Surowa decyzja sądu w sprawie wypadku w górach

fot. MG

Podczas wędrówki w austriackich górach doszło do wypadku. Kobieta straciła równowagę i spadła na mężczyznę, zrzucając go w przepaść. Na skutek upadku i doznanych obrażeń mężczyzna zmarł. Kobieta został uznana za winną zaniedbania, ponieważ nie trzymała się zapewnionych w tym miejscu zabezpieczeń. Co zastanawiające, sąd założył, że w tym przypadku, mimo że do zdarzenia doszło na szlaku turystycznym w górach, nie mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową i wszelkie decyzje (zaniechania) podlegają ocenie prawnej jak na nizinach.

***

Do wypadku doszło 5 września 2004 roku w Tannheimer Tal w Austrii. Sprawa zakończyła się w niemieckim sądzie drugiej instancji w 2006 roku. Jednak dopiero niedawno ukazało się streszczenie autorstwa Antonii Brand, które uznaliśmy za podstawę dla przedstawienia tego ciekawego i rzadkiego w świecie prawa przypadku.

Szlak w tym miejscu był wąski i mokry, zakosami trawersował stok. Kobieta szła blisko krawędzi, by asekurować idącą przed nią córkę. Trzymała ją za rękę, sama nie trzymała się liny. W pewnym momencie straciła równowagę i zaczęła spadać. Po chwili uderzała w mężczyznę, który wędrował z żoną tym samym szlakiem nico niżej. Na skutek zderzenia mężczyzna spadł w dół stoku, stracił przytomność i doznał bardzo poważnych obrażeń. Ostatecznie, po dziesięciu operacjach w szpitalu i nie odzyskując przytomności, zmarł.

Żona zmarłego oskarżyła kobietę o nieumyślne spowodowanie śmierci na skutek zaniedbania. Sąd pierwszej instancji uznał kobietę za winną. Oskarżona złożyła apelację do sądu drugiej instancji, twierdząc, że wyrok jest zbyt surowy. Argumentowała, że nietrzymanie liny nie było zaniedbaniem, ponieważ w tym miejscu kończył się płot, zabezpieczający stok poniżej, więc miała prawo uznać, że teren nie jest już niebezpieczny. Podkreślała też, że zmarły mężczyzna również nie trzymał się liny, ani nie złapał się jej, słysząc jej ostrzegawczy krzyk. Żona zmarłego mężczyzny podtrzymała swój zarzut, twierdząc, że mimo wszystko było to zaniedbanie ze strony kobiety.

Sąd drugiej instancji uznał wcześniejszy wyrok za prawomocny. Według orzeczenia, trzymanie się zapewnionych lin czy łańcuchów zabezpieczających jest w tego typu okolicznościach konieczne. Pozostałe osoby na szlaku miały prawo polegać na takich „wzmożonych środkach bezpieczeństwa” w tej konkretnej sytuacji. Jeśli takie środki nie zostały podjęte i ludziom została wyrządzona krzywda, ta krzywda wykracza poza ogólne ryzyko związane z uprawianiem sportów alpejskich, z którym wędrowcy muszą się liczyć. To, że płot kończył się wcześniej, według sądu nie oznaczało, że niebezpieczeństwo upadku przestawało istnieć, szczególnie w takich warunkach (mokro i ślisko). Dodatkowo sąd uznał, że uderzenie w innych wędrowców na szlaku poniżej w razie upadku mieści się w rozsądnych granicach przewidywalności, czyli kobieta powinna mieć to ryzyko na względzie. Nawet jeśli ich nie widziała, miała wszelkie podstawy by przypuszczać, że mogą się tam znajdować.

Poszkodowany mężczyzna nie został uznany za współwinnego. Sąd uznał, że w jego przypadku nietrzymanie liny nie było zaniedbaniem, ponieważ w miejscu w którym się znajdował nie występowały okoliczności wymagające przedsięwzięcia „wzmożonych środków bezpieczeństwa”, a w takiej sytuacji trzymanie liny lub nie pozostaje decyzją wędrowca. Podtrzymano również wnioski sądu pierwszej instancji, według których nawet gdyby mężczyzna trzymał się liny, nie uchroniłoby go to przed upadkiem. Nie zostało też udowodnione, że miał dość czasu na reakcję.

Sąd uznał, że w tej sytuacji oskarżona nie może powoływać się na doktrynę „robienia czegoś na własne ryzyko”, która dotyczy sportów wysokiego ryzyka, takich jak wspinaczka i alpinizm. Według niej wchodzący w góry wspinacz świadomie podejmuje nadzwyczajne ryzyko. Jednak ten konkretny szlak cieszy się dużą popularnością, również wśród niedoświadczonych turystów. Wędrowanie nim nie wiąże się z nadzwyczajnym ryzykiem i poszkodowany nie mógł świadomie się z nim godzić. Sąd wspomniał również, że nie była to wspinaczka, a trekking.

Komentarz Komisji ds. Prawnych UIAA

Decyzja sądów pierwszej i drugiej instancji zaskoczyła członków Komisji ds. Prawnych Międzynarodowej Federacji Związków Alpinistycznych (Legal Affairs Commission UIAA), według których obarczanie cała winą kobiety jest nieco zbyt surowe. Komisja uważa, że sprawa mogłaby zakończyć się inaczej w innych krajach, równocześnie zaznaczając jednak, że niemiecki sąd brał pod uwagę konkretne i indywidualne okoliczności wypadku, które – jak podkreślał – były kluczowe dla sprawy.

*

Oskarżona została uznana za winną zaniedbania, ponieważ nie trzymała się liny dla bezpieczeństwa własnego oraz innych osób na szlaku, mimo okoliczności uznanych za wyjątkowo niebezpieczne. Jej decyzje zostały rozpatrzone podobnie, jak przypadku zdarzeń, do których dochodzi na nizinach. Nie zastosowano tu podejścia charakterystycznego dla spraw ze świata sportów górskich i sportów wysokiego ryzyka. To ciekawy precedens, wyjaśniający sformułowanie „podejmowanie działań na własne ryzyko” z nieco innej perspektywy oraz rzucający światło na wymóg (lub nie) trzymania się zabezpieczeń podczas takiej wędrówki.

Michał Gurgul

Exit mobile version