Alpine Wall Tour – Łukasz Dudek prowadzi Silbergeier!

Projektu Alpine Wall Tour ciąg dalszy. Wynikiem 1:0 dla Łukasza Dudka zakończyły się jego zmagania z Silbergeierem. Tym samym jest on drugim Polakiem, któremu udało się przejść słynną linię Beata Kammerlandera.

Ratikon w całej okazałości (fot. Jacek Matuszek / Alpine Wall Tour)

Na początku lipca, po sukcesie na Monte Brento i w obliczu obiecujących prognoz pogodowych, Łukasz Dudek i Jacek Matuszek postawili iść za ciosem i udać się prosto do szwajcarskiego Rätikonu. To właśnie tam znajduje się Silbergeier X+ (200 m) – ostatni element małej acz treściwej układanki zwanej we wspinaczkowym środowisku Trylogią Alpejską. Na dwóch pozostałych drogach zespół zameldował się pod koniec sierpnia 2013, kiedy to padło End of Silence X+ (350 m) i rok później, gdy sukcesem zakończył się powrót na Des Kaisers neue Kleider X+ (250 m). Klasyk Rätikonu wciąż czekał jednak na sprzyjające okoliczności… aż do tego roku.

Po problemach logistycznych z dotarciem na miejsce, trafiamy na właściwy parking późno w nocy. Rano wiemy już, dlaczego Stefanowi Glowaczowi właśnie to miejsce z dróg z Trylogii podobało się najbardziej. Zupełne odludzie, dookoła same ściany, a po horyzont, gdzie okiem sięgnąć same góry. Pierwszy kontakt wzrokowy z Silbergeierem wywołuje na naszych twarzach szeroki uśmiech. Porównanie długością ze świeżo pokonaną Brento Centro jest porażające. Zdajemy sobie sprawę, że mamy do czynienia ze skałką w górskim otoczeniu. W tamtej chwili zbagatelizowaliśmy tę drogę, co miało nas wkrótce mocno pokarać…

Lipcowemu rekonesansowi nie było dane przerodzić się w sukces na drodze. Brak opadów i słońce, które miały być sprzymierzeńcem szybko okazały się przekleństwem – południowa wystawa ściany skutecznie uniemożliwiała jakiekolwiek działania.

Podczas pierwszego wyjazdu wbijamy się w ścianę trzykrotnie. Za każdym razem po godzinie 15:00, kiedy zaczyna delikatnie wchodzić cień. Problem polegał na tym, że regularnie po 18:00 przychodziła burza, w efekcie czego byliśmy w stanie zapatentować dziennie 1-2 wyciągi. Tym sposobem zakończyliśmy wyjazd rozpoznając pięć z sześciu wyciągów na drodze.

Rozpoznanie pozwoliło jednak wyciągnąć kilka wniosków dotyczących charakteru linii, który zdają się też potwierdzać jej ostatni pogromcy:

Wniosek nr 1: „Ostra, bardzo ostra skała. Nigdy nie wspinaliśmy się po takich „nożach”. Na całej długości linii można zrobić ok. 10 prób. Powyżej tej liczby opuszki pękają i można co najwyżej wracać do domu.”

Wniosek nr 2: „Bardzo wysokie trudności techniczne. Każdy wyciąg jest mocny w swojej wycenie. Wspinanie palczasto-techniczne, podczas którego można spaść dosłownie w każdym miejscu.”

Wniosek nr 3: „Nie trzeba ogarniać żadnej logistyki. Ściana do startu drogi jest zaporęczowana, ekspresy wiszą na stałe, stopnie czarne i wygumowane.”

Powyższe spostrzeżenia towarzyszą zespołowi podczas drogi powrotnej do Polski i przez następny miesiąc. W ruch idzie campus, a do łask wracają jurajskie mikrochwyty. Na początku sierpnia Łukasz i Jacek znów obierają kierunek na Szwajcarię, tym razem jednak w powiększonym składzie – towarzyszy im bowiem wparcie  w postaci Wojtka Kozakiewiczaodpowiedzialnego za kręcenie materiału filmowego oraz Justyny [Matuszek], kompletującej zdjęcia z bazy oraz ogarniającej szeroko pojęty „socjal”.

Pierwsze dwa dni wyglądają tak samo jak ostatnio – żar leje się z nieba. Wchodzimy w ścianę dopatentować poszczególne wyciągi i przede wszystkim powiesić poręczówki dla Wojtka, by mógł nas swobodnie filmować. Postanawiamy restować przez dwa dni, by podleczyć skórę i po tym okresie uderzyć na poważnie. Na wszystkich wyciągach pracowaliśmy wspólnie, oboje przeszliśmy wszystkie miejsca na drodze. Chcieliśmy, by każdy z nas urobił jak najwięcej.

Niestety prognozy powoli zaczynają wpisywać się w trend panujący chyba w całej Europie i w cieniu temperatura oscyluje w okolicach 30 stopni w cieniu. Zespół startuje o 05:00 rano, by maksymalnie wykorzystać cień na ścianie. O 06:30 Łukasz i Jacek meldują się na półce, gotowi do akcji. Relacjonuje Łukasz:

Pierwszy wyciąg o wycenie 8b jest najbardziej wytrzymałościowy z całej reszty, jako że są na nim cztery bouldery przedzielone super restem. Pierwszy rusza Jaca, bierze bloka w połowie. Brak rozgrzewki doprowadza do klasycznego ścięcia kaczek. Po chwili dopatentowuje resztę i zjeżdża do stanowiska. Zmiana na prowadzeniu, też ruszam bez rozgrzewki, ale na szczęście ścina mnie dopiero na ostatnim miejscu i dysząc dochodzę do końca. Krótki okrzyk radości i dół. Znów próbuje Jacek i kolejne próby spala na dole; w czwartej u góry zjeżdża mu noga; w piątej wychodząc do topowych klam zaplątuje się nogą o taśmę, którą ktoś przedłużał sobie wpinkę; w szóstej spada znów pod sam koniec, stwierdza krótko: „Rozgięło mnie”. Sześć prób na 8b to naprawdę bardzo dużo. Przenosimy się na kolejny wyciąg za 7c+. Siłowo-palczasty start, a później techniczny trawers w połogo-pionie. Czuję, że swoje przejście powinienem określić nie wspinaniem, a dokonaniem aktu gwałtu na skale. Grunt, że skutecznie.

Trzeci wyciąg za 8a+ to buolderowy start i dalej przyjemny wspin za ok. 7c. Stery przejmuje Jacek. Niestety jego pech wchodzi w fazę kulminacji poprzez rozcięty opuszek i jednocześnie rozwalone buty. Zła karma oszczędza jednak Łukasza, który po przewiązaniu wbija się w wyciąg. Po kilku nieudanych próbach na starcie, Łukasz przedziera się przez boulder i dociera do stanu. Następny za 7a+ zdaje się być jedynie formalnością, choć dotychczasowe wstawki zebrały już żniwo w postaci dużej ilości skóry.

Tak swoje zmagania na ostatnim wyciągu opisuje Łukasz:

Docieramy na półkę, na której czekamy, aż wejdzie cień na kluczowy 5. wyciąg za 8b+. Po kilku godzinach pierwszy wchodzi Jaca, by przypomnieć sobie ruchy i powiesić poręczówkę dla Wojtka. Kilka chwil później ruszam, ale spadam wychodząc z trudności przez ześlizgnięcie się nogi z tarciowego stopnia. W kolejnej próbie odpadam w cruxie. Zaczyna wkradać się frustracja, że to już chyba koniec, zważywszy na stan moich palców. W 3. próbie oczy bardzo chciały, a ciało za nimi nadążyło. Dochodzę w ciągu do kolejnego stanu. Ryk radości udziela mi się mimowolnie. Wchodząc w ostatni wyciąg wiem, że nie mogę już odpuścić i muszę dać radę. Choć nie było łatwo, a skurcze zaczęły łapać, kończę wyciąg i jednocześnie drogę.

Tym samym, Łukasz Dudek został drugim Polakiem po Adamie Pustelniku, któremu udało się pokonać słynną linię Beata Kammerlandera z 1994 roku. Na fali sukcesu zespół przenosi się w Dolomity, gdzie na Cima Ovest di Lavaredo czeka nich ostatni cel w ramach projektu Alpine Wall Tour – zapierająca dech w piersiach Pan Aroma (8c, 500 m) autorstwa wizjonera wspinaczki Alexandra Hubera. Zespół zapowiada jednak również szybki powrót na Silbergeiera, by Jacek po podleczeniu skóry mógł dokończyć porachunki z linią.

Monika Młodecka
Informacja prasowa Salewa

Exit mobile version