Skrót francuskiego reportażu o akcji na Nanga Parbat

25.01 - ostatnie ujęcia Elisabeth Revol, ok. godz. 17:15

8 lutego publiczna telewizja France2 poświęciła jeden ze swoich reportaży z serii „Envoyé spécial” wyprawie i akcji ratunkowej na Nanga Parbat. Elisabeth Revol opisuje w nim atak szczytowy oraz to, co działo się po nim. W materiale zostały także pokazane dotąd niepublikowane zdjęcia z wyprawy. Przedstawiamy tłumaczenie najważniejszych wypowiedzi i fragmentów z tego reportażu.

Lekarz Frédéric Champly opisuje dla francuskiej telewizji stan, w jakim znajdują się himalaiści na wysokości powyżej 8000 m n.p.m.: Czujemy się źle, to jest cierpienie. Na 8000 m n.p.m. jest bardzo mało tlenu, więc wszystko jest trudne. Dokonujemy złych wyborów, nasze myślenie nie przebiega płynnie. Nie mamy poczucia czasu. Jesteśmy w stanie usiąść i myśleć, że zostaliśmy tak dziesięć minut, kiedy w rzeczywistości minęły dwie godziny. Wszystko wymaga bardzo dużego wysiłku, niektórzy mówią, że to tak, jakbyśmy pływali z 50-kilogramowym plecakiem i próbowali oddychać przez słomkę.

Elisabeth Revol opowiada o Tomku Mackiewiczu: Tomek to postać naprawdę nietypowa. Ekstremalnie pasjonował się Nangą, czuł się z nią połączony duchowo. Istnieje bóstwo tej góry i on miał wrażenie, że może się z nim komunikować. Miał głęboką miłość dla tej góry.

***

20 stycznia, kadr, w którym Elisabeth Revol mówi z namiotu podczas drugiego biwaku: Na 24 stycznia zapowiadają mniej wiatru, więc zobaczymy…

21 stycznia, doskonała, choć mroźna pogoda, czyste niebo, himalaiści idą wolno związani liną, Tomasz Mackiewicz kilkadziesiąt metrów przed Elisabeth Revol.

Elisabeth Revol: Idziemy w stronę trzeciego biwaku, nie jest tego ranka zbyt ciepło, ale wiatr się uspokoił, przeszliśmy obszar seraków.

Przechodzą przez szczelinę. Elisabeth się cieszy. Warunki są wymagające, ale nastroje dobre. Mają nadzieję, że atak szczytowy nastąpi już wkrótce. 24 stycznia są już blisko celu, zmęczeni, ale w dobrej formie. Revol filmuje jak Tomasz Mackiewicz odpoczywa na plecaku, pogoda sprzyja.

– Jak się masz, Tomek?

– Dobrze, jest zimno.

– Bardzo zimno.

– Happy day! (Revol)

O świcie tego dnia ich namiot zamarza od środka. Revol relacjonuje na nagranym przez siebie filmie: Jesteśmy na 7300, wyszliśmy spróbować zdobyć szczyt Nangi Parbat. Wschód słońca jest wspaniały….

25.01 – ostatnie ujęcia Elisabeth Revol, ok. godz. 17:15

Wreszcie po pięciu dniach wspinaczki są blisko szczytu. Jest późno, ale warunki pogodowe są dobre. Revol rejestruje na kamerze: Jest godzina 17. Jest dziś trochę pochmurnie, szczyt prawdopodobnie zdobędziemy nocą.

25.01 – ostatnie ujęcia Tomek Mackiewicz znajduje się poniżej, wyraźny punkt w środku kadru

To ostatni nagrany przez nią film z Nangi Parbat. Godzinę później staną na szczycie.

Revol komentuje dla telewizji: Zanurzyłam się w to miejsce, to było naprawdę magiczne. Było ciemno, wiatr wiał od tyłu, podczas całego podejścia byliśmy osłonięci. Kiedy dotarliśmy na szczyt wiatr wiał nam w twarz. Kiedy Tomek do mnie doszedł – byłam lekko przed nim, 20,30 metrów – powiedział mi „nie widzę już twojej czołówki i widzę cię nieostro”. W tej chwili zdałam sobie sprawę z realnego zagrożenia – on nie widzi, a jesteśmy w terenie, który nie jest łatwy. Natychmiast podjęłam decyzję, okej Tomek, schodzimy.

O godz. 23:10, z wysokości 7522 m n.p.m., Elisabeth wysyła pierwszą alarmującą wiadomość do Ludovica Giambiasiego: Tomek potrzebuje pomocy, ma odmrożenia i nie widzi. Proszę zorganizuj coś najszybciej jak to możliwe.

Dziennikarze pytają Ludovica o jego odczucia z tamtego momentu:

– Co wywołała w panu ta wiadomość?

– Strach. Wiem dobrze, jak jest tam na górze. Jesteśmy wszyscy świadomi, że kiedy zdarzają się tego typu sytuacje, są bardzo małe szanse, że to skończy się dobrze. Bardzo małe szanse.

Lekarz Frédéric Champly komentuje: Nie możemy powiedzieć, co się stało. Mogło się wydarzyć kilka rzeczy – albo uszkodzenie siatkówki, co zdarza się na dużych wysokościach, albo uszkodzenie rogówki przez zimno i słońce podczas wspinania. Z powodu bólu mógł mieć problemy z otwarciem oczu. W każdym razie, w obu przypadkach nie widział, gdzie idzie.

Ludovic Giambiasi wszczyna alarm. Elisabeth pomaga Tomkowi schodzić przez 9 godzin, ale jego stan się pogarsza. Następnego dnia, na wysokości 7283 m n.p.m. Elisabeth pisze wiadomość: Tomek jest w strasznej sytuacji, nie może chodzić, nie możemy dotrzeć do namiotu, trzeba go jak najszybciej ewakuować.

Ludovic Giambiasi komentuje: Nie może iść – to oznacza bardzo konkretnie, że niemożliwe jest również by ona mogła go sprowadzić. Żeby sprowadzić kogoś z takiej wysokości, potrzeba grupy 4-5 naprawdę bardzo silnych osób.

Elisabeth Revol: Nie dawał rady oddychać, więc ciągle zdejmował maskę, która osłaniała mu nos. Jego nos stał się wreszcie biały, najpierw kiedy nałożył maskę z powrotem, nos nabrał jeszcze trochę kolorów, a potem został już biały przez resztę zejścia. Odmroził się. Miał też zaróżowioną ciecz, która wyciekała z jego ust i zamarzała na brodzie. Później, podczas zejścia, miał odmrożone ręce, tak że nie mógł niczego utrzymać, do tego doszły odmrożenia stóp.

Ludovic Giambiasi: Wiemy wtedy bardzo dobrze, że jeśli nie możemy polecieć helikopterem z ratownikami na tę wysokość, Tomek jest stracony. Mamy taką pewność. I wiemy też, że niestety oznacza to, że w którymś momencie zarówno Tomek, jak i Elisabeth zostaną sami.  

Do akcji wkraczają polscy himalaiści spod K2. Denis Urubko komentuje: Dowiedzieliśmy się o problemie na Nandze kiedy byliśmy na pierwszym biwaku pod K2. Zrozumiałem natychmiast, że należy przerwać nasze działania i zaproponować pomoc.

Adam Bielecki dodaje: Byliśmy jedynymi ludźmi, którzy wraz z innymi członkami naszej ekipy, mogli to zrobić. Nie było w tym momencie innych ekspedycji w Pakistanie. Żeby móc uratować Tomka i Elisabeth potrzeba było zaaklimatyzowanych, dobrych wspinaczy, z doświadczeniem na tej górze zimą. Byliśmy właściwymi osobami, które mogły z tą akacją sobie poradzić.

Pozostaje problem z transportem himalaistów pod Nanga Parbat. W Pakistanie jedynie wojskowe helikoptery są w stanie latać w Himalaje.

Ludovic Giambiasi komentuje sytuację z helikopterami: Na początku zapewnili nas, że helikopter może wznieść się na pewną wysokość, więc będziemy mogli pójść po Tomka. Te helikoptery muszą latać na lekko, nie mogą zabrać równocześnie dwóch osób, i Tomka i Elisabeth. Elisabeth musiała więc zejść, żeby mogła być uratowana niżej, po Tomku. Zdecydowanie sugerowaliśmy jej zejście, ona nie podjęła tej decyzji sama. To nie jest kwestia podejmowania decyzji, nie ma wyboru, chodzi o przetrwanie.

Elisabeth Revol: Powiedziałam Tomkowi, słuchaj, jest dobrze, ratownicy będą za dwie, trzy godziny, nie ma co się martwić, ja czekam na ciebie trochę niżej i spotykamy się później w bazie na dole. Tylko, że helikopter nigdy nie nadleciał, i było sporo związanych z tym problemów.

Elisabeth zostawia Tomka w bezpiecznym miejscu i zaczyna schodzić sama. Ale pomoc nie nadchodzi. Musi spędzić drugą noc na na wysokości 6700 m n.p.m.

Elisabeth Revol: Jestem bez namiotu, bez materaca, nic nie piłam i nic nie jadłam od nie wiem jakiego czasu. Tomek jest sam. I wtedy dowiaduję się, że muszę spędzić noc na 6700. Jest zima w Himalajach. W Alpach mogę spędzić taką noc bez przygotowania, ale w Himalajach nie wiedziałem nawet, czy to możliwe. Czuję się zagrożona, czuję się daleko, czuję się zdradzona. Jestem wściekła. I boję się.

Elisabeth przetrwała noc, jednak nie bez komplikacji. Wysyła wiadomość: Odmroziłam pięć palców u lewej stopy, są jak z drewna.

Jak potem wyjaśnia, pod wpływem halucynacji zdjęła w nocy lewego buta. Śniło jej się, że jakaś kobieta dała jej coś ciepłego do picia, dzięki czemu poczuła się dobrze. We śnie kobieta powiedziała także, że jest jej potrzebny jeden z butów Elisabeth.

Elisabeth Revol: Myślę, że to moje ciało mechanicznie zdjęło tego buta, kiedy ja ciągle byłam w moim śnie. Rano obudziłam się w skarpecie, stopa pod nią była biała.

Rano, 26 stycznia, wojskowi piloci stacjonujący w Skardu są wreszcie gotowi do wylotu, ale trzeba kilku godzin, żeby dotrzeć na stoki Nangi Parbat. Najpierw baza pod K2, żeby odebrać polskich alpinistów. Do tego muszą jeszcze tankować kilka razy.

Pilot Lieutenant-Colonel Anjum tłumaczy: To był wyścig z czasem. Jeśli zostawilibyśmy ich w bazie, mieliby jeszcze 5-6 godzin dodatkowej wspinaczki.

Denis Urubko: Piloci zapytali mnie, Denis, gdzie najlepiej zostawić twoją ekipę, bo ja znam tę okolicę na pamięć. Powiedziałam im, przyjaciele, proszę, baza to trochę za daleko, zostawcie nas trochę wyżej. Tutaj, może tutaj? Wyżej, proszę. To, gdzie nas ostatecznie zostawili, to była ryzykowana operacja.

Jest godzina 17:15, helikopter zostawia dwójkę alpinistów na wysokości 4800 m n.p.m., u stóp drogi Kinshofera.

Adam: Bielecki: To było prawdziwe wyzwanie, droga Kinshofera jest naprawdę stroma. Zimą jest tam pełno lodu, a pod koniec bariera – przynajmniej 100 metrów pionowej ściany.

Pomimo mgły i zbliżającej się nocy bardzo szybko wspinają się w górę. O godzinie 1:45 na wysokości 6200 m n.p.m. odnajdują Elisabeth, która nadal schodzi.

Denis Urubko: Dochodząc do obozu drugiego zacząłem na wszelki wypadek krzyczeć. Miałem nadzieję, że ona nie jest zbyt daleko. Wołałem: Elisabeth! To wywoływało echo. W pewnym momencie usłyszałem naprawdę słaby, kobiecy głos w ciemnościach.

Adam Bielecki: Usłyszałem Denisa, który krzyczał: Adam, znalazłem ją! Byłem szczęśliwy, płakałem ze szczęścia.

Elisabeth Revol: Zobaczyłam czołówkę i pomyślałam, co tu się dzieje?! Bo nie wiedziałam, że oni po mnie idą. Zrozumiałam zaraz, że wspinali się, żeby mnie odnaleźć. Pamiętam, że krzyknęłam, usłyszeli mnie i wycelowali we mnie swoje czołówki.

Adam i Denis muszą postanowić co dalej.

Denis Urubko: Mieliśmy dylemat, czy zostawić Elisabeth i próbować znaleźć Tomka na bardzo dużej wysokości, po kolejnych 10 godzinach wspinaczki lub więcej, czy pomóc zejść Elisabeth. Ona ekstremalnie nas potrzebowała. Zdecydowaliśmy, że trzeba najpierw pomóc jej, i być może potem iść w górę, żeby spróbować zrobić coś dla Tomka.

O świcie Denis, Adam i Elisabeth schodzą do bazy, skąd Elisabeth może być ewakuowana helikopterem.

Elisabeth Revol: Do końca miałam nadzieję. Nawet w Islamabadzie mówiłam jeszcze do naszego agenta, że musimy coś zrobić, musimy tam wrócić, jestem pewna, że on nadal żyje i że jest jakaś możliwość.

Pogoda uniemożliwiła dalszą akcję z udziałem helikopterów.

Elisabeth Revol: Co chciałabym mu powiedzieć? Że żył swoją pasją aż do kresu. I osiągnął to, czego pragnął.

Tłumaczenie: Marlena Przybył, opracowanie: Aneta Żukowska

Exit mobile version