas w zupełnie inną rzeczywistość. Rozwój epidemii jest nieporównywalnie szybszy niż zmiany klimatyczne, konsekwencje dużo bardziej namacalne. Nawet osoby, które początkowo doniesienia z Chin traktowały z rezerwą, zwalając w dużej mierze “winę” za „tę całą nagonkę” na media, wraz z upływem czasu i po kolejnych decyzjach podejmowanych na szczeblach rządowych i organizacji międzynarodowych, zmieniają zdanie. Jednak nadal nie wszyscy.

Nasza koleżanka z “Bieganizm” donosiła niedawno o kilku sytuacjach, a nawet zorganizowanych (nieoficjalnie) imprezach, takich jak „Nieoficjalny Bieg Wiosenny w Chorzowie”. Bieg odbył się pod hasłem „Pobiegnij, korona z głowy Ci nie spadnie”, a wystartowało w nim prawdopodobnie ok. 300 osób. Na inną imprezę planowaną na 29 marca zapisanych jest już prawie 300 osób. Jak wiele jest imprez, o których nie wiemy?

Organizowanie tego typu wydarzeń w tym trudnym czasie jest skrajnie nieodpowiedzialne. Również nieodpowiedzialne wydają się treningi grupowe, a może i treningi w ogóle? Autorka tekstu słusznie zauważa, że nasze uzależnienie od sportu bywa wręcz zastraszające. Oczywiście nie dotyczy to tylko biegaczy. Czy te kilka treningów mniej wpłynie na losy świata, a nawet – nasze osobiste?

Póki co w Polsce zaleca się nie wychodzenie z domu w miarę możliwości i ograniczenie kontaktów. Nie ma zakazu aktywności mających charakter rekreacyjny. Są pierwsze wyjątki, mające na celu ograniczenie podróży, takie jak zakaz wstępu na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego czy zakaz przyjmowania turystów w hotelach i kwaterach prywatnych w Bieszczadach, kilka miejsc w Pieninach (źródło: Grupa Podhalańska GOPR), nie jest to jednak jeszcze ogólnoobowiązujący przepis. W krajach aktualnie najbardziej dotkniętych epidemią (Włochy, Francja, Hiszpania) z domu wolno wychodzić jedynie do pracy i na zakupy. Inne wyjścia, w tym aktywność na świeżym powietrzu, są zakazane. Niewykluczone, że wkrótce tak będzie również u nas.

W wymienionych krajach nikt na przykład nie jeździ w skały, tymczasem w ciągu ostatnich kilku ciepłych dni na popularnej podkrakowskiej Dupie Słonia wspinało się w tym samym czasie ok. 15 osób. Nie jest to odosobniony przypadek. A prezes PZA, Piotr Pustelnik apelował o „spokój, rozwagę i dyscyplinę”. Mamy doniesienia o grupach biegaczy, rowerzystów, turystów na szlakach. A 21 marca rozpoczyna się wiosna, oj będzie nas ciągnąć…

Dopóki decyzje nie zostaną podjęte za nas, jesteśmy wolni. Jesteśmy wolni i szukamy wymówek, usprawiedliwień. Nikt nie patrzy przecież krzywo, gdy stoimy w sklepie w może nieco rozrzedzonej, ale jednak kilkuosobowej kolejce. Każdy rozumie potrzebę chodzenia do pracy. Wszyscy podziwiamy służby, a przede wszystkim lekarzy, pielęgniarki i ratowników, którzy dbają o nasze zdrowie wystawiając samych siebie na niebezpieczeństwo. Czym wobec tego jest niewinny spacer po parku?

Samotna wycieczka rowerowa, bieganie nocą – prawdopodobnie jest kilka bezpiecznych sposobów, szczególnie jeśli mieszkamy akurat w domu na skraju lasu. Może warto wykorzystać tę wolność nim będzie za późno? Może, ale pamiętajmy, że brak aktywności outdoorowych, w przeciwieństwie do braku pożywienia, nie jest zabójczy.

grafika: ANGRY EARTH / FB ANGRY EARTH
Podobnie jak w przypadku zmian klimatycznych, tak w czasie epidemii reagować trzeba nieproporcjonalnie do tego co widać na oko. Jeśli porównamy liczbę śmiertelnych wypadków drogowych w Polsce (miesięcznie ok. 237 osób) lub osób zmarłych na grypę (od początku 2020 r. 47 osób) do liczby zmarłych z powodu zarażenia Covid-19 (5 śmiertelnych przypadków w Polsce), możemy wysnuć wniosek, że może nie ma się czym przejmować. Jednak, jak mówią epidemiolodzy i lekarze, gdyby te liczby były zbliżone, byłoby już prawdopodobnie za późno.

Dlatego zamykane są kolejne szlaki, dlatego lekarze i ratownicy apelują o ograniczenie aktywności do niezbędnego minimum. Skala ograniczeń staje się przytłaczająca. Ich konsekwencje coraz poważniejsze, szczególnie te ekonomiczne. Trzęsą się małe i duże firmy, gospodarki krajów i rządy. Nawet nasza mała branża outdoorowa stoi w obliczu kryzysu. Zaczynamy się bać.

Jak tłumaczy psycholog Paweł Droździak, w wywiadzie dla Wysokich Obcasów stres naturalnie pobudza nas do działania. A tu wręcz przeciwnie – działać nie możemy, mamy siedzieć w domu:

Są osoby, które dobrze znoszą bierność, a źle – aktywność i mobilizację. Płyną z prądem, a mobilizowanie wpędza ich w fatalny stan. Ale są i tacy, którzy muszą „coś robić” i mieć wyzwania.

Outdoor to Wasza pasja. Nasza też. Jeśli ktoś nam ją odbiera, buntujemy się lub „wariujemy” w domach. Reakcje mogą być różne.

Część osób będzie wczytywać się w informacje na temat rozwoju epidemii i bacznie śledzić rozwój wypadków, innych natłok informacji będzie niesłychanie męczył. Jedni będą chcieli dokładnie przegadać sprawę, inni będą unikać tematu. Niektórzy będą siedzieć, czytać, odsypiać, natomiast zwolenników “robienia” takie widoki będą tylko irytować. Możliwe nawet, że będą podejmować jeszcze większe ryzyko, żeby się nie bać, żeby przejąć kontrolę. Z kolei ci pierwsi prawdopodobnie zareagują przesadnie, zbyt zachowawczo i drobiazgowo. Jednak jak mówi psycholog, nasze „style” są różne i nie możemy nikogo za to winić: to co jednemu pomoże, drugiemu zaszkodzi. 

Wśród pasjonatów outdooru (i nie tylko) widoczne są dwa główne nurty. Zwolennicy pierwszego podkreślają znaczenie wspólnej odpowiedzialności w obliczu zarazy, zwolennicy drugiego przedstawią szereg argumentów tłumaczących absurd siedzenia w domu. A często jedni z drugimi zamknięci są w jednym domu. Paweł Droździak:

Wyobraźmy sobie, że te osoby mieszkają razem i muszą coś ustalić. Jedna chce czyścić klamki co pięć minut, odkażać zakupy i nie chce wychodzić absolutnie nigdzie, a druga chce iść do parku pobiegać, bo „nie zamierza zwariować”. To, co można tu zrobić, to uświadomić sobie, że nie ma idealnego rozwiązania. Po prostu musimy dbać też o tę drugą osobę i jej psychiczne konieczności jakoś rozumieć. Dobrym sposobem wydaje mi się negocjowanie nie z pozycji „wiem, jak należy się zachowywać, a ty nie wiesz”, tylko z pozycji „rozumiem, że tak potrzebujesz, ale mam prośbę, żebyś coś zrobił/zrobiła dla mnie, bo mój styl reagowania na zagrożenie taki jest i ciężko mi będzie przez długi czas wytrzymać całkiem bez tego. Ja się trochę poświęcę, żebyś nie musiał/nie musiała zwariować i ty się trochę poświeć, żebym ja nie musiał/nie musiała zwariować”.

Spróbujmy w tej wyjątkowej sytuacji zrozumieć, że nasze “style” są różne. To zrozumienie jest podstawą dialogu, ten z kolei jest kluczem do nieodzownych zmian. Miejmy nadzieję, że z tej opresji wyjdziemy w miarę cało. A może przy okazji wyciągniemy z niej jakąś naukę?

Obyś żył w ciekawych czasach – mówi stare chińskie przysłowie, w zasadzie przekleństwo. Niestety, w takich czasach żyjemy. Jeszcze niedawno naszym głównym globalnym problemem i zagrożeniem był kryzys klimatyczny. Dzisiaj ten wątek schodzi na drugi plan, zresztą jeśli chcielibyśmy doszukiwać się pozytywów epidemii, to akurat jeden czy dwa znajdziemy w sferze ekologii. Koronawirus to kolejna plaga, z którą mieszkańcy Ziemi muszą się jakoś uporać.

Możliwe, że nigdy nie dowiemy się czy wprowadzenie restrykcji dotyczących aktywności na świeżym powietrzu było koniecznie potrzebne. Dzisiaj niektórzy z nas mają co do tego wątpliwości i nic dziwnego – nasze zaufanie do polityków (polskich szczególnie, ale nie tylko) jest ograniczone. Obserwując ich działania podejmowane w innych kwestiach (np. ekologii) nie zawsze mamy pewność czyje dobro mają na względzie. Czy li tylko społeczeństwa? Jednak na alarm biją równocześnie lekarze, epidemiolodzy i WHO. Dzisiaj chyba nie mamy innego wyjścia – musimy ufać, że ograniczenia naszej cennej wolności wprowadzane są przez ludzi światłych i oparte na naukowych podstawach.

Kryzys klimatyczny i epidemia mają wspólne cechy. Reakcja świata jest jednak zupełnie inna, chyba głównie dlatego, że prawdziwie boleśnie skutki tej pierwszej „plagi” odczują dopiero kolejne pokolenia. Koronawirus dzieje się teraz. Niemniej w obu przypadkach nieodzowne są nie tylko działania, rozporządzenia i technologia, ale (i być może przede wszystkim) przemiana mentalna.

Michał Gurgul

Exit mobile version