Olśnieni w przyrodzie. Spotkanie designu z naturą – rozmowa z Ewą Trzcionką

fot. Mariusz Gruszka

Ewa Trzcionka od lat zajmuje się światem profesjonalnego designu i architektury. Jest specjalistką od oceniania jakości projektów, występuje w roli ekspertki i wykładowczyni w sprawach dotyczących ekoetyki świata projektowego. Poza tym kocha przyrodę i ma wiele sportowych pasji. W naszej rozmowie staramy się zgłębić rolę designu i architektury w kontekście przyrody. Rozmawiamy o tym, jaki wypływ mają na nas piękne przedmioty i budynki, sztuka i siły przyrody – czy da się połączyć te wszystkie aspekty?

***

Kasia Okuszko: Jak według ciebie przyroda działa na człowieka?

To kluczowe pytanie, które zadaję moim studentom na zajęciach z ekoetyki na Uniwersytecie SWPS. Ciekawią mnie ich wspomnienia z dzieciństwa, pytam ich czy często chodzili do lasu, czy błądzili po zakamarkach puszczy lub brodzili po łąkach. Większość z nich nie zdaje sobie sprawy, jak wiele takie doświadczenia dają w późniejszym rozwoju kreatywności i tzw. umiejętności postrzegania mnogości rozwiązań. Natura poprzez samo przebywanie w niej, obserwację, czy zabawę uczy nas bycia w systemie, czy sprawnego zarządzania zasobami. Przykładowo: w przyrodzie nic się nie marnuje, nie ma bezużytecznych odpadów – to wspaniała lekcja gospodarki cyrkularnej, nad którą teraz głowią się specjaliści od ekologii procesów produkcyjnych. W przyrodzie każdy odpad jest kolejnym materiałem – choćby corocznie opadające liście, które rozkładają się stanowią ważny element kolejnych cyklów, z odpadu zmieniają się na materiał zasilający kolejną „produkcję”. Inny przykład: przebywanie w przyrodzie uczy nas cierpliwości, to co trwałe i ponadczasowe, zwykle powstaje spokojnie i powoli, wystarczy popatrzeć na dąb.

Jeśli zrozumiemy, jak wiele daje nam swobodny dostęp do natury, to nasze postępowanie zmierzające do zrównoważonego rozwoju wynikać będzie z wewnętrznego przekonania, a nie z przepisów. Bez kontaktu z dziką, nieskrępowaną naturą sami stajemy się ograniczeni i powtarzalni.

Czy na tym właśnie polega zespół deficytu przyrody?

Pierwszy raz dowiedziałam się o tym problemie z książki Richarda Louva „Ostatnie dziecko lasu”, która ukazała się kilkanaście lat temu w Stanach Zjednoczonych. Dziennikarz na podstawie wielu badań udowadnia, że dzieci, które wychowują się w oderwaniu od natury, dużo gorzej się rozwijają, są narażone na cywilizacyjne choroby, takie jak choćby ADHD, depresja. Dużo ciężej znoszą porażki, mają problem ze samostanowieniem i samoświadomości. Dlaczego zabawa w przyrodzie stymuluje dzieci lepiej niż zabawki, gry i tablety? W naturze dysponujemy tak zwanym zbiorem luźnych artefaktów: szyszka, pień, konar. Dziecko, żeby się bawić w lesie, musi użyć wyobraźni, staje się dużo bardziej kreatywne. Dzieci bawiąc się w lesie tworzą wielodniowe scenariusze zabaw, a ponadto są narażone na realny lęk, strach i ból. Co przygotowuje je na dorosłą rzeczywistość, z którą potrafią sobie radzić. Bo tak jak w lesie, w życiu nie ma gotowych rozwiązań. Dla porównania: na typowym placu zabaw w mieście prawie wszystko jest z góry zaplanowane, co więcej, projektant i wykonawca dokładają wszelkich starań, żeby było tam w stu procentach bezpiecznie. Louv udowadniania, że w takiej przestrzeni po pewnym czasie dzieci zaczynają się nudzić. W ten sposób odbieramy im możliwość podejmowania własnych decyzji, tracą też instynkt samozachowawczy.

W obecnych czasach odgradzamy dzieci od przyrody lękiem – przedstawiamy dziką naturę jako źródło zła, brudu, bólu. A przecież przyroda daje nam też świetne lekcje o śmierci, będącej częścią każdego życia. Jak tutaj szukać analogii? Śmierć, koniec daje przestrzeń na nowe. Dlatego czasem mówię studentom, że jeśli coś kończymy, porzucamy, nawet jakiś pomysł, czy ideę, to daje nam to miejsce na powstanie nowych.

Drugim czynnikiem, który radykalnie odcina nas od kontaktu z naturą, choć chyba pierwszym w kategorii agresywności, jest technologia. Ekran komputera i brak interakcji z przyrodą szkodzą dzieciom, które będą ponosiły tego konsekwencje w dorosłym życiu.

A jak dorośli mogą ustrzec się przed deficytem przyrody?

Mieszkańcy miast muszą się starać być blisko natury, jednak masowy eksodus w dzicz też nie jest rozwiązaniem, bo wtedy dzicz przestanie być dzika. Także przestrzegam przed modnym ostatnio osiedlaniem się w lesie. To wcale nie jest rozsądne z ekologicznego punktu widzenia. Do naszych obowiązków należy pozostawienie jak największej połaci dzikiej przyrody w zwartej, niepoprzecinanej drogami całości. Wracając jednak do tego, jak korzystać z natury bez jej naruszania, to warto zauważyć, że pokolenie współczesnych dorosłych jest w dobrej sytuacji, ponieważ większość z nas miała w dzieciństwie kontakt z przyrodą. Powinniśmy to docenić i kontynuować poprzez spacery, wędrówki, odpoczynek. Specjaliści od neuronauk mówią, że nawet 45 sekund patrzenia na zieleń naturalną wystarcza, by obniżyć poziom stresu w naszym organizmie. Natomiast wracając do wszelkich mód, przestrzegam przed nadmiernym planowaniem bycia w przyrodzie (z wyjątkiem zasad bezpieczeństwa) – natura kocha spontaniczne wybory, działanie zgodne z instynktem i swobodne przeżywanie. Nawet najmniejszy kamień, woda, drewno może być źródłem inspiracji. Naukowo udowodnione jest również, że w naturze doznajemy najwięcej olśnień, zwanych również skokiem intelektualnym. To te momenty, kiedy ni stąd, ni zowąd wpadamy na genialny pomysł. Czyszczenie głowy z codziennej gonitwy powoduje, że nagle znajdujemy rozwiązanie problemu.

Ewa Trzcionka podczas swoich górskich wycieczek (fot. arch. Ewa Trzcionka)

Wróćmy w takim razie do artystów i sztuki projektowania. Czym właściwie jest ten design?

Pojęcie designu, czyli projektowania, trochę się zdewaluowało przez to, że było kojarzone tylko z estetyką. Istota designu jest dużo bardziej pojemna. Są różne specjalizacje: projektowanie usług, projektowanie doświadczeń, a także projektowanie mody, grafiki, wnętrz czy produktów. Jednak jest ogólna zasada w projektowaniu: twórca lub zespół twórców przede wszystkim skupia się na odpowiadaniu na potrzeby klienta. Na przykład fotel do domu starców wygląda zupełnie inaczej niż ten do hotelowego lobby. A ostatnio wśród dodatkowych wymogów pojawił się również aspekt ekologiczny, należy projektować tak, by efekt procesu projektowego jak najmniej uszczuplał naturalne zasoby planety oraz by emitował jak najmniej CO2. Oczywiście redukcja na etapie projektowym zużycia materiału i energii to jedno z podejść ekologicznego projektowania, jednak lubię zachęcać, by redukować… do zera. By porzucić projektowanie kolejnej rzeczy. Bo po co nam kolejne krzesła? Ale to już są decyzje na poziomie świadomości zarządu firmy, a przede wszystkim naszej – konsumentów.

Jakie znaczenie ma sama estetyka przedmiotów? Czy design może przybliżyć nam naturę?

W swoim mieszkaniu otaczamy się konkretnymi przedmiotami i chcemy czuć się z nimi dobrze. Naukowo potwierdza się, że naturalne materiały działają na nas lepiej niż syntetyki. W doborze przedmiotów możemy zrealizować potrzebę kontaktu z przyrodą, osiągając namiastkę spokoju w warunkach miejskich. Przez odpowiedni dobór kolorów, naturalnych materiałów, roślin i kwiatów możemy stworzyć nasz mikrokosmos.

A co z wszechobecnym konsumpcjonizmem, tak bardzo kojarzonym z eleganckim designem?

Po kilkunastu latach jeżdżenia po targach, oglądania milionów zdjęć i produktów muszę przyznać, że nadprodukcja jest ogromna. Zalewa nas fala przedmiotów – ileż można produkować elementów do wnętrza?! Dlatego darzę sentymentem rzeczy stare oraz te współczesne, które dzięki swojemu ponadczasowemu wzornictwu i trwałości mają szansę przetrwać i trafić do kolejnego obiegu – stać się vintage dla kolejnych pokoleń. Wolę mieć mniej rzeczy, ale takich, z którymi mam jakąś więź (znam twórcę) albo ich zakup był przemyślany i dopracowany, bo każdy nowy produkt generuje ślad węglowy i zużywa wodę. Moda na przedmioty vintage (meble, ubrania) i korzystanie z rzeczy z drugiego obiegu to bardzo ważny element zrównoważonego rozwoju. Co więcej, to właśnie przedmioty – kiedyś dobrze przemyślane, potrafią przetrwać próbę czasu i wciąż być użyteczne i łatwe w naprawie.

Czy chcesz przez to powiedzieć, że design może być ekologiczny? To nie oksymoron?

Ekologiczny design to w pełni uzasadnione myślenie. Kwestia projektowania odpowiedzialnego to wielka nauka i trudne zadanie. Dobry projektant (i producent!) z kręgosłupem moralnym, jako oś projektową obiera ekologię. Mam tu na myśli cały cykl produkcji oraz życia przedmiotu, czyli tego, czy da się go naprawić, czy można go na coś przerobić? Jak będzie się starzał i czy łatwo można go poddać recyklingowi. Na razie ekologiczne funkcjonowanie organizacji to kwestia głównie moralna i wizerunkowa, ale za chwilę będzie już globalnie wymagana regulacjami prawnymi. Z pewnością ważne jest myślenie o odpadzie jako kolejnym materiale to wykorzystania – wspomniana gospodarka cyrkularna. Przecież już nawet kurtki „goretexowe” powstają z zużytych butelek plastikowych.

Tu outdoor spotyka się z designem i ekologią. Czy ten magiczny trójkąt to realna figura?

Outdoor, czyli przebywanie w przyrodzie, już samo w sobie jest pojęciem bardzo pro ekologicznym. Bo, tak jak wspomniałam, osoby obcujące z naturą, czują pokorę względem niej, szanują jej piękno i instynktownie chcą o nią dbać. Natomiast jeśli chodzi o projektowanie dla ludzi w outdoorze, to mamy tu do czynienia z wyspecjalizowaną w swoich potrzebach grupą docelową, która potrzebuje rzeczy bezpiecznych, lekkich, trwałych i funkcją wspomagających przebywanie w przyrodzie. Myślę, że projektowanie dla outdooru to ogromne wyzwanie. W tych firmach zauważa się również dużo więcej mądrych decyzji proekologicznych, mam takie odczucie, że to właśnie dlatego, że sami pracownicy i management cenią przyrodę, a ponadto ich klienci mają takie oczekiwania – chcą, by rzeczy były wyprodukowane odpowiedzialnie, były trwałe lub nadawały się do naprawy.

Jeden z najwybitniejszych polskich architektów Aleksander Franta (fot. Mariusz Gruszka)

Jednak w outdoorze nie da się cały czas przebywać, czasami musimy się przecież gdzieś schować. I tu przejdźmy do tematu projektowania budynków. Na co zwracać uwagę w architekturze? W jakiej przestrzeni dobrze się czujemy?

Ostatnio byłam na świetnym wykładzie Natalii Olszewskiej, badaczki w dziedzinie neuroestetyki. Okazuje się, że jest kilka elementów estetyki, które wpływają na nas dobrze w sposób obiektywny i są zakorzenione w naszych atawizmach. Na przykład lepiej odbieramy łagodne, łukowate kształty, naturalne materiały; wpływa na nas temperatura światła – chłodne mobilizuje, ciepłe uspokaja. Potrzebujemy wokół naturalnej zieleni, a nasz mózg żywo reaguje na kolory i zapachy. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie powiedziała, że przecież najlepszym architektem jest natura, jednak takie fakty naukowe pozwalają tworzyć miejsca przyjazne i ludzkie. Dodam jeszcze, że rozrastanie naszej cywilizacji powinno jak najbardziej oszczędzać przestrzeń, dlatego tak ważne jest skupianie się na jednym miejscu, zamiast daczy w lesie ekologiczne jest odnawianie starych budynków lub budowanie piętrowe, tak, by zasklepiać jak najmniej kolejnych połaci gleby, która bez dostępu do deszczu i powietrza jałowieje. Odpowiedzialność architektów, ale również deweloperów i ich klientów polega na tym, żeby nasz rozwój (bo jednak tego nie zatrzymamy) odbywał się w harmonii. Poruszę jeszcze sprawę estetyki, proporcji i kontekstu. Architektura jest elementem mocno kształtującym krajobraz, a krajobraz jest dobrem wspólnym, więc tak jak drzewa w lesie, tak i budynki powinny współgrać z otaczającym je krajobrazem naturalnym i dziedzictwem kulturowym. Przykładem, jaki przyszło mi skrupulatnie analizować, jest kompleks uzdrowiskowy w Ustroniu, który znalazł się w prestiżowym gronie najlepszych realizacji urbanistyczno-architektonicznych XX wieku. Powstał w realiach PRL-u, natomiast architekci najpierw dogłębnie zbadali lokalne uwarunkowania geograficzne i krajobrazowe, a następnie zaprojektowali szereg budynków, nawiązujących kształtem do górzystego otoczenia i usytuowanych w miejscach niezaburzających cieków wodnych oraz naturalnej cyrkulacji powietrza. Historię tego projektu i sylwetkę genialnych architektów, Henryka Buszki i Aleksandra Franty, którzy potrafili połączyć architekturę z otaczającym światem naturalnym, przedstawiam w filmie „Uzdrowisko. Architektura Zawodzia”, dostępnym na YouTube. Zapraszam do oglądania.

W architekturze najpierw idzie funkcja, a potem estetyka. A czy już na tym pierwszym etapie doboru materiałów możemy zadziałać ekologicznie i zbliżyć się do przyrody?

W budowaniu występuje wiele rozwiązań proekologicznych, choć pewnie najbardziej ekologiczne jest niebudowanie. Bo można stosować w nowym budynku panele solarne, pompy ciepła, przydomowe oczyszczalnie, lecz nie zawsze będą miały one ekologiczny sens, kiedy w 400-metrowym budynku sporadycznie będą mieszkać dwie osoby, bo mają jeszcze trzy podobne wille, a i tak stale są w podróży… Za każdym razem trzeba zrobić rachunek zysków i strat, i wtedy wybrać działanie najmniej obciążające Matkę Ziemię. Przestrzegam przed greenwashingiem – czyli działaniami pozornie proekologicznymi. Ważny jest ostateczny skutek, a nie sama ekologiczna twarz. Dotyczy to nie tylko architektury, ale także designu, prowadzenia biznesu lub po prostu życia codziennego. Przykładem mylnie rozumianych działań ekologicznych jest na przykład stawianie uli w dużych miastach bez rozważnej konsultacji fachowca z dziedziny bioróżnorodności. Ule zamieszkiwane przez pszczoły z gatunków hodowlanych, stanowić mogą zagrożenie dla dzikich pszczół, które przy takiej konkurencji po prostu wymierają, bo nie mają czego jeść.

W architekturze stosowanie jak najbardziej naturalnych rozwiązań jest ze wszech miar potrzebne. Każdy niepostawiony płotek, każdy nieskoszony ogród czy nieścięte drzewo zwiększają nasze szanse na większy kontakt z naturą, a co za tym idzie nasze lepsze samopoczucie i rozwój.

A jak Ewa Trzcionka doznaje olśnienia?

O, w bardzo różny sposób. Ostatnio w domu na balkonie, patrząc w niebo i zachwycając się chmurami. Często miewam też tatrzańskie olśnienia, lubię przebywać w górach i wszelkie aktywności z tym związane: wspinanie, skitoury, wędrówki i rower. Ale co ciekawe, najlepiej czyści mi się głowa podczas wiosennych roztopów. Uwielbiam wpatrywać się w płynącą wodę, słuchać jej dźwięku i pozwolić myślom płynąć razem z nią.

Ewa Trzcionka podczas swoich górskich wycieczek (fot. arch. Ewa Trzcionka)

*

Rozmowa ukazała się w 14. numerze Outdoor Magazynu (lato 2021)

Exit mobile version