Sukcesem wyprawy będzie dla mnie, jeśli wszyscy wrócimy razem, jako koledzy i przyjaciele – rozmowa z Januszem Gołąbem przed Zimową Wyprawą Narodową na K2

Nasi himalaiści właśnie pakują swój osobisty ekwipunek. Jeszcze w tym tygodniu ta ostatnia partia ładunku zostanie przetransportowana do Karakorum, a za niespełna miesiąc, niedługo po Świętach Bożego Narodzenia, Zimowa Wyprawa wyruszy na dobre. Pomimo natłoku zajęć i niełatwych przygotowań do tego olbrzymiego przedsięwzięcia nasi himalaiści znaleźli czas, aby odwiedzić 15. Krakowski Festiwal Górski i spotkać się ze środowiskiem górskim – ludźmi, którzy bacznie obserwują ich poczynania i z całych sił wspierają mentalnie. Janusz Gołąb, Kierownik Sportowy Wyprawy, udzielił nam obszernego wywiadu, w którym opowiedział o przygotowaniach do wyprawy oraz trudnych warunkach, w jakich himalaiści będą przebywać przez ponad dwa miesiące pod K2. Zdradził nam również co w górach ma dla niego największą wartość.

Janusz Gołąb na 15. Krakowskim Festiwalu Górskim (fot. Adam Kokot/KFG)

Michał Gurgul: Zima w Karakorum już trwa, zbliża się data wylotu. Co aktualnie dzieje się w kwestii przygotowań Wyprawy?

Janusz Gołąb: Organizacja i logistyka Zimowej Wyprawy na K2 to duże przedsięwzięcie – trzeba wysłać masę towaru i sprzętu. Te przygotowania są już na ostatnim etapie.

Podczas spotkania w Gliwicach wspominaliście o tym, że samo zorganizowanie karawany i przeprawa zimą przez lodowiec jest bardzo trudnym zadaniem. Tym razem nie udało się zorganizować jesienią tzw. wyprawy przygotowawczej. Czy to duży problem?

Jest to jakaś komplikacja, ale mam nadzieję, że rozwiązaliśmy ją w sposób zadowalający. Nie przetransportowaliśmy całego naszego dobytku w październiku, natomiast całe paliwo, żywność, namioty personalne, oraz wszystko to, co dało się zakupić na miejscu, jest już w tej chwili pod K2.

Co w takim razie jeszcze pozostało?

Nasze rzeczy indywidualne – będziemy je pakować na początku tego tygodnia. Wyślemy ładunek, no i to już niestety pójdzie z nami. Mówię niestety, bo też byłoby lepiej, gdyby udało się zanieść to wcześniej – wtedy można by było zmniejszyć liczebność karawany zimowej.

Czy przeprawa przez lodowiec zimą wiąże się z dużym ryzykiem, jeśli warunki nie dopiszą?

W złych warunkach atmosferycznych przejście przez lodowiec nie jest o tyle niebezpieczne, co może okazać się po prostu niemożliwe. Podczas wyprawy zimowej Andrzeja Zawady, która działała również od strony Pakistańskiej w latach 80-tych, nigdy cały sprzęt nie dotarł do bazy. Tragarze próbowali go transportować wahadłowo, ale warunki pogodowe były bardzo złe. Buntowali się i porzucali ładunki na lodowcu. Boimy się takiej sytuacji. Jeśli na lodowcu zatrzyma nas burza śnieżna, to z setką tragarzy wytrzymamy 1, 2, może 3 dni… ale jeśli będzie się przedłużała, oni będą uciekać.

Na pewno trudno jest zapanować nad taką ilością ludzi w takiej sytuacji. Jak długo będzie trwało dotarcie do bazy?

Karawana wygląda w ten sposób: dojeżdża się do miasta Skardu (loty w tym okresie są raczej niemożliwe) i stamtąd startuje pierwszy dzień karawany. Ten pierwszy odcinek pokonujemy krótkimi jeepami z dobrym napędem. Teren jest bardzo trudny i odcinek 60-kilometrowy latem przejeżdża się w około 5 godzin. Zimą jest to wielka niewiadoma i olbrzymi hazard. Nawet w lecie dochodzi do wypadków, podczas których samochody spadają w przepaść. Po dojechaniu do Askole rozpoczynamy wędrówkę. Karawana piesza pokonuje 90 km – około 6 dni marszu.

To logistyczna strona wyprawy. A jak wyglądają Wasze przygotowania kondycyjne? Czy tutaj również jesteście na ostatnim etapie?

Tak, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, czyli zwiększenie wydolności, kondycji, są to już ostatnie fazy. Pracujemy nad tym w zasadzie już od 3 lat.

Czy jest jakiś plan dla członków Wyprawy, trenujecie wspólnie?

Pomagają nam trenerzy z Formy na Szczyt, mamy dietetyka, lekarza – jest wiele osób, które czuwają nad nami. Natomiast każdy z nas trenuje indywidualnie. Każdy ma inne potrzeby.

To zrozumiałe, macie przecież w tej kwestii olbrzymie doświadczenie. W takim razie jak wygląda Twój trening?

Nie za bardzo mogę teraz biegać, więc głównie trenuję na rowerze górskim, enduro. Skupiam się na zwiększaniu wytrzymałości, nie siły. Tego roku odbyłem kilka większych wypraw rowerowych, m.in. objechałem Tatry dookoła, ale nie asfaltem, tylko pasmami górskimi, które je okalają. Jechałem pięć dni. To jest ponad 300 km, a suma przewyższeń jest bardzo duża. Robię również przejazdy w stylu non-stop. Do tego trenuję na siłowni. Kilka dni temu miałem dwa ciekawe treningi z Piotrem Hercogiem, ultramaratończykiem. Odbyły się one w komorze hipoksji, gdzie można obniżyć zawartość tlenu do warunków zbliżonych do tych panujących w górach wysokich. Zrobiliśmy jeden trening, po czym spędziliśmy tam całą noc, tak jakby na wysokości 4500 m n.p.m. Rano, nadal w tej komorze, zrobiliśmy kolejny trening.

To świetnie, że są takie możliwości. Jak wygląda Wasza dieta podczas okresu treningowego?

W zasadzie nasza dietetyczka głównie pracuje nad tym co powinniśmy jeść tam, w bazie. To jaką suplementację przyjmować tutaj, w trakcie treningu, nie jest zbyt skomplikowane. Podobnie jak w każdym sporcie, używamy odżywek regeneracyjnych przed i po treningu. Dla nas jednak dużo ważniejszą sprawą jest odżywianie na miejscu. To jest dość skomplikowane ponieważ w sytuacji, w której organizm jest wytrenowany okazuje się, że spada jego odporność. Aby ją podtrzymać, trzeba dobrać odpowiednią dietę.

To ciekawe. Mówisz o normalnej odporność na choroby?

Tak. To właśnie dlatego gdy widzimy sportowców wysokiej rangi, gdy przechodzą z autobusu do hotelu, często mają na sobie ciepłe ubrania, szaliki i czapki. Oczywiście są świetnie wytrenowani, ale jednocześnie mają obniżoną odporność – organizm musi to balansować. Potocznie się myśli, że trening hartuje. Poniekąd tak jest, ale to nie znaczy, że zwiększa odporność na zwykłe wirusy. Nasza odporność może być nawet mniejsza niż osób, które nie trenują. Żeby uniknąć zarażenia trzeba bardzo dbać o siebie.

Na pewno jest to bardzo trudno zrobić w warunkach, w jakich już niedługo będziecie.

Oczywiście! Co prawda na miejscu, w bazie, która będzie na wysokości 5000 m, nie ma już bakterii, jednak wirusy mogą się pojawić. Dlatego szczególnie trzeba dbać o higienę, a nie jest to łatwe. Pamiętam jak na zimowej wyprawie na Gaszerbrum I przez ponad 50 dni kąpałem się dwa razy – w temperaturze blisko -25 stopni.

Dbałość o zdrowie jest w takim razie równie ważna jak dbałość o kondycję fizyczną. Jeśli zachorujesz na takiej wysokości, to w zasadzie może wykluczyć Cię zupełnie z akcji?

Mnie to właśnie spotkało tego roku pod K2. Najpierw zachorował jeden z kolegów, ale on szybko uporał się z objawami. Ja niestety po tygodniu leczenia Gripexem musiałem wziąć antybiotyk. To już kompletnie wytrąciło mnie z formy – był to koniec wyprawy dla mnie. Na takiej wysokości regeneracja jest bardzo trudna.

Czy macie jakieś pomysły na to jak zwiększyć komfort w bazie, aby te warunki do regeneracji były jak najlepsze?

Tak, na Krakowskim Festiwalu Górskim odwiedził nas nasz agent Asghara, z Jasmine Tour. To on organizuje nasz pobyt na miejscu, karawanę i bazę. Wczoraj ustalałem z nim ostatnie szczegóły, rozmawiałem o stworzeniu lepszej messy. Namiot zbudowany jest z dwóch warstw tkaniny, jednak chcemy żeby pomiędzy nimi wystąpiła jakaś izolacja. To nie są jakieś kosmiczne technologie, ale Pakistan nie jest krajem rozwiniętym turystycznie i nie ma tam dostępu do dobrych materiałów. Krótko mówiąc, musimy zrobić tą messę z czego tylko się da – z tego co jest akurat dostępne na miejscu.

Panel na KFG: K2 – ostatnie wieści o zimowej wyprawie PZA i spotkanie z ekipą: Krzysztof Wielicki, Janusz Gołąb, Janusz Majer (fot. Adam Kokot/KFG)

Czyli można powiedzieć, że w historii podbojów najwyższych gór świata nadal występuje słynny element polskiego sprytu?

Tak! I myśli inżynierskiej! To samo dotyczy namiotu kąpielowego. Do tej pory to wyglądało tak, że po prostu się stało i oblewało kubeczkiem. Woda jednak momentalnie zamarzała, a stopy wmarzały w lód. Pamiętam jak Artur Hajzer wymyślił, że będziemy się kąpać na siedząco, na plastikowym krzesełku. Jednak to też nie było dobre rozwiązanie – nadal pewne części ciała momentalnie przymarzały… Dlatego wczoraj rozmawialiśmy również o tym.

Chyba trzeba sporo silnej woli, aby zmusić się do kąpieli w takich warunkach… Czy macie już jakiś pomysł, aby poprawić ten aspekt życia w bazie tej zimy?

Chcemy stworzyć coś w rodzaju takiej rosyjskiej bani, czyli doprowadzić z jakiegoś źródła energii parę do namiotu kąpielowego i stworzyć małą łaźnię parową.

Brzmi to dużo lepiej. A jakich temperatur w bazie możecie się spodziewać?

Messa będzie ogrzewana promiennikami ciepła i jeżeli na zewnątrz nie będzie wiało, może być całkiem przyjemnie. Jednak w ciągu dnia na wysokości 5000 m n.p.m., tam gdzie będzie nasz dom, temperatury to najwyżej -10, -15 stopni. Mocny wiatr potrafi wywiać całe ciepło zgromadzone wewnątrz namiotu.

Jak zimno może być u góry?

Dużo zimniej. Gdy byłem zimą na szczycie Gasherbrum I, to temperatura prognozowana była na -35 stopni, a wiatr około 30 km/h. To dawało temperaturę odczuwalną -48 stopni. I myślę, że takie warunki zimą, w okolicach szczytu K2 zastaniemy. Około -50, – 60 stopni.

Czy jest jakaś strategia, czy plan działania jest elastyczny?

Każdy z kolegów z którymi jadę jest doświadczonym alpinistą, więc oczywiście są pewne szablony takiej strategii. Zakładanie kolejnych obozów w celu zdobycia aklimatyzacji; dotarcie do wysokości ponad 7000 metrów; założenie obozu trzeciego; spędzenie w nim jednej lub dwóch nocy przez jak największą ilość członków zespołu. Jeśli te punkty zostaną spełnione możemy mówić, że jesteśmy gotowi do ataku szczytowego. Wtedy już tylko potrzebna nam będzie pogoda. Tak jest w alpinizmie – często szczęście jest bardzo istotnym elementem całej tej gry. Na pewno musimy też być elastyczni i dobierać strategię do warunków, bo to one mogą zadecydować o tym czy wejdziemy na tą górę, czy nie.

Czy wśród niektórych członków zespołu czuć wyraźnie większą energię, spręża, ambicje?

Ambicja w alpinizmie, taka największa, nie jest może najbardziej pożądaną cechą. Zbyt wybujała ambicja spowoduje, że nie będzie się starym alpinistą, a dobry alpinista to stary alpinista. Ja myślę, że każdy ma szansę wejść na szczyt. Może troszeczkę szczęścia będzie potrzebne i jest to trochę loteria. Zawodnik, który w tej chwili wydaje się najmocniejszy może nie mieć tego szczęścia – np. nie przespał się w odpowiednim momencie w obozie trzecim, a już później nie będzie miał takiej szansy – wtedy jest trochę do tyłu z aklimatyzacją i nie będzie mógł uczestniczyć w ataku szczytowym.

Skoro już sam o tym wspomniałeś, czy któryś z członków wyprawy wydaje się najmocniejszy?

Oczywiście mamy taką gwiazdę, jaką jest Denis Urubko, który jest świetnym alpinistą. Można powiedzieć, że ma największe szanse, jednak jeśli na pewnym etapie nie zdoła się zaaklimatyzować, a zrobi to ktoś inny, to ten ktoś będzie mógł wykorzystać nadarzające się okno pogodowe, a nie Denis.

Skomplikowana logistyka, trudne warunki zimowe, zagrożenie chorobami, kłopoty z regeneracją i niepewna pogoda. Nie zapominajmy również o samym celu wyprawy – K2 jest przecież najtrudniejszym pod względem technicznym szczytem ośmiotysięcznym. Wydaje się, że to wystarczy, aby stwierdzić, że Zimowa Wyprawa na K2 jest jednym z największych wyzwań eksploracyjnych dzisiejszych czasów. Może jednak są jeszcze jakieś czynniki, które musicie brać pod uwagę?

Tak, to prawda. Zimą warunki są znacznie trudniejsze. Jest więcej zmiennych czynników. Okno pogodowe są zdecydowanie krótsze. Prąd strumieniowy, który nasuwa się nad pasmo Karakorum od północy, latem tylko czasem muska to pasmo. Natomiast zimą nasuwa się centralnie – wiatr potrafi wiać na wysokości 8000 m z prędkością 300 km na godzinę, w takich warunkach nie da się wejść na wierzchołek…

K2 (fot. Polski Himalaizm Zimowy)

Przy jakiej prędkości wiatru jest to jeszcze możliwe?

Poniżej 50 km/h, 30 km/h… Trudności jest wiele, ale każdy z nas jest na tyle doświadczony, że mam nadzieję, iż stopniowo będziemy razem je pokonywać.

Wszyscy mamy taką nadzieję. Właśnie – wszyscy Polacy interesują się wyprawą – zdobyliśmy pierwszy szczyt ośmiotysięczny zimą. K2 jest ostatnim. Jak odbierasz tę krajową atmosferę wokół wyprawy?

Mam nadzieję, że atmosfera w kraju jest dobra, natomiast ja osobiście chciałbym już być na miejscu. Zima astronomiczna już się zaczyna, a kalendarzowa za chwilę już będzie. Po prostu chciałbym już wyjechać i zacząć się wspinać wraz z kolegami. Robić to co umiemy, co kochamy. To jest nasza pasja.

Polscy alpiniści są marką rozpoznawalną na całym świecie. Wielu wybitnych wspinaczy, naszych rodaków, zapisało się już w historii zdobywania najwyższych gór świata, wielu ma na to szansę. Jak widzą nas inni alpiniści?

Wspinałem się w różnych miejscach: na Grenlandii, na Alasce, w Ameryce Południowej… Gdziekolwiek bym nie pojechał, nawet do wioski indiańskiej, wszyscy mówili: „o Polacy, jesteście silni!” Tak, jesteśmy marką rozpoznawalną i wszędzie tam gdzie działamy jako alpiniści, zostawiamy po sobie dobry ślad, dobre świadectwo. To jest naprawdę fajne – możemy być z tego dumni.

Czy w związku z tym odczuwacie wsparcie z Polski, czy może bardziej presję wysokich nadziei pokładanych w Wyprawie?

Wsparcie jest bardzo potrzebne, to fajny element, który integruje środowisko, ale też całe społeczeństwo. Oczywiście mogą się pojawić głosy: „dlaczego i po co Wy to robicie?” – ja wtedy chętnie porozmawiam na ten temat. Natomiast każde wsparcie jest motywujące.

Myślę, że wśród uczestników Krakowskiego Festiwalu Górskiego, oraz naszych Czytelników, tego typu głosy się nie pojawią. Wszyscy chyba dobrze rozumiemy chęć zdobywania kolejnych szczytów i wyznaczania sobie nowych, coraz trudniejszych wyzwań (choć nie wykluczone, że każdy na swój odmienny sposób). Skoro jednak już zahaczyliśmy o ten temat, ciekawość nie pozwala mi pominąć tego pytania: dlaczego?

Na pewno każdy z nas indywidualnie podchodzi do tematu wspinania. Dla mnie góry istniały od zawsze. Mieszkam na Śląsku, bardzo blisko Beskidów i ten pofałdowany krajobraz towarzyszył mi od najmłodszych lat. Zawsze towarzyszyła mi tęsknotą za tym krajobrazem. Od kiedy mogłem wyjeżdżałem w góry. Po pewnym czasie okazało się, że świetnie się w nich czuję. Zacząłem jeździć w góry wysokie. Jednak to jest przyroda nieożywiona. Oczywiście, są piękne, ale to jest tylko skała i lód. Dlatego dla mnie największą wartością w górach jest człowiek. I okazało się, że ja w tych górach spotykam świetnych ludzi, z którymi świetnie się czuję, i świetnie się dogaduję. Jest coś takiego jak braterstwo broni, braterstwo liny, często nazywamy to partnerstwem. To jest bardzo miłe uczucie – dlatego się wspinam.

To chyba doskonałe podsumowanie naszej rozmowy. Jeśli to co dla Ciebie jest najważniejsze w górach to ludzie, to co będzie sukcesem Zimowej Wyprawy na K2?

Sukcesem wyprawy przy tak licznym zespole, ekspedycji w formie alpinizmu wyprawowego, będzie dla mnie, jeśli wszyscy wrócimy razem, jako koledzy i przyjaciele. A jeżeli wrócimy ze szczytem – to już będzie super.

Bardzo doceniamy fakt, że pomimo gorącego okresu przygotowań do Wyprawy nasi himalaiści odwiedzili Krakowski Festiwal Górski i spotkali się z nami, ludźmi gór. Za to dziękujemy Wam wszystkim, a Tobie Januszu dziękuję za niesamowicie miłą i ciekawą rozmowę. W imieniu swoim oraz całej Redakcji, życzę uczestnikom Narodowej Zimowej Wyprawy na K2 powodzenia, a przede wszystkim bezpiecznych powrotów.

15. Krakowski Festiwal Górski – Janusz Gołąb i Michał Gurgul (fot. Adam Kokot/KFG)
Exit mobile version