Rafał Fronia: Chciałbym, żeby himalaizm nadal był sportem trochę odizolowanym

Podczas 14. edycji Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem, mieliśmy okazję porozmawiać z uczestnikiem zimowej wyprawy na K2 oraz kierownikiem aktualnie trwającej, polskiej wyprawy na Manaslu, Rafałem Fronią.

Rafał Fronia (fot. Rafał Fronia – profil FB)

Izabela Wysocka: K2 pozostaje jedynym ośmiotysięcznikiem niezdobytym zimą. Czy uważasz, że dysponując aktualnym sprzętem i umiejętnościami,  jesteśmy w stanie ten ośmiotysięcznik zdobyć, może nie tylko my jako Polacy, ale w ogóle – czy trzeba jeszcze czegoś więcej?

Rafał Fronia: Odpowiedź na pytanie jest jednoznaczna: ja wierzę i jestem przekonany, że ten szczyt jest do zdobycia. Muszą tylko zostać spełnione pewnie okoliczności: aklimatyzacja, przygotowanie drogi i okno pogodowe – i góra jest do zdobycia. Ona niczym nie różni się od innych gór i od innych szczytów, które zostały już zdobyte. Jest po prostu większa, jest trudniejsza, jest bardziej wietrznie, ale to wszystko jest do pokonania. Wierzę w to.

Wczoraj po swojej prelekcji Adam Bielecki mówił, że Tomkowi Mackiewiczowi udało się praktycznie w stylu alpejskim zdobyć Nanga Parbat i zaznaczył, że być może istnieje taka możliwość w przypadku K2, a co Ty o tym myślisz?

Tu też odpowiem, że jest taka możliwość. Natomiast ja wyznaję zasadę bezpiecznego powrotu, a bezpieczny powrót to jednak styl oblężniczy i – z całym szacunkiem dla Nanga Parbat – K2 jest górą większą, trudniejszą, droższą, bardziej narażoną na różne niebezpieczeństwa i każdy wypadek na K2 może zakończyć się tragicznie. Uważam, że mały zespół prywatnej, czy jakiejś sponsorskiej wyprawy, oczywiście tak. Natomiast wyprawa Polskiego Związku Alpinizmu przede wszystkim musi zadbać o bezpieczeństwo uczestników i o ich bezpieczny powrót, a do tego w moim odczuciu potrzebna jest jednak wyprawa oblężnicza, czyli to, co robiliśmy pod kierownictwem Krzysztofa Wielickiego.

Jakub Brzosko i Rafał Fronia podczas prelekcji (fot. Izabela Wysocka)

Czy w takim razie w przyszłym sezonie wracacie pod K2?

Program już rusza, szukamy sponsora, zapowiedzi zostały puszczone w eter, że w sezonie 2019/2020, jeśli wszystko dobrze się zakończy i jeśli będą pieniądze, to ruszamy. Wydaje mi się, że decyzje zapadły. Będzie to dosyć duża wyprawa, nie wiadomo jeszcze pod czyim kierownictwem – Leszek Cichy zastanawia się, czy nie aplikować do bycia kierownikiem, nie wiem też, czy Krzysztof Wielicki będzie chciał kierować wyprawą, nie wiadomo jeszcze, w jakim składzie, ale myślę że tak, w przyszłym roku pojedziemy. O ile oczywiście w sezonie 2018/2019 Rosjanie i Japończycy, którzy się tam szykują, ponoć mają wykupione permity i będą się wspinali zimą na K2, jej nie zdobędą – jeśli tak, to sprawa się rozwiąże (przyp.red. podczas konferencji prasowej przed wyprawą na Manaslu Rafał Fronia wyjaśnił, że w takim przypadku K2 zimą nadal pozostałoby marzeniem Polaków, natomiast pozyskanie sponsora byłoby o wiele trudniejsze, jeżeli wręcz nie niemożliwe).

Czy atak będzie przeprowadzony Żebrem Abruzzich?

Jeśli będziemy atakować drogą Basków, to będzie oznaczało, że niczego się nie nauczyliśmy. W moim odczuciu będzie to Żebro Abruzzich, ale to nie ja będę o tym decydował. Wiele zależy też od warunków pogodowych i od wyboru strategii, jeśli będzie ona taka jak ta, o której mówi Adam Bielecki, to być może zespół mały, bardziej mobilny będzie wspinał się inaczej.

A kwestia Denisa Urubko, jak to ująłeś – Dr Jeckylla i Mr Hyde’a, czy zespół jest do niego tak negatywnie nastawiony, jak ukazywały to media, czy może sytuacja już się zmieniła?

Wyrażałem się o Denisie ciepło jako o przyjacielu, człowieku, o członku ekspedycji, pełnym empatii i koleżeńskim, natomiast to, co zrobił potem, trochę podeptało naszą wspólność. Jednocześnie uważam, że celem jest K2 i że himalaizm jest sportem indywidualności – ludzi, którzy potrafią ponieść bardzo duże wyrzeczenia dla osiągnięcia szczytu i Denis właśnie coś takiego zrobił. Natomiast ponieważ K2 dalej jest do zdobycia, w mojej opinii to my powinniśmy wyciągnąć do niego rękę i zaprosić go do współpracy, bo jest nam bardzo potrzebny. Myślę, że my jemu też jesteśmy trochę potrzebni, do zorganizowania i przygotowania wyprawy i bycia supportem dla najlepszego – jednego z najlepszych, jeżeli nie najlepszego obecnie himalaisty świata. Tak więc, skoro my potrzebujemy jego, a w moim odczuciu on też troszeczkę potrzebuje nas, to powinniśmy pójść razem na piwo, na kawę i porozmawiać – zresztą to już się odbyło, bo Piotr Tomala rozmawiał z Denisem i myślę, że nie ma między nami żadnej waśni. A między mną i Denisem to już na pewno nie, bo dla mnie jest to człowiek, którego ja po prostu podziwiam.

Co Twoim zdaniem zmieniła obecność mediów na wyprawie na K2 i stały dostęp do internetu, czy gdyby tego wszystkiego nie było, to wyprawa wyglądałaby inaczej?

Nie wiem, ciężko mi gdybać. Na pewno nie było nam to do niczego potrzebne, nie zagrzewało nas do boju i nie mobilizowało do zdobywania szczytu. Tutaj też powinniśmy wyciągnąć wnioski i przyszła wyprawa będzie jednokierunkowa, jeśli chodzi o łączność. To my powinniśmy informować świat o tym, co się u nas dzieje, natomiast świat nie powinien otwierać drzwi od namiotu i zaglądać do wyprawy. Chciałbym, żeby himalaizm nadal był takim trochę odizolowanym sportem. Przytoczę tutaj przykład: polska reprezentacja w Soczi odgrodziła się wielkim murem od świata, trenując na stadionie, bo nie chciała być rozpraszana – to o czymś świadczy, że jednak skupienie jest potrzebne. Nie tylko piłkarzom, nam również. Himalaizm nie jest sportem stricte siłowym, bardzo dużo rzeczy rozgrywa się w głowie. Jeśli traci się determinację poprzez rozkojarzenie, poprzez udzielanie wywiadów, poprzez takie rozczłonkowanie myśli, że ktoś na mnie patrzy i w związku z tym powinienem zrobić ładną minę i nie mieć – za przeproszeniem – wiszącego z nosa smarka, to dzieje się źle.

Konferencja prasowa przed wyprawą na Manaslu (fot. Izabela Wysocka)

Czy w dobie powszechnego dostępu do internetu – Adam Bielecki wspomniał na przykład podczas prelekcji o Pakistańczykach umieszczających informacje w sieci – takie ograniczenie jest w ogóle możliwe?

Jest możliwe, oczywiście. Wszystko zależy od tego, jak bardzo jesteśmy poważni i do czego się zobowiążemy. Wkrótce wyruszam na wyprawę na Manaslu, będę tam piastował funkcję kierownika i nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że media będą do nas dzwoniły. To my będziemy informowali media, jeśli oczywiście będzie o czym, i jeśli będzie na to zapotrzebowanie, bo to jest całkiem coś innego. Natomiast na pewno nie będzie takiej sytuacji, że każdy z uczestników będzie mógł rozmawiać z mediami na dowolnie wybranym polu.

Czy jako kierownik wyprawy na Manaslu będziesz wzorował się na Krzysztofie Wielickim, czy może na kimś innym?

Bardzo często powtarzam, że Krzysztof Wielicki dla mnie jest, był i będzie mistrzem i nauczycielem – i dla mnie jego droga jest tą dobrą, pełną sukcesów drogą i bardzo chciałbym go naśladować.

Przejdźmy do pytań o pisanie – Twoje dzienniki z wyprawy zrobiły furorę w internecie, wydałeś książkę, co planujesz teraz?

Tydzień temu, na którymś kilometrze mojego treningu, nagle spotkałem się ze ścianą myśli, czekała tam na mnie. Dostałem od niej w głowę i wpadłem na pewien pomysł: otóż wiele razy podczas różnych prelekcji, wywiadów, rozmów, zadawane są mi pytania, bardzo różne zresztą. I te pytania są tak nieprawdopodobnie zaskakujące, że wydaje mi się, że my, himalaiści, trochę odrealniliśmy się od tego, co tak naprawdę interesuje ludzi tutaj na dole. My jesteśmy tam i dla nas pewne rzeczy są oczywiste. Potem wracamy, nie mówiąc o tych oczywistościach, opowiadamy o czymś innym i ktoś wychodząc z prelekcji mówi: „Ale ja tego Froni nie rozumiem.” I pomyślałem sobie, że powstanie książka. Pierwsza w historii „żywa” książka, w której będą mogli uczestniczyć wszyscy, którzy mają pytania. Stworzyliśmy profil facebookowy „Rozmowa z Górą”, i taki też będzie tytuł. Będąc na wyprawie, będę pisał dzienniki – zapraszam na profil „Rafał Fronia. Rozmowa z Górą” – i tam będzie można zadać pytanie, którego ja nawet nie jestem w stanie sobie wymyślić. Na przykład Janusz z Łodzi i Ewa z Rzeszowa, każdy będzie mógł zadać takie pytanie, które trafi do mnie i do moich kolegów i na które my odpowiemy tam, leżąc w śpiworze na siedmiu i pół tysiącach metrów. Ustosunkujemy się do tego, w myślach albo w zapisie, albo w nagraniu dźwiękowym, a potem powstanie książka w formie takiej interakcji: opowieść dziennikowa, a pod spodem pytania i odpowiedzi ludzi – rozmowa z górą. Czegoś takiego jeszcze nie było. Wydaje mi się, że tak duże zainteresowanie, które towarzyszyło nam w zakończeniu wyprawy pod K2 oraz po sytuacji na Nanga Parbat i wszystko to, co działo się wokół wyprawy na K2, dla nas, dla himalaistów i ogólnie dla himalaizmu , jest świetne. Powinniśmy to ciągnąć i z tego korzystać, bo jednak jest to drogi sport, a łatwiej będzie o sponsorów, jeśli będzie większe zrozumienie. Łatwiej będzie również pozyskać nowych ludzi do tej wielkiej pasji i wielkiej miłości, które uprawiamy. Chcielibyśmy, żeby przychodzili do nas młodzi, zdolni wspinacze, którzy będą aplikowali do tego, żeby wyjeżdżać na wyprawy. Do tego potrzebne jest zainteresowanie, takie jak to, które rozwinął Adam Małysz kilkanaście lat temu, gdy małe dzieci ubierały narty, robiły skocznie i skakały najpierw po metrze u siebie na podwórku, żeby potem za kilkanaście lat zostać mistrzem. Wierzę, że K2 mogło rozpocząć taką „K2-manię”.

Jakub Brzosko i Rafał Fronia podczas prelekcji (fot. Izabela Wysocka)

Nie obawiasz się, że wiele godzin spędzicie, odpowiadając na pytania w stylu „Co jedzą himalaiści”?

Nie, oczywiście że nie – te pytania nie będą trafiały do nas bezpośrednio. Nie chodzi mi o to, że wydawnictwo będzie je selekcjonować, ale będzie to w jakiś sposób skanalizowane i jeśli ktoś nas raz zapyta, co jemy na śniadanie w bazie, to tych pytań nie będzie przychodziło dwieście czy trzysta. Tak jak mówię, nie będzie z nami kontaktu bezpośredniego. Ma to być przemyślane. Oczywiście nie będziemy tego w żaden sposób cenzurować, to nie jest tak, że będziemy wybierali pytania wygodne, a te niewygodne będziemy pomijać. Jedno z pytań, które już otrzymałem, to pytanie o rolę mediów, czyli dokładnie o to, o co mnie przed chwilą zapytałaś i jak to wpływa na przebieg wyprawy. I ja będę chciał się nad tym zastanowić nie tutaj, kiedy siedzę sobie wygodnie na pieńku pod drzewem i kiedy jest plus dwadzieścia stopni, ale pomyślę sobie o tym, siedząc tam w ścianie, w namiocie, bo tak naprawdę mamy wtedy cholernie dużo czasu. Wspinanie w Himalajach w sezonie wiosennym czy jesiennym obarczone jest tym, że nie możemy operować cały dzień. Jest bardzo gorąco i przez to jest po prostu niebezpiecznie. Wspinamy się w nocy albo bardzo wcześnie rano, o godzinie trzynastej czy czternastej jesteśmy w obozie: pierwszym, drugim czy trzecim i jesteśmy po robocie. Mamy siedem czy osiem godzin leżenia i czekania nie wiadomo na co. Mamy wtedy dużo czasu na myślenie, na to, żeby coś zanotować, żeby coś przemyśleć – czymś trzeba zająć głowę.

A czy pojawi się jeszcze jakaś książka napisana bezpośrednio przez Ciebie?

Wcześniej wydawało mi się, że to, co wydarzy się w moim życiu po opublikowaniu „Anatomii Góry”, będzie całkowicie incydentalne i że już nigdy do tego nie wrócę. Natomiast przez te trzy miesiące, kiedy tworzyła się książka, gdy współpracowałem z wydawnictwem i zauważyłem, że są ludzie, którym naprawdę to się spodobało – to spowodowało może nie to, że stałem się jakoś strasznie próżny, ale widocznie jestem. Bo skoro komuś to się podoba, to dlaczego mam sobie nie sprawić jeszcze raz tej wielkiej frajdy? No i niestety, tu złe wieści dla wszystkich tych, którzy mówią, że jestem grafomanem i że jest to katastrofa dla literatury, ja tę katastrofę popełnię przynajmniej raz jeszcze.

Z Rafałem Fronią rozmawiała Izabela Wysocka

***

Więcej informacji na temat aktualnej wyprawy przygotowawczej na Manaslu, odbywającej się w ramach programu PHZ, przeczytacie w naszym artykule.

Bogdanka Manaslu Polish Expedition 2018 (fot. Polski Himalaizm Zimowy 2016-2020 im. Artura Hajzera – profil FB)
Exit mobile version