Zabawy z grawitacją – rozmawiamy z Martą Sokołowską

Building, Antenna, Span, Earth – B.A.S.E. Base jumping to bez wątpienie sport ekstremalny, wyjątkowo ryzykowny i – na tle innych sportów górskich – nie cieszący się dużą popularnością. O to, dlaczego tak jest i na czym polega skakanie ze spadochronem z urwisk skalnych, górskich szczytów oraz różnych struktur stworzonych przez człowieka, pytamy Martę Sokołowską – pierwszą Polkę, która wspina się i skacze B.A.S.E.

„… to najbardziej intensywny moment całego skoku. Kiedy skoczysz w powietrze, wszystko będzie się już działo bezpowrotnie, decyzja została podjęta, grawitacja działa…” (fot. arch. Marty Sokołowskiej)

Michał Gurgul: Czy to prawda, że jesteś pierwszą i na razie jedyną Polką, która równocześnie uprawia wspinaczkę i B.A.S.E. jumping?

Marta Sokołowska: Tak, jak dotąd żadna inna kobieta z Polski nie łączy tych dwóch dyscyplin.

Same skoki B.A.S.E nie są chyba zbyt popularnym zajęciem? Czy to wynika z dużego ryzyka związanego z uprawianiem tego sportu?

Skoki base są drogim i niebezpiecznym zajęciem. Drogim, ponieważ sam sprzęt potrzebny do skoków nie jest tani, nie wspominając już o bardzo dużym koszcie przygotowań, czyli skydivingu (kursie AFF i skokach z samolotu). Niebezpiecznym, ponieważ zaledwie od początku tego roku zginęły 24 osoby [przyp. red. rozmowa odbyła się we wrześniu 2018r.]. Wśród nich byli zarówno ludzie bardzo doświadczeni, jak i z niewielkim doświadczeniem i stażem w tej dyscyplinie. Jak widać nie ma tu reguły. Może łatwiej byłoby zrozumieć, że ktoś niezbyt doświadczony popełnia błąd. Albo kogoś doświadczonego gubi rutyna. Ale jeżeli ginie ktoś, o kim wiesz, że ma konserwatywne podejście do skoków i jest bardzo ostrożny, skrupulatny – zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę błąd może popełnić każdy.

Czyli na wypadki wpływają czasem czynniki losowe?

Czynniki losowe wpływają jedynie w sposób pośredni. Zawsze jest jakaś przyczyna wypadku, czyli zawsze został popełniony jakiś błąd, czy to na etapie przygotowania do skoku, znajomości miejsca i specyfiki skoku, czy też na etapie podejmowania decyzji. Przyczyną zawsze jest błąd ludzki, tylko nie zawsze tę przyczynę poznajemy. Jeśli ktoś skacze sam i dochodzi do wypadku, to o ile nie znajdzie się jego kamera, trudno stwierdzić z całą pewnością, w którym miejscu został popełniony błąd.

W przypadku tego sportu trudno jest chyba mówić o nauce na błędach?

Jeśli chodzi o błędy prowadzące do wypadków śmiertelnych, tak – to oczywiście prawda. Ryzyko jest nieodłącznym elementem tej dyscypliny. Dla mnie bardzo ważne jest, aby go nie potęgować, aby respektować granice i pozostawiać sobie pewien margines na wypadek, gdyby coś poszło niezupełnie tak, jakbym chciała.

W jaki sposób możesz ograniczyć ryzyko? Czy chodzi o stopniowe zdobywanie doświadczenia?

Tak, im więcej praktyki, tym lepiej. Miejsca, z których skaczemy i skoki – ze względu na swoją specyfikę i umiejętności, jakich wymagają od skoczka – można podzielić na te względnie „bezpieczne”, bo łatwiejsze technicznie oraz na trudne. Ocena własnych możliwości i dobieranie skoków odpowiednich dla siebie to bardzo ważna sprawa. Również nieprzeskakiwanie etapów, czyli zdobywanie doświadczenia stopniowo, jest według mnie bardzo istotne. Dobrze jest dużo skakać z samolotu – to dobry (i jedyny) sposób na naukę przed rozpoczęciem przygody ze skokami B.A.S.E. Myślę, że jednak nawet skacząc już z klifów, dobrze jest wciąż kontynuować skydiving. Podczas skoków z samolotu możesz przećwiczyć różne manewry w powietrzu w bezpiecznych warunkach, bo w dużej odległości od ziemi i bez obiektów, z którymi grozi Ci zderzenie. Są natomiast pewne rzeczy, których skacząc z samolotu nie masz możliwości wytrenować, np. exit, czyli sposób, w jaki odpychasz się od krawędzi klifu przy skoku B.A.S.E. Gdy skaczesz z klifu to moment exitu jest mega istotny. On decyduje w dużej mierze o tym, jak będzie wyglądała dalsza część lotu i od jego poprawności zależy jak bardzo odseparujesz się od ściany.

Czyli skoki B.A.S.E. są dużo bardziej niebezpieczne niż te z samolotu?

Tak, zgadza się. Z samolotu wyskakujesz najczęściej na wysokości 4000 m nad ziemią, masz całe niebo dla siebie, bez obiektów, z którymi możesz się zderzyć. Poza spadochronem głównym masz również spadochron zapasowy, którego możesz użyć w razie konieczności. Lądujesz na wielkim, trawiastym lotnisku. Skoki z samolotu regulowane są odgórnie przepisami Urząd Lotnictwa Cywilnego, czyli na przykład jeśli warunki pogodowe są nieodpowiednie, siła wiatru zbyt duża, pokrywa chmur za niska, organizator skoków nie pozwoli na to, aby samolot ze skoczkami poleciał do góry.

W przypadku skoków B.A.S.E. skaczemy z o wiele mniejszych wysokości, co jest równoznaczne z tym, że mamy mniej czasu na reakcje i decyzje. Skaczemy z obiektów, więc mamy z czym się zderzyć jeśli coś pójdzie nie tak. Nie mamy spadochronu zapasowego, a zamiast na wielkim, równym lotnisku, lądujemy często w ciasnych, niezbyt przyjemnych miejscach. W B.A.S.E. jumpingu nie ma żadnych przepisów. I to jest akurat coś, co mnie osobiście bardzo odpowiada, bo pozwala na podejmowanie własnych decyzji. Nie możemy nikogo winić za popełniony błąd. Gdy coś pójdzie nie tak, to nie będzie to wina organizatora skoków, stacji meteorologicznej czy jakiejś innej siły – tu każdy sam podejmuje decyzje i sam za nie odpowiada.

Gdy jestem na górze przed skokiem, w grupie osób, to bardzo ważne jest dla mnie to, że każdy sam postanawia czy będzie skakał, czy nie. Czy obecne warunki odpowiadają mu na skok, czy w ogóle czuje się na skok. Nikt nie powie Ci, że skoro już wlazłeś na tę górę i inni skaczą, to Ty też masz skakać. Każdy decyduje sam za siebie, zgodnie z własną oceną sytuacji i samopoczucia. To jest osobista decyzja i odpowiedzialność. I uczciwość z samym sobą.

Czyli ważne jest to poczucie wolności i niezależności. A czy zdarza się, że rezygnujesz ze skoku?

Dla mnie skoki to przede wszystkim wolność i odpowiedzialność. Od chwili, w której moje stopy odrywają się od skały, jestem sama ze sobą. Jestem jedyną osobą, która odpowiada za mnie i na której mogę polegać. Lecąc w powietrzu ponad drzewami, mijając skały, czując prędkość z jaką przemieszcza się moje ciało… to jest wolność, długie sekundy prawdziwej wolności.

Pytałeś, czy zdarza mi się zrezygnować ze skoku. Oczywiście! Myślę, że podejmowanie decyzji o rezygnacji ze skoku jest tak samo istotne jak zdecydowanie się na skok. To też jest wolność. Mogę zrezygnować ze skoku nawet gdy wszyscy inni skaczą. Nawet bez jakiegokolwiek obiektywnego powodu. Wystarczy, że po prostu nie jestem przekonana do skoku w danym dniu, w tym akurat momencie. Nie muszę się nikomu z tego tłumaczyć. W takich chwilach siadam na górze i pytam siebie co jest nie tak, daję sobie czas. Najczęściej po 30-40 minutach przychodzi odpowiedź i albo rozwiewa ona moje wątpliwości i decyduję się na skok, albo po prostu schodzę na dół. Słucham intuicji.

Jest też coś takiego, bez czego wiem, że nigdy nie zdecydowałabym się na rozpoczęcie skoków B.A.S.E. To jest świadomość, że nie ulegam wpływowi otoczenia. W pierwszej kolejności słucham swojej intuicji, która już kilkakrotnie uchroniła mnie przed incydentami podczas wspinania w górach. Oczywiście słucham ludzi i ich opinii, ale nie kieruję się nimi, bez względu na to, czy są to opinie zachęcające, czy też zniechęcające mnie do zrobienia czegoś. Uwzględniam je, zawsze je przemyślę, ale ostatecznie podejmuję decyzje sama.

Porównujesz wspinanie i skoki B.A.S.E. Obie dyscypliny są Tobie bliskie. Jak do tego doszło?

Od przeszło 10 lat wspinam się w skałach i w górach, głównie w moich ukochanych Dolomitach. Od ponad 5 lat skaczę z samolotu. Już w tamtym czasie myślałam, że cudownie było by móc połączyć obie te pasje. Podczas powrotu z którejś wspinaczki w Dolomitach nad głową załopotał mi skoczek lecący na czaszy spadochronu. Pamiętam ten moment do dziś. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, podobało mi się niesamowicie. Wtedy pomyślałam, że ja naprawdę bardzo chcę skakać w górach i uwierzyłam, że jest to możliwe, że to nie jest zajęcie zarezerwowane jedynie dla bogów i herosów.

Oczywiście myśl o skokach była połączeniem fascynacji i strachu. Miałam i mam świadomość ryzyka wiążącego się ze skokami B.A.S.E., ale ryzyko istnieje również zawsze, gdy idę wspinać się w górach. W ogóle jakakolwiek działalność w dynamicznie zmieniającym się środowisku górskim jest w różnym stopniu ryzykowna. Tam, gdzie jest ryzyko, jest również strach. Zawsze boimy się nieznanego. Ale też są rzeczy, które fascynują mnie tak bardzo, że doświadczanie ich jest dla mnie warte podejmowania ryzyka. Wspinanie i skoki są tego warte.

Jakie to uczucie stać na krawędzi klifu ze świadomością, że za moment z niego skoczysz? Nie boisz się?

Moment, gdy podchodzisz do krawędzi klifu, przygotowujesz się do skoku, to najbardziej intensywny moment całego skoku. Kiedy skoczysz w powietrze, wszystko będzie się już działo bezpowrotnie, decyzja została podjęta, grawitacja działa. Tuż przed skokiem koncentrujesz się maksymalnie. Oddychasz. Poza tą chwilą nie istnieje nic więcej i nic innego nie ma teraz znaczenia. Jesteś Ty, Twoje ciało i Twój oddech. Zupełnie jak w jodze, która moim zdaniem dobrze przygotowuje do radzenia sobie ze stresem w różnego rodzaju trudnych sytuacjach.

Pytasz, czy się boję…Boję się jak każdy, ale nie jest to paraliżujący strach. Jest taki pewien poziom strachu akceptowalny dla mnie, z którym mogę działać efektywnie i z jasnym, skoncentrowanym umysłem. Gdyby mój strach podniósł się znacznie ponad tę granicę to oznaczałoby, że mam wątpliwości, a wątpliwości nie biorą się znikąd – są ostrzeżeniem i wymagają rozważenia. Z kolei gdyby mój poziom strachu spadł znacznie poniżej tej magicznej granicy, nie skakałabym. Brak strachu w realnie zagrażającej życiu sytuacji nie jest naturalnym zjawiskiem. Świadczy albo o niewłaściwej ocenie sytuacji, albo o poważnym zaburzeniu psychicznym. W obu tych przypadkach osoba nieodczuwająca strachu stanowi zagrożenie dla samej siebie.

Powiedziałaś, że dla Ciebie wspinanie i skoki są warte ryzyka. Dlaczego to połączenie tak Cię pociąga?

Jeśli lubisz góry, rozumiesz i respektujesz ich zasady, to wspinanie się po ich ścianach i skakanie z nich jest pięknym sposobem obcowania z nimi i z samym sobą. To są zabawy z grawitacją! Wspinanie jest działaniem wbrew grawitacji, a spadanie i latanie to korzystanie z niej i cieszenie się nią. Obie te aktywności są bardzo emocjonujące, a połączenie ich wydaje mi się naturalne i wyjątkowo trafne.

A jednak bardzo od siebie się różnią. Abstrahując od oczywistych różnic technicznych czy fizycznych, wydaje się, że wymagają bardzo odmiennego nastawienia psychicznego.

Tak, na pewno jest spora różnica w podejściu mentalnym do wspinania i do skoków. Przestawiając się z jednej aktywności na drugą, trzeba również przełączyć sposób myślenia.

Jeśli chcesz rozwijać się we wspinaniu, mieć progres, musisz podejmować wyzwania ponad miarę własnych możliwości – przystawiać się do dróg o trudnościach przekraczających Twoje możliwości. Musisz spadać, latać na linie, próbować. Mówię tu oczywiście o wspinaniu treningowym w skałach. W górach loty na linie nie są już takie fajne. We wspinaniu głównym ograniczeniem jest siła mięśni, umiejętności techniczne i nasza głowa. Jeśli przystawisz się do drogi za trudnej – najwyżej nie wystartujesz nawet z ziemi.

Ale możesz próbować.

Tak! W skokach natomiast nie możesz tak myśleć! Bo skoczyć z klifu może każdy, kto się na niego w jakiś sposób dostanie. Ale gdy zdecydujesz skoczyć, nie ma już powrotu. Tu ostateczną decyzję podejmujesz na górze, zanim jeszcze skoczysz. Nie ma tutaj miejsca na próbowanie. W tej dyscyplinie, jeśli chcesz przeżyć, musisz działać w obrębie własnych granic – nie forsować ich i nie wykraczać poza nie tak, jak w przypadku wspinaczki.

„Od przeszło 10 lat wspinam się w skałach i w górach, głównie w moich ukochanych Dolomitach” (fot. Bart Bazior)

Wspominałaś, że wyprowadziłaś się i mieszkasz teraz w pobliżu Dolomitów. Czy to znaczy, że w Polsce nie ma odpowiednich miejsc do latania?

Tak, od półtora roku mieszkam w pobliżu Dolomitów, w Prealpach. Dolomity są moimi ulubionymi górami odkąd zaczęłam się wspinać. Spędziłam w nich naprawdę dużo czasu i zrobiłam dziesiątki dróg w ciągu ostatnich 10 lat. To, że z okna widzę klify, z których skaczę, że wokół mam tyle skał, w których mogę się wspinać, a Dolomity są na wyciągnięcie ręki – to jest spełnienie marzeń.

A w Polsce fakt, duża większość skoków to nielegalne skoki industrialne – anteny, kominy i inne struktury. W Tatrach po polskiej stronie nie ma zbyt wielu ścian nadających się na skoki, a poza tym również jest to nielegalne.

Czy za granicą przepisy są bardziej liberalne?

Skoki w miastach są nielegalne wszędzie. Ale w górach we Włoszech można skakać legalnie. Nie ma na szczęście żadnych przepisów parkowych zabraniających ludziom skakać z klifów. Tu jesteś wolnym człowiekiem.

Masz jakieś wymarzone miejsca, w których chciałabyś polatać – we Włoszech lub w ogóle – na świecie?

Oj tak! Już w samych Dolomitach jest wiele takich miejsc. Poza górami, na które możesz się dostać turystycznie korzystając z ubezpieczeń na via ferratach, mam tam tyle ścian, którymi wspinałam się w minionych latach i gdzie jestem pewna, że można skoczyć. Także jeśli chodzi o Dolomity to projektów i pomysłów na projekty mam dużo.

Poza różnymi skokami w Europie, marzeniem moim jest długi, kilkumiesięczny trip Climb&B.A.S.E. po Stanach Zjednoczonych Ameryki, ale szczegółów nie będę zdradzała.

Życzę Ci w takim razie samych udanych skoków i realizacji tego wielkiego planu!

Dziękuję! :)

Marta Sokołowska (fot. Bart Bazior)

Więcej informacji na temat skoków B.A.S.E., wspinaczki oraz yogi znajdziecie na stronie internetowej Marty Sokołowskiej.

Exit mobile version