Wspinaczka na 8000 zimą, nie jest zbiegiem okoliczności – Emilio Previtali o planach zespołu Simono Moro

David jest odpowiedzialny za pogodę. To on rozmawia przez telefon satelitarny z Karlem Gabl. Rozmawiają po niemiecku. Dzięki temu, o wiele łatwiej mu zrozumieć wszelkie niuanse, zinterpretować jego wypowiedź, zrozumieć ton głosu. Oni rozmawiają, a my cały czas patrzymy na Davida i staramy się coś zrozumieć. Interpretujemy jego zachowanie, czytamy jego wyraz twarzy.

David i Simone na wysokości o 6800 m n.p.m. (fot. thenorthface/davidgöttler)
David i Simone na wysokości o 6800 m n.p.m. (fot. thenorthface/davidgöttler)

Wysiłek zaplanowania działań na najbliższe dni jest maksymalny. Mamy dostęp do strony internetowej, dostarczającej prognozy pogody na różnych wysokościach. Od 4000m do 8000m. David natomiast, rozumie z tych wszystkich wykresów i grafik, najwięcej. Tak, więc polegamy na nim. Na tej podstawie, myślimy nad strategią. W ostatnich dniach o niczym innym tutaj się nie mówi. Strategia. Powiem w skrócie, coś o strategii.

Aby wspiąć się na Nanga Parbat i zejść bezpiecznie, potrzebujemy co najmniej pięć dni. Podczas ostatnich dwu dni, w czasie których ma nastąpić atak szczytowy, nie jest dopuszczalny silny wiatr i musi nie być też, bardzo zimno

Po rozmowie z Karlem, po oglądaniu prognoz pogodowych liczymy na to, że upragnione okno pogodowe się otworz. W poniedziałek i wtorek, mają być dobre warunki.

Następnie prognozy już nie są takie pewne. Mówimy o temperaturach -45C. Wielkimi niewiadomymi są nieposkromione zimno i wiatr. Musimy się upewnić, czy jest możliwość skorzystania z tego okna pogodowego lub w jego okolicach.

Jak już wcześniej pisałem, dwóch Polaków wyszło już dziś. Tomasz i Paweł, w ostatnich dniach, nie odchodzili od monitora, żeby zdecydować, co zrobić. Jeszcze nie byli w C3. Najspokojniejszy i zdystansowany do wszystkiego jest Simone. Wczoraj pracował na komputerze, ze stukotem, grał w kości, pożartował z naszymi kucharzami. Po południu natomiast naprawiał DIY, podgrzewacze do swoich butów, na dużych wysokościach.

Simone, nie chce wchodzić szybko na górę. Ma cierpliwość. Myślę, że to jest jego siła. Na tym etapie ,to kwestia odporności psychicznej. Zdolność wykorzystania warunków pogodowych w połączeniu ze wszystkimi innymi czynnikami. Jest ich z pewnością wiele, myślę, że Simon wie, jak je brać pod uwagę.

Wspinaczka na 8000 zimą, nie jest zbiegiem okoliczności.

Emilio pisze także o swoich nocnych przemyśleniach:

Ostatniej nocy obudziłem się niedługo po zaśnięciu. Spałem w swoim ciepłym cichym śpiworze, kiedy nagle otworzyłem oczy. Był dość silny wiatr, którego uderzenia wstrząsały ściankami namiotu. Pierwszy raz się tak stało, od kiedy tu jestem, że w bazie tak silnie wieje. Trochę „niezdarnie” zacząłem szukać zegarka wewnątrz śpiwora. Chciałem sprawdzić, która godzina. Znalazłem zegarek, wziąłem go do ręki, wyczuwając przycisk podświetlacza i nacisnąłem. Noc w moim namiocie świeci lekkim, niebieskawym światełkiem.

(fot. thenorthface/davidgöttler)

3:54, nie wiem, jak to się zdarza, ale się zdarza, za każdym razem. Gdy się budzę nagle w nocy z jakiegoś powodu, patrzę na zegarek i zawsze jest 3:54. Nie 3:50, czy 3:55, albo może 4:00. Jestem w 3:54. Zawsze w tym samym czasie. Nie wiem, od czego to zależy. Obróciłem się na brzuch i spojrzałem w ciemność. Od początku zastanawiałem się czy nie był to śnieg na zewnątrz, ale nie mogłem skupić swojej uwagi na dźwięku opadających płatków na namiot, z powodu wiatru. Niemal natychmiast doszedłem do wniosku, że to nie był śnieg.

Powietrze było zimne i bardzo suche, poczułem to na czubku nosa, który wystawał mi ze śpiwora. A potem stało się coś innego, dziwny dźwięk w powietrzu, straszny dźwięk, ledwo się mogłem skupić. Tymczasem za każdym podmuchem, ścianki namiotu waliły o siebie i ruszały się, ale nie był to dźwięk powodowany uderzeniami wiatru o namiot. Podmuchy były za słabe i nierówne.

W pewnym momencie, koncentruję się na głuchym i ciągłym dźwięku z góry. Ryk, ciągły, który wydawał się pochodzić z daleka. To nie huk szybko spadających kamieni czy lodu, taki, który dochodzi czasem od strony ściany Rupal. To jest przeciągły łomot, wydłużający się, kończący się gdzieś, w absolutnej ciszy nocy. To co usłyszałem, było dźwiękiem ciągłym, bez żadnych przerw. Jak olbrzymi wodospad lub wzburzone morze, albo jeszcze lepiej, gigantyczna przemysłowa turbina. W tym dźwięku był również syk.

Zdjąłem z głowy kaptur od śpiwora, żeby lepiej słyszeć. Dźwięk był potężny i straszny. Kiedy odkryłem głowę i uszy, był jeszcze silniejszy. Bardzo silny. Na początku nie rozumiałem. I wtedy zdałem sobie sprawę co to było. To był wiatr na Górze, na grzbiecie.

Kiedy mówię, że na Górze, to między 3000, a 4600 pionowych metrów nad nami. Mówię o szczycie Nanga Parbat. Mówię grań, gdzie Dawid i Szymon (Tomek, Jacek i Paweł – przyp. Em Ka) będą musieli przejść i ewentualnie próbować ataku szczytowego. Panujący wiatr pochodzi z północy, od strony Diamir. Na Górze jest ten nieludzki ryk, a my tu w obozie bazowym, mamy mimo wszystko spokój od wiatru.

Łatwo sobie wyobrazić wiatr od strony Diamir, przemykający po Górze, uciekający w kosmos, a następnie zawijającego w dół w bardziej pogodne i spokojne rejony. 3000 czy 4000 metrów niżej, żeby wstrząsać ściankami naszych namiotów w obozie bazowym.

To było wzruszające , myśleć, że tak silny wiatr i tak wysoko na grzbiecie Góry, a następnie powstaje tu, u podstawy ściany. Jak rzucone w czasie karnawału confetti w powietrze, pęd i ruch, powoli, spokojnie potem spadnie na ziemię, delikatnie, nieszkodliwie.

Słuchałem wiatru i myślałem o confetti, które wiruje. Lepiej iść spać, kładę głowę w kaptur śpiwora, ciepło. Zamykam oczy.

Myślałem o ścianie Diamir, o której mówi się dużo w tych dniach, o ostatnim odcinku, którym idzie się na szczyt. Którą widziałem i studiowałem wiele razy na zdjęciu, próbowałem sobie wyobrazić kilka ostatnich metrów przed szczytem. I pragnienie, żeby móc poczuć to, co czujesz, gdy jesteś u celu, kilka minut później. Po miesiącach lub latach treningu, przygotowań i wysiłku.

Wszystko to dla tych kilku minut. Próbowałem wyobrazić sobie emocje, jakie się tam odczuwa, na Górze, w zimie. Wtedy moje myśli przed snem zaczęły wędrować ze szczytu Nanga Parbat i znalazłem się w Japonii na nartach w świeżutkim śniegu.

Wiem dokładnie, dlaczego tak się stało, wiem, jaki był powód snu jaki miałem ostatniej nocy. Sny są fragmentem rzeczywistości, są jej kontynuacją. Ostatniej nocy przed zaśnięciem przeglądałem zdjęcia w swoim telefonie i na jednym z nich zaskoczył mnie piękny obraz Scio w świeżym śniegu, w Japonii. Tam udały się moje myśli i zacząłem marzyć.

Jak poznać zakamarki, tajemnice , które czają się w głębi naszego umysłu Dlaczego zawsze budzę się o 3:54? Nie wiem. Ale jestem pewien, ze musi być jakiś powód.

Emilio Previtali

Tłumaczenie: Em Ka

Źródło: www.facebook.com/nangadream

***

A najnowsze wieści od Polaków:

No to ruszamy! Dziś Czapa z Paszką wyszli do jedynki, a tam okazało się, że napadało tyle śniegu, że nieco rozwaliło nam namioty, ale chłopaki dzielnie wszystko poskładali do kupy i c1 znowu działa!

Jutro ruszam ja z Jackiem. Na razie jeszcze dupówa, ale od jutra po południu pogoda ma się poprawiać, więc trzymajcie kciuki!

A że u nas przygód nigdy nie mało to niedawno przyszli aresztować nas policjanci bo skończyły nam się wizy, ale wszystko jest już ok, a dziś dostałem e-mail z linii lotniczych, że zlikwidowali połączenia do Manchesteru, a my takowe właśnie mamy bilety. Póki co nie mamy więc jak wrócić, ale nasz super kierownik Marek już to ogarnia, wiec będzie git!

Exit mobile version