10 osób poniosło śmierć na Mount Everest. Część zginęła w kolejce do szczytu

Porzucony sprzęt i śmieci wokół obozu 4. na Mount Everest (fot. Doma Sherpa / AFP)

Rekordowa ilość wydanych permitów, setki chętnych czekających w strefie śmierci na swoje „pięć minut” na szczycie, tysiące butli z tlenem, agencje oferujące niejednokrotnie wysoki komfort w bazie, ale nie zapewniające wystarczającego poziomu bezpieczeństwa uczestnikom swoich wypraw. Każdy może dzisiaj pojechać na Everest, góra pokazuje jednak, że nie każdy może z niej wrócić. W tym sezonie zginęło już co najmniej 10 osób.

***

Śmiertelne kolejki

Krótkie okna pogodowe tej wiosny wraz z rekordową ilością chętnych (381 pozwoleń od strony nepalskiej i 142 od chińskiej) spowodowały po raz kolejny tłok na najwyższej górze świata. 23 maja na ostatnim odcinku w kolejce do szczytu czekało ponad 100 osób.

Tłum w drodze na Mount Everest w okolicach Stopnia Hillary’ego (fot. Nirmal Purja MBE: “Project Possible – 14/7”)

W ostatnich latach zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego typu widoków. W zeszłym roku Mount Everest zdobyło ponad 700 osób. Zagrożenie jakie niosą ze sobą – pomimo rozwoju technologii, lepszego sprzętu, większego wykorzystania aparatów tlenowych – są jednak niezmienne.

Everest to najwyższy ośmiotysięcznik, w strefie śmierci (powyżej 8000 m) należy pokonać 848 m wysokości by stanąć na szczycie. Czasy przejść tego odcinka w górę i w dół drastycznie wzrastają w sytuacji gdy na drodze powstają zatory. Wzrasta też ryzyko zapadnięcia na chorobę wysokościową, ryzyko odmrożeń czy po prostu wyczerpania sił. Butle ze sprężonym powietrzem, wykorzystywane z coraz większym rozmachem pomagają, ale tylko w pewnym stopniu.

Potwierdza to niestety tegoroczna statystyka. Z doniesień wynika, że wypadków śmiertelnych na Mount Everest jest już 10. To dość dużo biorąc pod uwagę średnią z poprzednich lat (czasów współczesnych, wykluczając tragedię z 2015 r.), która wynosi ok. 5. Tyle osób poniosło śmierć na najwyższej górze w minionym roku. Wydaje się, że w połowie przypadków do tragicznego zakończenia przygody na Evereście przyczynił się tłok na grani.

Dokładne informacje na temat osób, które zginęły tej wiosny na Evereście oraz innych ośmiotysięcznikach oraz więcej statystyk znajdziecie w artykule portalu Wspinanie.pl:

Agencje i przewodnicy

Kathmandu, jedna z firmy organizujących trekkingi w Nepalu (fot. Lauren DeCicca dla The New York Times)

Wielu z nas ma już pewnie wyrobioną opinię na temat tego typu wypraw. Trudno jest jednak dyskutować z prostą zasadą: tam gdzie jest popyt zawsze znajdzie się podaż. Prowadzenie turytów na najwyższy szczyt świata to dochodowy interes.

Lata 90. zapoczątkowały nowy trend – marzenie o zdobyciu najwyższego szczytu Ziemi mógł spełnić każdy. Oczywiście jeśli tylko dysponował odpowiednią kwotą gotówki. Choć w początkowym okresie sama zasobność portfela nie wystarczała.

W pierwszej fali wypraw komercyjnych klientów obsługiwały wyłącznie zachodnie agencje, zatrudniające swoich przewodników, lekarzy, a także – sprawdzające umiejętności i przygotowanie swoich podopiecznych. Doświadczenie wysokogórskie było niejednokrotnie wymagane. Agencje te nadal cieszą się dużym uznaniem i popularnością, pomimo iż oferują wysokie ceny ( 45-65 tys. dolarów).

Everest stał się przystępny. 16 maja 2019 roku Norweg Håkon Erlandsen zagrał na szczycie na saksofonie (fot. YT „Playing the Sax at Mount Everest”)

W 2014 r. po tragicznym wypadku na lodowcu Khumbu (zginęło wtedy 16 lokalnych tragarzy) młoda generacja Szerpów uznała, że jest wykorzystywana przez zachodnie firmy – poczuła że pora „odebrać” góry zagranicznym agentom. Do tamtej pory 80% wypraw obsługiwały firmy zagraniczne. Teraz sytuacja jest odwrotna – 80% osób próbujących wejść na Everest korzysta z usług Nepalczyków, a tylko 20% z agentów zagranicznych.

Firmy nepalskie oferują dużo niższe ceny, czym bez trudności przyciągają klientów. Ruch wzrasta, na skutek czego cierpi planeta (o konsekwencjach dużego ruchu turystycznego w Himalajach pisaliśmy tutaj). Ale cierpią również sami klienci. Jak pisze Alan Arnette – ceniony kronikarz wydarzeń w górach najwyższych, w szczególności na Mount Everest – nowe agencje nepalskie oferują ten sam poziom komfortu w bazie i wszelkie udogodnienia za połowę ceny.

Ekskluzywny namiot cieszącej się dużą popularnością i uznaniem agencji Seven Summits Trek. W tym roku znalazł się tylko jeden klient, za to na przyszły sezon zgłosiła się już czwórka chętnych na to zakwaterowanie (fot. Monika Witkowska – Podróże małe i duże)

Niska cena wynika ze stawek jakie operatorzy płacą przewodnikom oraz tragarzom. Jak podaje Arnette, są one niższe niż te, które oferują firmy zagraniczne. Taki model biznesowy najwyraźniej się sprawdza, zainteresowanie w szczególności ze strony klientów z Chin i Indii jest olbrzymie. Klienci nie mają jednak świadomości, że udział w takiej wyprawie wiąże się z większym ryzykiem, ryzykiem, którego operatorzy wolą nie zauważać. Swoim klientom nie udzielają wystarczającego wsparcia, przewodnicy nie zawsze są odpowiednio wyszkoleni. „Bilet” na Everest to w tym przypadku miejsce na permicie, namiot i Szerpa.

Potwierdzać może to sytuacja z 2018 r. opisana przez Magdę Gorzkowską (która niedawno jako pierwsza Polka zdobyła Makalu bez butli za sprężonym powietrzem):

Everest był bardzo wyczerpujący i pełen przygód. Towarzyszył mi Szerpa bez doświadczenia, nie znał drogi, na zejściu zgubiliśmy się, tlen się skończył. Wiele godzin schodziliśmy, nie wiedząc, gdzie jesteśmy. Był awaryjny nocleg w C4 pod Lhotse, kolejnego dnia wypadek, spadająca skała uderzyła mnie w nogę. Godziny czekania na pomoc, siedząc w ciemnościach pod ścianą Lhotse. W końcu akcja ratunkowa i zaciągnięcie mnie do C2.

Oczywiście nie dotyczy to wszystkich agencji nepalskich, jednak wg Arnette’a jest to poważny problem, który w połączeniu z ignorancją i chęcią zaspokojenia własnego ego, przez osoby, które w szybki i łatwy sposób pragnął spełnić swoje marzenie z tzw. bucket list, spowodował aktualną sytuację: droga na Everest jest tańsza i łatwiejsza niż kiedykolwiek, a jednak ludzie umierają częściej, Szerpowie są nadal wyzyskiwani, góra zatłoczona, a sterty śmieci rosną.

Michał Gurgul
źródło: wspinanie.pl, alanarnette.com

Exit mobile version