Beskid Mały: nietypowy trekking i baldy

Beskid Mały: nietypowy trekking i baldy (fot. Wiola Imiolczyk / Michał Gurgul)

Są miejsca, gdzie da się lepiej powspinać. W innych znajdziemy z pewnością ciekawsze szlaki. Wydaje mi się jednak, że w przygodach nie zawsze liczy się wyłącznie miejsce czy wymierna wartość “atrakcji “ taka jak koncentracja boulderów na danym obszarze, trudność, wysokość góry etc. Często radość znaleźć możemy tuż za przysłowiowem rogiem, w miejscach – wydawałoby się – dobrze nam znanych, których siła przyciągania zdążyła przez lata osłabnąć. Tę prostą radość odnalazłem niedawno w Paśmie Łamanej Skały i okolicach.


Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy na parkingu powyżej dolnej stacji wyciągu Czarny Groń. Żółtym szlakiem dotarliśmy po pewnym czasie do głównego grzbietu Beskidu Małego, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Leskowcem (922 m) a Potrójną (884 m). Obie góry łączy szlak czerwony, który stanowić będzie oś naszych działań. W rejon ten można również wygodnie dotrzeć od przełęczy Kocierskiej (cały czas szlakiem czerwonym) lub nieznakowaną ścieżką z miejscowości Las. To drugie rozwiązanie jest szczególnie korzystne jeśli zależy nam, aby jak najszybciej (45 min) dostać się do Groty Komonieckiego.

W drodze do Groty Komonieckiego (fot. Wiola Imiolczyk / Michał Gurgul)

To pierwsze, a zarazem najciekawsze miejsce wspinaczkowe, jakie odwiedziliśmy w ten weekend. Wspinanie w dachu, woda kapiąca znad krawędzi groty i jesienne słońce starające się zajrzeć do jej wnętrza. Pięknie, szkoda, że mokro. Jak pisze w swoim przewodniku Grzegorz Rettinger, dobre warunki zdarzają się tutaj rzadko. W tych, które zastaliśmy, udało się powspinać tylko po pierwszym od prawej strony, częściowo suchym i najłatwiejszym w grotce (6C+) problemie. Miejsce warte odwiedzenia, nawet ze stricte wspinaczkowego punktu widzenia – jest tu kilka ładnych problemów oraz sensownych kombinacji.

Grota Komonieckiego (fot. Wiola Imiolczyk / Michał Gurgul)

Po powrocie do czerwonego szlaku ruszyliśmy w kierunku Ambony. Niestety kamień schował się skutecznie w lesie i nasze poszukiwania spełzły na niczym. A szkoda bo jeden czy dwa problemy na Ambonie, przynajmniej w przewodniku, wyglądały interesująco. Nauczka na przyszłość – przed wyjazdem wgrać współrzędne z topo do telefonu. Niezrażeni tym drobnym niepowodzeniem włóczyliśmy się dalej wzdłuż czerwonego szlaku, raz wte raz wewte. Ostatecznie udało się nam namierzyć boulder Grusia.

Na szlaku (fot. Wiola Imiolczyk / Michał Gurgul)

Na kamieniu w zasadzie tylko jeden problem zasługuje na uwagę – Dolny trawers 6C. Rozruszać się można na łatwym 6A po prawej stronie. Niemniej Grusia położona jest w bardzo urokliwym miejscu w związku z czym kilka prób w promieniach zachodzącego słońca było prawdziwą przyjemnością.

Grusia (fot. Wiola Imiolczyk / Michał Gurgul)

Geologia. W pobliżu grzbietów Beskidu Małego występują dość liczne tzw. wychodnie skalne (czyli bouldery). Zbudowane są z odpornych na wietrzenie, twardych piaskowców lub zlepieńców istebniańskich. Skała opisywanych tu głazów jest w większości bardzo lita, chropowata i ostra. Ponieważ bouldery w większości nie są popularne, szczoteczka może się przydać.

Fragment mapy z przewodnika „Beskidy Zachodnie i Pogórze”. 18.1 – Warownia na Trakcie; 18.2 – Zbójeckie Okno; 18.3 – Zwaliska; 18.4 – Wędrujące Kamienie; 18.5 – Ambona; 18.6 – Grusia

Opcji noclegowych w okolicy jest kilka, warto jednak wcześniej dokonać rezerwacji. Chatka na Potrójnej i Chatka pod Potrójną (Studenckie Schronisko Turystyczne) to dwa różne miejsca. Oba dysponują kuchnią turystyczną i „mini-barem”, głównie z piwem. O prowiant musimy zadbać sami. Do pierwszej z wymienionych Chatek dotarliśmy już po zmroku w świetle księżyca w pełni i czołówek.

Pora na kawę! (fot. Wiola Imiolczyk / Michał Gurgul)

Drugi dzień rozpoczęliśmy niemal tuż po wschodzie słońca, na szczycie Potrójnej. Gdy słońce ogrzało nieco powietrze, a poranna kawa nasze ciała, ruszyliśmy z powrotem na wschód wzdłuż naszej osi – czerwonego szlaku. Mijając po drodze charakterystyczną i nieco wyższą formację skalną o nazwie Zbójeckie Okno (jest tu kilka łatwych lini do VI.1+, asekuracja na wędkę) dotarliśmy po pewnym czasie do grupy głazów Zwaliska.

Na szlaku (fot. Wiola Imiolczyk / Michał Gurgul)

Koncentracja boulderów jest tutaj największa, jednak większość problemów jest łatwa, a kilka posiada dość nieprzyjemne (niewygodne spotowanie) podłoże. Idąc czerwonym szlakiem na wschód pierwszą skałkę dostrzeżemy w górze po prawej stronie. Można tu zrobić rozgrzewkowy Trawers po oblakach 6B+ oraz Tylko trek 6A. Reszta skałek znajduje się w dole po lewej. Najciekawszy jest kamień położony najniżej. Na jego trójkątnej i przewieszonej północnej ściance znajdziemy kilka ciekawych problemów. Kancik 6C+ i Trawes ściśle pęknięciem 7B to perełki, oczywiście na skalę tego rejonu. Przyjemną rozgrzewkę (pobudkę?) zapewni Budzik 6B+.

Po zaskakująco solidnym treningu na tym niewielkim kamieniu, spakowaliśmy po raz setny plecaki, przytroczyliśmy crasha i po swoich śladach wróciliśmy na parking w dolinie.

Beskid Mały: nietypowy trekking i baldy (fot. Wiola Imiolczyk / Michał Gurgul)

Pomysł połączenia krótkiego trekkingu i boulderingu nie należy może do najmądrzejszych, szczególnie, jeśli chcemy poważnie się powspinać. Czas poświęcony na pokonanie kilku kilometrów w górach i zmęczenie spowodowane chodzeniem, skutecznie obniżą nasze szanse na “wyrwanie cyfry”. Z kolei zaplanowanie sensownej trasy uwzględniającej rozrzucone po górach kamienie jest dość trudne, a noszenie nieporęcznego crashpada i czas poświęcony na wstawki ostatecznie uniemożliwiają pokonanie szlaku, który ktoś mógłby uznać za “niezły”.

Pomimo tego, miszmasz ten wydaje mi się jak najbardziej naturalny. Przyjemnie jest wędrować po niewysokich górach, na odcinkach niezbyt długich, gdy monotonię żmudnych podejść i bolesnych zejść przerywają kolejne przystanki. Poszukiwania boulderów ukrytych w lesie, chwile odpoczynku na crashu, odrobina wspinania nieobarczonego presją (bo przecież próby załojenia czegoś sensownego z góry skazane są na porażkę), to czysta frajda. To szwendanie, zabawa – czasem do szczęścia nie potrzeba niczego więcej.

Crash, buty, magnezja I szczoteczka – niezbędne minimum (fot. Wiola Imiolczyk / Michał Gurgul)

Jak przygotować się do boulderowej wycieczki w góry? Tak jak do zwykłej wycieczki w góry, należy tylko pamiętać o butach wspinaczkowych, magnezji, szczoteczce, topo, dobrej mapie i crashpadzie. Ten ostatni element jest kluczowy jeśli chodzi o pakowanie. Będzie nam bez wątpienia uprzykrzał życie podczas wędrówki, dlatego dobrze by nie był zbyt duży. Większość boulderów jest niska, a podłoże bezpieczne, więc mały crash wystarczy. Podczas przystanków na szlaku – budząc zazdrość u napotkanych turystów – można go wykorzystać jako kanapę.

Prawdopodobnie da się przytroczyć go lepiej… (fot. Wiola Imiolczyk / Michał Gurgul)
Dobry przewodnik (fot. Wiola Imiolczyk / Michał Gurgul)

Michał Gurgul

Exit mobile version