Mateusz Waligóra przed atakiem szczytowym

fot. Marcin Kin / mat. prasowe

Po zakończeniu aklimatyzacji, zejściu niżej w celu regeneracji i podleczenia infekcji gardła na wyprawie Mateusza Waligóry na Everest z poziomu morza nastąpił dłużący się czas oczekiwania na okno pogodowe i atak szczytowy. Ten rozpocznie się już dziś w nocy. Mateusz wyruszy z bazy do obozu II, skąd w ciągu następnych dni dojdzie do c3 i c4. Wyjście szczytowe rozpocznie się z tego ostatniego prawdopodobnie 21 maja, jeśli tylko utrzymają się przychylne prognozy pogody na ten dzień.

***

Pogoda jak zwykle rządzi i dzieli na Evereście. Najpierw bardzo długo komplikowała plany zaporęczowania góry aż po wierzchołek, co było w tym roku zadaniem agencji Seven Summits Treks. Ostatecznie 10 maja w godzinach wieczornych grupa dziesięciu Nepalczyków dotarła na szczyt i poprowadziła nań liny poręczowe. Wyjątkowo wcześniej udało się to zrobić na sąsiednim Lhotse, które w ubiegłych sezonach zazwyczaj musiało poczekać na zaporęczowanie Everestu.

W związku z opóźnieniami grupa zmierzająca na Everest w pierwszym oknie pogodowym, musiała przez kilka dni oczekiwać na otwarcie drogi na szczyt w obozie II. Pierwszym nie-Nepalczykiem w tym sezonie na szczycie Everestu był Ukrainiec Valentyn Sypavin, profesjonalny alpinista, były zawodnik we wspinaczce lodowej i przewodnik górski z Charkowa, który wyruszył dosłownie kilka godzin po zespole poręczującym. Dzień później, 12 maja, na szczycie zameldowało się więcej osób, w tym Szerpowie z grupą prowadzonych przez nich dziewięciu uczestników wyprawy organizowanej przez agencję Imagine Nepal, w ramach której na Evereście działa także Mateusz Waligóra. Niestety prognozy pogody się nie sprawdzały i to oraz inne wejścia szczytowe przebiegało w chmurach, opadach śniegu, wietrze. Poskutkowało to niestety odmrożeniami wśród kilku wspinających się na Dach Świata. Niestety w drodze na wierzchołek ponad obozem IV zaginęło też dwóch mongolskich wspinaczy, którzy zamierzali osiągnąć szczyt bez dodatkowego tlenu i asysty Szerpów. 

fot. Bartek Dobroch / mat. prasowe

Wiele wskazuje na to, że dopiero nadchodzące dni – jeżeli tym razem prognozy nie zawiodą – przyniosą poprawę pogody i solidne, prawie bezwietrzne i słoneczne okno pogodowe, które da szanse na bezpieczny atak szczytowy. Niestety czeka na niego w bazie i wyższych obozach jeszcze wielu chętnych, co może skutkować kolejkami w drodze na liczący 8848 m wierzchołek.  

Celem wyprawy Mateusza Waligóry jest dotarcie na Mount Everest z poziomu morza z wykorzystaniem jedynie siły własnych mięśni, bez emisji zbędnych zanieczyszczeń, w myśl zasady „leave no trace”. Jeśli wyprawa się powiedzie, będzie pierwszym Polakiem, który osiągnie Mount Everest w taki sposób. Wyprawa odbywa się w formie himalajskiego triathlonu, na który składają się etap rowerowy prowadzący przez północny wschód Indii do Nepalu, etap pieszy, czyli trekking do bazy pod Everestem i etap trzeci – wspinaczka na najwyższy szczyt Ziemi.

fot. Marcin Kin / mat. prasowe

Informacja prasowa

Exit mobile version