Czy to jest minimalizm postpandemiczny?

fot. WI / outdoormagazyn.pl

Ostatnio gdzieś przeczytałem, że park wodny jest świetną alternatywą dla wczasów w tropikach, na które nie wszyscy w tym roku pojechaliśmy. Za 139 zł (to nie mało) możemy spędzić cały dzień pod palmą, popluskać się w ciepłej wodzie i wypocić do woli. Faktycznie, podobnie jak w tunezyjskim hotelu. Ale czy na tym ma polegać postpandemiczny minimalizm?

***

Suntago to największy zadaszony park wodny w Polsce i w Europie. Kompleks znajduje się w pobliżu Mszczonowa, 50 km od centrum stolicy, zajmuje powierzchnię 200 hektarów (docelowo 400 ha). Jednocześnie w obiekcie może przebywać 15 tysięcy osób.

Oferta Suntago umożliwia komfortowy wypoczynek w tropikalnym klimacie, wśród ponad 740 palm przywiezionych z najdalszych zakątków świata – żyjemy w ciekawym świecie… Jedni w hipsterskim warzywniaku rezygnują z zakupu awokado i to nie dlatego, że kosztuje 12,50, lecz ze względu na konsekwencje ekologiczne i społeczne handlu tym owocem, podczas gdy drudzy cieszą się z tego, że ktoś przywiózł dla nich z Florydy, Kostaryki i Malezji te 740 palm.

Jednak potrzeba egzotyki jest dość popularna, nawet jeśli tej plastikowej. Global City Holdings wykorzystał to perfekcyjnie i choć zaraz po otwarciu (20 lutego) obiekt trzeba było z wiadomych powodów na chwilę zamknąć, to teraz pandemia napędza wodę na młyn – summa summarum rodziny Greidingerów.

Potrzeba pomnażania majątku jest też jak najbardziej ludzka, więc trudno mieć za złe przedsiębiorczym Izraelczykom, że wpakowali w ten interes 150 milionów euro (na początek) i liczą na zyski. Budowa pochłonęła więcej betonu niż Pałac Kultury i Nauki oraz 5000 ton stali. Powstało również 600 nowych miejsc pracy, co jest w porządku.

Nie jestem jakimś zagorzałym przeciwnikiem tego typu obiektów rozrywkowych. Przed pandemią regularnie chodziłem na ściankę wspinaczkową i do kina (swoją drogą Greidingerowie zasiadają w zarządzie Cineworld/Cinema City, drugiej co do wielkości sieci kin na świecie). Lubię też pozjeżdżać na wodnej zjeżdżalni od czasu do czasu – powiedzmy, raz na dwa lata.

Więc nie piszę o Suntago, by podważać sens jego istnienia, który z punktu widzenia ekonomii jest przecież niepodważalny. Piszę, bo na poziomie etyczno-estetycznym razi mnie siła z jaką ten kolejny pomnik konsumpcjonizmu kontrastuje z innym trendem, który podobno miał rozkwitnąć na żyznym gruncie pandemii – w skrócie możemy go nazwać minimalizmem.

Oczywiście dla nas to nic nowego. Sezonowe i lokalne jedzenie, lokalne podróże, rower jako codzienny środek transportu, woda z kranu i rozsądne zakupy. Szanujemy ubrania i buty, naprawiamy je, staramy się mieć mniej, ale też ograniczamy ilość bodźców, którymi bombarduje nas świat, bo to po prostu jest już nie do zniesienia. Zamiast tego wolimy zatopić się w lesie, odpocząć na łonie natury.

Trąbimy o tym w kółko na łamach OM, bo wydaje nam się, że “czytanie” przyrody, tak jak czytanie książki, bardziej pobudza wyobraźnię niż komiks, niż obraz ruchomy, pstrokata bajka dla dzieci. Bardziej niż Jamango – jedyna w swoim rodzaju wodna dżungla pełna atrakcji i niespodzianek na światowym poziomie!

Brak czegoś zawsze nas testuje, zmusza do kombinowania, gimnastykuje umysł, który podobnie jak ciało – potrzebuje tego ćwiczenia, by zachować gibkość. Gdy wszystko mamy podane ta tacy, mózg rozsiada się za oczami, w ostatnim rzędzie i wyciąga popcorn.

A w Suntago dają nam rozrywkowego gotowca. Myślę, choć nie wszyscy się z tym zgodzą, że w pewnym stopniu okradają nas z możliwości przeżycia przygody. Wycieczka do tego czy innego parku rozrywki jest doświadczeniem, ale w moim rozumieniu nie jest przygodą. Według mnie na to miano zasługują doświadczenia, w których tworzeniu sami mamy znaczący udział.

Rzeki, jeziora i morze to naturalne parki wodne, w których przeżywamy prawdziwe przygody (fot. WI / outdoormagazyn.pl)

Czy to jest ten minimalizm: wyjazd do parku rozrywki, zamiast dalekich podróży? Chyba nie. I czy w czasie pandemii (nawet jeśli trochę się rozluźniliśmy) obiekt na 15 tysięcy osób, chodzący pełną parą przez 7 dni w tygodniu, to najlepsze wyjście z sytuacji? Niechętnie przypominam zakaz wchodzenia do lasów, gdy notowanych zachorowań było 3 razy mniej.

Pomimo tego przypuszczam, że wizyta w Suntago to świetna zabawa, szczególnie dla dzieci, które wychowują się przecież nie w lesie, a w społeczeństwie i to bardzo złożonym. Zresztą wszyscy potrzebujemy czasem urozmaicenia. Więc nie wykluczam, że i ja kiedyś odwiedzę tę szklarnię z palmami, lazurową wodą i rozwrzeszczaną (bo na basenie zawsze jest rozwrzeszczana, nawet jak nie jest) gromadą innych miłośników zjeżdżalni.

Ale pewnie raz maksymalnie, bo za dużo jest dróg, którymi jeszcze nie szedłem i za dużo jest rzek, w których nie zanurzyłem się nago. Za dużo jest chwil w ciemnym lesie, z bliskimi ludźmi, których jeszcze nie przeżyłem, bym swój czas poświęcał takim fabrykantom rozrywki.

Michał Gurgul

Exit mobile version