Seatrekking: z plecakiem wpław

Morski trekking, wodny hiking, z plecakiem wpław… W polskim słowniku ta dyscyplina nie znalazła chyba jeszcze swojego miejsca. Nawet angielskie określenie seatrekking większości z nas nie kojarzy się raczej z niczym konkretnym. Jednak jeśli poszukujecie tego lata nowych outdoorowych przygód i wyzwań polecamy pięknie zrealizowany i inspirujący film Trekking the Ocean.

Bernhard Wache wraz z przyjaciółmi tuż po „lądowaniu” na dzikiej plaży w Chorwacji (fot. Sean McDermott / nationalgeographic.com)

Outdoor ma niejedno oblicze. Tak samo natura. Góry, łąki, pustynie, jeziora, rzeki, i oceany, to wszystko różne przestrzenie, środowiska, z których możemy korzystać. Pomimo miejskiego, nieustannie „zabieganego” trybu życia, robimy to coraz częściej i chętniej. Eksplorujemy środowisko naturalne na przeróżne sposoby. Czasami nasze wyprawy wymagają miesięcy przygotowań, treningów, zdobywania wiedzy i doświadczenia. Innym razem wystarczy, jeśli zajrzymy „za róg”. W przypadku niektórych aktywności wystarczą nam dobre buty i bidon, w przypadku innych – uginamy się pod ciężarem olbrzymich plecaków. To w jaki sposób zapragniemy obcować z naturą jest wyłącznie kwestią indywidualnych preferencji, pomysłów i marzeń. Czasem filozofii.

Od kilku dni podróżujemy wzdłuż wybrzeża oceanu. Wszystko czego potrzebujemy mieści się w naszych wodoodpornych, dryfujących na wodzie plecakach. Wyruszamy by eksplorować naturę, a to co zabieramy ze sobą jest zredukowane do minimum. Zagłębiamy się w morze, płyniemy wzdłuż dzikich klifów, odkrywamy plaże nietknięte ludzką stopą i nocujemy pod czystym niebem.

Tak opisuje swoje morskie przygody Bernhard Wache, jeden z ważniejszych prekursorów seatrekkingu. Sposób na eksplorację wybrzeży mórz i oceanów jaki obrał jest odzwierciedleniem nie tylko jego sportowej pasji, ale również swojego rodzaju filozofii.

Dużo ostatnio mówi się o mikro wyprawach. Zwolennicy tego nowego (przynajmniej pod względem nazwy i zdefiniowania) nurtu podkreślają jak duże znaczenie dla człowieka żyjącego w dzisiejszych czasach ma kontakt z przyrodą. Obcowanie z naturą, które wpływa pozytywnie na nasze umysły i ciała, porównywane jest nieraz do japońskiej filozofii z lat 90. – Shinrin-yoku. Słowo to w przybliżeniu oznacza „kąpiel w lesie” i taki jest właśnie podstawowy sens tej idei. Japończycy zachęcają by odbierać naturę różnymi bodźcami, odczuwać ją na własnej skórze, dotykać – nie odgradzać się od niej. Czym jest kąpiel w oceanie, jeśli nie tym właśnie?

Atmosferę eksploracji, przygody w zgodzie z naturą, dobrze oddaje krótki film autorstwa Cedrica Schanze przedstawiający Bernharda Wache oraz jego towarzysz podczas jednej z wielu wypraw morskich:

Definicja seatrekking jest stosunkowo prosta. Działalność ta zakłada pokonanie dowolnej trasy z punktu A do B. Drogę pomiędzy punktami pokonujemy wpław używając tylko i wyłącznie siły własnych mięśni. Dozwolony sprzęt to pianka, maska do nurkowania z rurą i płetwy. Jeśli teren nie pozwala na płynięcie fragmenty trasy można pokonać pieszo. Cechą charakterystyczną i esencją seatrekkingu jest zakładanie biwaków na lądzie. Choć nie jest to raczej jasno określone, wydaje się logiczne, że za wodny trekking można uznać wycieczkę z przynajmniej jednym noclegiem. Potrzebny sprzęt, żywność i wodę transportuje się w specjalnym, unoszącym się na wodzie, plecaku. Pomimo iż w swojej pierwotnej formie seatrekking oznaczał podróże wzdłuż wybrzeży mórz i oceanów, wydaje się, że termin ten można rozszerzyć również na eksploracje akwenów słodkowodnych.

Bernhard Wache i Danko Skalamera podczas biwaku w hamakach planują trasę na kolejny dzień (fot. Sean McDermott / nationalgeographic.com)

Choć początki seatrekkingu są trudne do ustalenia (jedną z wczesnych prekursorek mogła być Audrey Sutherland, która samotnie opływała dzikie wybrzeża hawajskich wysp) za propagatora dyscypliny uważa się często Bernharda Wache, który w 2005 zajął się wodnymi wędrówkami i stworzył markę Aetem. Firma produkuje plecaki, które zaprojektowane zostały specjalnie do seatrekkingu.

Seatrekking w Polsce wydaje się być dyscypliną nieznaną lub przynajmniej mało popularną. Lato to jednak dobra pora dla spotkań z wodą, więc nie wykluczone, że sytuacja ta niedługo się zmieni.

Michał Gurgul
źródło: adventure-journal.com, nationalgeographic.com

Exit mobile version