J. Fritz Rumpf: emocje w fotografii przyrody

- wywiad z fotografem

fot. J. Fritz Rumpf

W 18. numerze Outdoor Magazynu gościmy kolejną ciekawą postać, fotografa mieszkającego i tworzącego głównie w Stanach Zjednoczonych. W “Pocztówce…” przedstawiamy pieczołowicie opracowaną selekcję wyjątkowych wycinków świata przyrody, które przenoszą nas na pustynie, wydmy i inne opustoszałe przestrzenie określane przez Amerykanów mianem great outdoors. Zdjęcia J. Fritza Rumpfa najlepiej oglądać w druku. W Pocztówce… znajdziecie kilka refleksji i myśli ich autora. Poniżej natomiast zamieszczamy pełną wersję rozmowy, którą przeprowadziliśmy z Fritzem.

***

Michał Gurgul: Opowiedz proszę o swoich początkach.

J. Fritz Rumpf: Urodziłem się i wychowałem w Wenezueli, ale moi rodzice są z pochodzenia Niemcami. Aparat towarzyszył mi, od kiedy pamiętam. Jako dziecko uwielbiałem fotografować swoje zwierzaki, aparat zabierałem też na rodzinne wyjazdy i robiłem zdjęcia krajobrazów. Kiedy w wieku 18 lat przeprowadziłem się do USA, pasję przysłoniło codzienne życie. Do fotografii wróciłem późno, bo dopiero przed czterdziestką

Często ten rodzaj wrażliwości zaszczepiają w nas rodzice. Czy tak było w Twoim przypadku?

Tak, rodzice zaszczepili we mnie miłość i szacunek do przyrody. Ojciec, który był zapalonym wędrowcem, zachęcał mnie, bym dostrzegał nie tylko szerokie krajobrazy, ale również kolory, kształty i małe detale w ich wnętrzu. Z kolei mama uwielbiała pielęgnować ogród i pokazywała mi najróżniejsze rośliny i kwiaty, dzięki czemu lepiej rozumiałem świat przyrody.

Wspomniałeś wcześniej o swoich polskich korzeniach. Byłeś kiedyś w Polsce?

Mój dziadek ze strony matki był Polakiem. Niestety, on i czwórka rodzeństwa mojej mamy zginęli podczas bombardowania podczas II wojny światowej. Jak miliony ludzi, moja mama miała okropne doświadczenia wojenne, o których wolała nie mówić. W związku z tym nie wiem zbyt wiele o jej ojcu. Polska jest na mojej liście, ale jeszcze nie miałem okazji jej odwiedzić. Na pewno chciałbym zobaczyć Kraków i Warszawę, ze względu na historyczne znaczenie tych miast, ale też kilka miejsc o wyjątkowo ciekawych dla mnie walorach przyrodniczych, takich jak wodospad „Przy młynie” na potoku Iwielka w Iwli w Beskidzie Niskim czy Krzywy Las w okolicach wsi Nowe Czarnowo. Przed wizytą na pewno Was zapytam, gdzie warto pojechać.

Jasne, a wracając do zdjęć: jak to się stało, że fotografia pojawiła się w twoim życiu na nowo?

Pasja do fotografii wróciła wraz z podróżami jakieś 20 lat temu. Kolejnym ważnym momentem, może nawet punktem zwrotnym, była wyprawa na Antarktydę w 2014 roku. Tamtejsze krajobrazy naprawdę zapierają dech w piersiach, trudno to opisać słowami. Zrobiłem wtedy kilka przyzwoitych zdjęć, ale zdałem sobie też sprawę, jak wiele muszę się jeszcze nauczyć. Podczas kolejnych wyjazdów szlifowałem umiejętności, odkrywałem nowe miejsca i kierunki rozwoju.

Wszystko złożyło się w całość w 2019 roku, kiedy po raz pierwszy wybrałem się do Doliny Śmierci. Tam odkryłem swoją prawdziwą fotograficzną miłość – wydmy. Na nic wcześniej nie patrzyłem w taki sposób. Narodziła się więź, która umacniała się z każdą kolejną wizytą. 

fot. J. Fritz Rumpf

Z kolei w sierpniu 2019 roku udało mi się odwiedzić Ugandę i Rwandę, gdzie fotografowałem goryle górskie. To niesamowite zwierzęta i fantastyczne doświadczenie – być tak blisko, obserwować je w ich naturalnym środowisku. Jeden z goryli potrącił mnie nawet, przebiegając tuż obok. Niełatwo to wytłumaczyć, ale i tym razem poczułem nić porozumienia z tymi łagodnymi gigantami. Inną niż w przypadku wydm, ale jednak. Oba te doświadczenia wpłynęły silnie na sposób, w jaki postrzegam świat, w jaki staram się ten świat uwieczniać.

Jaka jest różnica między krajobrazem a przyrodą?

Fotografia krajobrazowa wiąże się z otwartymi przestrzeniami. Mnie bardziej pociągają bliższe, ciaśniejsze kadry. Szerokie ujęcia są nieraz zachwycające, bez wątpienia, ale patrząc wyłącznie na big picture, umyka nam wiele detali, które składają się na całość, tworzą atmosferę miejsca. To tekstury, kształty, wzory na skale, w piasku, na powierzchni wody i na roślinach.

Podczas studiowania tych scen, wybranych fragmentów rzeczywistości, okrywam, że często mniej znaczy więcej. Im bardziej upraszczam kompozycję, im mniej jest w niej elementów rozpraszających, tym bardziej skupiam się na temacie zdjęcia. I tym lepiej – mam nadzieję – udaje mi się przedstawić jego naturę.

Dzięki tym zabiegom zbliżasz się do tematu. Osoba oglądająca twoje zdjęcie odczuwa intymny charakter tego obcowania z przyrodą. Jak Ty odbierasz tę relację?

Jestem niezmiennie zachwycony tym, jak wiele piękna tkwi w naturze. Często obrabiając zdjęcia skupiam się bardziej nie na tym, jak dane miejsce wygląda, ale jak się tam czułem. Nie sporządzam przecież dokumentacji. Dlatego moje zdjęcia są często odrobinę abstrakcyjne lub/i surrealistyczne. Ostateczny obraz odzwierciedla w pewnym sensie zachwyt i podziw, uczucia, które towarzyszyły mi w danym momencie.

Gdzie lubisz fotografować? Na które pustynie wracasz najchętniej?

Mam to szczęście, że mieszkam pośrodku pustynnych obszarów Arizony, dzięki czemu dość szybko mogę dostać się do wielu ciekawych miejsc. Wśród moich ulubionych są: Wielki Kanion, pustynia Sonoran, klify Vermilion, jezioro Powell, Monument Valley i kilka innych.

Nic dziwnego, że poszedłeś w takim kierunku, mając takie sąsiedztwo.

To prawda, ale do Doliny Śmierci mam siedem godzin jazdy samochodem, a właśnie to miejsce pociąga mnie najbardziej. Lubię tamtejsze wydmy piaskowe oraz pęknięcia i “płytki” w zaschniętym błocie. Możliwości wędrowania i robienia zdjęć w Dolinie Śmierci wydają się nieskończone. To magiczne miejsce. Lubię też podróże do naszego północnego sąsiada – Utah. 

A dalej?

Przed pandemią staraliśmy się wyjeżdżać w zagraniczną dłuższą podróż przynajmniej raz w roku. Miałem szczęście odwiedzić i fotografować piękne miejsca na wszystkich kontynentach. Wyprawy, które najbardziej zapadły mi w pamięć, to te do Afryki, Japonii, na Kubę, Galapagos i oczywiście – na Antarktydę. Chętnie bym tam wrócił.

Podczas podróży bardzo często fotografuję też ludzi, chyba częściej niż miejsca. Wydaje mi się, że takie zdjęcia nieraz lepiej oddają atmosferę i wrażenia z podróży. Bardzo lubię też robić zdjęcia w naszym ogrodzie. Niezależnie od pory roku natura podsuwa nam niesamowite tematy.

Fotografia wymaga poświęcenia, energii, myśli, ale i czasu. Czy trudno jest robić zdjęcia podróżując z kimś?

To zależy. Na zagraniczne wakacje zawsze wyjeżdżamy razem z moim mężem, który jest bardzo cierpliwy i wspiera mnie w mojej pasji. Na wiele krótszych wycieczek jeździmy również z grupą przyjaciół, którym nie przeszkadza to, że nie robimy wszystkich rzeczy wspólnie. Niemniej zauważyłem, że swoje najlepsze zdjęcia robię, gdy jestem sam, gdy nic mnie nie rozprasza. Wtedy potrafię się w pełni zanurzyć w otoczeniu, nawiązać z nim silną relację. Odczuwam też większą wolność – jeśli jakieś miejsce mi się spodoba, mogę w nim zostać jak długo chcę.

Na przykład jak długo?

Czasem zdarza się, że kręcę się po jednym obszarze przez 14 godzin. Robię zdjęcia, chłonę atmosferę miejsca. Uwielbiam być w naturze, spajać się z nią w jedną całość. W takiej skali to chyba coś, co może nie spodobać się wszystkim.

Przeprowadzisz mnie przez swój proces twórczy?

Najpierw nawiązuję kontakt. Nie skupiam się na technicznych aspektach, bo nie zależy mi na perfekcyjnych zdjęciach. Ważne są dla mnie uczucia, które budzą się we mnie, gdy wchodzę w interakcję z tematem, górą czy liściem, wszystko jedno. Staram się uchwycić ten moment tak, by osoba oglądająca później zdjęcie była w stanie wyłuskać z obrazu te emocje. Szukam kadru, który je najlepiej oddaje, czyszczę go z niepotrzebnych elementów, korzystam z linii – bardzo je lubię, staram się komponować w taki sposób, by gładko prowadziły oko w głąb kompozycji, często od rogów i krawędzi kadru. Na koniec: uważam na ekspozycję. Wiele zdjęć straciłem przez niefrasobliwe podejście do histogramu.

fot. J. Fritz Rumpf

Czy bez emocji nie da się zrobić dobrego zdjęcia?

Jeśli nie czujesz nic podczas fotografowania, jeśli nie ma ono dla ciebie głębszego znaczenia, jak możesz liczyć na to, że takie zdjęcie zaangażuje odbiorcę? Żyjemy w świecie zdominowanym przez media społecznościowe, ludzie codziennie przewijają setki zdjęć. Jaki to ma sens? Więc staram się uchwycić coś więcej, coś co sprawi, że ktoś się na moment zatrzyma, i mam nadzieję, że poczuje choć ułamek tego, co czułem podczas fotografowania.

I tu pojawia się pewnie satysfakcja. A co jeszcze daje ci fotografia?

Przede wszystkim to pretekst do obcowania z przyrodą, z dala od codziennego wariactwa, cywilizacji i zasięgu sieci telefonicznej.

A jej funkcja dla świata?

Według mnie to forma wyrazu, jak każda sztuka, której zadaniem może być uwiecznianie i udostępnianie naszej piękna planety. Nie zawsze dosłownie, ale często w sposób, który porusza coś w ludziach. To coś zależy od tematu zdjęcia.

Abstrakcyjny obraz może na przykład angażować odbiorcę na innym poziomie niż “zwykły” krajobraz. Widz stara się rozgryźć, jakiej większej całości jest to fragment, powstaje więź z tematem, a więc i z naturą. Mam nadzieję, że niektóre moje zdjęcia działają w ten sposób. Jak mielibyśmy się troszczyć o przyrodę nie mając świadomości, jak wiele oferuje?

Jak wiele mamy do stracenia…

Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek! Wielu ludzi żyje w kompletnym oderwaniu od środowiska naturalnego. Jeśli fotografia ma szansę wpłynąć na nich choćby w najmniejszym stopniu, by na nowo poczuli tę więź, myślę, że warto próbować.

fot. J. Fritz Rumpf

***

Więcej zdjęć Fritza znajdziecie w drukowanym OM. Zapraszamy!

OM #18: Pocztówka od fotografa
Exit mobile version