Latać nie mogę, więc jeżdżę rowerem – recenzja książki Piotra Strzeżysza „Zaistnienia”

Gdyby Bolesław Leśmian ruszył w podróż, gdyby zamiast w poezję celował w prozę poetycką – wówczas Piotr Strzeżysz byłby nieledwie kultywatorem jego spuścizny, by nie rzec – kreatywnym epigonem. Tak się nie stało, choć narracja „Zaistnień” ma w sobie ślady animizacji natury Leśmiana, a także tchnienia onirycznej fantazji Schultza czy ujmującej prostoty Jimeneza.

***

Autora „Zaistnień” cechują przede wszystkim dziecięca ciekawość, zestawiona z głęboką, dojrzałą, lecz nie spetryfikowaną sceptycyzmem mądrością. Narrator oto łagodnie przystaje na konieczność trudów podróży, na nieuniknioność ciągłego parcia naprzód, na nieuchronność podróży tej końca, jakim by on nie był:

… kto wie, czy w końcu nie ściągnąłbym na siebie któregoś z wściekle uderzających raz za razem piorunów i nie użyźnił popiołem patagońskiej ziemi…

Mawia się o tej książce, że jest onirycznym zapisem podróży. Nic bardziej błędnego! Narrator jest zaskakująco silnie umocowany w otaczającej go rzeczywistości, uwolniony od aroganckiego mniemania o potędze i niezniszczalności istoty ludzkiej, w pełni świadom złożoności swojego wnętrza, w którym marzenia, wspomnienia i doświadczenia zmysłowe są jednym i tym samym, nie zaś odseparowanymi od siebie cezurą czasową, niezależnymi bytami. Jak mało kto pojmuje Strzeżysz, że podróż jest równie dobrym sposobem na życie, co komfortowa gnuśność, tak długo, jak wynikają z własnej, podjętej w pokorze wobec świata i w dumie płynącej z akceptacji posiadanych środków i możliwości. 

Piotr Strzeżysz odbiera KOLOSA 2014 w kategorii podróże (fot. Adrian Larisz / bezdroża.pl)

Wiele wyszukanych słów można o tej książce powiedzieć. Z pewnością jest ewenementem, jak i jej autor. Jest pięknym, owocnym spotkaniem dziecka ze starcem, Jungowskiego syna z ojcem, natury z człowiekiem. Opowieść Strzeżysza stoi na zupełnych antypodach jałowego konsumpcjonizmu, przejawiającego się dobitnie w stwierdzeniu „if it’s Friday, we’re in Rome” – koniecznie z irytująco amerykańskim akcentem. 

„Zaistnienia” to oczywiście zbiór refleksji, rodzących się w trakcie wyprawy od Ziemi Ognistej na Alaskę, to mapa przeżyć, to podróż niemożliwa do odtworzenia, bowiem mająca unikatową właściwość elektronu – badając go, jednocześnie na niego wpływamy. Ten dualizm korpuskularno – falowy, ten fenomen naszej rzeczywistości, pozwala nam w różnych stanach naszego wnętrza różnorako odczytywać odcienie wnętrza autora. 

A jeśli książka jest li tylko udaną kreacją, zachwycającą mistyfikacją, zawadiacką grą wchodzącego z łagodną ironią autora z czytelnikiem? Tym lepiej! Tym dobitniej świadczy to o niewątpliwym talencie Strzeżysza, zdolności ukazywania nam realiów podróży w metafizyczny, odrealniony sposób. 

Czytaj więc, drogi odbiorco płci obojga. Czytaj po wielokroć, fragmentami bądź w całości. Pozwól, by choć na chwilę owładnęły Cię niesamowita zwyczajność i magia codziennego pochłaniania kolejnych kilometrów. By zainspirować się, wstać, odetchnąć głęboko i poczuć dreszczyk przygody, jaką jest życie.

Ilona Łęcka

Okładka książki Piotra Strzeżysza „Zaistnienia”, wydawnictwo Bezdroża

 

Exit mobile version