Swift Campout  – globalna zabawa rowerowa

Swift Campout (fot. Coffee Tea Trip)

Swift Campout to globalny biwak wymyślony przez producenta toreb i sakw rowerowych. Cel jest prosty: wyjeżdżamy na rowerze za miasto, aby spędzić noc na łonie natury. Nieważne gdzie. Nieważne, czy przejedziemy 10 czy 110 kilometrów. Liczy się przygoda, towarzystwo przyjaciół i nowe znajomości. Całej akcji towarzyszą ciekawe zabawy w mediach społecznościowych, zorganizowane przez Swifta. Konkursy, najciekawsze reportaże, foto bingo. Swoją wycieczkę można zarejestrować na stronie wydarzenia lub podpiąć się pod wycieczkę organizowaną w pobliżu. Organizatorzy zamieszczają też ciekawe podpowiedzi na temat tego, co zabrać, jak się spakować oraz jak gotować w terenie.

***

W tym roku, ze względu na pandemię Swift Campout odbędzie się wyjątkowo w dniach 26-27 września – w równonoc jesienną.

Więcej informacji znajdziecie na stronie swiftcampout.com, my tymczasem zapraszamy Was do przeczytania relacji i obejrzenia fantastycznych zdjęć Coffee Tea Trip z trzech minionych edycji Swift Campout.

***

Swift Campout (fot. Coffee Tea Trip)

Swift jest świetną okazją, by skrzyknąć znajomych. Nie jest to jednak kolejny biwak, ale zaproszenie do udziału w czymś większym – w światowej akcji. Nie ma znaczenia, jaki masz rower: ostre, górala, szosę czy gravel. Czy zapakujesz się w sakwy, plecak, czy może posiadasz torby do bikepackingu. Na swój pierwszy Campout jechaliśmy 30 km nad rzekę i świetnie się bawiliśmy, starając się przetrwać noc w przeciekających namiotach. Zgadaliśmy się z chłopakami z Gorzowa, którzy wpadli na swoich maczetach Hi Riders Drugs, pokazując, że na biwak też można jechać na ostrym. Kora na singlu z koszyczkiem z przodu zadawała miejskiego szyku w nadodrzańskich lasach. I chyba wtedy załapaliśmy, że właśnie taki sposób wypoczynku najbardziej nam odpowiada.

Rok później pojechaliśmy nieco dalej. Pojawiły się rowery typu gravel, klejone ze starych szos – takie prawdziwe. Tym razem zabraliśmy już nie namioty, a Lesoviki. Wybraliśmy nie rzekę, a jezioro. Trafiliśmy też na piękną pogodę. Ponownie przyjechał Gorzów, ale też „nowi” z innych miast. 

Kolejna edycja to kolejne zmiany. Trasa licząca blisko 100 kilometrów. Trzeba było zaplanować wszystko tak, by każdy dał radę. Podzieliliśmy się na dwie ekipy – na tych,  którzy pokonają całość trasy i na tych, których spotykamy po drodze, mniej więcej w połowie, w małej miejscowości na dworcu PKP. Mniej więcej w 3/4 drogi ulewny deszcz pokrzyżował nam plany. Przemoczyliśmy wszystko i ostatecznie nie dojechaliśmy do celu. W zamian przeżyliśmy najlepszą plenerową imprezę integracyjną w ogrodzie, gdzieś po drodze, gdzie odbywało się spotkanie członków teatru tańca. Pobiliśmy też własny rekord w „sardynkowym” rozwieszaniu hamaków.

Ostania edycja była wyjątkowa, bo międzynarodowa. Odezwała się do nas ekipa Tortuga Cycles z Berlina. Okazał się, że na swiftowej stronie zobaczyli nasze zgłoszenie udziału w akcji. Padło pytanie, czy chcielibyśmy połączyć siły z nimi. Nie zastanawialiśmy się długo. Wspólnie znaleźliśmy miejsce mniej więcej w połowie drogi między Berlinem a Zieloną Górą. Uzbierało się sporo kilometrów, dlatego część naszej ekipy zastosowała pociągowy trik z ubiegłego roku. Na miejscu, po chwili potrzebnej na odnalezienie wspólnego języka, śmiechom nie było końca. Podglądanie sprzętu, sposobów pakowania i na nocleg. Wymiana wlepek, turniej w „papier, nożyce i kamień”. Opowiadanie przygód, jakie każdy napotkał po drodze.

Za każdym razem, gdy planujemy wycieczkę z okazji Swift Campout, zastanawiamy się, czy uda się przebić poprzedni rok. Póki co się udaje, a to za sprawą prostych zasad całej imprezy: jak najmniej „spiny”, jak najwięcej zabawy, przystanków i śmiechu. Po kolejnych edycjach miło też powspominać same początki. Stare rowery, harcerskie namioty, śpiwory z Biedronki. Z każdym rokiem staraliśmy się coś zmieniać: pojawiały się nowe trasy, nowe miejsca, zwiększaliśmy dystans. Zmienialiśmy sprzęt, a stary pożyczaliśmy tym, dla których był to pierwszy rowerowy biwak. Chcieliśmy zarazić ich tym, co sami lubimy robić. I nadal chcemy.

Swift Campout (fot. Coffee Tea Trip)

Coffee Tea Trip

Exit mobile version