Polskie Himalaje – przeszłość i przyszłość polskiego himalaizmu

W sobotni wieczór podczas 10. Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem odbyło się spotkanie pod hasłem: 75-lecie polskiego himalaizmu. Wzięli w nim udział: Anna Czerwińska, Anna Okopińska, Krystyna Palmowska, Janusz Kurczab, Janusz Majer, Krzysztof Wielicki, Wojciech Barański oraz Ryszard Gajewski. Niezawodnym prowadzącym był Piotr Pustelnik.

Polski himalaizm – przeszłość

75 lat temu Polacy zdobyli Nanda Devi East (7434 m). W kwietniu 1939 r. na wschodni szczyt Nanda Devi wyruszyli: Stefan Bernadzikiewicz, Jakub Bujak, Janusz Klarner oraz kierownik wyprawy – Adam Karpiński. 2 lipca 1939 r. o godzinie 17:30 dwójce z nich, Jakubowi Bujakowi i Januszowi Klarnerowi, udało się wejść na dziewiczy szczyt Nanda Devi East, wówczas szósty co do wysokości zdobyty przez człowieka. W trakcie dalszej części wyprawy, w drodze na Tirsuli, 18 lipca 1939 r. na założony na wysokości 6150 m. przez Bernadzikiewicza i Karpińskiego III obóz zeszła lawina, która pogrzebała obu himalaistów. Wypadek ten zdecydował o zakończeniu wyprawy. To właśnie tę wyprawę uznaje się za symboliczny początek polskiego himalaizmu.

Panel pod hasłem "75-lecie polskiego himalaizmu" (fot. Outdoor Magazyn)
Panel pod hasłem „75-lecie polskiego himalaizmu” (fot. Outdoor Magazyn)

A jakie były początki himalaistów uczestniczących w festiwalowym panelu? Anna Czerwińska zapragnęła znaleźć się w górach wysokich po prelekcji Andrzeja Zawady. Krzysztof Wielicki uciekał w góry z… uczelnianych wykładów. Ryszard Gajewski chciał być lepszy od swojego ojca, który też się wspinał – wraz z Maćkiem Berbeką od razu nastawili się na wspinanie zimowe. Nie sposób streścić ponad godzinnego panelu, przytoczmy więc kilka symptomatycznych głosów…

Jak zauważył Piotr Pustelnik największa erupcja himalajskich wypraw letnich i zimowych trwała od 1969 do 1989 roku, potem długo niewiele się działo, by na początku XXI wieku Polacy znów ruszyli w Himalaje. Jakie byty kamienie milowe?

Po wyprawie na Nanda Devi z 1939 roku była ogromna przerwa ze względów oczywiście politycznych – mówił Janusz Kurczab. – Pierwszą naprawdę wysokogórską wyprawą narodową, pierwszym krokiem milowym, był wyprawa Bolesława Chwaścińskiego na Noszak w 1960 roku. Następny krok miał zrobić nieodżałowany Jurek Warteresiewicz, który rzucił hasło: Himalaje z nami, czy bez nas! Taki artykuł ukazał się w „Taterniku”, to był rok mniej-więcej 1967. W 1968 niestety Jurek uległ ciężkiej kontuzji, nie wrócił do uprawiania alpinizmu, natomiast podchwycił to Andrzej Zawada i postanowił zorganizować pierwszą wyprawę rekonesansową w Karakorum. Miała ona ruszyć w 1969, ale niestety Andrzej nie dostał paszportu. Wtedy wybuchła sprawa przemytu „Kultury”, tzw. sprawa taterników. Przy okazji, nawet ci którzy nie byli w to bezpośrednio zaangażowani, też na tym ucierpieli. Andrzej nie dostał paszportu, kierownictwo przejął wtedy Rysiek Szafirski i poprowadził rekonesansową wyprawę na Malubiting. To może jeszcze nie był krok milowy polskiego himalaizmu, ponieważ wyprawa osiągnęła połowiczny sukces – zdobyła szczyt sześciotysięczny, boczny wierzchołek, głównego nie zdobyła. Następnym prawdziwym krokiem milowym była wyprawa Zawady w 1971 roku na Kunyang Chhish. Potem było coraz więcej wypraw, lata 70. – a to pierwszy ośmiotysięcznik zdobyty przez Polaków, a to Everest najpierw przez Wandę Rutkiewicz, potem przez zimową wyprawę. 

Od lewej: Anna Okopińska, Krystyna Palmowska, Janusz Kurczab, Janusz Majer, Krzysztof Wielicki, Wojciech Barański (fot. Outdoor Magazyn)

W latach 80. Wojtek Kurtyka powiedział: na każdym ośmiotysięczniku polska droga. I to było realizowane – mówił Janusz Majer. – I oprócz tych pierwszych wejść zimowych, powstawały świetne drogi na ośmiotysięcznikach. W ciągu roku trzy, cztery nowe drogi na ośmiotysięcznikach! I to robione nie tylko przez wyprawy narodowe, ale także przez klubowe. Kluby były bardzo silne, były w stanie zorganizować nawet kilka wypraw w roku. Dla mnie jednak przełamaniem pewnej bariery było pierwsze zimowe wejście na Everest. To było coś nowatorskiego. 

Szkołą przed-himalajską był Hindukusz i częste wyjazdy w Alpy – opowiadał Janusz Kurczab. – Kiedyś na wyprawy nie jeździli tylko tuptacze śniegu – jak czasami to zdarza się dzisiaj – ale świetni technicznie faceci, którzy robili wielkie ściany alpejskie.

Anna Czerwińska, Anna Okopińska i Krystyna Palmowska (fot. Outdoor Magazyn)

Zapominacie co to był za system – dodał Krzysztof Wielicki. – Nie było lepszego systemu niż komuna. Pracowaliśmy miesiąc, a potem reszta w górach. Te sukcesy są też dziełem systemu, który panował; wszyscy uciekali w góry. A teraz odwrotnie, każdy mówi, że ma 26 dni urlopu.

Ja wyrosłam z Tatr i kursu wspinaczkowego, na którym spotkałam Krysię Palmowską – mówiła Anna Czerwińska – i stworzyłyśmy kobiecy zespół, który miał takie cele: muszą nas zauważyć w Tatrach, żeby nas wysłali w Alpy, a potem muszą nas zauważyć w Alpach, żeby nas wysłali gdzieś dalej. Wspinając się w kobiecym zespole nie chciałam nikomu nic udowadniać, a na pewno facetom, że jestem od nich lepsza, bo już wtedy zdawałam sobie sprawę, że chyba raczej nie jestem. Chciałam żebyśmy razem z Krysią stworzyły taki zespół, żeby „Taternik” o nas napisał, żeby nas zobaczono. Byłam więc może bardziej niż inne osoby podatna na motywacje Wandy Rutkiewicz, która mnie w pewnym momencie uwiodła na kobiece wyprawy w góry najwyższe. 

Z tego co pamiętam to właśnie nas trzy zaprosiła Wanda na kobiecą wyprawę – dodała Krystyna Palmowska. – I to jej właśnie zawdzięczamy ten start.

To, że zimowe wejścia na ośmiotysięczniki stały się domeną polską, nie było takie dobre – zauważył potem Krzysztof Wielicki. – Zachód myślał, że Polacy sobie coś ubzdurali. Dopiero gdy Moro i Urubko zaczęli wspinać się zimą, to świat spojrzał z dystansu i się okazało, że to Polacy w tym dominowali. To się okazało znaczące nie wtedy, lecz dopiero teraz.

Lata 90. nastąpiła swoista zapaść w rozwoju himalaizmu. Jak to wygląda teraz?

Obecne pokolenie, które się wspina, jest dużo bardziej odpowiedzialne od nas – mówił Janusz Majer. – My właściwie nie dbaliśmy o rodziny, cały rok spędzaliśmy w górach, dwie albo trzy wyprawy w roku. Teraz ci ludzie są odpowiedzialni, muszą pracować na rodziny, mają dzieci, nie mają tyle czasu na góry. Są bardziej dojrzali od nas.

To nie jest tylko kwestia pieniędzy – dodał Wojciech Barański – ale stylu życia i ideałów, jakie człowiek nosi w sobie. Dla nas to była ucieczka i szansa zobaczenia świata. Dzisiejsze wyprawy himalajskie są dla mnie nieciekawe, bo ja dzięki wyprawom poznałem Nepal, Indie, kulturę tych krajów. Teraz jedzie się od razu pod górę, to jest czysty sport. Czy ludzie w danym kraju muszą być wszyscy sportowcami? Wydaje mi się, że lepiej by było gdyby bardzo dużo ludzi uprawiało turystykę górską, ale niekoniecznie muszą być od razu mistrzami i rywalizować z innymi nacjami.

Podczas podpisywania moich GórFanek spotykam się z ludźmi, którzy wydaje mi się, mają taki sam entuzjazm jak i my mieliśmy trochę wcześniej – mówiła Anna Czerwińska. – Tylko realia życia są teraz takie, że gdy wchodzą w dorosłość, ten entuzjazm im się rozpływa. Już nie umieją spędzić jednej nocy w pociągu, jednej nocy pod ścianą, biwakować kolejną noc, wracać do pracy… albo w ogóle nie mają weekendów, muszą cały czas pracować, albo duszą ich jakieś kredyty. Mam wrażenie, że ten młodzieńczy entuzjazm, ta fascynacja górami przegrywa z brutalną rzeczywistością. Entuzjazm jest, ale nie ma jak go potem kultywować. 

Krzysztof Wielicki podsumował: Trzeba iść za filozofią Chrisa Boningtona, który stwierdził patrząc na jakieś trzysta namiotów w bazie pod Mount Everestem: jak my tu byliśmy w 1975 to byliśmy sami, ja mówię: jak my byliśmy w 1980, też byliśmy sami. On wtedy spuentował: wiesz co, trzeba się urodzić we właściwym czasie.

Ci ludzie, którzy teraz się wspinają, też się urodzili we właściwym czasie – skomentował to Janusz Majer. – Bo jeżeli będą chcieli zobaczyć w górach miejsca, w których nie ma wiele wypraw, to takie miejsca istnieją, je trzeba odkrywać. Są doliny, w których nie było jeszcze żadnego turysty ani alpinisty i to wszystko stoi otworem. Właściwy czas dla każdej generacji – jeśli chodzi o poznanie gór – istnieje.

Polskie Himalaje – przyszłość

A przyszłość? Ma być złota. Czuwa nad nią właśnie Janusz Majer, kierownik programu Polskie Himalaje. I jak zaznaczył podczas panelu, program nie ma na celu skupiać się już tylko na przygotowywaniu Polaków do zimowego wejścia na K2 i Nanga Parbat. Celów jest dużo więcej.

Janusz Majer, koordynator programu Polskie Himalaje (fot. Wojciech Lembryk/KFG)

Podczas konferencji prasowej wyjaśnił:

Chcielibyśmy położyć też nacisk na wspinanie techniczne, w stylu alpejskim na sześcio i siedmiotysięcznikach. Celem programu jest to, żeby polski zespół był nominowany do Złotego Czekana. Uważam, że jest wielu dobrych wspinaczy, którzy się wykazali w górach średnich. Jest lider tego środowiska, czyli Janusz Gołąb, który ma wielki background wspinaczkowy, a jednocześnie dobrze się czuje na wysokości. Postanowiliśmy także, że w ramach przygotowań do tych zimowych wypraw w przyszłym roku, nie będziemy już robić wypraw unifikacyjnych normalnymi drogami na szczyty ośmiotysięczne, ale postaramy się zorganizować wyprawy techniczne na cele wspinaczkowe, czy ewentualnie wyprawy eksploracyjne na ciekawe, odległe szczyty. To ma być przygotowanie do wypraw zimowych na K2 i Nanga Parbat. Jesteśmy w stanie przygotować te zimowe wyprawy najwcześniej w sezonie 2015/16, jeżeli pozyskamy oczywiście jakiegoś dużego sponsora. Uważam, że mamy już zespół, który mógłby próbować wejścia nawet na K2.

Poza tym od przyszłego roku chcielibyśmy rozpocząć pracę organiczną od postaw. W ramach sekcji wspinaczki wysokogórskiej chcemy uruchomić dwa programy. Jeden będzie przeznaczony dla samodzielnie wspinających się zespołów kobiecych; historycznie rzecz biorąc Polska zawsze przodowała we wspinaniu kobiecym i teraz mamy nową generację dziewcząt, które to wspinanie bawi, mają osiągnięcia w Tatrach, a my chcemy im pomóc w dalszym rozwoju poprzez organizację zimowych obozów w Tatrach, czy w Alpach.

Natomiast dla ludzi, którzy zamierzają wspinać się w górach wysokich, chcemy zorganizować program podobny do tego jak Grupa Młodzieżowa PZA. Byłby więc nabór wśród ludzi, którzy mają już przejścia zimą w Tatrach lub przejścia alpejskie, a następnie byliby oni prowadzeni według programu, który ma ich doprowadzić do wspinania w górach wysokich, m.in. poprzez obozy wspinaczkowe na Kaukazie. Takie są plany, do tego potrzebna jest finansowanie, nad tym ciągle pracujemy.

Aneta Żukowska

Exit mobile version