28 szczytów w 76 godzin – rozmowa z rekordzistą Grzegorzem Leszkiem

Pod koniec czerwca Grzegorz Leszek z Jeleniej Góry postawił przed sobą wyzwanie pobicia rekordu Polski: chciał zdobyć 28 górskich szczytów w mniej niż 89,5 godziny. Udało się z nawiązką. Jeleniogórzanin zaczął od Tarnicy w Bieszczadach, a zakończył na Śnieżce. Całość zajęła mu 76 godzin. 

Outdoor Magazyn: Oczywiście gratulujemy wyczynu! Zaczynając od początku – skąd pomysł właśnie na taką wyprawę?

Grzegorz Leszek: Dziękuję. Znajomi zbierają wpisy do Książeczki Zdobywców Korony Gór Polski wydawanej przez Wydawnictwo Amos. W naszych rozmowach pojawiał się temat rekordu zdobycia wszystkich szczytów, co jakiś czas ktoś wyszukiwał nowe informacje w internecie na ten temat. Tak rozkwitał w mojej głowie plan zmierzenia się z dystansem i czasem. Narodził się projekt GórskieRekordy.pl.

Grzegorz Leszek w trakcie bicia rekordu (fot. arch. Grzegorz Leszek)
Grzegorz Leszek w trakcie bicia rekordu (fot. arch. Grzegorz Leszek)

Jak przygotowywałeś się do bicia rekordu?

Przygotowania można podzielić na dwa aspekty: kondycyjny i związany z rekonesansem szczytów.

Etap kondycyjny. Tu było dość łatwo, gdyż odkąd sięgam pamięcią miałem kontakt ze sportem. Rodzice mocno postawili na wychowanie w duchu sportu. Narty zjazdowe, biegowe, szkoła lekkoatletyczna, przygoda z kolarstwem. To kolarstwu zawdzięczam najwięcej pod kątem wytrzymałości siłowej, walki z czasem i piekielnym bólem mięśni, który trzeba przezwyciężyć. Bieganie zawsze było jako uzupełnienie, a od trzech lat stanowi już podstawę i bazę treningową.

Bezpośrednio do rekordu możemy przyjąć, że przygotowania zaczęły się zimą. Mieszkam w Jeleniej Górze, więc często wyskakiwałem na trening na Śnieżkę i mniejsze pagórki lub z czołówką wieczorem podbiegałem na nartach biegowych pod stok narciarski w Karpaczu. Reakcje narciarzy były zabawne :). Gdy miałem więcej czasu, to oczywiście Jakuszyce i narty biegowe. Cały czas pod górę.

Rekonesans szczytów. Postawiliśmy na pełen profesjonalizm. Nie chcieliśmy pozostawić wiele przypadkowi. Bezpośrednio przed podjęciem próby pobicia rekordu odwiedziliśmy 20 z 28 szczytów, rozpoznając miejsca rozpoczęcia szlaków, dróg dojazdów, specyfiki podbiegów i wyglądu szczytów. Zaowocowało to praktycznie bezbłędnym nawigowaniem zarówno kierowców, jak i moim na szlakach.

Czego obawiałeś się najbardziej, a co rzeczywiście było największym wyzwaniem?

Obawiałem się tych ośmiu szczytów, które zostawiliśmy bez rozpoznania. W Bieszczadach byłem pierwszy raz w życiu. Martwiłem się, że szlaki będą źle oznaczone, dlatego kombinowałem tak, aby jak najwięcej z nich zaliczyć w dzień, a tym samym ułatwić sobie nawigowanie. Obawy rodziły również Rysy. Był to najdłuższy odcinek biegowy z największym przewyższeniem i praktycznie bez odwrotu. Rysy były piątym w kolejności szczytem i tak musiało pozostać. Zatem w chwili totalnego załamania pogody „chciał – nie chciał – musiał!”. Na szczęście pogoda była idealna i wszystko przebiegło bezproblemowo. Największym wyzwaniem chyba było przezwyciężenie senności i zrywania się po 20 minutach drzemki na kolejny szczyt. Trudno to wytrenować, musiałbym chyba zająć się medytacją :).

Który odcinek był najtrudniejszy, który zaskoczył Cię pozytywnie?

Trudny był Turbacz, dlatego że następował jedynie 30 minut po Rysach i było mało czasu aby zjeść i rozluźnić mięśnie, o kolanach nie wspomnę. Babia Góra też dała mi nieźle w kość, schody widzę do dzisiaj. Pozytywny bardzo był bieg na Skrzyczne, gdzie doznałem totalnego rozluźnienia, ból kolan minął jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Jak wyglądał Twój ekwipunek, jakiego sprzętu używałeś?

Postawiłem na sprzęt, który znam i wiedziałem, że mnie nie zawiedzie. W kwestii odzieży i obuwia, które musiało być komfortowe, udało mi się nawiązać współpracę z topowymi markami jak Craft i Brooks. Pomiarem parametrów mojego serca, jak i danych z tras, czyli dystansu, wysokości i temperatury, zajął się pulsometr POLAR V800. Do dyspozycji mieliśmy fantastyczny samochód SsangYong model Rexton – mega pojemy, wygodny i niezawodny. Prawie na każdy szczyt wbiegałem z plecakiem Raidlight Olmo 12 – miałem tam podstawowy zasobnik, żeli energetycznych Enervit`a, oświetlenie Black Diamond Icon, mapę i połączenie radiowe z samochodem.

Co jadłeś podczas akcji? Ile piłeś?

Jednym z kierowców był Paweł Bieganowski, szef kuchni z restauracji Dinette, mieszczącej się we wrocławskim SkyTower. To on układał całe menu, wszystko segregował i przygotowywał. Postawiliśmy na makarony i kasze z mięsem (kaczka, grillowane steki), musy z oliwek i pomidorów. Wszystko podane w sposób bardzo rzadki, ale nie w postaci zup. Drobne przekąski z suszonych owoców i orzechów. Owocem rekordu zostało awokado, było dosłownie wszędzie, pod koniec stając się obiektem żartów. Nie spotkałem się wcześniej z taką ilością tego owocu w moim sportowym życiu, był to autorski zabieg Pawła, który wyszedł na plus. Na szczyty zabierałem zestawy żeli i iso Enervit G Sport, a po powrocie obowiązkowo bidon z regeneracyjnym napojem R2 oraz baton białkowy. Analizując dane po zakończonej próbie wyszło nam, że zjadłem dużo mniej niż zakładaliśmy, a wypiłem dużo więcej.

Jak wyglądała Twoja regeneracja na trasie?

Nasz SaangYong miał naprawdę wygodne, podgrzewane fotele. Na dłuższe odcinki siadałem na tylnych fotelach i łapałem drzemkę, na krótkie siadałem z przodu i obserwowałem otoczenie popijając Enervita, Colę, zagryzając „mieszanką studencką”, analizując kolejny szczyt.

Jaką przyjąłeś strategię chcąc pobić rekord z 2013 roku, należący do Agnieszki Korpal i Grzegorza Łuczko? Byłeś lepszy o kilkanaście godzin.

Wszystko chcieliśmy mieć dopracowane, podchodząc do tematu profesjonalnie: planowanie tras, logistyka, kolejność zdobywania szczytów, pory dnia na poszczególnych wzniesieniach, miesiąc próby też nie był przypadkowy, wyżywienie, sprzęt. Stanowimy zgrany team, gdzie każdy ma określone zadania i wykonuje je jak najlepiej potrafi. Owocem tego jest bardzo dobry wynik.

Jak wyglądała logistyka przedsięwzięcia? Kto i jak Cię wspierał?

Celowaliśmy w rekord bardzo ambitnie. Z wyliczeń wychodziło nam, że rekord jest do wyśrubowania. Naszą siłę stanowił team. Podczas próby wykorzystaliśmy dwa samochody. W pierwszym głównym byłem ja i dwóch kierowców, z czego jeden pełnił funkcję wspomnianego już kucharza, zaś – drugi Paweł Hrynowiecki – był nawigatorem tras przejazdów. Drugi samochód wsparcia jechał przed pierwszym starając się wychwycić niesprzyjające okoliczności na drogach: remonty, blokady, itd. Do każdego przejazdu były przygotowane tak zwane „karty transportowe”, czyli rozpisane wszystkie niezbędne dane przejazdu, jak i wskazówki dotyczące miejsca, gdzie rozpoczyna się szlak. Na niektóre szczyty, zwłaszcza nocne, staraliśmy się aby ktoś ze mną wbiegał ze względów bezpieczeństwa, jak i dla towarzystwa. Zastosowaliśmy też pewien zabieg, zdecydowałem że nie zaczniemy w Górach Świętokrzyskich, jak robiły to wcześniejsze zespoły, ale w Bieszczadach. Pozwoliło to odciążyć środkową część Polski i przed Babią Górą odpocząć na trasie z Gór Świętokrzyskich. Opłaciło się to bardzo.

Jakie myśli towarzyszyły Ci podczas bicia rekordu? Jaki to stan umysłu? :)

Nie miałem chwil zwątpienia, jeśli o to pytasz, pełna kontrola sytuacji :) Poczułem dużą ulgę związaną z bezpieczeństwem, gdy znaleźliśmy się w „obszarze” szczytów, na których były rekonesanse i mogłem poruszać się bez mapy. Przed ostatnim szczytem – gdy wiedziałem, że na Śnieżce czekają bliscy – czułem bardzo mocną chęć stawienia się już na „mecie”. Pogoda była fatalna, godzina późna, a wiedzieliśmy że schronisko jest zamknięte. Swoją drogą, całe szczęście, że w kapliczce na Śnieżce nie było drzwi wejściowych i można było się skryć w przedsionku. Dziwne uczucie miałem, gdy po drodze do Morskiego Oka wyprzedałem dorożkę…

Co trenujesz na co dzień?

Zatraciłem się w bieganiu po górach, które w moim odczuciu, jako sport, daje największe poczucie wolności i kontaktu z naturą. Serce bije również szybciej, gdy jest okazja wjechać rowerem na jakąś przełęcz i pognać w kierunku dolin. Kotlina Jeleniogórska spełnia wszystkie moje oczekiwania krajobrazowe, jak i sportowe.

Jakie masz kolejne sportowe plany?

Projekt górskierekordy.pl będzie się rozwijał, w założeniu nie był jednorazowy. Korona była pierwszym naszym wyzwaniem, zakończona sukcesem, wiec mamy dużą motywację do nowych wyzwań. W tym roku na pewno usłyszycie o nas za sprawą czegoś mniejszego. Na przyszły rok będziemy celować w Koronę Gór Słowackich. Po drodze na pewno spotkamy się gdzieś na zawodach np. DFBG czy Biegu Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej

Czy masz za sobą także inne sportowe rekordy?

Dopiero zaczynam ;)

***

Korona Gór Polski – kolejność od najwyższego szczytu 

  1. Rysy (Tatry) 2499 m n.p.m.
  1. Babia Góra (Beskid Żywiecki) 1725 m n.p.m
  1. Śnieżka (Karkonosze) 1602 m n.p.m.
  1. Śnieżnik (Masyw Śnieżnika) 1425 m n.p.m.
  1. Tarnica (Bieszczady) 1346 m n.p.m.
  1. Turbacz (Gorce) 1310 m n.p.m.
  1. Radziejowa (Beskid Sądecki) 1262 m n.p.m.
  1. Skrzyczne (Beskid Śląski) 1257 m n.p.m.
  1. Mogielica (Beskid Wyspowy) 1171 m n.p.m.
  1. Wysoka Kopa (Góry Izerskie) 1126 m n.p.m.
  1. Rudawiec (Góry Bialskie) 1112 m n.p.m.
  1. Orlica (Góry Orlickie) 1084 m n.p.m.
  1. Wysoka (Wysokie Skałki) Pieniny 1050 m n.p.m.
  1. Wielka Sowa (Góry Sowie) 1015 m n.p.m.
  1. Lackowa (Beskid Niski) 997 m n.p.m.
  1. Kowadło (Góry Złote) 989 m n.p.m.
  1. Jagodna (Góry Bystrzyckie) 977 m n.p.m.
  1. Skalnik (Rudawy Janowickie) 945 m n.p.m.
  1. Waligóra (Góry Kamienne) 936 m n.p.m.
  1. Czupel (Beskid Mały) 933 m n.p.m.
  1. Szczeliniec Wielki (Góry Stołowe) 919 m n.p.m.
  1. Lubomir (Beskid Makowski) 904 m n.p.m.
  1. Biskupia Kopa (Góry Opawskie) 889 m n.p.m.
  1. Chełmiec (Góry Wałbrzyskie) 851 m n.p.m.
  1. Kłodzka Góra (Góry Bardzkie) 765 m n.p.m.
  1. Skopiec (Góry Kaczawskie) 724 m n.p.m.
  1. Ślęża (Masyw Ślęży) 718 m n.p.m.
  1. Łysica (Góry Świętokrzyskie) 612 m n.p.m.

 

Exit mobile version