Pocztówka od fotografa: Michał Sośnicki

Przedstawiamy pierwszy artykuł nowego cyklu, w którym z przyjemnością dzielimy się „pocztówkami”, a w zasadzie listami opatrzonymi szczodrze fotografiami artystów, profesjonalistów, którym bliski jest outdoor. Przez szkła swoich obiektywów patrzą na piękno pejzaży, otaczającą nas naturę oraz entuzjastów, którzy realizują swoje pasje na świeżym powietrzu.

Bajkowe Beskidy w obiektywie Michała Sośnickiego

Jako pierwszy swoją „pocztówkę” nadesłał do nas z Beskidów Michał Sośnicki, specjalista od pejzaży górskich. Oprócz pięknych obrazów, Michał przekazuje nam solidną garść praktycznych wskazówek na temat fotografowania wschodów i zachodów słońca w górach.

***

Budzik dzwoni o czwartej nad ranem… Pół biedy jeśli jest to zima. W lecie potrafi się włączyć o… 23-ej. I w tym jednym jedynym momencie jedyna myśl jaka przychodzi mi do głowy to: jakże ja go nie lubię! Mogłem się zająć fotografią ślubna albo produktową i wtedy nie musiałbym wstawać tak wcześnie ani wychodzić w środku nocy… Ale oczywiście trwa to ułamek sekundy i od dawna wiem, że dokonałem właściwego wyboru fotograficznej pasji…

Beskidy są moim ukochanym pasem górskim. Choć mieszkam w Beskidzie Żywieckim, pod samą Królową Beskidów – Babią Górą, to jednak kiedy mnie ktoś pyta czy Żywiecki to mój ukochany z Beskidów, mam chwilę zawahania… Bo w równym stopniu lubię Wyspowy, Sądecki, Makowski ale i Gorce, Pieniny oraz Tatry. I fotograficznie nie jestem „przywiązany” do żadnego z nich. Nie potrafiłbym fotografować tylko w Tatrach czy Gorcach bo lubię zmiany i różnorodność krajobrazu. Najczęściej jednak wybieram Beskidy i to o fotografowaniu w nich chciałbym Wam nieco napisać.

Każdą wyprawę fotograficzną rozpoczynam od sprawdzenia prognozy pogody i wybrania – mniej więcej, rejonu w który chciałbym pojechać. Nigdy nie trzymam się planu „kurczowo”, i często zdaję się na intuicję co do wyboru miejsca, z którego będę fotografował o wschodzie bądź zachodzie słońca. Nazywam te wypady „wyprawą” gdyż wyprawy zawsze kojarzą mi się z ciężkimi plecakami i długimi dystansami do pokonania na własnych nogach. I choć dystans, który pokonuję w górach podczas takiej wyprawy na wschód czy zachód słońca, czasem nie jest zbyt odległy to jednak plecak zawsze waży swoje. Ile oznacza „swoje”? Sam plecak ze sprzętem fotograficznym i statywem to ciężar 16-18 kg. Do tego ubrania, napoje i prowiant. Więc można spokojnie powiedzieć, że 20 kg na plecach to w moim przypadku standard. Bóle kręgosłupa co jakiś czas to także standard.

Pakowanie plecaka rozpoczynam od aparatu. W moim przypadku jest to aparat pełno klatkowy Pentax K1. Zawsze sprawdzam czy mam naładowane akumulatory (jeden w body i dwa zapasowe w plecaku). Do tego zwykle zabieram obiektyw szerokokątny 15-30/2.8, jako standardowy 24-70/2.8 oraz teleobiektyw 150-450/4.5-5.6 lub 70-200/2.8. Obowiązkowo także pakuję zestaw filtrów (polaryzacyjny który używam w 99% moich zdjęć, szary ND64 i ND1000 oraz szare filtry połówkowe ND 0.9 oraz Reverse). Dwa wężyki spustowe do wyzwalania spustu migawki bez konieczności bezpośredniego wciskania spustu migawki by uniknąć „poruszenia” aparatem podczas wykonywania zdjęcia. Pakuję także zapasowe karty pamięci, „gruszkę” fotograficzną to czyszczenia „paprochów” na matrycy (częsta przypadłość przy wymiennej optyce) oraz ściereczki do optyki (bardzo przydatne podczas deszczu lub gdy na obiektywie osadza nam się para wodna). I zawsze, bezwzględnie, obowiązkowo statyw i latarkę (najlepiej i najwygodniej „czołówkę”). Ktoś tutaj może zapytać, po co nam statyw skoro w dzisiejszych czasach w naszych aparatach mamy ISO użyteczne na poziomie np. 6400? Tak mamy ale… By uzyskać najwyższą jakość zdjęć, kolorystykę oraz kontrast, zawsze pracujemy na najniższych wartościach ISO jakie posiadamy w naszym aparacie (ISO 100-200 to standard).

Niskie ISO – przymknięta przysłona – mało światła (tak wbrew pozorom mamy właśnie przed wschodem i po zachodzie słońca), równa się długi czas naświetlania. Czasów kilkusekundowych nie jesteśmy w stanie utrzymać fotografując z „ręki”. Po spakowaniu niezbędnego sprzętu fotograficznego, dopiero wtedy patrzę ile miejsca zostało na inne drobiazgi. Bez względu na wszystko, zawsze muszę tak dysponować miejscem by w plecaku znalazło się miejsce na zimową czapkę i rękawiczki (nawet w środku lata wysoko w górach, np. na Babiej, może spaść śnieg a temperatury w nocy nie rzadko spadają poniżej zera…), kurtkę przeciwdeszczową, pokrowiec przeciwdeszczowy na plecak, bluzę polarową, słodycze (batoniki, czekoladę) oraz wodę lub sok do picia. Jeśli jest to zimowa pora to zabieram jeszcze ogrzewacze do rąk oraz, nie rzadko – zapasowe skarpety. Dopiero teraz mogę powiedzieć, że jestem przygotowany do wyprawy.

Plener fotograficzny na Szrenicy – wiało mocno (fot. Michał Sośnicki)

W zależności od pory roku i temperatury na zewnątrz, dobieram też odpowiednie ubranie „na siebie”. Pamiętajmy, że inaczej ubieramy się latem a zupełnie inaczej zimą. Zacznijmy zatem od cieplejszej pory. Zakładam na siebie bieliznę termiczną (slipy, skarpety, koszulka). Lekkie techniczne spodnie (najlepiej i najwygodniej z odpinanymi nogawkami), bluzę polarową i cienką kurtkę przeciwdeszczową. Bardzo ważnym elementem wyposażenia górskiego (o ile nie najważniejszym!) są oczywiście buty. Wygodne, nie za małe (ból palców gwarantowany) oraz nie za duże (mogą powodować np. „obtarcia” pięt). Ogólna zasada mówi, że buty powinny być około rozmiar większe od rozmiary naszej stopy. Powoduje to, że zmieścimy w nich stopę z grubszą skarpetą oraz znacznie ułatwią nam schodzie po stromych zboczach (stopa przesuwa się wtedy do przodu i ma „miejsce by pracować”). Idealnym rozwiązaniem są lekkie buty z jakimś „texem” (np. Gore-Tex, Sympatex), które są nieprzemakalne i oddychające. Najlepiej by były to buty „powyżej kostki”. Piszę najlepiej, gdyż tak jest bezpiecznie dla naszej, pracującej stopy.

W zależności od pory roku i temperatury na zewnątrz, dobieram też odpowiednie ubranie „na siebie” (fot. Michał Sośnicki)

Przejdźmy teraz do pory roku, w której „trudniej” się ubrać ale za to fotograficznie znacznie ciekawszej (przynajmniej dla mnie). Wiele osób, nawet tych fotografujących, słysząc słowo „zima”, najchętniej schowałoby aparat do szafy i wyciągnęło go dopiero ciepłą, wiosenną porą… Zapewne ze względu na dość niskie temperatury. Tym razem zacznijmy od butów. Zimowe znacznie różnią się od tych, letnich. Są cięższe i tutaj już bezwzględnie, muszą to być buty nieprzemakalne. Często by dotrzeć gdzieś na szczyt, brniemy w śniegu po kolana albo i wyższym („torowałem” już drogę na wschód w śniegu który kończył się na wysokości klatki piersiowej…) oraz przy bardzo niskich temperaturach (zdarza się w granicach minus 30 stopni Celsjusza…). Gdyby but nam przemógł, byłaby to tragedia dla naszych stóp. Tutaj też sprawdzają się buty z „texem” lub skórzane, najlepiej z jednego płata skóry (im mniej szwów – tym lepiej dla nieprzemakalności buta). Oczywiście jako pierwszą warstwę, także zakładam bieliznę termiczną. Spodnie nieprzemakalne, ciepłe, techniczne. Pod spód kalesony, także termiczne. Bluza polarowa i kurtka puchowa lub np. z Primaloftem. W zimowych warunkach o czapce (a nawet kominiarce) i rękawiczkach raczej nie muszę przypominać.

Na spotkanie z Królową Niepogody, szczególnie zimą, fotograf musi się dobrze przygotować (fot. Michał Sośnicki)

Pamiętajmy, że idąc na wschód czy zachód słońca, zawsze spędzimy tam, na miejscu, fotografując czy czekając na odpowiednie warunki, nie rzadko 2-3 godziny. Idąc jest nam ciepło, ale kiedy stoimy w miejscu, sytuacja robi się nieco inna. Po kilku minutach robi się nam coraz zimniej. Kiedy nie mamy bielizny termicznej a bawełnianą, o komforcie cieplnym w ogóle można zapomnieć. Koszulka termiczna szybciej schnie, a przede wszystkim nawet jak jest mokra od potu, daje w marę dobry komfort termiczny. W bawełnianej jest nam po prostu zimno i cały czas czujemy to zimno od mokrej, przepoconej koszulki. Tak czy inaczej załóżmy wtedy na siebie jak najwięcej suchych rzeczy (można zabrać ze sobą na zmianę koszulkę i przebrać ją na szczycie). Rękawiczki narciarskie dają nam komfort cieplny, ale pamiętajmy, że obsługa aparatu w nich jest bardzo trudna, a w wielu przypadkach nawet niemożliwa. Cienkie, polarowe rękawiczki, pod narciarskie to bardzo dobre rozwiązanie i pozwalające nam na komfort pracy. Pamiętajmy także o ogrzewaczach termicznych do rąk i stóp oraz o ochraniaczach na buty tzw. stuptutach.

Są takie miejsca, gdzie możemy podjechać samochodem i właściwie z niego (dosłownie!) możemy robić zdjęcia (np. sławetna Łapszanka czy Litwinka – Czarna Góra). Wtedy nie musimy zbyt grubo się ubierać bo w każdej chwili możemy zagrzać się w samochodzie. Ale w większości przypadków, by zrobić wyjątkowe zdjęcie, w wyjątkowym miejscu i warunkach, musimy się wspiąć znacznie wyżej. Wędrujemy po kilka godzin i wtedy warto zabrać ze sobą nieco więcej ubrań oraz termos z herbatą czy kawą.

O żadnej innej porze w ciągu doby nie zobaczymy takiego niesamowitego światła oraz koloru na niebie czy chmurach jak o wschodzi lub zachodzie słońca (fot. Michał Sośnicki)

Dlaczego warto uwieczniać na zdjęciach świat o wschodzie czy zachodzie słońca? Bo o żadnej innej porze w ciągu doby nie zobaczymy takiego niesamowitego światła oraz koloru na niebie czy chmurach. Osobiście polecam fotografować lustrzanką, ale nie ważne czy masz zwykły aparat kompaktowy, bezlusterkowca czy telefon – baw się fotografią i ciesz się z obcowania z przyrodą! A gdybyś chciał zgłębić techniki fotograficzne to zapraszam Cię na warsztaty fotografii krajobrazowej do mnie.

Z fotograficzno-górskim pozdrowieniem,
Michał Sośnicki

Tak o wschodach i zachodach słońca w Beskidach „pisze” swoim aparatem Michał Sośnicki:

***

Więcej informacji na temat Michała Sośnickiego, jego fotografii, pracy oraz warsztatów znajdziecie na stronie www.michalsosnicki.pl.

Exit mobile version