Dobra zła pogoda i miejsca zbyt popularne, by je odwiedzać

fot. MG / outdoormagazyn.pl

Padać zaczęło już wieczorem, zresztą zgodnie z prognozami, które przepowiadały dżdżystą niedzielę. Przyjęliśmy ten deszcz ze spokojem, bo co prawda oznaczał on koniec wspinania, to mogliśmy bez zahamowań otworzyć kolejną butelkę wina. Co więcej nieplanowany spacer, który z tego wyniknął, stał się przyjemnym uzupełnieniem weekendu i choć jako taki nie zasługuje na typową relację, chciałbym podzielić się z Wami kilkoma zdjęciami oraz myślą, która raczej dla nikogo nie będzie nowa, ale może przynajmniej nastroi nas pozytywnie do zbliżającej się powoli jesieni.

***

Jak wspomniałem od trzech dni boulderowaliśmy w czeskim Borze, nieopodal Kudowy-Zdroju. Ponieważ piaskowiec potrzebuje dzień lub dwa by wyschnąć, sobotni deszcz pokrzyżował nam plany. Wśród propozycji zajęć alternatywnych pojawił się spacer po Błędnych Skałach, wycieczka na Szczeliniec czy zakrawające na kompletne lenistwo – wizyty w domu zdrojowym i na basenie.

fot. MG / outdoormagazyn.pl

Ponieważ gorzej znoszę tłumy (zwłaszcza po imprezowym wieczorze), zaproponowałem włóczenie się mniej uczęszczanymi ścieżkami okalającymi Szczeliniec. Jednokierunkowy szlak wiodący przez skaliste labirynty tego popularnego wzgórza, z jego kładkami, przesmykami w skale i wąskimi schodami znałem tylko ze zdjęć, ale wyobrażałem sobie, że to miejsce typu „top 10”, a raczej nie miałem ochoty na czekanie w kolejkach. O wiele przyjemniej zapowiadał się spacer po miękkim i cichym lesie.

Tak też zaczęliśmy, a las przyjął nas ogromem zieleni i wilgoci, która zdążyła przez noc nie tylko spenetrować wszystkie zakamarki: bujne mchy, zbutwiałe konary, trawy, pajęczyny, korę drzew i ciężkie cielska piaskowcowych głazów, ale również zawisła na dobre w powietrzu. Mgła, gęsta i ciemna, utrzymywała się cały dzień. Później dołączyły do niej mżawka, deszcz i wiatr.

fot. MG / outdoormagazyn.pl

Zdarza się mówić o takiej pogodzie “szaroburo” albo że “jest pod psem”, bo nawet psa na zewnątrz wygnać szkoda. Mi jednak nie szkoda ani psa, ani tym bardziej mnie. Bo – to z pewnością nie jest dla nikogo odkryciem – taka aura dodaje miejscu “charakteru”.

Zdarzyło mi się odwiedzić kilka miejsc, wychwalanych zgodnie za ich walory krajobrazowe, w pełnym słońcu i pod niebem bez śladu chmurki. Nie powiem, żeby gdzieś było brzydko, jednak czasem czegoś mi brakowało. To coś, może wspominałem już o tym w przeszłości, to “czynnik X przygody”.

Bardzo różne okoliczności i wydarzenia mogą stać się czynnikiem X. Do głowy przychodzi mi np.: towarzystwo, przypadkowo poznane osoby, dziwne zbiegi okoliczności, różnego rodzaju błędy i niespodzianki typu “nie wiedzieliśmy, że ten most jest zwalony”.

Z pewnością seksapil przygody podkręca również aura. Pogoda raczej zła, niż dobra – tak jak w tytule. Sami spójrzcie na ten las:

Ale wróćmy do naszej tułaczki pod Szczelińcem, która ostatecznie i przypadkowo (bo na skutek błędu w orientacji w terenie) doprowadziła nas na jego szczyt. Tym samym docieramy do drugiej części tytułu niniejszego artykułu: “miejsc zbyt popularnych, by je odwiedzać”, bo do takich trzeba chyba zaliczyć Szczeliniec, wraz z Morskim Okiem, Kasprowym Wierchem, Soliną i plażą w Łebie. Na szczęście nie tym razem, ale o tym za chwilę.

Przypuszczam, że Robert Plant i Jimmy Page ucieszyli się, gdy ich ballada trafiła na pierwsze miejsca list przebojów na całym świecie. Dzisiaj jednak chętniej puszczę No Quarter niż “schody do nieba”, mimo że to też świetny utwór. Podobnie jest z Rysami czy ze Szczelińcem, z tym, że w tym przypadku nie kilku muzyków i wytwórnia, a całe mnóstwo ludzi zarabia na ich popularności. Niektórzy mówią, że te miejsca “trzeba” zobaczyć. Na szczęście nic nie „trzeba”, ale nie da się pominąć faktu, że wiele z nich to wielkie hity, tylko trochę ograne.

fot. MG / outdoormagazyn.pl

Tak jest w przypadku Szczelińca, to pewnie wiecie. Nijak nie przystaje do naszej – mam nadzieję, że dzielimy ją przynajmniej w pewnej części – wizji outdooru. To skomercjalizowany szlak, przystosowany i ograniczony. To ingerencja w naturę, która ma ułatwić dostęp do tego miejsca masom. Niemniej przejście tej krótkiej pętelki to fajna przygoda. (Trzeba też przyznać, że ścieżki, kładki i różne barierki, mogły być gorsze).

Zła pogoda w przypadku naszej wycieczki nie tylko stworzyła tajemniczą atmosferę, ale też przepędziła ludzi. Nie było całkiem pusto, tego raczej nie oczekujcie, ale było zupełnie spokojnie. Cieszę się, że tam skierował nas los i nie żałuję braku widoków – pięknie zastąpiła je świetlista szarość mgły. Wychodzi na to, że w takiej aurze nawet osłuchane “Stairway to Heaven” brzmi świetnie.

Michał Gurgul

PS. W taki mokry poranek polecam jajecznicę z grzybami znalezionymi w lesie i życzę Wam, aby Wasze prezenty urodzinowe były zawsze równie przyjemne co mój.

 

Exit mobile version