13. Spotkania z Filmem Górskim: Primo Levi, Gerlinde Kaltenbrunner, Marek Holeček, Leo Houlding i Marcin „Yeti” Tomaszewski

Za nami Spotkania z Filmem Górskim w Zakopanem, które w tym roku były nieco inne niż zwykle. Wpływ miało na to przede wszystkim miejsce – prelekcje odbywały się w dużym namiocie położonym na terenie Górnej Równi Krupowej. Drugą zmianą był nastrój festiwalu – nieco bardziej refleksyjny niż zwykle, choć być może na to wrażenie wpłynęła deszczowa aura.

Festiwal trwał od 30 sierpnia do 5 września i właściwie niemal każdy dzień wypełniony był po brzegi spotkaniami, prelekcjami i górskim kinem. O zwycięzcach filmowych konkursów piszemy TUTAJ. Relację z zawodów Boulder Zako Power można przeczytać TUTAJ.

Główne miejsce festiwalowych spotkań w Zakopanem (fot. Piotr Drożdż)

A poniżej kilka słów o wybranych spotkaniach – nie sposób być wszakże na wszystkim. Na każdym górskim festiwalu możemy obserwować różne strategie opowiadania siebie. Tym razem dużo mniej było wystąpień w stylu „Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem”, a dużo więcej osobistych refleksji i postawienia górskich oraz wspinaczkowych tematów w szerszym kontekście.

Primo Levi – niedźwiedzie mięso

Obecność twórczości Primo Leviego na górskim festiwalu była pewnym zaskoczeniem. Pisarz ten znany jest przede wszystkim z tzw. twórczości obozowej, którą najlepiej w jego przypadku reprezentuje książka „Czy to jest człowiek”. W Zakopanem Levi został pokazany także z innej strony.

Primo Levi studiował przed wojną chemię w Turynie, przez jakiś czas pracował jako chemik, następnie zaciągną się do partyzantki i został aresztowany. Jako Żyd został internowany, a w 1944 roku, gdy naziści wkroczyli na teren Włoch, został wysłany do Auschwitz. Jak opowiadała podczas spotkania prof. Jadwiga Miszalska, w obozie uratowały Leviego dwie rzeczy: to, że znał język niemiecki i że był chemikiem. Zatrudniono go w obozowej fabryce chemicznej, gdzie przetrwał do stycznia 1945 roku. W 1947 roku opublikował swoją najważniejszą książkę „Czy to jest człowiek”, jednak był nie tylko pisarzem obozowym. Pisał m.in. opowiadania o tematyce związanej z naturą, górami czy światem chemii.

Góry były pasją Primo Leviego, co więcej jednak, górskie doświadczenie dało mu siłę by przetrwać najcięższe chwile, i nie chodzi tu tylko o zwykłą krzepę oraz umiejętność radzenia sobie w ekstremalnie trudnych, obozowych warunkach. Wielokrotnie w swojej twórczości wspominał, że pamięć o górskich wspinaczkach dawały mu w obozie siłę, by w ogóle żyć. Podczas Spotkań został pokazany oparty na opowiadaniu Primo Leviego film „Niedźwiedzie mięso” w reż. Paolo Giacobbe oraz Andrea Porcu. Film był właśnie o tym, co góry mogą dać człowiekowi.

Gerlinde Kaltenbrunner – jedność ze wszechświatem

Piątkowy wieczór należał do Gerlinde Kaltenbrunner. Słowo wstępne o Gerlinde przygotowała nasza czołowa himalaistka, Kinga Baranowska, warto więc oddać jej głos: To jest dla mnie zaszczyt przedstawić Gerlinde i mówię to bez czczej kokieterii. Myślę, że nie trzeba jej przedstawiać, ale tak dla przypomnienia powiem, że jest to druga kobieta na świecie, która weszła na wszystkie czternaście ośmiotysięczników, pierwsza która zrobiła to bez wspomagania butli z tlenem. Zaczęła w 1998 roku, skończyła w 2011 roku, zaś w 2012 roku National Geographic przyznał jej tytuł „Explorer of the Year”. Miałam tę przyjemność by być z Gerlinde na trzech wyprawach, na Dhaulagiri, na K2 i w bazie pod Lhotse, kiedy to Gerlinde akurat wspinała się na Nuptse. Gdy zastanawiałam się co powiedzieć o Gerlinde, to pomyślałam, że powiem od dwóch rzeczach. Pierwsza to czystość stylu. Gerlinde bardzo zwracała uwagę na to, by wspinać się bez wspomagania butli z tlenem, bez wspomagania się Szerpami. Starała się też nie używać lin poręczowych, co miałam okazję zobaczyć na K2. Druga rzecz, to dbałość o partnerów. Miałam okazję zauważyć jej stosunek do innych wspinaczy, i gdybym miała się podzielić taką zupełnie prywatną myślą, to piękne wspomnienia, które będę miała z gór wysokich, z Himalajów, są właśnie m.in. dzięki Gerlinde. Czasem dziennikarze pytają mnie o wzory do naśladowania – i oczywiście męskich wzorów jest wiele, bo wielu mężczyzn wspina się w Himalajach, kobiet jest niewiele – to zawsze podaję Gerlinde, bo doznałam z jej strony wiele życzliwości.

Gerlinde Kaltenbrunner (fot. Piotr Drożdż)

Gerlinde poświęciła swoją prelekcję tematowi wkrótce szczególnie ważnemu dla Polaków, czyli swojej wyprawie na drugą górę świata – K2. Gerlinde pochodzi z Austrii i już od najmłodszych lat miała okazję przebywać w górach. Bakcyla do ośmiotysięczników złapała jednak po tym, gdy zobaczyła prelekcję właśnie o K2. Na swoją pierwszą wyprawę na ośmiotysięcznik wyruszyła gdy miała 23 lata. Był to Broad Peak. Decyzję o czystości stylu podjęła już na samym początku. Z zawodu była pielęgniarką, więc nie było jej łatwo łączyć pasję z pracą. W 2003 roku zdobyła Nanga Parbat, a że na szczyt weszła w 50. rocznicę pierwszego zdobycia tej góry, pojawiły się wraz z tym pierwsze wywiady i zaproszenia do wygłoszenia prelekcji. Dzięki temu otworzyła się jej droga do tego by stać się profesjonalną himalaistką. Od tego momentu co rok zdobywała kolejny (minimum jeden) ośmiotysięcznik. Na wiele szczytów miała kilka podejść, a na ten najpiękniejszy według niej, czyli K2 – aż sześć prób drogą Cesena. Udało się za siódmym razem, kiedy to postanowiła zdobyć szczyt inaczej niż w poprzednich próbach, czyli od strony chińskiej.

Polscy wspinacze są z innej planety, tak dobrze radzą sobie z niskimi temperaturami – przyznała podczas swojej opowieści w Zakopanem.

Po prelekcji Kinga Baranowska zapytała Gerlinde o to jak radzi sobie w trudnych sytuacjach. Gerlinde odpowiedziała: W trudnych sytuacjach staram się przede wszystkim zachować spokój. Jedyne co możemy zrobić, to myśleć pozytywnie. Ufam naturze i ufam swojemu przeczuciu. Jeśli mam coś w sercu, to znajdę siłę do realizacji tych marzeń.

Drugim pytaniem Kingi była prośba o wymienieni trzech rzeczy, które dały Gerlinde góry. Austriaczka odparła: stałam się pokorna, doświadczyłam szczególnej jedności, połączenia ze wszechświatem, a także nauczyłam się być zdyscyplinowana i skoncentrowana.

Marek Holeček – gorycz, słodycz i sól życia

Marek Holeček wraz ze Zdenkiem Hákiem w lipcu tego roku zdobyli Gasherbrum I, prowadząc na ośmiotysięczniku nową drogę południowo-zachodnią ścianą. Jak przewidują znawcy, dokonanie to będzie nominowane do Złotego Czekana. Podczas spotkania w Zakopanem Marek przedstawił swoją biografię w specyficzny, czeski sposób. Nie zbrakło więc dużej dawki humoru, ale również poważnej, filozoficznej perspektywy na życie i wspinanie.

Marek Holeček (fot. Piotr Drożdż)

Marek stwierdził, że urodził się w złym czasie, bo wszystko czego można było dokonać, już zostało dokonane. Inspiracją dla niego są wielcy zdobywcy, tacy jak choćby Magellan. Jego ulubionym napojem jest piwo, a czytania uczył się na książkach podróżniczych. Rodzice już od samego początku dali mu dużo wolności, którą skrzętnie wykorzystał.

Marek przypomniał, że himalaizm i alpinizm, to nie tylko zdobycie szczytu, ale również droga w góry, dzięki której można zobaczyć wciąż dziewicze miejsca i światy, o których istnieniu się nie wiedziało. Odbył około 30 wypraw, podczas których zobaczył miejsca, których w XXI wieku już się nie spodziewał. Miejsca, które pokazują różne punkty widzenia. Odkrył, że ludzie są wszędzie na świecie tacy sami, niezależnie od religii, którą wyznają.

Do tegorocznego sukcesu na Gasherbrumie I doprowadziło go pięć prób. Gdybym wcześniej widział, to co wiem teraz, nigdy bym się na to nie zdecydował – powiedział do publiczności. Został także zainspirowany projektem Jerzego Kukuczki i Wojtka Kurtyki, którzy ponad 30 lat temu także próbowali pokonać południowo-zachodnią ścianę Gasherbruma I.

Podczas drugiej próby Marka zginął jego przyjaciel – Zdeněk Hrubý. Zdeněk spadł w przepaść z całym ekwipunkiem, Marek został w ścianie tylko z czekanami i rakami, bez liny. Udało mu się przeżyć i podjąć kolejne próby, za każdym razem przekraczając własne granice, włącznie z odmrożeniem i utratą palców u stóp.

Gdy wyjeżdżałem po raz piąty na Gasherbruma I wielu ludzi mówiło mi, że prowokuję nieszczęście. Ja uważałem, że prowokuję szczęście – zapewnił. Gdy już wreszcie spełnił swoje marzenie, które zabrało mu sporą część życia, uznał, że drogę tę musi nazwać Satisfaction. Nazwa ta zawiera gorycz, słodycz i sól życia – powiedział Marek. Drogę tę zadedykował Zdenkowi Hrubý’emu.

Leo Houlding – w odbiciu lustra

Brytyjczyk poświęcił swoją prelekcję nie tylko wspinaczkowym aspektom wyprawy, podczas której wraz z partnerami pokonał główną ścianę Mirror Wall na Grenlandii, ale przede wszystkim opowiedział dlaczego ta ekspedycja była dla niego przełomem. Podczas niej przyjrzał się sobie jak w lustrze.

Leo Houlding (fot. Piotr Drożdż)

To była moja pierwsza wyprawa jako ojca, co bardzo dużo zmienia, ale także pierwsza ekspedycja po tym jak mój partner zginął we wspinaczkowym wypadku – mówił Leo Houlding.

Podczas jednego z biwaków w trakcie wyprawy na Grenlandii spadł na Leo kamień, który – gdyby uderzył go w głowę – mógł zabić. Właśnie ta sytuacja rozpoczęła jego przemyślania na temat dwóch tak odmiennych światów, które kocha: jeden to żona i (obecnie już) dwójka dzieci, drugi to wspinaczka oraz związane z nią przyjaźnie. Oba doświadczenia są wspaniałe – przyznał. Zastanawiał się nawet czy powinien coś wybrać, jednak i jedno i drugie jest zbyt dla niego ważne. Wątpliwości jednak pozostały. Góry nie są jedyną magią w naszym życiu. Ta wyprawa była inna, być może każdy wspinacz ma taki moment. Dla mnie to było kompletnie nowe podejście – dodał.

Leo Holuding i jego „reflections” (fot. Piotr Drożdż)

O samej drodze powiedział: Nie myślałem, że to jest niemożliwe, uznałem, że jest po prostu bardzo trudne. Jeśli nie zrobisz pierwszego kroku, nawet nie możesz zacząć myśleć o reszcie.

Mimo rozterek Leo nie składa broni – jeszcze w listopadzie planuje wyprawę w Góry Transantarktyczne. Do najbliższej siedziby ludzkiej będzie miał około 800 kilometrów, zaś do najbliższego lotniska dwa razy więcej. Drogę w góry Leo zamierza pokonać za pomocą Kite skiing (z obciążeniem około 200 kg), zapowiada się więc nie tylko wymagająco, ale i widowiskowo.

Marcin „Yeti” Tomaszewski – trzy kroki

W tym roku ukazała się książka „#Yeti40”, podsumowująca dotychczasową karierę Marcina „Yeti” Tomaszewskiego. Jest o czym pisać, wie o tym także sam autor, który przyznaje, że nigdy nie skupiał się na jednej aktywności, a samo wspinanie wyzwoliło w nim także inne możliwości twórcze. Bardzo szerokie – przez ostatnie lata, poza niesamowitymi wspinaczkami w najdalszych zakątkach Ziemi, pisał także dziennik, opowiadania, wiersze, bajki dla dzieci (wydane w formie audiobooka), komiksy, felietony, ze swoją żoną stworzył piosenkę, z Anną Orską stworzył biżuterię, dla marki HiMountain zaprojektował kolekcję outdoorowej odzieży 4 Żywioły, w Szczecinie przez lata organizował także zawody wspinaczkowe. I właśnie o tych różnych aktywnościach i motywacjach była zakopiańska prelekcja wspinacza.

Marcin „Yeti” Tomaszewski

We wspinaniu najważniejsze jest to, co przeżywamy w środku – mówił Yeti. – Na tym polega wspinanie, żeby nie tylko wspinać się w górach, ale żeby to wspinanie otwierało nam kilka furtek na inne strefy życia.

Marcin poświęcił kilka słów każdej ze swoich artystycznych stron, a wreszcie przyznał: Jestem człowiekiem gór, jestem Yeti, który unika ludzi, żyje bardzo rodzinnie i właśnie ta twórczość – o której mówię – powoduje, że czuję się zwolniony z personalnych kontaktów.

Aby dążyć do mistrzostwa w swojej dziedzinie, należy szukać go w głowie, nie w skale, nie w mięśniach. Gdy się zestarzejemy, tylko głowa nam zostanie i ona będzie naszym największym mięśniem, pozwoli nam przetrwać nie we frustracji, ale w radości i spełnieniu. Nad tym trzeba pracować całe życie – powiedział Yeti i przedstawił swoją filozofię: Każdy wymyśla sobie jakiś sposób na życie, ja wymyśliłem sobie trzy kroki aby nie bać się starości, aby dojrzeć do mojego ideału życia. Pierwszy krok, to jest coś co znamy wszyscy, to jest zmaganie się z ludźmi, udowadnianie swojej wielkości, patrzenie na ludzi jak na przeciwników. Drugim krokiem, który wynika z tego pierwszego, jest moment w którym czujemy się już zrealizowani, w którym wypaliła się w nas ta walka. Możemy być drudzy, trzeci, dziesiąci, to już nie jest najważniejsze, najważniejsze jest to, że jesteśmy sobą i robimy to, co kochamy, jesteśmy spełnieni i nie musimy nikomu niczego udowadniać. Trzeci krok, który w mojej teorii jest poza nami, który dzieje się sam, to jest wolność, odrzucenie broni. To jest alpinista, który mieszka nad wodą, wychodzi na plażę i nie musi jechać w góry, żeby czuć pokonywanie drogi wspinaczkowej. To jest wspinaczka mentalna, czyli coś co zamyka się już tylko i wyłącznie w naszym umyśle. To jest właśnie mój sposób na przyszłość, i skoro wiem jak on wygląda, mogę do niego dążyć, pracować nad swoim umysłem.

Choć książka mogłaby się wydawać jakimś zamykającym podsumowaniem, Marcin zapewnił, że ma jeszcze plany na długie lata. Jednym z nich jest poprowadzenie nowej drogi na Cerro Torre.

Spotkania

Zakopiański festiwal to oczywiście dużo więcej niż tych kilka prelekcji. Ważnym tematem była także planowana wyprawa na szczyt K2, który wkrótce nasi himalaiści – Krzysztof Wielicki, Adam Bielecki, Marek Chmielarski, Rafał Fronia, Janusz Gołąb, Marcin Kaczkan, Artur Małek, Piotr Tomala, Krzysztof Wranicz i Dariusz Załuski – spróbują zdobyć po raz pierwszy zimą. Więcej o tym projekcie można przeczytać TUTAJ. Nie zabrakło również mocnej reprezentacji polskich wspinaczy – o swoich dokonaniach opowiadali m.in. Kinga Ociepka oraz Kacper Tekieli. Swoje wyczyny przedstawił również jeden z najlepszych nurków jaskiniowych na świecie, czyli Krzysztof Starnawski. Odbyły się spotkania z autorami książek – Piotr Pustelnik opowiadał o swojej autobiografii „Ja, pustelnik”, zaś Anna Kamińska o książce „Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz”.

Andrzej Bargiel zwięźle podsumował swoją wyprawę na K2 (przypomnijmy, że Andrzej miał plan zjechać ze szczytu K2 na nartach, niestety musiał się wycofać): Janusz się rozchorował, Darek się rozchorował, Kuba dostał kamieniem, osuwały się lawiny – działo się za dużo złych rzeczy. Musiałbym potraktować sprawę zero-jedynkowo i iść samotnie w góry. A gdyby się coś stało, musiałbym liczyć tylko na siebie. Ale i tak udało się bardzo dużo wyciągnąć z tej wyprawy. Jak kiedyś ktoś mi powiedział: „nie z zawsze jest niedziela”. 

Do tego outdoorowy kiermasz, wiele wykładów edukacyjnych oraz bardzo wartościowa Akademia Górska  czyli nauka w tatrzańskiej praktyce. Spotkania z Filmem Górskim przeszły do historii, miejmy nadzieję, że za rok głównym tematem będzie pierwsze zimowe wejście na K2, w wykonaniu oczywiście Polaków.

Aneta Żukowska

 

Exit mobile version