Poradnik ekspertów: pozyskiwanie i transportowanie wody

fot. arch. podróżników

Jak pozyskiwać, czym uzdatniać i w czym nosić? Nasi eksperci w nowym, poszerzonym składzie opowiadają o swoich wnioskach na podstawie wieloletnich doświadczeń zbieranych na szlakach długodystansowych i podczas wypraw w dzikie zakątki świata. Ta wiedza przyda się każdemu, kto planuje długie eskapady outdoorowe. Swoimi Radami dzielą się Dorota Szparaga (witamy w gronie naszych ekspertów!), Kamila Kielar, Agnieszka Dziadek, Joanna Mostowska, Mateusz Waligóra, Rafał Król i Łukasz Supergan.

***

Wszystkie poradniki ekspertów znajdziecie tutaj:

Dorota Szparaga

Po kilku wędrówkach długodystansowych wypracowałam swój system nawadniania. Modyfikuję go w zależności od regionu, w który się wybieram. Zazwyczaj jest to mniej więcej taki zestaw:

Nawadnianie jest niezmiernie istotne. Organizm daje sobie radę z niewielką ilością jedzenia, jednak w przypadku niewystarczającej ilości wody, w moim przypadku tempo marszu spada poniżej 0,5 km na godzinę.

Podczas wędrówki szlakiem Via Alpina Red Trail nosiłam zaledwie litr wody, ale ona była tam bardzo łatwo dostępna, często padało i wody było wręcz w nadmiarze. Do jej uzdatniania używałam najczęściej filtra. Ze względu na to, że było mi często zimno, zazwyczaj dodatkowo ją przegotowywałam. Podobnie w Pirenejach. Z kolei w Kaukazie starałam się mieć przy sobie dwa litry, ale i to często to nie wystarczało, ze względu na temperatury dochodzące do 40 st. Celsjusza.

W Alpach czy Pirenejach wodę brałam zazwyczaj ze strumyków górskich oraz źródełek umiejscowionych (rodzaj małych pomników kamiennych z kranikami) w wioskach czy miasteczkach. Bardzo rzadko pozyskiwałam wodę z rzek i jezior. W skrajnej sytuacji zdarzyło mi się pić wodę ze świeżej kałuży w trakcie burzy. Zanim ją przegotowałam, przefiltrowałam ją przez czystą skarpetkę.

W Kakukazie z wodą bywało różnie i często jej brakowało. Mimo, że miałam zaznaczone różne źródła, często wody było w nich niewiele lub były całkowicie wyschnięte. I tu unikałam rzek i korzystałam głównie z małych strumieni, w których czasem spotykałam zamontowane na stałe butelki, ułatwiające przelewanie wody. Wodę z rzek i niepewnych źródeł filtrowałam, wrzucałam tabletki i czasem jeszcze przegotowywałam. W Kaukazie można się czasem natknąć na koryta z wodą dla zwierząt, do których jest doprowadzona bieżąca woda. Można też spotkać wodę przy chaczkarach, pomnikach pamiątkowych w środku gór lub w wioskach. Zdarzało mi się dość często brać wodę przy cmentarzach, na których Gruzini i Ormianie mają w zwyczaju biesiadować. Przy szlakach można czasem spotkać miejsca piknikowe z kranikami z wodą. Nie zawsze jednak działają. Dwa miejsca pobierania wody, które najbardziej utkwiły mi w pamięci to małe źródełko otoczone barszczem Sosnkowskiego oraz mały wodospadzik, przy którym spotkałam węża.

Podczas tej wędrówki wodę transportowałam w kamizelce biegowej wypełnionej bukłakiem. Na nią zakładałam główny plecak. To rozwiązanie było bardzo wygodne, bo przy pobieraniu wody nie musiałam rozpakowywać dużego plecaka.

Wodę wzbogacam izotonikami. Na trasę zabieram cały zapas, różnych producentów, żeby nie było nudno. Gdy się skończą, do wody dodaję miód, cytrynę i sól. W trakcie wędrówek zdarza mi się pić colę. To dodatkowe kalorie, których w górach nigdy dość.

W Alpach, z racji chłodniejszego klimatu, nosiłam ze sobą kubek termiczny. Zazwyczaj miałam w nim kawę, bez której nie mogę się obejść. Nosiłam też termos 0,75 l z kawą lub herbatą. Jego wadą jest waga, ale ciepły płyn naprawdę dodaje mocy. Termos przydał mi się szczególnie w ciągu ostatnich czterech dni w Alpach, gdy dużo chodziłam w nocy. W schroniskach napełniałam go kawą z mlekiem oraz dużą ilością cukru. Przydawał się też podczas zimnych nocy pod namiotem. Wieczorem napełniałam go kawą, dzięki czemu nad ranem mogłam rozgrzać się przed wyjściem ze śpiwora. To zdecydowanie ułatwiało wstawanie.

Nawodnienie to numer jeden na liście rzeczy, o których trzeba pamiętać. Powinniśmy wypijać codziennie minimum 30 ml na każdy kilogram masy ciała, czyli około dwóch litrów + dodatkowe płyny związane z wysiłkiem: doliczamy minimum pół litra na godzinę. Nie musimy pić bardzo dużo w trakcie wędrówki, łatwiej uzupełniać płyny w przerwach i po wysiłku.

Czasem trudno jest pić więcej. Dlatego polecam moje patenty, które stosuję również na co dzień: cytryny, imbir, mięta, sok z cytryny z Biedronki (2 zł), limonk/imbir z Lidla (co prawda z konserwantami), GU Summit Tea, elektrolity w tabletkach, Isoactive i tym podobne.

Łukasz Supergan

Podczas górskich wędrówek, zwłaszcza po Polsce, pozyskuję wodę bezpośrednio ze źródeł. O ile nie znajdują się w pobliżu pastwisk, osiedli lub dróg, a dodatkowo wypływają w środku lasu, woda z takich źródeł bardzo często nadaje się do picia na surowo. W przypadku wątpliwości, lub gdy jestem w innych krajach lub strefach klimatycznych, używam filtra do wody. Filtry usuwają wszystkie zanieczyszczenia, bakterie i pierwotniaki, a także część wirusów. Nie usuwają jednak chemii. Moim wyborem jest teraz Sawyer Squize, ale inne, podobne filtry będą także OK.

Chyba nigdy nie używałem tabletek do wody, przeszkadza mi długi czas oczekiwania. Bardzo ciekawą metodą oczyszczania wody jest filtr Steripen, który zabija wszystkie drobnoustroje, jednak nie usuwa zanieczyszczeń mechanicznych.

Wodę noszę zazwyczaj w fantastycznych butelkach, które zmniejszają objętość w trakcie opróżniania. W upale, kiedy potrzebuję pić często, korzystam z camelbaka.

Zimą wodę bardzo często pozyskuje się ze śniegu. Ponieważ jest to praktycznie woda destylowana, zazwyczaj nie wymaga żadnego oczyszczenia. Zimą i tak wodę gotuję do wrzenia. Zimą regularnie zabieram ze sobą nie termos, ale butelkę termiczną (model Esbit Majoris Bottle). Trzyma ciepło prawie tak samo długo a jest wyraźnie lżejsza. Termos zabieram na bardzo niskie temperatury (poniżej -25 stopni).

Kamila Kielar

Podczas wędrówek szlakami długodystansowymi wodę pozyskuje się w zasadzie wyłącznie ze źródeł naturalnych. Niestety trzeba się liczyć z tym, że czasem trzeba będzie pić wodę z krowami z jakiejś kałuży, zaglonionych poideł dla bydła itp. I to jest ok, bo istnieją filtry. Filtry czy tabletki? Filtry. Używam filtra marki Platypus. Bardzo go cenię, bo ma szybki przepływ wody. Z kolei najbardziej popularny jest chyba Sawyer. Oba są dostępne w Polsce.

Tabletki potrzebują przynajmniej pół godziny albo godzinę zanim zaczną działać. Jeśli potrzebujesz czterech litrów dziennie i jesteś na pustyni, gdzie tracisz wodę jak szalony, to zwariujesz czekając na takie uzdatnianie. Niektórzy też nie lubią smaku tabletek.

Filtry są długowietrzne i wytrzymałe. W zasadzie wystarczają na całe życie. Prędzej go zgubisz niż się zepsuje czy zapcha. Tylko trzeba o nie dbać, regularnie czyścić i uważać, by nie zamarzł. To opłacalna inwestycja. Amebozę leczy się latami, a czasem nie da się jej wyleczyć do końca życia. To paskudna choroba, nie warto ryzykować. Dzisiejsze filtry są genialne i lekkie, ważące nawet 50 g. To już nie czasy filtrów na korbkę albo grawitacyjnych, te są maleńkie i szybkie, często wkręcane bezpośrednio na butelkę.

Wodę przenoszę w litrowych bukłakach Platypusa albo Hydro Packa. W większych pojemnościach polecam Hydro Pack, bardzo dobre i lekkie worki.

Jestem chyba jedną z niewielu osób, które na szlakach długodystansowych używają termosu. Przede wszystkim po prostu uwielbiam gorącą herbatę. Ale ma to też uzasadnienie zdrowotnie – czasem źle reaguję na duże ilości czystej wody. Miło jest też przygotować sobie rano kawkę na drogę. Jestem więc fanką termosów, mimo że to ciężkie i rzadkie rozwiązanie. Używam półlitrowego GSI Microlight, który ma nieprawdopodobne parametry, jak na swoją wagę i dwumilimetrowe ścianki. Utrzymuje świetnie temperatury zarówno wysokie, jak i niskie. Podczas upałów, chłodna woda to też miła sprawa. Ponieważ jestem totalnym nerdem i maniakiem posiadania ciepłego picia przy sobie, przerobiłam prawie wszystkie kubki termiczne na rynku. Nie znalazłam lepszego niż ten GSI.

Agnieszka Dziadek

Najwygodniejsze do transportu wody są według mnie jednolitrowe butelki PET, które noszę w bocznych kieszeniach plecaka. Standardowo zabieram cztery, choć częściej trzy + jedną butelkę Nalgene o pojemności 0,7 l, z której robię herbatę. Bukłaki zupełnie mi się nie sprawdzają na długich dystansach, ponieważ nie da się w nich monitorować ubywania wody, jest kłopot z czyszczeniem, pleśnieniem i ryzyko awarii. Trudniej też nabrać do nich wody z mniejszych cieków czy kałuż.

Długodystansowcy są skazani na picie wody, która nie zawsze jest czysta. Zazwyczaj nie oczyszczam wody w żaden sposób, ale to zależy od danego miejsca. Na pustynie, gdzie trzeba pić wodę z poideł dla bydła albo strumieni, do których przychodzą zwierzęta hodowlane najlepiej zabrać mały filtr mechaniczny. Od lat używam Sawyera – są większe i mniejsze modele. Tabletki można zabrać awaryjnie, ale do codziennego użytku się nie nadają – oczyszczanie trwa bardzo długo i nie działa dobrze w zimnej wodzie.

Termosu używam oczywiście zimą, kiedy mróz jest większy niż -5°C. Chowam też do plecaka butelkę owiniętą w kurtkę puchową – w ten sposób dość długo trzyma ciepło. Na mniej ambitnych trasach, nawet kiedy jest powyżej zera też przyjemnie jest się napić gorącej herbaty – czemu nie.

Mateusz Waligóra

Na wyprawach przez pustynie wodę transportuję najczęściej w dużych plastikowych kanistrach, które kupuję na miejscu. Tak było na przykład w Mongolii na pustyni Gobi. Dodatkowo wspomagam się workami MSRa, wykonanymi z Cordury – Dromedary® Bags 10 l. Na wyprawach przez Polskę, jeśli muszę mieć jakiś zapas wody, na przykład przed biwakiem, to wykorzystuję worek DromLite™ o pojemności 6 l, który jest dużo lżejszy. Wyprawy polarne to oczywiście topienie wody ze śniegu, tak samo w górach wysokich.

Od jakiegoś czasu, szczególnie w Polsce, korzystam z butelek z filtrem, którymi filtruję sobie kranówkę. Jeśli chodzi o filtry wykorzystywane na pustyniach, tudzież podczas naprawdę wymagających wypraw, to moim zdaniem absolutnie najlepszy filtr na rynku to MSR Guardian. Wcześniej korzystałem z innych filtrów marek MSR oraz Katadyn. Niestety nie sprawdzały się najlepiej, ale Guardian, którym filtrowałem wodę na pustyni Gobi, sprawdził się naprawdę dobrze. Niemniej, na każdej wyprawie mam daw filtry, z czego jeden pełni funkcję zapasową.

Na wyprawach zimowych korzystam z termosów. Na Grenlandii miałem stare termosy Tatonki, które mają bardzo dobry stosunek jakości do ceny. Natomiast na Antarktydzie używałem termosów w pełni stalowych (za wyjątkiem sylikonowych uszczelek) marki Klean Kanteen, które są duże i ciężkie, ale jednocześnie zdają się być bezawaryjne i doskonale spełniły swoje zadanie. Na co dzień i na wyprawach bardzo często używam jednolitrowych butelek Nalgene. Transportuję w nich wodę do przygotowywania herbaty, olej, a także produkty sypkie, na przykład cukier. Butelki te pełnią również funkcję termoforu – polecam to rozwiązanie. Butelki Nalgene towarzyszą mi na wyprawach od wielu, wielu lat.

Rafała Król

Wodę niestety trzeba już filtrować niemal wszędzie. W Polsce woda może być zanieczyszczona środkami ochrony roślin lub ogoniastkiem jelitowym z odchodów zwierząt na pastwiskach.

Podczas jednoosobowych wyjazdów gdzieś niedaleko używam filtra Platypus Quickdraw. Podczas dłuższych wypraw w odległe miejsca od lat używam filtra MSR Miniworks EX wraz z dziesięciolitrowymi bukłakami na wodę Dromedary® Bags.

Oczywiście są tabletki do uzdatniania wody czy lampy, traktujące mikroby światłem UV, ale niestety nie są to do końca dobre rozwiązania. Po ich zastosowaniu woda co prawda jest zdatna do spożycia, ale nie jest smaczna i może wciąż zawierać zanieczyszczenia mechaniczne.

Joanna Mostowska

Z wodą w Arktyce nie ma problemu – wystarczy stopić śnieg. Jeśli śnieg jest bardzo twardy, warto mieć jakieś narzędzie, które nam pomoże (korzystam ze szpadla, który służy również do okopania namiotu). Śnieg z dala od cywilizacji jest czysty i nie trzeba go uzdatniać. Przy ujemnych temperaturach uzupełnianie płynów jest bardzo istotne. Odwodniony organizm dużo łatwiej się wychładza. Zarówno do śniadania jak i kolacji wypijam co najmniej litr herbaty, a na drogę przygotowuję dodatkowo litr lub półtora.

Dorota Szparaga, Kamila Kielar, Agnieszka Dziadek, Joanna Mostowska, Mateusz Waligóra, Rafał Król i Łukasz Supergan (fot. arch podróżników)
Exit mobile version