Asekol Everest Expedition. Rotacja, Ice Fall i wyjście ponad obóz II

Aklimatyzacja zakończona! Zbliżają się decydujące momenty wyprawy.

(fot. Marcin Kin)

Tygodniowa przerwa w informacjach prasowych z wyprawy Asekol Everest Expedition miała szczególny powód. Po rozdzieleniu się z grupą trekkingową, która 24 kwietnia rozpoczęła zejście w kierunku lotniska w Lukli, by pięć dni później wrócić do kraju, w odwrotnym kierunku do bazy pod Everestem (EBC) udał się z Mateuszem jedynie Bartek Dobroch.

***

Wraz z towarzyszącym im Szerpą z agencji Imagine Nepal, Lhakpą Sonamem, wyszli 28 kwietnia w
nocy na pierwszą i najpewniej jedyną rotację przed atakiem szczytowym Mateusza na Mount Everest. Zakładała ona dojście na noc do C1 (obozu I), a następnie co najmniej dwie noce w zlokalizowanym pod Zachodnim Ramieniem Everestu i początkiem jego południowo-zachodniej ściany obozie II oraz wyjście wyżej z zamiarem dotknięcia wysokości obozu III w drodze na szczyt (ponad 7000 m). Tylko ten ostatni plan się nie powiódł, wyjście zostało przerwane z powodu obrywu skalnego na wyjątkowo oblodzonej w tym sezonie ścianie Lhotse, przez którą prowadzi droga do C3.

Wyprawa Asekol Everest Expedition (fot. Marcin Kin)

Mateusz i Bartek dotarli na wysokości ok. 6660 – 6770 m n.p.m. Konieczność poprawienia
aklimatyzacji przez Mateusza skłoniła uczestników wyprawy Asekol Everest Expedition do
pozostania na trzecią noc na wysokości 6400 m. Decyzję przypieczętował wiejący przez dwie noce
huraganowy wiatr, który targał i przewracał namioty w „dwójce”, a nocującego w obozie III
pakistańskiego himalaistę Sirbaza Khana, atakującego Everest bez dodatkowego tlenu, zmusił do
całonocnej walki o utrzymanie namiotu.

Emocjonującym wyzwaniem było dwukrotne przejście przez znajdujący się pomiędzy bazą a C1
Khumbu Ice Fall, labirynt seraków, odłamanych od nich brył lodowych i szczelin, przez który drogę
co roku prowadzi wyspecjalizowana ekipa Szerpów zwana IceFall Doctors. Tegoroczna trasa, choć nie
najbardziej wymagająca wspinaczkowo, poprowadzona została z konieczności dość niebezpiecznym
terenem, zwłaszcza w górnej partii lodospadu, przechodząc pod wiszącym nad nią olbrzymim serakiem, przyklejonym do ściany Zachodniego Ramienia Everestu.

Mateusz Waligóra (fot. Marcin Kin)

Po powrocie z rotacji Mateusz zszedł 1000 m niżej do Dingboche na trzydniową regenerację przed
atakiem szczytowym. Leczy kaszel, gromadzi siły, które będą szczególnie potrzebne w najbliższych
tygodniach. Pierwsze wyjścia z zamiarem osiągnięcia szczytu ruszyły z początkiem tego tygodnia.
Celem wyprawy Mateusza Waligóry jest dotarcie na Mount Everest z poziomu morza z wykorzystaniem jedynie siły własnych mięśni, bez emisji zbędnych zanieczyszczeń, w myśl zasady „leave no trace”. Jeśli wyprawa się powiedzie, będzie pierwszym Polakiem, który osiągnie Mount Everest w taki sposób. Wyprawa odbywa się w formie himalajskiego triathlonu, na który składają się etap rowerowy prowadzący przez północny wschód Indii do Nepalu, etap pieszy, czyli trekking do
bazy pod Everestem i etap trzeci – wspinaczka na najwyższy szczyt Ziemi.

Postępy wyprawy można śledzić na profilach w social media:

https://www.instagram.com/mateusz_waligora_explorer/

Exit mobile version