Jeśli 95 procent ludzi umiera w łóżku, to po co się kłaść? Kolejny sukces Aleksandra Doby

Po 111 dniach, 70-letni podróżnik i kajakarz morski, Aleksander Doba dobił do brzegów Europy. Była to najtrudniejsza z jego podróży, jednak Olek przezwyciężył wszelkie trudności i zakończył z sukcesem swoją Trzecią Transatlantycką Wyprawę Kajakową.

Aleksander Doba i kajak „OLO” – w tle panorama Nowego Jorku (fot. Adam Rutkiewicz)

Dalekie, transoceaniczne rejsy w ostatnich latach zyskują na popularności. Wiele osób uważa, że taki rejs przez Atlantyk jest doskonałym sposobem uczczenia np. 70-tych urodzin. Aleksander Doba również uznałby ten pomysł za dobry, poza jednym drobnym szczegółem – wielkością statku. „OLO”, choć nie jest zwyczajnym kajakiem, z pewnością nie jest wielkim, luksusowym, pływającym miasteczkiem oferującym swoim pasażerom niezliczone atrakcje. Kajak Aleksandra Doby zapewnia podróżnikowi tylko niezbędne do przetrwania na oceanie minimum. Wiosło, ster, telefon satelitarny, system do uzdatniania wody morskiej, kuchenka i miejsce do spania. W takich warunkach i w niemal pełnym odosobnieniu Aleksander przeprawił się po raz już trzeci przez Ocean Atlantycki. Tym razem popłyną z zachodu na wschód, wybierając trasę północną.

3 września o godzinie 12.45 we francuskim Le Conquet (około 30 km na zachód od Brest) Aleksander Doba wyszedł na ląd. Godzina ta nie była przypadkowa – dokładnie o tej porze, 16 maja 2017 podróżnik wypłynął z Zatoki Barnegat w stanie New Jersey, USA. Pokonanie trasy północnoatlantyckiej zajęło mu 110 dób bez 2 minut. W tym czasie przepłynął 4150 mil.

Zdająca się nie mieć końca przestrzeń, samotność, utrudniona komunikacja, wyczerpanie i wysoki poziom zasolenia – również te czynniki, obok sztormów i prądów morskich mają wpływ na stan fizyczny oraz samopoczucie kajakarza morskiego (fot. Piotr Chmieliński)

Zgodnie z przewidywaniami była to najtrudniejsza z trzech przepraw. Można też uznać ją za najdłuższą przygodę Olka – pierwsza próba rozpoczęła się 29 maja 2016 roku. Niestety kilka dni po starcie zniesiony silnym prądem kajak uderzył o brzeg w Zatoce Sandy Hook i uległ uszkodzeniu. Nie było możliwości kontynuowania podróży. Dopiero rok później Doba powrócił na miejsce wypadku i 6 maja 2017 wyruszył ponownie. I tym razem nie obyło się bez komplikacji. Najpierw silne prądy niemal zepchnęły „OLO” na skały, później zagrożenie sztormem i silne wiatry zmusiły kajakarza do powrotu na ląd. Był to przedsmak tego co czeka go na trasie północnoatlantyckiej: wysokie fale, przenikliwe zimno i porywiste wiatry o zmiennych kierunkach. Nie załamało to jednak entuzjazmu naszego podróżnika. 16 maja wyruszył ponownie z Zatoki Barnegat, stawiając czoło niesprzyjającym warunkom.

Jeśli 95 procent ludzi umiera w łóżku, to po co się kłaść? – motto życiowe Aleksandra Doby (fot. Marcin Osman)

Początki przeprawy przez Atlantyk to walka z przeciwnymi wiatrami, które uniemożliwiały Olkowi dopłynięcie do Golfsztromu. Ten silny prąd miał ułatwić wiosłowani i przyśpieszyć podróż na wschód. Jednak niedługo po połączeniu się z Golfsztromem, dotarła do nas niepokojąca informacja:

Z ogromnym rozczarowaniem stwierdzam, że wyprawę muszę przerwać z powodu niemożliwej dla mnie naprawy układu sterowania – Aleksander Doba napisał z oceanu.

Ster „OLO” został uszkodzony przez jeden ze sztormów. Przez moment sytuacja wydawała się beznadziejna jednak Olek podjął decyzję o dryfowaniu, które mogłoby trwać nawet 3 miesiące, aż dotarłby do archipelagu Azorów. Na szczęście pomoc nadeszła z nieoczekiwanej strony. Statek „Baltic Light” zboczył ze swojego kursu aby dotrzeć do polskiego podróżnika i pomóc mu w naprawie uszkodzonego steru. Olek przyznał, że bez pomocy ze strony załogi statku nie byłby w stanie kontynuować, ani ukończyć wyprawy. Niestety jednak skorzystanie z pomocy „Baltic Light” przekreśliło szanse na ustanowienie rekordu Guinnessa w samotnym przepłynięciu kajakiem Atlantyku bez wsparcia z zewnątrz.

Z naprawionym sterem Olek ruszył dalej w kierunku Europy. Czekały go jeszcze dwie ciężkie próby. Prognozy pogody zapowiadały dwa sztormy, których nie mógł uniknąć. Choć w swojej karierze przetrwał już niezliczoną ilość sztormów, te zapowiadały się wyjątkowo niebezpiecznie: wysokie fale załamujące się i spadające z całą siłą na kajak oraz porywisty wiatr – prognozy mówiły o sztormach o sile 8 – 10 stopni w skali Beauforta. Pierwsza i mocniejsza nawałnica trwała dwie doby. Druga już „tylko” kilka godzin. Aleksander Doba dzięki swojemu doświadczeniu i umiejętnością wyszedł z obu bez szwanku, choć ekstremalnie wyczerpany. Kolejny etap, już nieco łatwiejszy, szybko przybliżył kajakarza do celu.

Olek u wybrzeży Europy (fot. Piotr Chmieliński)

Już w odczuwalnej bliskości Europy, w ostatnich dniach przed planowym lądowaniem, sytuacja skomplikowała się ponownie. Ze względu na trudne warunki pogodowe i zmienne prądy, Olek nie był w stanie przewidzieć gdzie i kiedy dobije do brzegu. Kilkukrotnie zmuszony był do postojów i kluczenia w poszukiwaniu bezpiecznych możliwości przeprawy. Prądy Atlantyku znosiły go na północ, w kierunku Kornwalii, a założeniem Olka było dopłynięcie do Europy kontynentalnej. W obawie przed rozbiciem o skały na ostatnim etapie podróży kajakarz zatrzymał się na spokojniejszych wodach zatoki w pobliżu Kanału La Manche, gdzie zaczekał na sprzyjające wiatry. W końcu Olek ruszył na południe, w stronę brzegów Francji. Po kilku wyczerpujących dniach walki z prądami starającymi się usilnie zepchnąć „OLO” na najeżone skałami wybrzeże, wpłynął bezpiecznie do portu w  Le Conquet.

Olek wita się z kontynentem (fot. fotokrawczyk.pl)

Przypomnijmy jeszcze, że pierwsza Transatlantycka Wyprawa Kajakowa miała miejsce w 2011 roku. Olek przepłynął wówczas w ciągu 99 dni z Dakaru w Senegalu do Fortalezzy w Brazylii. Trasę prowadzącą po najkrótszym odcinku oceanu, pomiędzy Afryką a Ameryką Południową, pokonał w pełni samodzielnie i bez wsparcia z zewnątrz. Druga ekspedycja miała miejsce w 2014 roku, kiedy to za początek i koniec trasy Olek obrał najbardziej oddalone od siebie punkty w Europie i Ameryce Północnej. Płynąc na zachód, wyruszył z Lizbony aby po 167 dniach dotrzeć do New Smyrna Beach na Florydzie. Niestety jednak po drodze zmuszony był do kilkutygodniowego postoju na Bermudach w celu naprawy steru.

Podczas swojej trzeciej wyprawa Olek poruszał się po raz pierwszy z zachodu na wschód. Była to również najtrudniejsza z jego podróży. Na szczęście udało się i kajakarz pokonał po raz kolejny trasę wiodącą przez Atlantyk. Tym razem potrzebował na to 111 dni, i tak jak obiecywał zarówno sobie jak i rodzinie, zdążył do domu na swoje 71 urodziny.

Jednostka pływająca „OLO” ląduje we francuskim porcie po 111 dniach transoceanicznej podróży (fot. fotokrawczyk.pl)

Olek wspomina, że była to już ostatnia z jego wypraw transatlantyckich. Czy jednak znając motto życiowe naszego podróżnika możemy mu wierzyć? Niezależnie od dalszych planów, Aleksander Doba stał się już wspaniałym źródłem inspiracji i żywym dowodem na to, że marzenia są po to by je spełniać, a można to robić niezależnie od wieku.

Michał Gurgul
źródło: national-geographic.pl, Aleksander Doba profil FB

Exit mobile version