Nic co łatwe nie cieszy tak bardzo – wywiad z Michałem Kołodziejczykiem, organizatorem zawodów Beskidy Ultra Trail

„Jeśli wierzyć uczestnikom, wyróżniamy się atmosferą. Nie silimy się na elitarność, nie zapraszamy VIP-ów ani gwiazd. Zwycięzcę i ostatniego traktujemy tak samo, a zawodnicy to nasi kumple. U nas każdy może wygrać” – mówi Michał Kołodziejczyk, dyrektor zawodów Beskidy Ultra Trail, które odbędą się w dniach od 28 września do 1 października. Z Michałem rozmawiamy m.in. o specyfice tej imprezy, wyzwaniach jakie czekają na zawodników, a także o tym czym wyróżniają się biegacze startujący w Beskidy Ultra Trail.

Michał Kołodziejczyk

Przed nami kolejne zawody Beskidy Ultra Trail, zanim jednak przejdziemy do przyszłości, skupmy się na przeszłości. Jak to się wszystko zaczęło?

Michał Kołodziejczyk: Zaczęło się pięć lat temu kiedy postanowiliśmy stworzyć coś co będzie prawdziwym wyzwaniem, naprawdę trudnym biegiem, czymś do czego naprawdę będzie trzeba się przygotować, ale jednocześnie radość na mecie będzie niezrównana. Biegaliśmy już w wielu imprezach w Polsce i za granicą, i choć wiele zawodów w kraju było całkiem interesujących, to tak naprawdę nic nie równało się poziomem trudności z tymi z zagranicy. I tak właśnie powstał BUT. W trakcie pierwszych zawodów, jako początkujący, zaliczyliśmy parę wpadek organizacyjnych. Wiele się musieliśmy nauczyć i szybko wyciągać wnioski, ale już następne imprezy były takie jak oczekiwaliśmy. Od drugiej edycji baza zawodów znajduje się w Szczyrku, gdzie od lat możemy liczyć na ogromne wsparcie ze strony miasta. Wtedy też ustaliły się trasy. I choć co jakiś czas coś dodajemy, są one mniej-więcej takie same.

Czy możecie powiedzieć kilka słów o sobie – kto stoi za tymi zawodami?

Obecnie BUT-a robi już stała ekipa, czyli Fundacja Aktywne Beskidy. Nad całością czuwam ja i moja żona Hania, a pomagają nam Marek, Magda, Roman, Sebastian, Zuzia i Alek.

Jak to wygląda obecnie? Dlaczego to robicie i czym jest dla Was ta impreza?

Teraz BUT to dokładnie przemyślana impreza dla konkretnego biegacza – takiego, który ma wizję gór spójną z naszą. Przygotowujemy zawody bardzo trudne, ale nasze trasy są starannie zaplanowane, przemyślane i przepiękne widokowo. Ponieważ działamy jako Fundacja nie skupiamy się na wyniku finansowym i nie dążymy do zadowolenia klienta za wszelką cenę, bo uczestnicy naszych imprez to nie klienci. Naszą misją jest pokazanie Beskidów takich jakimi są naprawdę, czyli jednocześnie pięknych i trudnych, bez taryfy ulgowej.

Beskid Ultra Trail (fot. Michał Unolt/Uboot-Studio.com)

W jaki sposób zmieniały się te zawody z edycji na edycję?

Pierwsza edycja zaczynała się w Bielsku-Białej i miała cztery dystanse. Od drugiej edycji, czyli od momentu przeniesienia do Szczyrku, trasy się ustaliły. Początkowo proponowaliśmy trzy dystanse: 60km, 90km i 260km, ale stopniowo impreza rozrosła się i teraz mamy 10, 20, 40, 60, 90, 130 i 305 km. Jedną z najważniejszych zmian było wprowadzenie innej formuły najdłuższego dystansu. Początkowo było to 220 km z punktami odżywczymi i znakowaną trasą, teraz jest to 305 km i bieg bez żadnego wsparcia od nas. Uczestnicy dostają jedynie track GPX, mapę, opis trasy i tracker GPS. To pierwszy bieg ultra w Polsce, w którym wszyscy uczestnicy są śledzeni 24 godziny na dobę za pomocą nadajników GPS. Szybki wgląd w statystyki strony, na której widać poczynania biegaczy, pozwala ocenić, że z punktu widzenia kibica to bardzo emocjonujące zawody.

Kiedy zaczynacie działanie i jak wygląda organizacja tego typu imprezy krok po kroku?

Tak naprawdę praca nigdy się nie kończy, bo już teraz musimy myśleć o przyszłym roku. Bardzo dużą wagę przywiązujemy do projektowania tras. Muszą być jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne, często poza szlakami. Najpierw więc decydujemy jakie to będą trasy i ile ich będzie. Potem musimy je obiegać jeśli są nowe, sprawdzić w terenie, nanieść poprawki i zdecydować gdzie i ile będzie punktów odżywczych, obliczyć koszty, zaplanować ilość obsługi, załatwić pozwolenia, dokumenty i tak dalej. Odpowiednio wcześnie musimy pomyśleć o sponsorach i skontaktować się z nimi, zaplanować marketing, reklamę i informacje dotyczącą imprezy. Potem powoli wszystko należy „złożyć do kupy” i czekać na zawodników.

Co jest najtrudniejsze w organizacji tego typu zawodów?

Zdecydowanie uzyskanie sponsorów. Wiadomo, że zawody, w których nie bierze udziału parę tysięcy ludzi nie są atrakcyjne dla potencjalnych inwestorów. Tym bardziej doceniamy tych, którzy zdecydowali się nas wesprzeć. Dużo pracy kosztuje nas również przygotowanie tras – to niekończące się godziny w terenie. Ale tu akurat jest to zbieżne z naszą pasją, więc to ulubiona część pracy.

Co jest w tym najprzyjemniejszego?

Widok ludzi wpadających na metę, którzy są jednocześnie kompletnie wykończeni, ale absolutnie szczęśliwi, bo właśnie dokonali czegoś naprawdę bardzo trudnego, ale jednocześnie niesamowicie satysfakcjonującego. Mamy nawet taki slogan: “Nic co łatwe nie cieszy tak bardzo”. I widać to dokładnie na mecie.

Ile osób jest zaangażowanych w zorganizowanie zawodów?

Oprócz ekipy, o której mówiłem wcześniej, w trakcie samych zawodów pracuje z nami około 50 osób.

Czy jest coś co Was ciągle jeszcze zaskakuje na zawodach?

Tak, najczęściej komentarze i oczekiwania ludzi. Wiadomo, że organizujemy biegi w górach i czasami uczestnicy są sami na szlaku, który wiedzie wiele kilometrów od jakiejkolwiek siedziby ludzkiej. Wiadomo, że nie jest to całkowita dzicz, ale to jednak góry. I czasami zdarza się, że ludzie oczekują od nas dostępności np. toalet, sklepów czy kogoś z obsługi na każdym metrze trasy.

Czy możesz opisać jakąś najciekawszą przygodę organizacyjną jaką mieliście przyjemność (bądź nieprzyjemność) przeżyć podczas tworzenia Beskidy Ultra Trail?

My w ogóle lubimy przygody. Staramy się by BUT był przygodą bardziej niż ściganką. Dla nas największą przygodą był z całą pewnością pierwszy BUT. Właściwie nic nie poszło zgodnie z założeniami i w pewnym momencie znaleźliśmy się w centrum sztormu, na samym środku oceanu chaosu, gdzie nie dojechało jedzenie, punkty się nie pootwierały, a zawodnicy dzwonili z pretensjami i musieliśmy sobie dać radę. Fakt, stało się to po części kosztem niektórych zawodników, sporo osób się na nas poobrażało, ale mimo tych wszystkich złych emocji, to było najintensywniejsze przeżycie i w pewien sposób pozytywne. Nic co łatwe nie cieszy tak bardzo ;)

Zawodnicy zawsze znajdą powód na marudzenie w kwestiach organizacyjnych zawodów – z jakimi marudzeniami jeszcze się spotykacie?

Najczęściej marudzą ci, co przychodzą w góry z asfaltu. Na imprezach asfaltowych jest o wiele więcej obsługi, częściej rozmieszczonej, praktycznie nie można się zgubić na trasie, można sobie pozwolić na pewien stopień niefrasobliwości i skupić tylko na bieganiu. W górach trzeba jednak trochę uważać, orientować się w terenie i mniej więcej wiedzieć gdzie się jest. Punkty odżywcze są nie jak na maratonie, czyli co 5 km tylko co 15-20 km, i to też trzeba wziąć po uwagę. No i ludzie marudzą, że za rzadko, że oni chcą biec a nie szukać trasy, że za daleko między punktami. Na szczęście jest ich bardzo bardzo niewielu, ale to zawsze troszkę zabawne.

Bieg przyciąga górskich biegaczy oraz ultrasów (nie tylko z Polski), macie więc doskonałą okazję by przyjrzeć się temu środowisku. Jak byś je scharakteryzował?

Wydaje mi się, że obecnie można wyróżnić dwa typy „ultrasów”. Ci, co biegają dla poklasku, bo wiadomo – jest szacunek wśród znajomych i rodziny za to, że się pokonuje TAKIE dystanse. I choć niekoniecznie są to bardzo trudne biegi, to wszystkich o tym informują za pomocą FB czy innych mediów. I u nas tacy ludzie pojawiają się bardzo rzadko.

Druga grupa to po prostu ludzie, którzy chcą spędzać w górach jak najwięcej czasu, a im jest to trudniejsze i niesie za sobą większe wyzwanie, tym lepiej. Ważne, że ludzie ci tworzą dość mocno zgraną paczkę. Wszyscy się znamy, często wpadamy na siebie na imprezach, opowiadamy o różnych przygodach jakie się przytrafiły, śmiejemy się. Nie jest to wbrew pozorom jakaś bardzo hermetyczna grupa, ale bardzo zgrana i bardzo podobnie myśląca.

Jak Twoim zdaniem zmienia się na przestrzeni ostatnich lat podejście i przygotowanie biegaczy?

Przeciętny biegacz sprzed 5 czy 10 lat to zupełnie inna osoba niż obecnie. Dziś na pewno ma o wiele więcej i o wiele lepszego sprzętu, co nie zawsze idzie w parze z przygotowaniem. Na pewno też jest bardziej świadomy zarówno w kwestii tego co to jest ultra (bo do niedawna ultra wiązało się z dość mocno przygodowym i improwizowanym klimatem oraz lekką tajemnicą), a także jak się przygotować. Coraz więcej osób korzysta z trenerów i osiąga coraz lepsze wyniki. Większa jest też ilość uczestników. Ultra może mieć dwie twarze: jedna to twarz „ścigacza” nastawionego na tempo, minuty i miejsca oraz druga – zrelaksowanego „pokonywacza” długich tras, który robi to w swoim tempie, często z przyjaciółmi – taki właśnie old style. Wraz ze wzrostem świadomości jednak rosną też wymagania i oczekiwania. Ludzie pragną wyższych standardów obsługi, komfortu i powoli trochę się zatraca ta nutka przygody. Na szczęście nas to jeszcze nie dotyczy. Tu poziom trudności zawsze weryfikuje nawet tych superszybkich :)

Co Waszym zdaniem jest największym wyzwaniem dla biegaczy w tych zawodach?

Zdecydowanie przewyższenie w połączeniu z podłożem. Wielu ludzi nie docenia Beskidów myśląc, że jedyne trudne góry to Tatry. U nas przekonują się jak bardzo byli w błędzie. Ma to też związek z tym, że nasze trasy planowane są w terenie a nie ołówkiem na mapie i często jest tak, że nawet jeśli szlak prowadzi łagodnym wzniesieniem czy nawet omija górę, my znajdujemy „bardziej interesującą” ścieżkę , która z reguły na długo wbija się w pamięć.

Współpracujecie z firmami partnerskimi – czy pozyskanie sponsorów na imprezę biegową jest obecnie dużym wyzwaniem?

Ogromnym. Jak już mówiłem, ultra nie jest super medialne. Zwłaszcza na zawodach, które z założenia nie są komercyjne. Nie mamy tłumów, więc i grupa docelowa jest mała. Najczęściej udaje nam się uzyskać pomoc w postaci nagród rzeczowych czy bonów, jeszcze nigdy finansowej. Inna sprawa jest taka, że nie za bardzo chcemy pójść na ustępstwa. Jak już mówiłem nie traktujemy tych imprez komercyjnie, więc jeśli sponsor powie „dam tyle i tyle, ale trasa musi być łatwiejsza i dla „wszystkich”, to się raczej nie dogadamy.

Obecnie mamy bardzo dużo imprez biegowych w Polsce – czym wyróżniają się Wasze zawody?

Moim zdaniem na wyjątkowość naszych zawodów składa się kilka czynników. Jeśli wierzyć uczestnikom, wyróżniamy się atmosferą. Nie silimy się na elitarność, nie zapraszamy VIP-ów ani gwiazd. Zwycięzcę i ostatniego traktujemy tak samo, a zawodnicy to nasi kumple. U nas każdy może wygrać. Po części dlatego, że nie mamy „czarnych koni”, a po drugie, ponieważ to naprawdę trudne zawody i często okazuje się, że nawet pozornie mocni zawodnicy w trakcie biegu ustępują tym, którzy po prostu są bardziej zawzięci. Poza tym ogromną uwagę przywiązujemy do tras. To naszym zdaniem najważniejsza część imprezy. Nie show na mecie, nie koncerty, nie fakt, że obok biegnie taki a taki celebryta. Chcemy by ludzie pamiętali góry, szlaki, podejścia i widoki. BUT to mieszanka zatykających dech w piersiach podejść, karkołomnych zbiegów po niesamowicie kamienistych i technicznych szlakach oraz oszałamiających widoków. Te parę, paręnaście czy parędziesiąt godzin spędzonych w górach ma być pięknym i intensywnym doświadczeniem. Nigdy nie zastanawiamy się nad tym czy aby tu nie będzie za ostro, za stromo czy za trudno. Priorytet to przygoda. Ważnym elementem jest również brak tłumów. Mamy limity zawodników podyktowane również ich komfortem. Co innego obcować z naturą a co innego ciągnąć się w wężu ludzi przez wiele kilometrów, jednocześnie udając, że chce się uciec od cywilizacji.

Czy jest miejsce na poszerzenie kalendarza imprez górskich i ultra biegów w Polsce?

Może niekoniecznie o standardowe imprezy, bo tych ostatnio powstało mnóstwo, ale bardziej o nietypowe – czemu nie? Mamy parę pomysłów, które planujemy wprowadzić w życie już niebawem.

Na Waszym fanpage rozgorzała dyskusja na temat punktów – czy możesz streścić jak wygląda ten problem?

Dla wielu biegaczy ultra najważniejszym celem są zawody Ultra-Trail du Mont-Blanc. To 170-kilometrowy wyścig we Francji dookoła masywu Mont Blanc. Z powodu ogromnej ilości chętnych wprowadzono tam zasadę zdobywania punktów za zaliczenie innych biegów. Na UTMB może się zgłosić osoba, która uzbiera określoną ilość punktów w ciągu dwóch lat. Niektóre biegi otrzymują więcej (te trudniejsze i dłuższe), a inne mniej. Organizator biegu, który chce by jego impreza była biegiem kwalifikującym, do niedawna musiał to zgłosić bezpośrednio do UTMB i tam decydowano o ilości punktów. Od paru lat jednak za przyznawanie punktów odpowiedzialna jest powołana m.in. przez organizatorów UTMB specjalna organizacja – ITRA. I wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, że teraz każdy organizator musi płacić ITRA określoną kwotę za członkostwo. Nie jest to kosmiczna cena, ale co dziwne zależy od ilości uczestników nie tylko biegu, który ma kwalifikować, ale i wszystkich biegów organizowanych przez zainteresowanego organizatora. I tu nie wszyscy się zgadzają. Co dziwne, poza punktami do UTMB, ciężko jest stwierdzić jaką rolę odgrywa ITRA.

Czy macie jakieś złote rady dla startujących w BUT?

Przede wszystkim, niezależnie od tego co i gdzie ktoś już biegał, to do BUT-a należy podejść z respektem. Nie bez kozery wielu twierdzi, że to absolutnie najtrudniejsze zawody w Polsce i jedne z trudniejszych w Europie. Trzeba uważnie czytać regulamin i profil trasy, a potem porównać je z imprezami, w których się dotychczas brało udział. Liczby nie kłamią i szybko będzie można się zorientować co się dzieje. Należy więc nastawić się na to, że będzie ciężko, a na mecie cieszyć się tym, co się osiągnęło.

Czy planujecie dalej rozwijać zawody? Pojawi się więcej biegów lub jakieś wydarzenia dodatkowe?

Tak, co roku coś fajnego dodajemy, zmieniamy, modyfikujemy. Nie jestem pewien czy chcemy iść w stronę festiwalu, gdzie będzie wszystkiego po trochu. Jeśliby to porównać do marek samochodowych, to raczej identyfikujemy się z np. Bentleyem, gdzie wszystko podporządkowane jest jakości niż z Fiatem, gdzie jest wszystko, ale w sumie bez wyrazu. Nie oznacza to broń Boże elitarności, ale raczej konsekwentne podążanie swoją drogą. Może czasem trudniejszą drogą, ale na pewno dającą większą satysfakcję. Bo nic co łatwe nie cieszy tak bardzo.

Exit mobile version