Freeride na światowym poziomie – rozmowa z Zuzanną Witych

fot. Olek Pobikrowski / http://instagram.com/fotolek

Wielokrotna mistrzyni Polski we freestylu i mistrzyni Europy i Oceanii w narciarstwie freeridowym. W tym roku zajęła 3. miejsce w klasyfikacji generalnej Freeride World Tour. O sportowym świecie, alpejskich widokach i planach na najbliższy rok, z Zuzanną Witych rozmawia Zuzanna Kozerska.

***

Z każdym rokiem pokazujesz, że znana dewiza powinna brzmieć “go big AND go home”. Udowadniasz, że nie ma nic złego w powrocie do domu – że przecież można osiągnąć sukces, wrócić, naładować baterie i znowu zapiąć narty, by dać z siebie jak najwięcej. 

Jak najbardziej. Uważam, że “wyczyszczenie głowy” przed każdym startem jest ogromnie ważne. Cały sezon trwa dość długo, starty w zawodach tej rangi obarczone są ogromnym stresem. To słynne “go big” wymaga wewnętrznej walki, pokonania strachu i wielu swoich barier, a to wysysa ogromną ilość energii. Z tego powodu powrót do domu między startami jest bardzo ważny, nawet jeśli tylko na dwa dni. Dzięki temu odnajduję spokój i wyciszam się. Jeśli jest taka możliwość, spędzam dzień na leniuchowaniu na kanapie.

Takie odcięcie się od stresu związanego z poprzednim startem daje nową, czystą kartę i energię do podejmowania kolejnych wyzwań. We freeridzie umiejętności narciarskie to jedno, ale uważam, że aspekt mentalny jest jeszcze ważniejszy. Dlatego czasem warto odpuścić jeden trening na śniegu, aby zadbać o swoją formę psychiczną.

Zuzanna Witych na podium zawodów cyklu Freeride World Tour (fot. Dominique Daher)

Zaczynałaś od lekkiej atletyki, skończyłaś na freeridzie. Widzisz te dyscypliny jako dwa odległe światy czy znajdujesz w nich jakieś podobieństwa?

Myślę, że wszystkie sporty mają ze sobą wiele wspólnego. W moim przypadku lekkoatletyka dała mi genialną podstawę ogólnorozwojową do późniejszej kariery narciarskiej. Moimi specjalnościami były sprinty (na 100 m i 200 m), biegi przez płotki oraz skok w dal. Dzięki temu w dość młodym wieku rozwinęłam szybkość, skoczność i siłę, a to przydaje się we freeridzie.

Wykorzystujesz to doświadczenie również podczas treningów?

We freeridzie, gdy chcemy dojść do światowej czołówki, w pewnym momencie nie wystarczy dużo jeździć podczas sezonu. Istotny jest też trening “na sucho” i przygotowanie przed sezonem, w czym bardzo pomagają mi doświadczenia z treningów lekkoatletycznych.

Lekkoatletyka nauczyła mnie też dyscypliny treningowej – w kulminacyjnym momencie trenowałam po kilka godzin, sześć razy w tygodniu, przez co musiałam rezygnować z wielu rozrywek. To było duże wyzwanie zarówno mentalne, jak i fizyczne. Teraz jednak widzę, że była to ważna lekcja i bardzo ją doceniam.

Zuzanna Witych na Freeride World Tour (fot. Jeremy Bernard)

Dla kogoś, kto tego nie robi, uprawianie sportów ekstremalnych kojarzy się z „wyjściem poza strefę komfortu”. Czy nie jest jednak tak, że z czasem ta strefa poszerza się, a ekstremalne warunki dają się lubić?

Jak najbardziej. Uprawianie tego rodzaju sportu wiąże się z ciągłym pokonywaniem własnych barier, ale dla mnie właśnie to jest jedną z największych motywacji. Niektórzy postrzegają nas jako wariatów, którzy skaczą z 10-metrowych klifów ryzykując własne życie, ale tak nie jest. Każda osoba uprawiająca freeride zaczynała od podstaw. Dobry freerider ma za sobą ścieżkę, którą musiał przejść, aby znaleźć się na wysokim poziomie. Zaczynamy od mniejszych, bezpiecznych elementów, przeszkód, prędkości. Jeśli na danym poziomie czujemy pełną kontrolę, idziemy o krok do przodu i delikatnie wychodzimy poza swoją strefę komfortu. Nie jest to przeskok o 100%. Aby bezpiecznie robić postępy, należy robić wszystko małymi krokami – w innym przypadku ryzykujemy poważną kontuzję. Oczywiście zawody to moment, kiedy ryzykujemy nawet bardziej – wpływa na to adrenalina i atmosfera eventu. Poziom zabezpieczenia jest wtedy jednak dużo większy, niż podczas jazdy “wolnej”.

Wyzwaniem były dla ciebie nie tylko zawody podczas Freeride World Tour, ale cały poprzedni rok. Czy aktualna sytuacja pandemiczna miała wpływ na organizację cyklu zawodów, a może na twoje nastawienie?

Rzeczywiście, sezon bym mocno skomplikowany ze względu na sytuację związaną z pandemią, chociaż i tak uważam się za ogromną szczęściarę, że mimo tak trudnej sytuacji na świecie, nadal mamy możliwość uprawiania naszego sportu.

Co prawda zawody były mocno okrojone, ale bardzo się cieszę, że część z nich mogła mieć miejsce. Ze względu na trudności w przemieszczaniu się, tegoroczny sezon Freeride World Tour odbył się jedynie w Europie. Zawody były też mniej rozciągnięte w czasie, dzięki czemu zawodnicy z innych kontynentów musieli przyjechać do Europy na 1,5 miesiąca zamiast na trzy, jak to miało miejsce w poprzednich latach. W “normalnym” roku sezon zaczęlibyśmy zawodami w Japonii w styczniu, a kolejny przystanek miałby miejsce w Kanadzie na początku lutego. W tym roku, cała seria FWT zaczęła się dopiero pod koniec lutego w Andorze, gdzie miały miejsce dwa starty. Następnie pojechaliśmy do Austrii, a wielki finał odbył w szwajcarskim Verbier.

Dodatkowo byliśmy zobligowani do regularnego wykonywania testów PCR, co nie jest najprzyjemniejsze na świecie, ale da się przeżyć.

Do tego Ogólnopolski Strajk Kobiet, o którym głośno było również za granicą. Symbol strajku widzieliśmy na twoim kasku. 

Tak, przez cały sezon na moim kasku widniał z symbol Strajku Kobiet. Bardzo źle czułam się z faktem, że nie mogłam uczestniczyć w części strajków, ponieważ byłam poza krajem. Ogromnie się cieszę, że chociaż przez tę naklejkę, która została zauważona podczas moich startów, mogłam dołożyć swoją małą cegiełkę i wyrazić wsparcie dla wszystkich kobiet w Polsce, które bardzo słusznie walczą o swoje prawa.

A jak wygląda rywalizacja, a może właśnie wzajemne wsparcie wśród kobiet uprawiających freeride zawodowo?

Freeride jest dość specyficznym sportem. Nie znajdziemy tu typowej sportowej rywalizacji – każdy z zawodników czy zawodniczek FWT jest pasjonatem. Dzięki temu panuje między nami atmosfera wzajemnego wsparcia i każdy cieszy się sukcesem innych.

Oczywiście każdy zawodnik daje z siebie wszystko, aby osiągnąć możliwie jak najlepszy wynik, jednak nigdy za wszelką cenę. Między zawodniczkami czuje się wzajemne wsparcie i pozytywne “pchanie do przodu”. Jeśli jedna z dziewczyn zrobi w swoim przejeździe coś niesamowitego, cała reszta szczerze się z tego cieszy, bo to pcha sport do przodu i motywuje do progresu.

Ja, jako nowicjuszka, mogłam liczyć w tym sezonie na porady od bardziej doświadczonych zawodniczek. To jest niesamowicie cenne. Atmosfera jest bardzo przyjazna, wręcz rodzinna. Poznajemy genialne osoby i nawiązujemy wspaniałe przyjaźnie. Jestem ogromnie szczęśliwa, że mogę być częścią tego freeridowego światka. 

Zuzanna Witych podczas Freeride World Tour (fot. Louis Nauche)

Narty zaprowadziły Cię w wiele miejsc z wyjątkowymi widokami, ale to w szwajcarskich Alpach spędzasz większość czasu. Czujesz, że to Twoje miejsce? 

Tak, mieszkam w francuskojęzycznej części Szwajcarii, w kantonie Valais – w samym sercu Alp.

To tutaj stawiałam swoje pierwsze kroki w głębokim śniegu i na szerokich, freeridowych nartach. A to wszystko za sprawą mojego chłopaka, który też jest narciarzem, zresztą cholernie dobrym. Z Alexem poznaliśmy się na lodowcu we Francji, za czasów, kiedy jeździłam jeszcze głównie freestylowo. Braliśmy udział w tych samych zawodach i tak to się wszystko zaczęło.

Alex pochodzi z uroczej miejscowości w dolinie Anniviers, gdzie teraz razem mieszkamy. Mamy tutaj niesamowite tereny freeridowe i to tutaj nauczyłam się wszystkiego związanego z jazdą poza trasą.

Oczywiście staram się wracać do Polski możliwie jak najczęściej. W Łodzi mieszka cała moja rodzina, więc na wszystkie święta i najczęściej latem melduję się w rodzinnym domu. Zimę jednak spędzam w Szwajcarii, gdzie trenuję, i gdzie znajduje się moja baza wypadowa na wszystkie zawody i eventy.

A jakie masz plany na sezon letni i kolejny zimowy?

Sezon letni poświecę w większości na pracę oraz treningi przygotowawcze do sezonu zimowego. W wolnym czasie na pewno bardzo dużo będę jeździła na rowerze, głównie downhillowo oraz na e-bike, które w Alpach dają niesłychane możliwości. Zamierzam bardzo poważnie podejść do tematu planu treningowego tak, aby szczyt formy przypadł na początek startów FWT.

Kolejny sezon zimowy będzie podyktowany terminami zawodów. Mam nadzieję, że sytuacja związana z wirusem trochę się uspokoi i zgodnie z planem będziemy mogli zrealizować sezon w 100 procentach. Jeśli tak, to czeka mnie wycieczka do Japonii i Kanady, z czego ogromnie się cieszę. Jeszcze nigdy nie miałam możliwości odwiedzenia tych krajów, także zapowiada się super przygoda.

I takich przygód i szczęśliwych startów życzę Ci jak najwięcej. Dzięki!

***

Z Zuzanną Witych spotkacie też w 13. numerze OM. Freeriderka odpowiedziała na nasze „pytania z przymrużeniem oka” w Kwestionariuszu:

Zuzanna Witych w 13. numerze OM

Outdoor Magazyn kupicie tutaj:

Film:

Exit mobile version