Rowerem przez Canning Stock Route – ekwipunek

Canning Stock Route (CSR), to najdłuższy i prawdopodobnie najtrudniejszy szlak poprowadzony na Ziemi. Rozpościera się na szerokości przekraczającej 1800 kilometrów, pomiędzy miastami Halls Creek i Wiluna w Australii Zachodniej. Przecina cztery pustynie, prowadząc przez ponad 900 piaszczystych wydm. Z wytyczonych przez Alfreda Canninga 51 historycznych studni, działa zaledwie kilka. Przejechanie go rowerem jest… trudne. Niezawodny sprzęt na takiej wyprawie, to kwestia życia i śmierci. Awaria = poważne tarapaty, z których musisz wydostać się sam.

Wpis jest dosyć wyczerpujący, jeśli nie jesteś maniakiem ekwipunku turystycznego i patentów wyprawowych – lepiej odpuść!

Prócz wszelkich trudności związanych z wysiłkiem fizycznym i dużym obciążeniem psychicznym, rowerowy trawers CSR to bardzo skomplikowana logistyka. Jeśli weźmiesz zbyt mało jedzenia – nie dotrzesz do celu. Jeśli weźmiesz go zbyt dużo, albo twój ekwipunek będzie ważył zbyt wiele – ugrzęźniesz w piachu, i nie pomogą Ci nawet olbrzymie czterocalowe opony w jakie zaopatrzony jest twój rower. Nie jestem jednak wagowym maniakiem – dobry sprzęt, to taki, który długo służy, a w wypadku awarii możemy go sami naprawić. Nie jest tani, ale kto z nas zwróci uwagę na cenę, gdy zależy od niego nasze życie?

Spakowałem absolutne minimum pozwalające mi przeżyć w tym ekstremalnie niegościnnym miejscu. Począwszy od ubrań, przez elektronikę, po biwak. Wszystko było starannie przemyślane – bazowałem na naszej ubiegłorocznej próbie, która zakończyła się niepowodzeniem oraz na potężnym doświadczeniu, które zyskaliśmy w trakcie dziewiętnastomiesięcznego rowerowego trawersu najdłuższego (i najwspanialszego) pasma górskiego na świecie – Andów.

Całkowita lista ekwipunku zamieszczona jest poniżej. Starałem się by opisy sprzętu były obiektywne. W trakcie organizacji wyprawy w sprzęt zaopatrzyła mnie marka The North Face.

Sponsor wyprawy

Sakwy na ramę specjalnie dla mnie uszył Scott Felter produkujący sprzęt pod nazwą Porcelain Rocket. Aparat na wyprawę wypożyczyła mi firmaCanon. Kilkanaście liofilizatów przekazała firma Lyo Food. Dlaczego o tym piszę? Bo nie cierpię ukrytego lokowania produktów. Wykładam wszystko na tacy – śmiało korzystajcie z moich doświadczeń.

Odzież:

Biwak:

Elektronika:

Rower:

Inne: 

ODZIEŻ

Australijski busz to temperatury sięgające 49 stopni Celsjusza w ciągu dnia i spadające do 4 stopni w ciągu nocy. Gdy dzienna amplituda temperatur przekracza 45 stopni wybranie odpowiedniego wyboru staje się poważnym wyzwaniem. Zabrałem ze sobą absolutne minimum, przynajmniej tak mi się wydawało. Doświadczenie pokazuje jednak, że nie wszystko było konieczne. Pierwszy raz wyciąłem z odzieży metki – nie dlatego by była lżejsza. Chciałem uniknąć sytuacji, w której coś uwiera, jest niewygodne. Odzież musiała być funkcjonalna i lekka. Zabrałem jedną parę spodni z szybkoschnącej tkaniny syntetycznej, koszulkę, getry, bokserki i bluzę z wełny merynosów, kurtkę membranową która po zwinięciu się do własnej kieszeni jest wielkości jabłka i sweter puchowy. Do tego wełniany Buff i lekka czapka z daszkiem.

Koszula The North Face New Sequoia Shirt

Jest lekka. Ok – umówmy się – wszystko co wybrałem jest lekkie. Wykonana z bardzo szybko schnącego materiału QuickDry (100% nylon ripstop). Najważniejsze było dla mnie to, że była prosta w utrzymaniu. Po kilku godzinach jazdy była sztywna od wyparowanej soli, ale wystarczyło ją przepłukać w wodzie i znów był miękka i przyjemna w dotyku. Na plecach znajdują się panele wentylacyjne z siatki, ale przy tak wysokich temperaturach docenia się bardziej możliwości rozpięcia jej z przodu. Rękawy są podwijane – mają wszytą dodatkową taśmę do ich przymocowania – mój ulubiony patent we wszystkich modelach koszul dla podróżników. Jednak jedną z jej największych zalet jest delikatnie usztywniony kołnierz – można go postawić na sztorc, dzięki czemu chroni kark przed spaleniem. Obawiałem się trochę ciemnego koloru – niepotrzebnie. Rękawy są dla mnie trochę za krótkie (tułów jest ok). Początkowo chciałem ją zwęzić u krawcowej, ale z biegiem czasu porzuciłem ten plan, i dobrze! Luźny krój nie krępował ruchów i pozwalał na dobra wentylację. Czy zabrałbym ją ponownie: TAK.

Było wszystko: krew, pot i łzy
Było wszystko: krew, pot i łzy

Koszulka Icebreaker Tech T Lite 

Odzież wykonana z wełny merynosów jest idealna na taką wyprawę – nie chłonie zapachów, a raczej chłonie je wolniej niż tkaniny syntetyczne. Lekki t-shirt Icebreakera sprawdził się doskonale – chronił przed słońcem i nie wysychał zbyt szybko. Na pustyni sytuacja, w której twoja odzież natychmiast wysycha nie jest zbyt pożądana – bo zwiększa zapotrzebowanie na chłodzenie organizmu (pot) tym samym przyspieszając odwodnienie. Wiedzieliście? Niestety jak wszystkie produkty Icebreakera słabo radzi sobie z promieniowaniem UV – plecy całkowicie straciły kolor, który z intensywnie czerwonego stał się jasnoróżowy. Czy zabrałbym ją ponownie: TAK.

Bluza Icebreaker Tech Top

Bluzę wykorzystywałem przy ognisku i w trakcie pierwszej godziny jazdy – często przed wschodem słońca. Wykonana z wełny merynosów o gramaturze 260 gramów. Polubiłem ją ale ze względu na jej sporą wagę i sweter puchowy, który także spełniał jej funkcję następnym razem zostawiłbym ją w domu. Czy zabrałbym ją ponownie: NIE.

Kurtka The North Face Verto Storm Jacket 

Gdy dostałem paczkę od The North Face nie mogłem uwierzyć w to co widzę – pierwszy raz zetknąłem się z pełni funkcjonalną kurtką przeciwdeszczową o takich wymiarach po spakowaniu i tak niskiej wadze (210 gramów dla rozmiaru M). Wyposażona w membranę HyVent 2,5L posiada dodatkowo podklejone szwy. Pakuje się do specjalnego woreczka wszytego w jedną z dwóch kieszeni. Pozbawiona jest jakiekolwiek regulacji (dołu i kaptura) trzeba ją zatem dobrze dobrać rozmiarowo. Niestety rękawy są dosyć szerokie w stosunku do tułowia. Nie używałem jej zbyt wiele, głównie ze względu na wiatr. Niemniej jednak po ubiegłorocznych doświadczeniach cieszyłem się, że mam ją w sakwie. Czy zabrałbym ją ponownie: TAK.

Kurtka Puchowa The North Face Catalyst Micro Jacket

To jedna z moich ulubionych rzeczy – lekki sweter puchowy (436 gramów) z bardzo dobrze dopasowanym krojem. W nocy służył za poduszkę, ubierany gdy dzwonił budzik – zawsze o 4:20, a ściągany dopiero po spakowaniu biwaku tuż przed wschodem słońca. Wypełniony hydrofobowym puchem 800cui (70 gramów puchu). Podobał mi się w niej świetnie dopasowany krój, lekkie elastyczne panele pod pachami (czyli w miejscu gdzie pocimy się najbardziej intensywnie) oraz ściągacze mankietów.

Kurtka puchowa na pustyni? Koniecznie!

Zamiast rozciągliwej lamówki (która parcieje z czasem) zastosowano gumkę wewnątrz rękawa – bardzo dobry patent. Dzięki kapturowi mogłem zrezygnować z dodatkowej ciepłej czapki. Jakkolwiek próbowałbym znaleźć jakąś wadę to mi się to nie udaje. Czy zabrałbym ją ponownie: TAK.

Spodnie The North Face Meridian Convertible Pant

Te spodnie przejechały ze mną ponad 13 tysięcy kilometrów rowerem przez Andy. To, że zabrałem je ze sobą do Australii samo w sobie powinno wystarczyć za rekomendację. W Peru w ciągu 1,5 szwaczka na jednym z mercados (targów) poprawiła mi ich krój z szerokiego i raczej nienajlepszego na perfekcyjny! Na tyłku miały już załatane jakieś dziury, dodatkową zyskały na prawym kolanie w trakcie przygotowywania drewna na ognisko w buszu. To były jedyne spodnie jakie miałem ze sobą – schły bardzo szybko, od soli robiły się sztywne jak by były wykrochmalone, ale wystarczyło je przepłukać w wodzie i ponownie były miękkie. Pustynny pył wgryzł się w materiał do tego stopnia, że wymagały dwukrotnego prania z bardzo dużą ilością w proszku.

Sposób na dziury w odzieży? Łatki rowerowe!
Niestety rowerowa łata Park Tool wytrzymała w tej temperaturze kilka minut. Pozostała ręczna robota!

Za co je lubię? Za sekretną kieszeń na paszport (zawsze używałem jej w dużych miastach Ameryki Południowej), wyprofilowane kolana i… sznurek w pasie, dzięki któremu nie muszę zabierać paska. Gdy wyprawę kończysz o 16 kg lżejszy sznurek jest tym co naprawdę zdaje egzamin. Pod koniec szlaku obiecałem sobie, ze je wywalę. Odsłużyły swoje. Niestety, nie umiem. Mam je nadal. Czy zabrałbym je ponownie: TAK (pod warunkiem poprawienia kroju).

Getry Icebreaker Apex Leggins 

Getry z merino zabrałem z tego powodu, ze południowa część szlaku 9powiedzmy ostatnie 600km) bywa chłodniejsza. Coś jednak poszło nie tak. Przy studni numer 6, jakieś 300km od końca szlaku mój zegarek odnotował temperaturę +49 stopni. Getrów używałem tylko wówczas gdy wyprane spodnie schły rozwieszone w nocy. Niestety wełna merynosów nie jest najlepszym pomysłem na getry do jazdy rowerem. Gdy jest wilgotna bardzo łatwo zrobić w niej dziury. Ten materiał tak ma. Czy zabrałbym je ponownie: NIE (ale nie mogłem wiedzieć, że ten rok będzie tak ekstremalnie gorący).

Bokserki Icebreaker Oasis

Wygodne, wolno chłoną zapachy. Idealny wybór. To są po prostu gacie – chyba nie muszę więcej pisać? Czy zabrałbym je ponownie: TAK.

Bokserki Icebreaker Anatomica

Wygodne, wolno chłoną zapachy. Idealny wybór. Czy zabrałbym je ponownie: TAK.

Skarpety Icebreaker City x2

Zależało mi na cienkich skarpetach z wełny. W sklepie była promocja więc je kupiłem. Nie żałuję. Czy zabrałbym je ponownie: TAK.

Czapka The North Face Horizon

Ulubiona. Ja w ogóle lubię czapki. Szybko schnie. Nieźle radzi sobie jako prowizoryczny kubek przy studni. Bardzo dobrze chroni przed UV. Nie traci koloru. Czy zabrałbym ją ponownie: TAK.

Chustka Buff Merino

Dłuższa niż tradycyjne Buffy chustka wykonana z wełny merynosów. Chroniła przed słońcem, a po awarii filtra do wody przejęła jego rolę. Niemal jej nie zdejmowałem, nawet w nocy. Czy zabrałbym ją ponownie: TAK.

Buty Scarpa Cinque Terre

W ubiegłym roku mieliśmy ze sobą sandały. Efekt? Co wieczór wyjmowaliśmy kombinerkami ze stóp niewielkie odłamki ostrej jak igły trawy spinifex. W tym roku obiecałem sobie zabrać buty. Tego modelu używam od 2008 roku. Niestety po 3 latach pękła mu podeszwa vibram. Tuż przed Canningiem kupiłem je ponownie. Są dosyć lekkie, ekstremalnie przewiewne, dosyć sztywne – po prostu świetnie mi się w nich jeździ na rowerze. Łatwo można je dopasować do stopy dzięki sznurowaniu sięgającemu palców, ot klasyczne, może trochę oldschoolowe podejściówki kultowej firmy.

Sprawdzone buty to podstawa!

 

Tradycyjnie po około miesiącu używania wytarły się zapiętki (pomimo perfekcyjnie dobranego rozmiaru!). Dosyć drogie jak na niskie buty, ale obawiam się, że będę je chciał kupić po raz kolejny. I kolejny. Przetrwały piaszczyste wydmy, brodzenie w słonej rzece, brodzenie w słodkiej wodzie, tylko pomarańczowy pył sponiewierał je wizualnie. Czy zabrałbym je ponownie: TAK.

Rękawiczki rowerowe BBB 

Rozmowa w sklepie:

– A może zdecyduje się Pan na jakiś lepszy model? Mam tutaj takie wypełnione żelem – świetna amortyzacja! – sprzedawca nie wyczuł o co chodzi.

– Nie, poproszę te najprostsze z gąbką i najtańsze. Za miesiąc i tak je wyrzucę!

– ?!?!

Tak też zrobiłem. Najtańsze rękawiczki wypełnione gąbką przetrwały Canninga z dziurami niemal na wylot. Niestety najtańsze BBB nie znaczy tanie. Nie miały krzykliwych napisów, więc były ok. Szybko schły. Czy zabrałbym je ponownie: TAK.

BIWAK

Podstawą jest namiot – musi być mocny, ale jednocześnie jak najlżejszy i śpiwór – ciepły i pakowny. W przypadku tych dwóch elementów nie ma miejsca na kompromisy. W Andach używaliśmy z Agą materaców samopompujących i spisały się wzorowo. W buszu jednak wszystko kłuje. Wszystko!

Po raz drugi zabrałem składaną karimatę, dla której 2 wizyty na Canningu okazały się kresem jej wytrzymałości. Najwspanialszy moment w australijskim outbacku jest wtedy gdy zmęczony do granic możliwości zasiadasz przed ogniskiem – jego ciepło fantastycznie uzupełnia chłód nocy i rozświetlony milionami gwiazd nieboskłon południowej półkuli. Chyba każdy, kto tego doświadczył zgodzi się ze mną. Około 70% wieczorów spędziłem przy ogniu, dzięki któremu przyrządzałem posiłek i uzdatniałem wodę. Niestety w pozostałych 30% przypadków byłem zbyt wyczerpany by je przygotować. W tedy z pomocą przychodził mi kartusz z gazem i niewielka kuchenka. Kartusz (duży) wystarczył na całą wyprawę.

Namiot The North Face Mica 1 + tytanowe szpilki Hilleberg

Gdy go po raz pierwszy rozbiłem zrobiło mi się nieswojo – ten namiot to absolutny minimalizm także w kwestii miejsca w środku. Z moimi gabarytami (2 metry wzrostu) mieściłem się w nim w sam raz – wysokość pozwala na komfortowe siedzenie pośrodku. Zdecydowanie zasługuje na długi opis, dlatego potraktujcie to jako zajawkę, resztę napisze w dziale testy ekwipunku. Producent deklaruje, że to konstrukcja samonośna – to nie jest jednak prawdą. Z jednej strony pałąk jest pojedynczy przez co namiot wymaga przyszpilenia co najmniej 2 rogów. Dla mnie namiot wolnostojący to taki, który postawisz na asfalcie i… gotowe – nic nie trzeba przyszpilać i odciągać. Waga? 1,05kg! Jak dla mnie bomba.

Mica 1 + miliony gwiazd!

 

W ciągu tych niemal 30 nocy jedynie 2 razy użyłem tropiku – by ochronić się przed wiatrem. W trakcie pozostałych nocy okrywała mnie droga mleczna, a zamiast latarki służył mi olbrzymi księżyc w pełni. Namiot jest wyposażony w kilka świetnych patentów zapobiegających np. szybkiemu zużyciu zamków (a to zmora wszystkich namiotów). Namiot bardzo szybko się rozkłada i składa – nie stanowi to żadnego problemu dla jednej osoby. Stelaż wyprodukowany prze DAC dał radę pomimo solidnego zapiaszczenia. Ze względu na suche warunki nie jestem w stanie napisać nic o kondensacji – nigdy jednak nie musiałem go suszyć, nawet podłogi. Fabryczne szpilki i odciągi wymieniłem na te wyprodukowane przez szwedzkiego Hilleberga. Zawsze tak robię. Dysponuję najtwardszymi szpilkami z tytanu na rynku – są niezawodne. Niestety australijski busz o tym nie wie. Czy zabrałbym go ponownie: TAK.

Dysponuję najtwardszymi szpilkami z tytanu na rynku – są niezawodne. Niestety australijski busz o tym nie wie. Rzucające się w oczy pętelki ułatwiają odnalezienie wszystkich szpilek. Te zrobiłem z 1mm kevlarowego repsznura.

Śpiwór The North Face Hightail 3S

W trakcie wszystkich wypraw używałem już kilkunastu różnych śpiworów – większość puchowych (Yeti, Cumulus, Małachowski, Marmot, The North Face, Rab). Ale ten model jest nieprawdopodobny. The North Face choć produkuje wszystko od butów przez ciuchy po namioty może być moim zdaniem przykładem dla marek specjalizujących się w śpiworach – np. Raba. Jakie są największe problemy ze śpiworem puchowym? Wilgoć i słaba izolacja od spodu! Co robi TNF? Najbardziej narażone na wilgoć miejsca (stopy i kaptur) szyje z wodoodpornego Pertexu Endurance, a resztę z ultralekkiego Pertexu Quantum. Śpiwór najbardziej zgniatamy w 4 miejscach: pod piętami, tyłkiem, łopatkami i głową. Co robi TNF? Wszywa w tych miejscach dodatkowe panele z syntetyka! Bosko! Hightail 3S to trzysezonówka z komfortem -3 i extreme -28 (EN), która waży poniżej kilograma.

Dom = <2kg!

Ja używałem długiej wersji (long) przeznaczonej dla wysokich, i pasuje jak ulał. Wszystko jest jak należy – listwa usztywniająca zamek, pętelki do suszenia, krój kaptura, który nie wymaga wszywania kołnierza termicznego i… świecąca w ciemnościach końcówka zamka błyskawicznego. Śpiwór świetnie radzi sobie z wilgocią – niemal zawsze spałem tylko pod moskitierą (gwiazdy!) Nigdy nie zmarzłem – i o to chodziło. Kilka razy zaciął mi się zamek. Bywa. Czy zabrałbym go ponownie: ZDECYDOWANIE!

Karimata Therm-A-Rest Z-Lite 

Jak już wiecie w buszu wszystko kłuje, mata do spania musi być zatem odporna na przebicia. Wybrałem karimatę Z-Lite z tego powodu, że jest lekka i bardzo szybką się składa i rozkłada – w sekundę, co przydaje się w trakcie jednogodzinnej przerwy o dwunastej w południe. Niestety nie jest zbyt wytrzymała, te wypukłości, które teoretycznie powinny lepiej izolować od klasycznej karimaty bardzo szybko się zbiły i materac zrobił się cieniutki.

Ostatnia przysługa od Thermaresta!

Pod koniec wyprawy ciąłem ją na kawałki i dowiązywałem do siodełka, żeby ograniczyć uderzenia na corrugations (tarce). Po ok. 50 nocach zdecydowałem się ją wyrzucić – była zużyta. Czy zabrałbym ją ponownie: TAK, choć cena za karimatę zabija (180zł!)

Worek na śpiwór / Poduszka Therm-A-Rest

Każdy śpiwór na wyprawy pakuję do tego worka. Po wywinięciu na drugą stronę i wypełnieniu ciuchami tworzy miłą poduszkę. Jest dwustronny – z zewnątrz sylikonizowana Cordura, od środka fleece. Pomimo kilku rozdarć w okolicy ściągacza służy mi dzielnie już kilka lat. Czy zabrałbym go ponownie: TAK.

Garnek Billy

Billy to garnek stworzony przez australijskich Stockmanów – dłuższa historia, ale w skrócie napiszę, że jego pradziadkiem jest puszka po konserwie. Dostaliśmy go od o. Tomasza z Perth. Doskonały do gotowania na ogniu. W ubiegłym roku opaliłem mu ten „dzyndzel” na pokrywce.

Billy – wersja rowerowa!

 

W tym roku dzielny Billy dostał nowy – zrobiony z klocka hamulcowego v-brake. Spisał się doskonale – najlepszy przyjaciel w buszu. Wrócił do Polski! Czy zabrałbym go ponownie: Nie ma wyprawy w busz bez Billego!

Gaz Primus

Gaz jak gaz. Duży Primus starczył na całą trasę, i udało się go kupić za 11$. Małe kosztowały 9$! Czy zabrałbym go ponownie: TAK.

Łyżka Sea To Summit Alpha Light Long Spoon

Trochę fanaberia – specjalna łyżka do liofilizatów z dużo dłuższą rączką. Bardzo lekka – wykonana z aluminium lotniczego. Sprawdza się dużo lepiej niż tytanowy spork Light My Fire, szczególnie wtedy gdy trzeba wyjeść resztki musli z dna butelki Nalgene. Czy zabrałbym ją ponownie: TAK.

Kuchenka MSR Pocket Rocket

Mam ją od wielu lat, ale zawsze była zabierana jako awaryjna dodatkowo do kuchenki wielopaliwowej. W tym roku ze względu na jej niewielkie rozmiary i wagę pojechała jako jedyna (w ubiegłym roku na CSR mieliśmy MSR Reactor). W zestawie jest bardzo dobre pudełko – pokrowiec. To klasyczny model. Nie warto komplikować czegoś co jest proste. Spisała się bez zarzutu, niestety została w Australii. Czy zabrałbym ją ponownie: TAK.

ELEKTRONIKA 

Elektronika na takiej wyprawie to jest temat rzeka i dziesiątki trudnych decyzji. Bardzo dużo zmieniłem w stosunku do ubiegłorocznej próby. Nie miałem już ze sobą dosyć ciężkiego Canona 5D Mark II z uniwersalnym obiektywem 24-105 f4L, więc możecie zapomnieć o spektakularnych zdjęciach nocnych. Zamiast tego zabrałem niewielki ale wytrzymały kompakt Canon G15. Jak co roku największe dylematy dotyczyły zasilania. Chciałem zminimalizować ilość kabli do absolutnego minimum i myślę, że udało mi się to zrobić całkiem nieźle.

Niewielki Panel Bruntona był wystarczająco wydajny, by ładować z niego wszystko co miałem ze sobą. Najważniejszy był telefon satelitarny. Ładowałem go przez ładowarkę z końcówką samochodową, ale w zapasie miałem też 3 baterie. Oświetlenie stanowiły 2 latarki Petzla: Tikka RXP ładowana dzięki końcówce USB marki SKROSS i krótkiemu balowi micro USB służyła za latarkę używaną w trakcie jazdy nocą – niemal zawsze naładowana leżała w sakwie „na wypadek gdy będzie naprawdę potrzebna”.

Drugą latarką była niewielka E-Lite, wykorzystywana do wszelkich zajęć obozowych. Ipod ładowany był przez kabel USB. Dodatkowo miałem ze sobą uniwersalną ładowarkę PIXO C-USB, którą ładowałem akumulatory do aparatu oraz akumulatory AA do GPS. Cała ta wyprawowa elektrownia spisała się doskonale, a ilość wszystkich kabli i ładowarek udało się ograniczyć do : 4 lekkich kabli i 3 ładowarek – nieźle. Ładowanie na wyprawie to chyba niezły pomysł na wyczerpujący osobny wpis – co myślicie?

Zegarek Suunto Core

Drugi raz na Canningu i drugi raz dał radę. Niestety czujnik barometryczny ma pod spodem przez co często był zapchany kremem UV i trzeba go było prztykać igłą. Wodoodporny, pyłoszczelny – przydatny szczególnie ze względu na te funkcje: czas, czas w Polsce, termometr, barometr i budzik.

+49

Niestety w tym modelu nie można jednocześnie wyświetlić wskaźników barometru i wysokościomierza. Czy zabrałbym go ponownie: TAK.

Aparat Canon G15 + 2 baterie

Jest lekki i pancerny – o to chodziło. Pomimo zapiaszczenia silnika obiektywu wytrwał bardzo dzielnie do końca. Bateria trzymała naprawdę długo. Dla kogoś kto traktuje fotografię zawodowo ograniczenia związane z kompaktami mogą być trudne do zaakceptowania. Dla mnie najtrudniejsze było ograniczenie związane z czasem naświetlania – maksymalnie 15 sekund, przez co nie zawsze udawało mi się wyciągnąć z nocnego nieboskłonu tyle gwiazd ile bym sobie życzył. Zobaczcie co z niebem nad Kilimanjaro zrobił topowy Canon 1DX, którego używałem w lutym:

Przy tak zróżnicowanych poziomach oświetlenia: niebo, namioty i latarki to jest jakiś kosmos! No ale wróćmy do G15. Obiektyw dosyć jasny dawał radę nawet przy niewielkich czułościach (ISO80). Szczęśliwie rzadko kiedy brakowało mi światła stąd zdjęcia wychodziły bardzo dobrej jakości (szumy), nasycone i kontrastowe. Nieco gorzej było z pracą pod słońce. Możliwość fotografowania w RAW to podstawa – i to także zapewnia ten aparat. Kilkanaście funkcji samowyzwalacza sprawdza się doskonale gdy jesteś samotnym rowerzystą i od pięciu dni nie widziałeś żywej duszy. Bez problemu obsługiwał bardzo duże karty SD, 32GB. Nigdy więcej na tak wymagającą wyprawę nie zabiorę lustrzanki, ani nawet modnych ostatni mikro cztery trzecie. Zresztą – sami oceńcie to jak wyglądają te fotografie. Pasek firmowy zamieniłem na lekki repsznur. Czy zabrałbym go ponownie: TAK.

Telefon Satelitarny Thuraya SO2510 + 3 baterie + ładowarka

Wypożyczony w TS2 w Warszawie już po raz drugi. Zaletą telefonu jest to że szybko łapie sieć, zaletą wypożyczalni jest to że niemal natychmiast odpisuje na maile – a to ważne gdy satelita jest twoim jedynym kontaktem ze światem. Codziennie wysyłałem mail (sms) do Agi, z informacją, że żyję. Jeszcze. Oczywiście możecie uznać, że to taka niby izolacja od świata – w każdej chwili wybierasz numer, dzwonisz do domu i pytasz co mają na obiad. Trzeba na to spojrzeć też z drugiej strony – oczami osoby, która zostaje w domu, czeka i się martwi. To jedyny sposób na zapewnienie jej choćby iluzorycznego komfortu psychicznego. Żyjemy w czasach gdy wyprawy można przeżywać niemal na żywo z podróżnikiem. SPOT, klik „OK”, obserwujemy trasę – prawie jakbyśmy tam byli. Oczywiście zabija to jakiś mistyczny romantyzm izolacji gdzieś na końcu świata. Ale uwierzcie mi, w takim miejscu jak Canning Stock Route jeden sms dziennie jest bodźcem, który nigdy nie będzie w stanie zabić ducha przygody. Mam nadzieję, ze rozumiecie o co mi chodzi?

Telefon satelitarny Thuraya ze skrzynką Peli

Gdy dostałem od was taką ilość smsów telefon złapał potężny „zawias” i żeby go odblokować musiałem wykasować całą skrzynkę. Niektórych z nich nie udało mi się odczytać, ale dziękuję za nie. Czy zabrałbym go ponownie: TAK.

Pełen opis ekwipunku z wyprawy znajduje się na stronie: www.nakrancach.pl.

Mateusz Waligóra

Exit mobile version