Pocztówka od fotografa: Karol Nienartowicz

„Potrafię tygodniami siedzieć nad mapami, poszukując kolejnych ciekawych lokalizacji, które zainspirują mnie do niesamowitych podróży z aparatem” – Karol Nienartowicz przesyła „pocztówkę”

Karol Nienartowicz

Kilka lat temu zrezygnowałem ze zwykłego podróżowania i postawiłem na formę wyjazdów, które można nazwać trekkingiem fotograficznym. Podczas swoich podróży odwiedzam prawie wyłącznie miejsca, które są interesujące ze względu na możliwość robienia zdjęć pejzażowych. Ograniczyłem zwiedzanie i zaliczanie atrakcji – co często robiłem wcześniej – na rzecz poznawania nowych miejsc z perspektywy nieco innej niż większość turystów. Podczas pierwszych wypraw fotograficznych pokonywałem z ciężkim plecakiem całe pasma górskie. Biwakowałem w namiocie, piłem wodę ze strumieni, a wieczorem paliłem ogniska. Takim podróżowaniem i fotografią zajmuję się już 16 lat.

fot. Karol Nienartowicz

Po ukończeniu studiów wraz z dziewczyną (dzisiaj już żoną), podróżując autostopem, odwiedzaliśmy góry Europy. Macedonii, Bośni czy Szkocji – często te mniej znane. Nasza hitch-hikingowa podróż życia miała miejsce w 2012 r. Poznaliśmy wtedy najpiękniejsze góry na całych Bałkanach – Prokletije, czyli Góry Przeklęte. Nie tylko ich nazwa okazała się wspaniała – krajobrazy również. Bałkańskie góry do dziś pozostają najbardziej bezludnym miejscem, jakie w życiu widziałem. Dzięki tym wyjazdom pokochałem odwiedzanie rejonów, w których spotkanie drugiego człowieka staje się przyjemnością, a nie koniecznością.

fot. Karol Nienartowicz

Podczas jednej z fotograficznych podróży przez Bałkany odwiedziliśmy Bułgarię. Najpiękniejszą wycieczką tego wyjazdu było pokonanie przepaścistej grani Koncheto w górach Piryn. Poszedłem na tę grań nocą zupełnie sam i w okolicach wschodu słońca fotografowałem przez dobre dwie godziny. Górskie krajobrazy Bałkanów wciąż są dla mnie wielką inspiracją do podróży, bo te miejsca nadal opierają się masowemu napływowi fotografów z całego świata.

fot. Karol Nienartowicz

Nasza turystyka fotograficzna nie była nastawiona na szybkie efekty, co dzisiaj często możemy zaobserwować wśród fotografujących Dolomity czy Lofoty, gdzie w ciągu jednego dnia można obskoczyć z aparatem 3–4 kultowe miejscówki. My szliśmy nieraz do wyznaczonego punktu z ciężkimi plecakami przez 4 dni, nie mając gwarancji, że pogoda się utrzyma. Mam wrażenie, że przy dzisiejszych tendencjach do poszukiwania natychmiastowych efektów, relacjach w instastories i krótkich, nietrudnych wypadach, coraz trudniej jest podróżować w ten sposób – mnie samemu również.

fot. Karol Nienartowicz

W międzyczasie przynajmniej raz do roku realizowałem „męskie wypady” – jak nazywała je moja żona. Jeździłem z kolegami na trekkingi w Alpy, podczas których poznawaliśmy trudne dla nas góry, biwakowaliśmy na skałach i lodowcach, chodziliśmy po śnieżnych graniach, właziliśmy na czterotysięczniki. Wytrzymywaliśmy przy tym tydzień bez mycia i zdrowego jedzenia. A wszystko oczywiście po to, aby w tych niezwykłych miejscach fotografować.

fot. Karol Nienartowicz

Szczególnie dobrze wspominam mój wyjazd fotograficzny na Lyskamm w 2014 r. Wnieśliśmy wtedy prawie 30-kilogramowe plecaki na wysokość ponad 4200 m, gdzie założyliśmy biwak na kilka dni. Była to nasza baza do wypadów na okoliczne turnie i główny cel wyprawy – wejście filigranową śnieżną granią na szczyt Lyskamm (4527 m). Nie była to moja pierwsza wędrówka na czterotysięcznik, ale pierwsza dobrze zaplanowana wyprawa wysokogórska, w całości nastawiona na fotografowanie, a nie jedynie na emocjonującą wędrówkę. W tym okresie chciałem pokonywać z aparatem trasy, które wspinacze traktowali jak wyzwanie, a do zdjęć zabierali jedynie małe aparaty lub telefony.

fot. Karol Nienartowicz

Lubię rzucać sobie nowe wyzwania, dlatego przynajmniej raz w roku staram się zorganizować dużą podróż, wymagającą sporych nakładów finansowych, długich przygotowań i licznych wyrzeczeń. Dzięki tej filozofii mimo stosunkowo młodego wieku odwiedziłem z aparatem ponad 40 krajów na 4 kontynentach.

fot. Karol Nienartowicz

Zwykle przygotowywałem się do wyjazdów w góry psychicznie i sprzętowo przez wiele miesięcy. Ubogą wiedzę na temat poruszania się w tych miejscach czerpałem z internetu i nielicznych dostępnych na rynku przewodników. Chęć fotografowania w niedostępnych miejscach była wówczas tak silna, że przyćmiewała nawet zdrowy rozsądek: na pierwsze alpejskie wypady na via-ferraty i czterotysięczniki zabierałem kask budowlany wiązany pod brodą na zwykły sznurek, najtańsze raki i słaby namiot. Od 2014 r. rozpocząłem współprace komercyjne z kilkoma firmami sprzętowymi, które zaczęły mnie wyposażać na wyprawy i z wieloma z nich, np. Marabutem czy Aura by Yeti, nadal współpracuję.

W 2016 r. wymyśliłem wyjazd do Skandynawii, który jednocześnie był moją podróżą poślubną. Wraz ze świeżo poślubioną żoną mieszkaliśmy przez półtora miesiąca w namiocie i samochodzie osobowym. Przejechaliśmy 10 tys. km przez 6 krajów i odwiedziliśmy kilkanaście pięknych górskich rejonów – zarówno samochodem, jak i trekkingowo. Organizacja tego wyjazdu zajęła mi aż 8 miesięcy – przede wszystkim z powodu żmudnego procesu wyszukiwania interesujących mnie miejsc, które nie byłyby tymi najbardziej popularnymi, znanymi z setek fotografii innych autorów. Godzinami siedziałem przy mapach Google, mapach turystycznych Norgeskart i wyszukiwarce zdjęć.

fot. Karol Nienartowicz

Wyjazd fotograficzny do Patagonii – mekki wszystkich pejzażystów! Moje odwieczne marzenie udało się zrealizować w lutym zeszłego roku. Planowanie zajęło mi 2 miesiące. To niewiele, dlatego, że ostatecznie decyzja zapadła dość szybko: od wstępnego pomysłu do realizacji minęły zaledwie 3 miesiące. Formalności, zakup biletów lotniczych i wypożyczenie samochodu załatwialiśmy wspólnie z Łukaszem – moim kompanem podróży. Była to najtrudniejsza część całego planu. Na miejscu poszło już gładko. Przez 3 tygodnie objechaliśmy i obeszliśmy najcudowniejsze miejsca nie tylko w Patagonii, ale również na Ziemi Ognistej.

Patagonia (fot. Karol Nienartowicz)

Aby nie wpaść w rutynę, w lutym tego roku pojechałem wraz z kolegą na kilkudniowy trekking po czerwonej pustyni Wadi Rum w Jordanii. Pierwszy wielodniowy wyjazd w teren pustynny był dla mnie sporym wyzwaniem. Musiałem zabrać ze sobą plecak ze sprzętem fotograficznym, biwakowym, żywność oraz – co najgorsze – 11 litrów wody, które wystarczyć miały na 5 dni pustynnego trekkingu. Przeszedłem prawie 60 km z plecakiem, który pierwszego dnia ważył 34 kg, bez uzupełniania zapasów wody i żywności, śpiąc wyłącznie we własnym namiocie i posługując się samodzielnie wykonanymi mapami. Mapę wygenerowaliśmy w programie QGIS, a następnie nanieśliśmy na nią trasę, rysując ją zwykłym pędzlem w Photoshopie. Kolejne doliny i atrakcyjne pod względem fotograficznym miejsca sprawdzaliśmy na podstawie zdjęć z internetu i street view w Google Maps.

Materiał ukazał się w 7 numerze Outdoor Magazynu (maj, 2019)


„Górskie wyprawy fotograficzne” Karola Nienartowicza

 

To idealna pozycja dla każdego miłośnika gór i fotografii – uwierzcie, że nie będziecie zawiedzeni i nie pozostaniecie z uczuciem niedo-sytu! „Górskie wyprawy fotograficzne” mają formę luźnego porad-nika. Są połączeniem książki autorskiej i podręcznika fotografii. Na podstawie własnych doświadczeń i barwnych, czasem zabawnych historii opowiadam o wszystkich ważnych sprawach, które, moim zdaniem, powinien wiedzieć każdy kto fotografuje lub chce fotogra-fować w górach. Są więc tutaj rozdziały o organizacji fotograficznej wyprawy górskiej – zarówno krótkiego pleneru jak i wielotygodnio-wego tripu, cały rozdział o sprzęcie fotograficznym i filtrach oraz porady kompozycyjne i tematyczne, panoramy, długie czasy i inne (ten rozdział liczy aż 80 stron!).

Ponadto znajdziecie tam mrowie rad dotyczących biwaków w czasie plenerów fotograficznych, ostrzeżenia jak unikać niebez-pieczeństw i zagrożeń podczas pracy w terenie, oraz dwa rozdziały o postprodukcji, archiwizacji materiału, promocji własnej twórczo-ści i budowie swojej marki. Nie jest to książka o organizacji zwy-kłych wyjazdów w góry, bo tych jest na rynku całe mnóstwo. Książka „Górskie wyprawy fotograficzne” kładzie nacisk na fotografowanie jako główny cel wyjścia w góry i podkreśla sprawy, które są istotne dla fotografa-wędrowca, a nie dla zwykłego turysty.

Nie wyszedłem z założenia, że wiedza to skarb, więc zachowam ją dla siebie. Wręcz przeciwnie – z radością dzielę się z Wami tymi wszystkimi spostrzeżeniami i własnym doświadczeniem. Wierzę, że wielu znajdzie tam potężną dawkę wiedzy dla siebie i będzie do tej książki wracać.

Książkę możecie kupić tutaj.

Karol Nienartowicz

Exit mobile version