Wspinaczkowa ekstraklasa i kobieca siła – rozmowa z Ines Papert

Ines Papert ma mnóstwo zapału i pasji. Jest skupiona i zmotywowana. To widać nawet podczas krótkiego wywiadu, którego udzieliła nam podczas 15. Krakowskiego Festiwalu Górskiego. Wspinanie jest dla niej ważne, jednak nie ważniejsze niż życie rodzinne. W rozmowie często podkreśla ten fakt, często też powraca myślami do gór najwyższych. Mówi o swoich ulubionych miejscach na Ziemi i o tych, których woli unikać. Wykorzystując czas oczekiwania na prelekcję Ines, dopytuję ją o mniej techniczne aspekty życia profesjonalnego sportowca.

Ines Papert na 15. Krakowskim Festiwalu Górskim (fot. Adam Kokot/KFG)

Michał Gurgul: Wszyscy znamy Twoje osiągnięcia i sukcesy wspinaczkowe. Wiem jednak, że pokonywanie największych wyzwań to nie wszystko, Ty po prostu lubisz ruch, lubisz przebywać na zewnątrz. Dlaczego jest to dla Ciebie tak ważne?

Ines Papert: Lubię przebywać na łonie natury, eksplorować ją. Szczególnie w górach. Lubię uczucie zdobywania wysokości, a także widoki, które otwierają się gdy wchodzisz na górę. Bo to nie zawsze musi być ekstremalna wspinaczka. Przyjemność może sprawiać również trekking, rower czy narty. Jednak dla mnie dobrze jest jeśli gdzieś na horyzoncie pojawi się też szczyt.

Podkreślasz znaczenie widoków, czyli kwestię estetyki. Czy pod tym względem oceniasz również swoje cele wspinaczkowe?

Tak, pociągają mnie piękne ściany i logiczne linie. To naturalne.

Czy taką drogą była „Ruby Supernova”?

Piękna, wielka ściana pośrodku niczego! Niesamowite kolory skały na pewno dodawały uroku wspinaczce, to była olbrzymia przyjemność. Ponadto udało nam się zrealizować plan A i używać wyłącznie tradycyjnej asekuracji – skała stwarzała do tego idealne możliwości. Mieliśmy też ze sobą bolty, bo wyznaję zasadę, że zawsze trzeba mieć plan B. Na szczęście obyło się bez ich użycia.

Fantastyczna droga, w ciekawej lokalizacji. Co sądzisz o eksploracji takich właśnie miejsc? Zaplanowanie i realizacja takiej wyprawy jest chyba dużo trudniejsza niż wspinaczka w bardziej popularnych rejonach?

Ludzie lubią komfort. Im dalej odjedziesz od cywilizacji tym mniej jest tego komfortu. Mnie właśnie to pociąga w tych odległych i dzikich rejonach, i to sprawia, że bardziej doceniam to co mam na co dzień. Czerpię z tego największą przyjemność i naukę. W Yosemitach byłam dwa razy i więcej już nie pojadę. Tłum ludzi kompletnie mnie odstrasza. I denerwuje.

Jak w takim razie wyobrażasz sobie wyprawę w niejednokrotnie zatłoczone Himalaje? Wiem, że masz to w planach.

Tak, planuję wspinaczkę jakąś długą i trudną technicznie drogą w Himalajach. Ale mam swoje zasady. Nie chciałabym np. dzielić obozu z setką innych alpinistów, używać wspólnych lin. Chciałabym pokonywać trudności techniczne w małym zespole, może wyznaczyć własną, trudną linię. Ale nie potrafię jeszcze powiedzieć czy to mi się spodoba, jeszcze przecież nie byłam na takiej wyprawie! To jest nisza, w której mogę wykorzystać całe swoje doświadczenie, które zdobywałam w lodzie i skale, na zawodach i na alpejskich ścianach. Wyprawa w Himalaje to pełna przygoda, w której musisz wykorzystać bardzo wiele umiejętności. To wspinaczkowa ekstraklasa.

Ines Papert na 15. Krakowskim Festiwalu Górskim (fot. Adam Kokot/KFG)

Czy masz już coś konkretnego na myśli?

Tak, dziś właśnie złożyliśmy wniosek o pozwolenie szczytowe.

Na prawdę? Na jaką górę?

Powiem Ci jak otrzymamy zgodę – na razie nie chcę zapeszać.

Dobrze, rozumiem. Powróćmy w takim razie jeszcze na chwilę do walorów estetycznych przebywania w górach. Powiedziałaś, że są dla Ciebie ważne. Ale czy to oznacza, że w zamieci, przy zerowej widoczności, nie wychodzisz w góry?

Nie. Właśnie dokładnie tak było wczoraj: podczas wycieczki skitourowej, na którą wybrałam się wraz z przyjaciółmi była gęsta mgła i padał śnieg. Ale dzięki temu nie było innych ludzi – było tak cicho i spokojnie. Mieliśmy góry tylko dla siebie. Niebo nie zawsze musi być więc czyste. Przyjemnie jest gdy odczuwasz samotność, gdy brakuje punktów odniesienia – czujesz wtedy jak elementy natury działają na ciebie. Wiatr i deszcz nie zawsze są takie same, to nie zawsze jest walka. W tym też można znaleźć przyjemność. Lubię też czuć siebie, swoje tętno, wysiłek. A w takich warunkach można bardzo dobrze skupić się na swoim organizmie.

Wysiłek i trudy techniczne wspinaczki to jedno, ale nieodłącznym elementem życia alpinisty jest również ryzyko. Jak sobie z tym radzisz?

Z wiekiem i doświadczeniem nabrałam większej świadomości ryzyka. Chociaż mniej boję się o siebie, a bardziej o mojego syna, czy przyjaciół, szczególnie gdy nie ma mnie przy nich, gdy się wspinają. Teraz dużo bardziej zdaję sobie sprawę z obiektywnych zagrożeń. Można powiedzieć, że kiedyś moje życie było łatwiejsze. Teraz wiem, że chciałabym żyć jak najdłużej, a jednocześnie jestem bardziej świadoma tego jak niektóre sytuacje w górach potrafią być niebezpieczne. Mam nadzieję jednak, że nauczyłam się dobrze radzić sobie z tymi zagrożeniami. Lepiej potrafię podejmować decyzje np. o tym czy wycofać się, czy iść dalej.

Często się wycofujesz?

Tak, mam swoje granice, niektóre nawet jasno wyznaczone, np. nigdy nie wspinałabym się poniżej bariery seraków. Jest wystarczająco dużo innych zagrożeń, żeby dokładać jeszcze to, kolejne. Ale wiesz, czasami trzeba zaryzykować. Zagrożenia są nieodłącznym elementem środowiska górskiego – nie można się zawsze wycofywać gdy tylko się pojawią, bo wtedy nic nie osiągniesz.

Czyli ważne jest, aby przezwyciężyć trudności techniczne, ale również te psychiczne – czy tak było na „Scaramouche”?

Mniej więcej. Dla mnie trudnością techniczną było przejście rys, na które byłam trochę za mała. Ale zawsze da się coś zrobić, znaleźć patent, dlatego – bez wymówek. Natomiast asekuracja na tej drodze, jak przystało na braci Huberów, rzeczywiście jest trochę stresująca. I właśnie między innymi dlatego droga ta ma niewiele powtórzeń. Jest to ładny kawał ściany – trudne techniczne wspinanie.

„Scaramouche”, techniczny majstersztyk Ines Papert (fot. Frank Kretschmann)

Jesteś niesamowicie wszechstronną alpinistką. Trudne przejścia skalne, ekstremalne drogi sportowe, tradowe, mikst i lód. Co w początkowym okresie Twojej wspinaczkowej kariery wpłynęło na tak wielotorowy rozwój Twoich umiejętności?

Niewykluczone, że były to zawody we wspinaczce lodowej. Na pewny rozwinęły moją technikę i siłę. Ale przede wszystkim nauczyły mnie umiejętności skupienia się na treningu i wyznaczania kolejnych, drobnych celów, pokonywania kolejnych etapów. Nie mniej ważnym momentem było też zrezygnowanie ze startów w zawodach. Wtedy skupiłam się już na górach.

Wiem, że jesteś wyjątkowo przywiązana do swoich czekanów Cobra. Chyba wiąże się z tym jakaś historia z pierwszego okresu Twojej kariery?

Tak, to było w 1999 lub 2000 roku. Rywalizowałam wtedy w zawodach, ale byłam zupełnie nieznaną osobą. Nie miałam swojego sprzętu, musiałam pożyczać go od znajomych. Wtedy akurat udało mi się od kogoś pożyczyć takie stare dziabki z pętlami. Niestety okazało się, że regulamin zawodów nie dopuszcza używania pętli. W ostatniej chwili parę czekanów wypożyczył mi Black Diamond. Zajęłam wtedy drugie miejsce. Ludzie z Blacka powiedzieli, że mogę zatrzymać czekany. Były to właśnie Cobry – pierwsza rzecz jaką dostałam jako prezent od firmy. To było super. Pojechałam prosto do Chamonix.

Kolejnych wersji tych dziabek używasz do dzisiaj, a swoimi przejściami, szczególnie w lodzie, mikście i na wielkich ścianach, pokazujesz jak silne potrafią być kobiety. Co sądzisz o niedawnym sukcesie Angeli Eiter, która również jest gościem Krakowskiego Festiwalu Górskiego?

Takie dziewczyny są najlepszym przykładem, że nie mamy się czego wstydzić! Najwyższa pora byśmy pokazały, że potrafimy się również wspinać na tak wysokim poziomie.

W przypadku profesjonalnych alpinistów, wspinaczy, zarówno kobiet jak i mężczyzn, niejednokrotnie pojawia się problem pogodzenia pasji z życiem codziennym. Jak Ty sobie z tym radzisz?

Oczywiście nie jest łatwo zachować równowagę w życiu: mieć dobre życie rodzinne, ale przy tym wspinać się na wysokim poziomie. Wspinanie wymaga wielu godzin treningu i połączenie tych dwóch aspektów życia nie jest łatwe. Często zdarzało się, że byłam bardzo silna, ale nie byłam szczęśliwa. Właśnie dlatego, że zaniedbywałam życie rodzinne. Z czasem jednak nauczyłam się utrzymywać tę równowagę. Potrafię cofnąć się o krok lub dwa jeśli chodzi o wspinanie i wcale nie czuję się mniej spełniona z tego powodu. Chodzi o priorytety – musiałam do tego dojrzeć. Teraz wiem, że nie potrafię się dobrze wspinać i być szczęśliwa, jeśli coś nie gra w domu.

Powiedziałaś kiedyś, że w górach zawsze dobrze jest mieć plan zapasowy. Czy masz taki plan w życiu?

To dobre pytanie. Niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że całe moje życie opiera się tylko na tym co robię w górach. Jeśli kiedyś nie będę mogła się wspinać na takim poziomie na jakim bym chciała, mogłabym pomóc w marketingu osobom związanym z górami. Ale zanim do tego dojdzie planujemy wraz z chłopakiem remont starego kamiennego domu w Chorwacji, w którym stworzymy hostel dla wspinaczy.

To świetny plan i mam nadzieję, że będziesz go realizować równolegle do planów górskich, szczególnie tych w górach najwyższych, jeśli w tym momencie zależy Ci na tym najbardziej. Bardzo dziękuję Ci za rozmowę i odwiedziny Krakowskiego Festiwalu Górskiego.

Exit mobile version