Żyje się tylko raz – rozmowa z Leo Houldingiem

Leo Houlding – gwiazda filmu górskiego i specjalista od wielkich ścian w najdalszych zakątkach świata w jednym. Co go pociąga we wspinaniu, kto go inspiruje, w jaki sposób wygrał z… Jeremym Clarksonem w Top Gear? O tym wszystkim opowiedział nam podczas 11. Krakowskiego Festiwalu Górskiego. O festiwalowej prelekcji Brytyjczyka można przeczytać TUTAJ.

Leo Houlding (fot. leohoulding.com)
Leo Houlding (fot. leohoulding.com)

Anna Orłowska: Zaczynając od pytania nieco trywialnego – jak narodziła się Twoja pasja do wspinania?

Leo Houlding: Pochodzę z Lake District, który jest rejonem wspinaczkowym. Dość szybko zorientowałem się, że nie trzeba podróżować zbyt daleko, żeby odnaleźć prawdziwą przygodę; wystarczy wspiąć się na 10-metrowy klif i już można ją przeżyć. Tak to się właśnie zaczęło.

Wspinasz się od 1990 roku; co motywuje Cię przez cały ten czas?

Chcę zwiedzać świat, jestem dość ambitny i uwielbiam wielkie wyzwania. Poza tym lubię robić szalone rzeczy z szalonymi ludźmi w dzikich i niedostępnych miejscach.

Houlding na Mt. Asgard (fot. Alastair Lee)

Wiele osób nazywa Cię właśnie szalonym, uważasz że odrobina szaleństwa potrzebna jest w trakcie wypraw, w których bierzesz udział – czy może wystarczy „tylko” odwaga?

Żyje się tylko raz. Myślę, że prawdziwym szaleństwem jest nie jechać w te wszystkie niesamowite miejsca, w których sama twoja obecność daje wielką moc, a tym bardziej − ekscytujące jest wspinanie tam, czy wykonywanie skoków B.A.S.E. Wbrew pozorom, przywiązujemy wielką wagę do bezpieczeństwa, choć dla niektórych pewnie tak to nie wygląda. Przez cały czas staramy się ograniczyć ryzyko, bo to, co robimy samo w sobie jest niebezpieczne, nie chcemy tego czynić jeszcze bardziej ryzykownym. Pewnie z powodu tej dbałości o każdy szczegół nie mieliśmy dotychczas na żadnej wyprawie poważniejszych problemów.

Leo Houlding na 11. Krakowskim Festiwalu Górskim (fot. Wojtek Lembryk/KFG)

Czy ktoś szczególnie Cię inspiruje?

O tak! Bardzo wielu ludzi. Głównie brytyjscy pionierzy wspinania – m.in. Doug Scott, z tłumnych lat 70. – Alex MacIntyre, Al Rouse, obaj zginęli tragicznie. Współcześnie jedną z moich największych inspiracji jest Johnny Dawes, z którym wspinałem się bardzo dużo jako dziecko. W nowej generacji wspinaczy zadziwia mnie Adam Ondra, który osiągnął poziom trudności, o którym nie myślałem, że zostanie kiedyś osiągnięty.

Adam Pustelnik i Leo Houlding w oczekiwaniu na prelekcję na 11. Krakowskim Festiwalu Górskim (fot. Wojtek Lembryk/KFG)
Przed filmowym wywiadem z Anną Orłowską (fot. Olek Urbański)

Jak ważną rolę podczas Twoich wypraw odgrywa sprzęt? Czy postęp, jaki nastąpił w tej dziedzinie, uważasz za znaczący dla rozwoju wspinania?

Od 15 lat współpracuję z marką Berghaus, uczestniczyłem w projektowaniu odzieży, której potem używam na wyprawach. Myślę, że sprzęt i doświadczenie to czynniki decydujące o porażce bądź sukcesie przedsięwzięcia, bo nic więcej nie możesz ze sobą zabrać. Nie ma nikogo, kto cię uratuje w razie niebezpieczeństwa. Właściwie najważniejsze jest, żeby mieć ze sobą cały potrzebny sprzęt i ani jednej rzeczy zbędnej.

Obecnie wszystko jest dużo lżejsze i to jest chyba najistotniejsza zmiana – oczywiście łatwiej jest, kiedy podczas wspinania dźwigasz 5 kg zamiast 15. Podobnie jest choćby z karabinkami – kiedy wspinaliśmy się w Antarktyce, mieliśmy ich ze sobą tysiące, oszczędność nawet 10 g na każdym robiła olbrzymią różnicę podczas transportu.

Jakiś czas temu rozpocząłeś swoją przygodę z telewizją, która, zdaje się, trwa do dziś. Wszystko zaczęło się od wyścigu z Jeremym Clarksonem z Top Gear w 2005 roku. Jak do niego doszło?

Od zawsze miałem coś wspólnego z telewizją; pewnego dnia zadzwonił do mnie ktoś z Top Gear i zaproponował współpracę. Opowiedziałem im o swoim pomyśle. Nigdy nie wiadomo, co w telewizji zaskoczy, co się spodoba, ale usłyszałem „TAK!”. Wyjechaliśmy do francuskiego wąwozu Verdon i nakręciliśmy świetny materiał – ja wspinałem się z lotną asekuracją na kilkusetmetrową ścianę, Jeremy jechał bardzo szybkim autem. Wygrałem! W drodze powrotnej skoczyłem ze spadochronem i również byłem szybszy.

To chyba jeden z niewielu przypadków, kiedy Jeremy Clarkson przegrał wyścig w Top Gear?

Tak, i bardzo go to złości.

Prowadziłeś też program dla dzieci w brytyjskiej telewizji?

Nakręciliśmy około 20 odcinków na całym świecie na temat najbardziej niesamowitych zjawisk przyrodniczych – trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów, huraganów, tajfunów. Moim zdaniem to bardzo dobra, edukacyjna rozrywka.

Leo Houlding odbiera w imieniu Alastaira Lee I Nagrodę Międzynarodowego Konkursu Filmowego i nagrodę za najlepszy film wspinaczkowy na 11. KFG – nagrody za film „The Last Great Climb” (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

Swoją przygodę ze wspinaniem rozpoczynałeś od wspinania tradowego. Czy zdobyte wtedy doświadczenie odgrywa dużą rolę w Twoich kolejnych przedsięwzięciach?

Na pewno umiejętność bezpiecznego zakładania asekuracji jest bardzo istotna, tym bardziej, że staramy się nie osadzać stałych przelotów, choć czasami w dużych ścianach niezbędny jest jeden lub dwa ringi. Jednak dla mnie wspinanie to nie jest sport – to raczej przygoda i podróż. Dlatego jeśli wszędzie wbijasz ringi, wspinanie staje się sportem, który niewiele różni się od tenisa czy golfa. A przecież istnieje o wiele głębszy, bardziej duchowy aspekt wspinania.

Leo Houlding na „The Prophet” (fot. Alastair Lee)

Biorąc pod uwagę właśnie tą wspinaczkową metafizykę, jak wyobrażasz sobie przyszłość wspinania, które staje się coraz bardziej komercyjne?

Wspinanie sportowe to po prostu sport, nie użyłbym słowa komercja. Ściany wspinaczkowe są znakomite, bo pozwalają posmakować wspinania osobom, które pewnie nie miałyby takiej możliwości w innych okolicznościach. Wspinanie sportowe, gdzie liczy się przede wszystkim czysta forma fizyczna, jest naprawdę świetne, szczególnie bouldering, to jednak coś zupełnie odmiennego od wspinania „eksploracyjnego”. Niemniej, według mnie − nie poznasz metafizycznej strony wspinania, gdy czujesz się bezpiecznie, jest ona dostępna tylko wtedy, gdy ryzykujesz. I właśnie to uczucie, ten dreszcz, lubię.

Jak to się stało, że oprócz wspinania zacząłeś uprawić slacklining czy skoki B.A.S.E.?

Na pewno nie jestem slacklinerem, tylko się tym bawię. Tak jak wspominałem, lubię różne oblicza przygody – narciarstwo, surfing, snowboard, akrobacje spadochronowe, skoki B.A.S.E. – wszystkie te ekscytujące sporty. Kieruje mną dokładnie to samo pragnienie, które uczyniło ze mnie wspinacza.

***

Leo Houlding

W 2012 roku, na 10. Krakowskim Festiwalu Górskim, mogliśmy oglądać Leo Houldinga w nagrodzonym Grand Prix KFG 2012 filmie Autana w reżyserii Alastaira Lee, o brytyjskiej wyprawie do Wenezueli. Wspólnie z Jasonem Pickles i Stanley’em Learym Houlding wytyczył wówczas drogę The Yopo Wall (400 m, E6 6b, A1) na wschodniej ścianie Cerro Autana.  W  grudniu Leo Houlding pojawił się w Krakowie osobiście, na zaproszenie organizatorów 11. KFG.

Wspomniana wyprawa do Wenezueli świetnie oddaje charakter Brytyjczyka (rocznik 1980), znakomitego wspinacza z szalonymi pomysłami, specjalisty od wielkich ścian i wspinaczki tradycyjnej, wiecznie eksplorującego, szukającego wyzwań w najdalszych zakątkach świata.

Przykład? Na początku tego roku Leo, Sean Leary, Alastair Lee, Jason Pickles, Chris Rabone i David Reeves wytyczyli nową drogę na północno-wschodniej grani Ulvetanna Peak (2931 m) na Antarktydzie. 35-wyciągową linię wycenili na E6 6b, A2. Zostali jednoczenie autorami dopiero czwartej drogi biegnącej na szczyt.

Głośny był też nowatorski projekt Houldinga i Leary’ego z 2009 roku pod nazwą „The Asgard Project”. Celem było klasyczne wejście północno-zachodnią ścianą Mt. Asgard na Ziemi Baffina i wykonanie skoku B.A.S.E. w kombinezonach Wingsuit. O losach tej wyprawy przeczytacie tutaj.

Mistrzostwo Leo Houlding pokazał w Yosemite. Niezwykle odważnym i spektakularnym osiągnięciem, zarazem chyba najsłynniejszym w dorobku Brytyjczyka, jest wytyczenie wspólnie z Jasonem Pickle nowej klasycznej linii na El Capitanie. W październiku 2010 roku, po długiej batalii (pierwszą próbę Leo oddał w 2001 roku), powstała głośna The Prophet (5.13d R, 600 m).

Do Yosemite Houlding zawitał już jednak kilkanaście lat wcześniej. W 1998 roku 18-letni wówczas Leo w zespole z Patrickiem Hammondem przeszedł El Nino (VI 5.13c/8a+). W 2005 roku był bliski pokonania onsajtem Free Ridera (5.12d). Zabrakło jednego wyciągu… W 2006 roku z Deanem Potterem zrobił pierwsze powtórzenie (po 18 latach!) Southern Belle (V 5.12d) na południowej ścianie Half Dome. Dwa lata później z Seanem Learym w ciągu 22,5 godz. przeszedł łańcuchówkę, w skład której weszły dwie klasyczne wspinaczki – Freerider na El Capitanie i Regular Route VI 5.12 na Half Dome.

Z kolei akcent patagoński to między innymi pierwsze klasyczne przejście w 2005 roku, w zespole z Kevinem Thaw, Północnego Filara (ED, 6c/A2) Fitzroy’a.

Houlding miał też epizod w górach najwyższych. Był zaangażowany w realizację The Wildest Dream, podczas kręcenia scen do filmu w 2007 roku wszedł na Everest.

Sam dokument oparty został na książce Zaginiony Conrada Ankera i Davida Robertsa. W 1999 roku Anker odnalazł ciało Georga Mallory’ego. Film jest próbą rekonstrukcji wydarzeń z 1924 roku, zarazem próbą rozwikłania największej himalajskiej zagadki – kto pierwszy stanął na szczycie Mount Everestu; Edmund Hillary i Tenzing Norgay w 1953 roku, czy Mallory i Andrew Irvine kilkadziesiąt lat wcześniej. Sam Houlding wcielił się w filmie w postać Irvine’a, w stroju z epoki wszedł na wysokość 7600 m. (Źródło: KFG)

Exit mobile version