Poradnik ekspertów: urządzenia elektroniczne na wyprawach i długich trekkingach

fot. arch. podróżników

Nasi eksperci w składzie: Kamila Kielar, Agnieszka Dziadek, Joanna Mostowska, Mateusz Waligóra, Łukasz Supergan i Rafał Król, radzą jaki sprzęt elektroniczny zabrać na wyprawę.

***

Rafał Król

W większości sytuacji wystarcza smartfon i powerbank. W trudniejszych warunkach warto mieć tradycyjny GPS z wgranymi mapami, najlepiej na zwykłe baterie paluszki. Dzięki takiemu urządzeniu będziemy mogli też pisać smsy satelitarne przez połączony za pomocą bluetootha smartfon. Za jego pośrednictwem można też wezwać pomoc.

Jeszcze lepszym rozwiązaniem jest PLB ( persolan locator beacon). Takie urządzenie ma każdy jacht i samolot, ale da się również zarejestrować PLB na osobę. Jest z tym trochę zachodu w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego, trzeba je przeprogramować, ale warto. Działa zawsze, niezależnie od tego czy jest + 50 czy – 50 st. Celsjusza, i stawia na nogi cały system światowego ratownictwa SAR.

Zwłaszcza w niskich temperaturach, warto mieć niezawodny i sprawdzony powerbank. Z moich doświadczeń wynika, że dobrym i tanim rozwiązaniem jest Silicon Power. Na rynku rządzi teraz marka Goal Zero ze swoimi powerbankami z serii Sherpa i ogniwami słonecznymi Nomad.

Agnieszka Dziadek

Kiedyś nawigowałam wyłącznie z mapą papierową, ale w końcu dałam się przekonać do elektroniki i używam smartfona. Moja ulubiona aplikacja to Mapy.cz, sprawdza się w Europie, ale również na innych kontynentach. Bardzo popularną aplikacją wśród thru-hikerów jest FarOut.

Nie używam lokalizatorów ratunkowych, urządzeń GPS, ani zegarków.

Do filmowania używam aparatu Sony RX100 z zewnętrznym mikrofonem i statywem.

Ciekawostką jest moja stara czołówka Petzl e+Lite, którą większość czytelników zapewne uznałaby za światło awaryjne, tak niewiele światła daje. Świeci za to przez 90 godzin. Nowoczesne czołówki są coraz mocniejsze i coraz krócej świecą, a to jest dokładnie coś przeciwnego do tego, czego potrzebują długodystansowcy.

Kamila Kielar

Garmin Inreach Mini 2 do trackowania live, do wzywania pomocy i do wiadomości bezzasięgowych. Służy też do komunikowania się między dwoma Garminami, na przykład z przyjaciółmi, którzy idą równolegle szlakiem. Urządzenie łączy się z telefonem, jest super malutkie i zwiększa bezpieczeństwo tysiąckrotnie, polecam.

Na dużych i poważnych wyprawach/ekspedycjach (na przykład na Pacyfiku) używałam bardziej zaawansowanych urządzeń satelitarnych do komunikacji i nawigacji, ale skoro mówimy o wędrówkach długodystansowych, ale szlakami, to Inreach Mini 2 jest w zupełności wystarczający.

W Stanach Zjednoczonych i w niektórych krajach europejskich działa już nowa funkcja iPhonów – nakładka satelitarna, która umożliwia wezwanie pomocy w sytuacjach awaryjnych, nawet gdy nie ma zasięgu. Warto sprawdzić jak to działa i jakie są opłaty.

W Stanach świetnie działa aplikacja FarOut. Czasem bardzo ułatwia nawigację, wskazuje gdzie są źródła wody, nieoczywiste skręty, bramy, pokazuje informacje i komentarze od innych hikerów, na przykład, że przejście danej rzeki w tym okresie było po pas, lepiej podejść 300 m wyżej, bo jest tam zwalony pniak. Zaczyna się pojawiać na europejskich szlakach chociaż jeszcze nie jest tak dopracowana. Używam też Mapy.cz i Maps.me.

Zawsze mam też Kindla, nie jestem w stanie przeżyć dnia bez czytania książki, zalet chyba nie trzeba opisywać. Ostatnia rzecz z elektroniki, którą uwielbiam, to jest zegarek. Też Garmin, model Fenix 7 S, czyli ten z solarnym ładowaniem. Może nie tyle ładowaniem, co po prostu korzysta z energii słonecznej. Wiadomo że to jest zabawka. Jak ktoś jest fanem sprawdzania dokładnych dystansów i podejść (mapy często nie są tak dokładne), to jest fajny gadżet. Ja polubiłam i się przyzwyczaiłam.

Joanna Mostowska

Elektronika jest niezbędna, ale problemem jest ładowanie. Trzeba niezwykle starannie pilnować baterii, trzymać je przy sobie, przy ciele. Ze sprzętu przede wszystkim przydaje się GPS – w całkowicie białym terenie bardzo łatwo jest stracić orientację. Używam starego GPS Garmina na baterie typu „paluszki”. Zapasowych baterii może być sporo i taki gps spokojnie działa przez dwa czy trzy tygodnie. Kiedyś brałam telefon satelitarny typu Iridium. Obecnie wystarczy wielofunkcyjny InReach, który pełni funkcję telefonu satelitarnego, GPS-a oraz radioboi (można wysłać sygnał SOS). Jeśli chodzi o zdjęcia to najlepiej sprawdzają się stare aparaty typu „małpa” na paluszki.

Łukasz Supergan

Absolutnie podstawowym urządzeniem, czasami jedynym który zabieram, jest zwykły smartfon. Pomaga on w nawigacji, komunikacji, obsługuje social media, pozwala dokonywać rezerwacji, w ostateczności posłuży do wezwania pomocy. Tereny bardziej odludne zabieram ze sobą nadajnik satelitarny Garmin InReach Mini 2. Umożliwia on dwustronną komunikację za pomocą krótkich wiadomości, udostępnianie swojego położenia, pobranie prognoz pogody oraz wyzwanie pomocy w każdym miejscu na Ziemi. Przez ostatnie dwa lata mam go ze sobą w zasadzie zawsze i oddał mi nieocenione usługi.

Reszta elektroniki to urządzenia wynikające z charakteru wyprawy. Czasem będzie to kamera sportowa. Czasem, jeśli spodziewam się pięknych kadrów, zabiorę bezlusterkowiec OMD – to zaprzeczenie idei wędrowania na lekko, ale dobre zdjęcia przywiezione z wyprawy są tego warte. Bardzo rzadko korzystam z klasycznych odbiorników GPS, natomiast zawsze mam ze sobą outdoorowy zegarek – od 6 lat Suunto 9 Baro.

Wszystko to wymaga zasilania – kiedy jestem z dala od sieci, w tej kwestii bezkonkurencyjne są powerbanki Goal Zero z serii Flip.

Mateusz Waligóra

Nie mam ulubionych aparatów, bo coraz częściej pracuję z fotografami, dzięki czemu nie muszę myśleć o zdjęciach i mogę na wyprawie skupić się na tym, co jest dla mnie najważniejsze, czyli na przeżywaniu przygód i spędzaniu czasu na świeżym powietrzu. Niemniej jednak opowiadanie historii jest częścią mojego zawodu, więc jeśli zabieram aparat to jest to najczęściej model kompaktowy, pełno klatkowy, ostatnio korzystałem z modelu Leica Q2. Jednak większość zdjęć na Grenlandii zrobiłem iPhonem 13 Pro Max i wydaje mi się, że to będzie kierunek, w którym będę zmierzał w przyszłości, czyli coraz częściej będę zabierał ze sobą tylko telefon.

Jeśli chodzi o power banki to korzystam z GoZero, Sherpa 50 i 100. Są to stare modele, wyprodukowane ponad sześć lat temu, ich nowa wersja Sherpa 100Ac niestety już nie jest tak dobra, mieliśmy z tym powerbankiem sporo problemów z Łukaszem na Grenlandii, więc tym bardziej cieszę się, że mam jeszcze te stare modele. Ładuję je za pomocą paneli solarnych GoalZero Nomad 28. Wykorzystanie dwóch takich paneli i dwóch powerbanków zapewniło mi samowystarczalność energetyczną na pustyni Gobi, na Grenlandii i na Antarktydzie.

Do nawigacji wykorzystuję GPSy Garmina, szczególnie te z serii 62 i 64, bo są stosunkowo szybkie, dosyć dobrze trzymają baterię i jeśli nie mam możliwości ładowania, szczególnie w trakcie wypraw zimowych, są to baterie litowe, w pozostałych przypadkach są to akumulatory eneloop. Do nawigacji wykorzystuję też telefon. Na wszystkich wyprawach, począwszy od pustyni Gobi w 2018 roku, korzystam z telefonów Samsung Galaxy i aplikacji Locus map – to właśnie dzięki tej aplikacji po trzech latach przygotowań map tracków i zdjęć satelitarnych, na Gobi nawigowałem głównie telefonem.

Jeśli chodzi o komunikację to korzystam z trackerów satelitarnych, które oznaczają na mapie moją pozycję. Myślę, że tutaj niezawodny i niezastąpiony jest Spot Gen, nie miałem w rękach najnowszej wersji, ale wykorzystywałem ten tracker na Gobi i w Polsce i jest po prostu genialny, bo oznaczone są pozycje na mapie, pakujemy do niego baterie litowe, które wystarczają spokojnie na półtora miesiąca ciągłego trackingu (bez biwaków). Spot jest w porządku, tylko że swoim zasięgiem nie obejmuje całego świata, więc ruszając na Antarktydę, korzystałem z Garmina inReach Explorer Plus, miałem też drugiego Garmina InReach Minii. Oba wykorzystują satelitarną sieć Iridium pokrywającą cały świat. Dodatkowo na wyprawach, czy na Grenlandię czy pustynię Gobi, wykorzystywałem telefon satelitarny Iridium oraz ich modem satelitarny Iridum Go, który umożliwia wysyłanie niewielkich zdjęć oraz dłuższych wiadomości tekstowych w formie maila. To są moje podstawowe środki komunikacji na wyprawach.

elektronika trekking
fot. arch. podróżników

***

Pozostałe części cyklu Poradnik ekspertów znajdziecie TUTAJ.

Exit mobile version