To cóż, że ze Szwecji, czyli relacja z biegu Icebug Xperience

Trzy dni biegania po prawdziwie trailowych: wąskich, krętych i trudnych technicznie ścieżkach, prowadzących w dużej mierze po ogromnych, płaskich skałach, typowych dla skandynawskiego wybrzeża; zapach morza, niezapomniane widoki, a do tego pyszna, miejscowa kuchnia i sporo czasu by wygrzewać się w słońcu przed kolejnym biegowym dniem. Innymi słowy – wakacje doskonałe!

Bohuslän to historyczna kraina rozciągająca się od Göteborga wzdłuż zachodniego wybrzeża Szwecji, aż do granicy z Norwegią. Ozdobą tego regionu jest niezwykle urokliwy archipelag ponad 8000 wysepek usłanych dziesiątkami malowniczych wiosek rybackich, kolorowych, drewnianych domków, piaszczystych plaż oraz sunących na horyzoncie żaglowców. Nic dziwnego, że firma Icebug zaprosiła miłośników biegania i trekkingu właśnie w takie okoliczności przyrody. Można im przy tym pozazdrościć, bo to „ich podwórko”, którym mogą cieszyć się na co dzień.

Sceneria Icebug Xperience
Sceneria Icebug Xperience (fot. Michał Unolt)

Icebug Xperience to trzydniowe zawody o łącznym dystansie ok. 70 km. Każdego dnia start i meta zlokalizowano w innym miejscu, a trasa prowadziła tak, by pokazać wszystko to, z czego słynie okolica. Punkty z wodą rozstawione były co 5-6 km, więc nie trzeba było zabierać niczego poza kilkoma elementami wyposażenia obowiązkowego. Zawody można było pokonać biegiem lub marszem – piechurzy wyruszali codziennie 2 godziny wcześniej, by wszyscy dotarli na metę mniej więcej o tej samej porze. Rozsądnie, ważne w końcu żeby nie spóźnić się na zasłużoną kolację! Skoro już o tym mowa, ważnym punktem imprezy była możliwość kosztowania lokalnej, wytwarzanej na miejscu, świeżej i zdrowej żywności. Z racji tego, że posiłki serwowano w postaci – jakby inaczej?! – szwedzkiego stołu, wraz z Eweliną i Adamem, z którymi przyjechaliśmy razem do Szwecji, poświęcaliśmy się tej formie aktywności z dużym oddaniem. Stołówka była faktycznie miejscem najbardziej tętniącym życiem. Zawodnicy m.in. z Kanady, USA, Niemiec, Czech, Polski i rzecz jasna krajów Skandynawii, mieli tu okazję spokojnie pogawędzić, pożartować i zregenerować się przed kolejnym etapem zawodów.

Pierwszego dnia zostaliśmy zabrani łodzią na drugi brzeg zatoki, do Hunnebostrand, niezwykle popularnej w sezonie wakacyjnym miejscowości. W tutejszym porcie ustawiłem się w grupie kilkudziesięciu osób na linii startu i w samo południe pobiegliśmy przed siebie. Ruszyliśmy przez miasto, na początku wzdłuż brzegu – jak zwykle na początku – za szybko, w tempie 4:00 min/km, by po chwili wspiąć się (i zwolnić) na pobliskie wzgórze, z którego było widać kawał szwedzkiego świata. Zaraz potem skręciliśmy w wąskie i kręte leśne ścieżki, które zwłaszcza na zbiegach wymuszały więcej skupienia i uwagi. Po kilku mniejszych wzniesieniach, trasa powróciła nad morze, by szerszymi, wygodnymi drogami poprowadzić wzdłuż samego brzegu. Na kilka kilometrów przed metą trzeba było przebiec przez most, ale gdy się do niego zbliżyłem był…otwarty. Wąskim przesmykiem przepływał akurat wysoki żaglowiec, musiałem więc poczekać kilka minut aż most wróci na swoje miejsce. O ile większą część trasy biegłem sam, ostatni odcinek pokonałem wspólnie z pracującym na terenie Parku Yellowstone (to tam gdzie mieszka miś Yogi) Amerykaninem. We dwóch byłoby zapewne szybciej, ale zagadaliśmy się na końcu i trochę zbłądziliśmy, tracąc kilka minut.

 

Drugiego dnia wystartowaliśmy tuż sprzed naszych czerwonych domków campingowych w Ramsvik. Zdecydowaną atrakcją tego etapu był kilkukilometrowy fragment wiodący po ogromnych, ukształtowanych przez lodowiec granitowych płytach i klifach nad otwartym morzem. Nie wiem ile w tym prawdy, ale pewien szwedzki biegacz powiedział mi, że istniejący tu rezerwat przyciąga turystów z całego świata. Fakt faktem – miejsce jest naprawdę wyjątkowe. W dalszej części trasa prowadziła raz szerokimi, równymi drogami, a kiedy indziej wąskimi ścieżynkami czy wręcz „na wprost przez krzaki”, co zdecydowanie zbijało przelotową prędkość. Ostatnie kilometry to asfaltowa droga, która doprowadziła nas przez wysoki most do ulokowanej na wyspie miejscowości Smögen, jednego z najczęściej odwiedzanych portów żeglarskich w Szwecji. Już samo jej położenie i architektura były wyjątkowe, ale jeszcze większe wrażenie robiły zacumowane przy drewnianej promenadzie żaglowce. Domyślam się, że szefowie Volvo, Ikei i Ericssona spotkali się na lunchu, ale do kogo należały pozostałe?!

Icebug Xperience (fot. Jonas Jörneberg/IcebugX.com)
Icebug Xperience (fot. Jonas Jörneberg/IcebugX.com)

Ostatni, najdłuższy etap zawodów, został – siłą rzeczy – podzielony na dwie części. Wszystko przez to, że po przebiegnięciu 18 km trzeba było skorzystać z promu, by dostać się na wyspę i móc dokończyć dzieła. Na początku czekał nas dość długi odcinek asfaltowymi drogami, by w końcu odbić na skały i leśne ścieżki. Momentami nie brakowało luźnych, porośniętych mchem kamieni, ciężko więc było o szybszy, równy bieg. Prawdziwa zabawa zaczęła się jednak po przeprawie promowej. Tu ponownie uruchomiono czas, a trasa aż do końca poprowadziła pieszym szlakiem wokół wyspy. Biegnąc, czy raczej skacząc z kamienia na kamień i szukając najdogodniejszej drogi przez ogromne, granitowe płyty skalne, pokonywałem ostatnie kilometry zawodów, próbując przy tym co chwilę zerkać na horyzont i cieszyć się ostatnimi chwilami biegu, aż do linii mety.

Icebug Xperience (fot. Jonas Jörneberg/IcebugX.com)
Icebug Xperience (fot. Jonas Jörneberg/IcebugX.com)
Icebug Xperience (fot. Jonas Jörneberg/IcebugX.com)

Od momentu wylądowania na szwedzkiej ziemi czułem się jak na dobrze zorganizowanych wakacjach. Wygodny camping, świetne jedzenie i przede wszystkim piękna, widokowa trasa, która na długo zostanie w pamięci. Ostatecznie zająłem 12 miejsce, kto wie, może za rok wypadałoby wrócić i powalczyć o pierwszą dziesiątkę?! :)

Strona zawodów: www.icebugx.com

Termin: 4-6.09.2014, w 2015 roku zawody odbędą się również na początku września

Dystans: ok. 70 km w 3 dni, kolejno ok. 21/22/28 km

 Michał Unolt

 

Exit mobile version