Paweł Pigmej Krawczyk. O górach, bieganiu i wędrowaniu

W zeszłym tygodniu udało nam się porozmawiać z bardzo zabieganym, szczególnie ostatnio, Pawłem Krawczykiem. Ten świetny biegacz, wegetarianin, miłośnik gór i zwierząt, znany również jako Pigmej, ukończył niedawno The North Face Lavaredo Ultra Trail zajmując doskonałe, trzecie miejsce na podium, w swoim ulubionym dystansie 48 km, czyli na trasie Cortina Trail. Pigmej z uśmiechem opowiada o swoich przygodach i ukochanym sporcie.

Paweł Pigmej Krawczyk (fot. Jacek Deneka)

Michał Gurgul: W ostatnich dniach sporo jest zamieszania wokół Twojej osoby oraz biegania. Czy ta otoczka sprawia Ci również przyjemność, czy wolałbyś skupić się na samym bieganiu i przeżywaniu przygody dla samego siebie?

Paweł Krawczyk: Oczywiście, że jest to fajne i traktuję to jako dobre paliwo do dalszej pracy. Nie występuje to dość często i w zbyt dużej formie, więc dalej robię swoje, patrząc spokojnie co będzie dalej.

O Twoim starcie w Lavaredo Ultra Trail czytaliśmy już bardzo wiele, ale czy mógłbyś mi jeszcze powiedzieć jakie są warunki uczestnictwa w takim biegu?

Formalnie wystarczy się zgłosić, opłacić startowe i przesłać do organizatora certyfikat medyczny, o braku przeciwwskazań do startu w tego typu zawodach. Za to przygotowanie fizyczne do startu górskiego na 50 km ze sporymi przewyższeniami wymaga już poważniejszego podejścia do treningu. Mówimy oczywiście o dość mocnym ściganiu, a nie o ukończeniu w limicie.

Mógłbyś porównać ten bieg do jakiś polskich zawodów?

W Polsce niestety bardzo mało mamy zawodów o charakterze wysokogórskim. Polskim odpowiednikiem Cortina Trail mógłby być bieg im. dh. Franciszka Marduły (Mistrzostwa Polski Skyrunning) – jest trochę podobny. Dystans jest co prawda krótszy i wysokości mniejsze, za to profil nawet trudniejszy.

Pigmej jako trzeci zawodnik przecina metę podczas Lavaredo Ultra Trail

Czy możesz nam zdradzić jak wygląda Twój tydzień treningowy? Ile razy biegasz i jakie są to dystanse?

Po wielu latach dopasowywania i szukania optymalnych obciążeń chyba jestem bliżej. Trening biegowy wykonuję tylko pięć razy w tygodniu, co zdecydowanie lepiej pozwala mi się regenerować i daje lepsze efekty niż 6-7 dniowy tryb, jak to było kiedyś. Kilometraż stosunkowo mały, do 100 km tygodniowo, skupiając się bardziej na konkretnych jednostkach treningowych jak siła biegowa (podbiegi w powtórzeniach), czy drugi zakres (bieg ciągły w crossie na dużej prędkości). Nad całokształtem, czuwa trener Mateusz Kulig (Tatra Camp), z którym powoli idziemy chyba do przodu, choć lata lecą.

Codzienny trening biegacza (fot. Jacek Deneka)

Wszyscy robią teraz ćwiczenia z piłką, gumami i innymi wałkami. Używasz tych sprzętów czy robisz jakiś inny trening uzupełniający?

Po każdym treningu oczywiście rozciąganie, z naciskiem na miednice, która w moim przypadku sprawia duże problemy przy zaniedbaniu. Wałkowanie jest jedną z lepszych form, pozytywnie wpływająca na moje mięśnie i całe napięci, które się tam zbiera. Twarda gumowa piłeczka świetnie sprawdza się na pośladki. Joga też daje dużo dobrego.

Myślisz, że takie ćwiczenia zapobiegają kontuzjom, czy w sporcie nieodzowne są wizyty u fizjoterapeuty?

Jestem tego pewien, ale przy poważnym podejściu do intensywnego treningu, systematyczne wizyty u zaufanego fizjoterapeuty są koniecznością. Nie tylko w momencie kontuzji.

Rozciąganie, wałkowanie i joga – równie ważne jak samo bieganie (fot. archiwum Pawła Krawczyka)

Oprócz samego treningu bardzo ważna jest kwestia diety. Czy dotknął Cię aktualny szał żywieniowy, liczenie kalorii i gramów tłuszczu, czy dietę traktujesz bardziej na wyczucie i słuchasz swojego organizmu?

Jedzenie daje dużo radości – słucham, co tam w brzuchu gra, a potem bieganie i wszystko jakoś od lat trzyma się w okolicy 60 kg. Nigdy nie liczyłem i nie zamierzam, choć ze słodyczami potrafię przesadzić.

Korzystasz z jakiś suplementów?

Jeszcze zimą startując w Grand Prix Krakowa, w nagrodę otrzymałem sporo produktów firmy High5. Podeszły mi bardzo. Przekonały mnie też naturalne składniki i od tego momentu dość poważnie traktuję tę część przygotowań formy.

Oprócz żywienia ważnym elementem regeneracji organizmu jest sen. Dużo śpisz?

Raczej dobrze sypiam, z małymi wyjątkami, kiedy jest inaczej. Staram się pilnować, żeby odpoczynek trwał minimum 8 godzin, choć czasem oczywiście się nie udaje. Po ważnym starcie człowiek często jest tak naładowany, że jeszcze długo przed zaśnięciem wraca myślami do zawodów i tego wszystkiego, co się tam wydarzyło.

Czasami sport i treningi potrafią opętać i zdominować życie. Jak jest w Twoim przypadku. Czy potrafisz zachować równowagę?

Nie mnie to oceniać, ale mam nadzieję, że do opętania jeszcze daleko. Jestem jednak świadomy, że większość spraw w moim życiu ustawiona jest pod bieganie. Z drugiej strony ucieczka z miasta w góry, pomaga mi zachować równowagę.

Podbieg śnieżną granią (fot. Piotr Biernawski)

Ta równowaga ma spore znaczenie gdy dopada nas kontuzja. Wiem, że byłeś w takiej sytuacji, przez pewien czas nie mogłeś biegać. Jak sobie z tym poradziłeś?

Niestety dopadły mnie w przeszłości duże problemy spowodowane zaniedbaniami i przeciążeniami, które na kilka miesięcy kazały zapomnieć o bieganiu. Był to dla mnie bardzo ciężki czas i raczej nie mogę powiedzieć, żebym sobie z nim dobrze wtedy radził. Mam nadzieję, że nie będę musiał sprawdzać, czy teraz załatwiłbym to lepiej.

Wiem, że próbowałeś wtedy wspinania. Jak to wyglądało i czemu nie dałeś się wciągnąć?

Tak, wspinanie pojawiło się jako zamiennik, kiedy to z młodzieńczą fantazją zajechałem swoje ciało, biegając dużo i bez jakiegokolwiek planu. Początki na krakowskiej Koronie, gdzie wprowadził mnie Rotten [Tomek Berniak – przyp. red.] bardzo mi pasowały. Ciężkie treningi, widoczne postępy i surowy klimat tamtego wspinania. Potem pojawiła się praca w hali wspinaczkowej i ciągle rosnąca popularność tego sportu. Powoli zaczęło mnie to męczyć i jakoś naturalnie chyba umarło. Choć ogrom dobrych wspomnień i mnóstwo świetnych ludzi z tego okresu, robi dobrą robotę.

Wspinaczkowe przygody Pigmeja (fot. archiwum Pawła Krawczyka)

Wspinanie jest sportem siłowym i technicznym, bieganie wytrzymałościowym – to dwa zupełnie inne światy – czy według Ciebie da się je połączyć?

Podobno wszystko się da. Zależy, co chcemy osiągnąć i czy czasowo się z tym wyrobimy. Znam ludzi, którzy fajnie to łączą i jest im z tym chyba dobrze.

Klimaty wspinaczkowe nie są Ci obce. Spanie w kszonie lub w samochodzie, prace wysokościowe czy dawniej, praca na ściance wspinaczkowej. Chciałbym Cię zapytać jak w związku z tym wyglądają Twoje podróże?

Zapach z kawiarki stojącej na palniku turystycznym jest ze mną od lat. Kiedyś Honda Jazz i podróże po dzikiej Rumunii, Albanii czy Macedonii. Teraz dużo większe auto z łóżkiem, które świetnie się sprawdza w tym naszym, z Deśką (przyjaciel na czterech łapach), górskim bieganiu.

Przeżywanie przygody – wraz z nieodłącznym, czworonożnym kompanem – Deśką (fot. archiwum Pawła Krawczyka)

Przygoda i podróże są dla Ciebie ważnym elementem gry? Jakie masz plany na wakacje? Czy są to plany tylko biegowe?

Chyba najważniejszym. Chociaż przygoda, nie wyklucza tego, że można czasem polecieć ze sportowym zacięciem. Jeśli chodzi o okres wakacji, to w tym roku raczej tylko biegowo, co mi wcale nie przeszkadza. Po tygodniowym pobycie w Dolomitach, w sierpniu planowana Rumunia. Coś tam jeszcze chodzi po głowie.

Ok, czyli będziesz się ścigał również w Rumunii. To trudny bieg. Możesz opowiedzieć jak on wygląda?

2×2 Race, to poprzeczka zawieszona zdecydowanie wyżej niż do tej pory. Dystans 45 km z 4200 metrami w pionie, poprowadzony trudnym technicznie szlakiem przez dwa szczyty o wysokości ponad 2500 m. n.p.m. Wszystko to każe mi z wielką pokorą podejść do tematu. Mam nadzieję, że będę maksymalnie przygotowanym, bez tego nie ma czego szukać na tej trasie.

Będziemy z pewnością obserwować i trzymać kciuki. A w ten weekend wybierasz się w Tatry. To piękne góry, ale niezbyt wielkie – czy zdążysz się tam w ogóle rozpędzić?

Tatry to kawał pięknych gór, które dają ogromne możliwości treningowe. Oczywiście dołożyłbym im jakieś 2 tys. w górę, żeby więcej pobiegać na wysokości, ale cieszmy się tym, co mamy. W Tatrach raczej wykonuję długie wybiegania, czasem z naciskiem na mocne podbiegi, czy szybkie techniczne zbiegi, które w dzisiejszym ściganiu często decydują o miejscu w czołówce. Na długich wybieganiach weekendowych, staram się nie patrzeć za często na zegarek.

„Z motywacją do biegania raczej nie mam problemu i lubię ten czas” (fot. archiwum Pawła Krawczyka)

Jest jakiś bieg, o którym marzysz?

Nie, raczej o górach, w których bym chciał pobiegać. Np. w Kanadzie.

Czy czasem po biegu myślisz sobie „nigdy więcej”?

Po biegunie, ale gdzieś w dwóch trzecich dystansu – prawie zawsze!

A są dni, w które Ci się po prostu nie chce biegać? Co wtedy robisz?

Z motywacją do biegania raczej nie mam problemu i lubię ten czas. Częściej nawarstwiające zmęczenie po ciężkiej pracy jest trudniejsze do zaakceptowania, bo człowiek chce pobiegać, a ciało chce poleżeć.

Bieganie jest dzisiaj modne – niestety, jak sam powiedziałeś. W parkach widzi się dużo osób w obuwiu z najwyższej półki, z zegarkami i innymi urządzeniami za setki złotych. A wydawałoby się, że bieganie to sport nie wymagający dużych inwestycji. Co o tym sądzisz?

No tak to niestety dzisiaj jest, że coraz częściej nie samo bieganie jest najważniejsze w bieganiu, jak i wspinanie we wspinaniu. Dalej można kupić fajny sprzęt do biegania za małe pieniądze i nawet się w nim ścigać na przyzwoitym poziomie, ale chyba lubimy wydawać duże sumy na nasze pasje. Ciuchy i zegarki za tysiące, raczej nic złego nie robią, gorzej z kiepskim doborem obuwia. Widuję bardzo drogie buty stworzone do ciężkich górskich szlaków, które kręcą kółka na błoniach krakowskich.

Wiem, ze nie jesteś materialistą. Czy mogę Cię zapytać co według Ciebie potrzebne jest do bycia szczęśliwym?

Mam wrażenie, że wbrew pozorom bardzo niewiele. Większość z nas przecież dobrze wie, co sprawia mu radość, gdzie i z kim czuje się dobrze, ma swoje małe i duże marzenia. Więc dlaczego tak niewielu z nas idzie tą drogą, dlaczego od lat chodzimy, do pracy której nie cierpimy i która wysysa z nas całą dobrą energię. Po powrocie mamy wszystkiego dość, a jednak trwamy w tym dalej.

Wszystko czego potrzeba do szczęścia – Paweł i Deśka na szczycie Korab, Macedonia (fot. archiwum Pawła Krawczyka)

Ludzka natura jest przewrotna? W wywiadzie dla napieraj.pl czytamy o Twojej rock’n’rollowej przeszłości. Czy myślisz, że często w ludziach zachodzą takie przemiany? Młodzi ludzie muszą się w jakiś sposób „wyszumieć”, a później szukają spokojniejszych doznań i eksplorują zupełnie inne dziedziny życia?

Może coś w tym jest, choć w moim przypadku uważam to za całkiem naturalną kolej rzeczy. Był czas na mocne rock’n’rollowe życie nocne, teraz jest czas na dalsze poznawanie siebie, tyle że z górami w tle. Wieczorem dalej gra dobra muzyka.

Ale teraz wolisz czasem pobyć sam? Czy to właśnie bieganie zapewnia ten spokój, czy jest sposobem na wyciszenie?

Jestem praktykującym typem samotnika, z czym czuję się dobrze. W bieganiu, co zajmuje mi sporo czasu, naturalne jest wyciszenie – myśli mają wielką swobodę wędrowania.

Pozwólmy im więc wędrować. Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i życzę Ci powodzenia, bo taki utarł się zwyczaj, choć wydaje mi się, że Tobie nie potrzebne są takie życzenia. Twój  entuzjazm jest inspirujący, a siła godna podziwu – tak, że po prostu „Dawaj!”

Paweł i Deśka w górach Rumunii (fot. archiwum Pawła Krawczyka)

 

Exit mobile version