Podróż to przede wszystkim sposób na życie – najciekawsze momenty z Kolosów

Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy Alpinistów to kilkadziesiąt prezentacji i kilka tysięcy widzów. Część z widzów z determinacją czekała godzinami pod wejściem do Hali Arena, aby dostać się do środka i uczestniczyć w tym wyjątkowym święcie podróżników i zdobywców. Każda prezentacja była wyjątkowa, pełna pasji i zaangażowania, gdyż dla wielu z tych ludzi podróż to styl życia.

Kolosy (fot. Lesław Włodarczyk)
Kolosy (fot. Lesław Włodarczyk)

Łódź to przede wszystkim dom, później środek transportu

Pierwszy blok należał zdecydowanie do żeglarzy. Dla osoby, która nie przepada za wodą i raczej na przestwór oceanu wybierać się nie zamierza, są to opowieści zupełnie niezwykłe. Spośród nich ogromne wrażenie zrobiła prezentacja żeglarza Kazimierza Ludwińskiego, który z dwójką dzieci na pokładzie, przez dziewięć lat na łódce o wdzięcznej nazwie Wyspa szczęśliwych dzieci przemierzał morza i oceany świata.

Noe, Kazimierz i Nel Ludwiński, czyli załoga katamaranu „Wyspa Szczęśliwych Dzieci” z Kolosem w kategorii „Podróże” (fot. A. Larisz)

W sumie 12 razy przekroczył równik, dzieci podrosły, skończyły korespondencyjnie szkoły, zawierały przyjaźnie z lokalnymi dziećmi, uczyły się żeglować. Najważniejsza dla nas była podróż, bo sama podróż jachtem to styl życia, cel nie jest najważniejszy. Łódź to przede wszystkim dom, później środek transportu – opowiadał Ludwiński. Noe – jego syn – ponieważ prawie całe swoje dotychczasowe życie spędzał na łodzi, pytał wszystkich z jakiej są wyspy. Obecnie rejs został zakończony, aby dać dzieciom szansę rozwoju i powrotu do szkoły.

Janomami – indiańska mądrość

Ogromny entuzjazm licznie przybyłej publiki wzbudziła prezentacja młodego podróżnika Emila Witta, który w wieku 18 lat, za pierwszy cel swojej samotnej wyprawy obrał las równikowy i poznanie indiańskiego plemienia Janomami. Każdy element opowieści pokazywał, że dla Emila ta przygoda i chęć poznania lokalnej ludności była tak naturalna jak zjedzenie śniadania czy poranna kawa. A przy okazji była wielką prostą radością.

Indianie nauczyli go jak przeżyć w dżungli, jak przygotować obozowisko, jak pozyskuje się wodę z liany, oraz jak można stworzyć odtrutkę na ukąszenia węży.

Zaskoczył mnie fakt nieporadności Indian, szczególnie tych młodych, którzy przyzwyczajeni  do rządowej pomocy zupełnie zrezygnowali z polowania, a jedyną rzeczą którą się zajęli to kombinacje i kradzieże – opowiadał. – Mimo to są pięknymi, mądrymi ludźmi – mam wrażenie, że potrafią zajrzeć do środka duszy.

Jak wytłumaczyć ideę poróżowania?

Imponowała również opowieść Kamili Kielar, która samotnie przejechała na rowerze na Kamczatkę. Podróż trwała miesiąc – bo takie są ograniczenia wizowe, ale i tak z podziwem można było spojrzeć na drobną blondynkę, która z zapałem opowiada jak bardzo fascynujące mogą być spotkania z niedźwiedziami.

Kolosy 2014 – pełna sala podróżników (fot. Lesław Włodarczyk)

Choć mimo jej fascynacji tymi wyjątkowymi zwierzętami i dziką przyrodą Kamila podkreślała, że Kamczatka to przede wszystkim ludzie. W Rosji byli to głównie mężczyźni, gdyż kobiety spędzają czas przede wszystkim w domach. To oni często pomagali jej w trakcie podróży, oferowali nocleg, częstowali kawiorem i zapraszali na połów ryb. Jej pomysł zaś podsumowali: Gdyby moja żona wyjechała na tak długo, sama na rowerze, to chyba bym ją bił…

Ciekawa była wyprawa do Liberii, w której nikt nie wierzył, że biały człowiek może tak po prostu chcieć przejść przez las tropikalny.

Wytłumaczenie ludziom sensu podróży było najtrudniejsze – mówił Marek Dzierżęga. – Jak wytłumaczyć, że idę dla samego podróżowania? Uważali że powinienem to zrobić samochodem, niektórzy pytali ile płacę za złoto i czy interesują mnie diamenty. Jak opowiadał podróżnik, większość mieszkańców nie podróżuje poza dwie wioski dalej.

Bez silnika

Śniło mi się, że wsiadam do samolotu albo melexai myślałemnie udało mi się – opowiada podróżnik, Michał Kozok, który za cel postawił sobie przemierzyć Amerykę Południową z północy na południe wyłącznie siłą własnych nóg. 295 dni szedł, jeździł na hulajnodze, deskorolce i rolkach, a także rowerem wodnym w kształcie łabędzia.

Michał Kozok odbiera Kolosa (fot. Lesław Włodarczyk)

Pamiętajcie jeżeli się chce to można, można wszystko – podkreślał wielokrotnie. Trzymając się tego motta ukończył swoją podróż, zobaczył niedostępny, największy wodospad San Angelo, przejechał przez most teoretycznie niedostępny dla pieszych i turystów rowerowych, a przede wszystkim zmierzył się z własnymi słabościami.

Marcin „Yeti” Tomaszewski z Kolosem (fot. Lesław Włodarczyk)
Marcin Księżak z wyróżnieniem (fot. Lesław Włodarczyk)

Wieczór należał już do Marcina „Yeti” Tomaszewskiego, który przybliżył jak wygląda wspinaczka wielkościanowa, Marcina Księżaka, który opowiedział jak wraz z zespołem poprowadził w Norwegii drogę nazwaną pamięci Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego oraz do grotołazów.

Adam i Denis na Kanczendzondze

Niedzielny poranek rozpoczął Adam Bielecki, który pokazał jak przebiegała jego droga wspinaczkowa. Nie zabrakło również kilku słów o Broad Peaku. Adam po raz kolejny podkreślił, że na tej wyprawie byli naprawdę szczęśliwi, byli zespołem, który się rozumiał i uzupełniał.

Adam Bielecki na Kolosach (fot. Lesław Włodarczyk)

Opowiedział też, że w najbliższym czasie wybiera się zrealizować swoje kolejne marzenie – nową drogę na Kanczendzondze – które zamierza zrealizować w silnym zespole m.in. z Denisem Urubko. Zachęcam do trzymania kciuków za ten projekt – zakończył.

Odwaga przede wszystkim

Interesującym punktem, obok prezentacji podróżniczych zmagań, była prelekcja psychologa Tomasza Kozłowskiego o tym jaki rys psychologiczny mają podróżnicy oraz amatorzy sportów ekstremalnych, jak podejmują decyzje i jaki wpływ na nie ma grupa.

Co według Kowalskiego jest wspólnym mianownikiem ludzi poszukujących przygód? Na pierwszym miejscu stabilność emocjonalna i sumienność. W większości przypadków podróżnicy nastawieni są na innych i dobrze się z nimi komunikują. – Wyjątkiem okazała się część himalaistów, którzy idą w góry żeby poszukiwać siebie, a nie tylko w poszukiwaniu przygody, dlatego małe zespoły w górach funkcjonują dobrze – podkreślił Kozłowski. Potrzebna jest ugodowość i zdolność do przyjmowania informacji zwrotnych, bo w tego typu aktywnościach popełnia się dużo błędów i trzeba umieć to przyjmować i oswajać się ze swoimi słabościami. Ostatnia z wymienionych cech to otwartość na doświadczenia.

Zebrani dowiedzieli się, że bardzo często to w jakiej grupie funkcjonujemy zadecyduje o podejmowanych przez nas działaniach lub ich braku, a także o tym, że bez zaufania nie da się zbudować dobrego zespołu.

A do wszystkiego tak naprawdę potrzebna jest odwaga. Bo nie jest odważny ten kto się nie boi, ale ten kto się boi i pokonuje swoje słabości. Bo zwycięzcą jest ten, co pokona siebie, a nie zwycięży armię – zakończył Kozłowski swoją prezentację.

Co robił Orwell w Birmie?

Świetnymi opowieściami z podróży śladami wojennego fotografa po Birmie zaczarował laureat Kolosa 2012, pierwszy stypendysta Fundacji „Herodot” im. R. Kapuścińskiego, pisarz i reporter Andrzej Muszyński.

Opowiedział o brytyjskich kolonizatorach, którzy uprawę herbaty w Birmie traktowali jak sposób na życie i łatwy zarobek. Kolonialne życie to było szaleństwo – Brytyjczycy zbijali na tym ogromne majątki. Tworzyli sobie oazy, budowali ogromne wille z basenami i kortami tenisowymi odstające od birmańskiej rzeczywistości, zatrudniali stu służących zawsze gotowych na rozkazy – opowiadał. Jednym z takich kolonizatorów był Orwell, którego willa do dziś stoi pusta i niszczeje.

Dużo uwagi poświęcił birmańskim słoniom – Słonie są bardzo ludzkimi zwierzętami i szybko się uczą, nabierając ludzkich zwyczajów – kiedy wyła syrena obwieszczająca koniec pracy słonie również schodziły z miejsca pracy i nic nie było ich w stanie zmusić do jej kontynuowania – opowiedział jedną z wielu anegdot.

Ponadto zabrał słuchających do słynnego plemienia łowców głów, do malarycznej Doliny Śmierci, a także na spływ przepiękną i nieznaną dobrze, nawet w Birmie, rzeką Tarung.

Na żywo spod Nanga Parbat

Niespodzianką dla obecnych w Hali Gdynia Arena był film zmontowany z akcji pod Nanga Parbat. Michał Dzikowski połączył się także z Tomkiem Mackiewiczem, który opowiedział o ostatnich wydarzeniach i lawinie, która ściągnęła Michała Obryckiego i Pawła Dunaja.

Na szczęście chłopaki byli w ogonie, polecieli 500 metrów w dół, ale żyją. Są połamani, ale nie mają wewnętrznych obrażeń. Wyliżą się. – opowiadał Mackiewicz. – Niedługo wracamy zima się kończy, pozwolenia się kończą – zapowiedział. „Dziku” już teraz poinformował, że za rok wybierają się znowu.

 Karolina Szymańska

***

Więcej o Kolosach:

O himalaizmie na Kolosach – TUTAJ

Kolosy za 2013 rok – kto i dlaczego? Relacja prosto z Gdyni – TUTAJ

Kolosy 2013 – znamy laureatów – TUTAJ

 

 

Exit mobile version