Podobnie jak większość biegaczy i biegaczek trailowych, swoją przygodę z bieganiem zaczęłam od treningów po szosie, parkowej alejce, by stopniowo zapuszczać się coraz dalej poza wyłożony chodnikową płytą szlak. Pojawiły się nowe problemy i nowe wyzwania rzucone butom przez teren. Mam ten komfort, że mieszkam w Krakowie, gdzie znajduje się masa różnorodnej nawierzchni, górek, dolinek jurajskich, a i prawdzie góry za miedzą. Po pierwszej wycieczce do Lasku Wolskiego wiedziałam, że moje szosowe buty wymagają zamiany na coś lepszego.
I tu pojawiło się pytanie, czy warto inwestować w prawdziwie agresywne buty terenowe, kiedy każdy outdoorowy zakątek otacza morze betonu, przez które trzeba się przedrzeć, jeśli chcemy pobiegać poza szlakiem? Czy zatem ryzykować niewygodę biegu na mocno urzeźbionej i sprofilowanej podeszwie po chodniku, wreszcie przecież taka nawierzchnia wręcz pożera miękką gumę trailówek. Okazuje się, że Salomon stworzył model butów, który rozwiązał moje dylematy – Salomon XR Crossmax 2 (opis butów znajduje się TUTAJ). Testy wykazały, że są to prawdziwe trailówki, którym można zaufać nawet podczas startu w zawodach na niebanalnej trasie :)
Dla kobiet
Zacznę od tego, że XR Crossmax 2 to neutralny but w damskiej wersji, wykonany specjalnie w oparciu o kopyto odpowiadające anatomicznej budowie kobiecej stopy. Pięta jest umiarkowanie wąska, a śródstopie i palce stopniowo zwiększają objętość, przód stopy jest już dość szeroki i wysoki – dzięki temu palce mają sporo miejsca. To ważne, gdyż kobiece stopy często są wąskie w pięcie i względnie szerokie w części kłębu i palców w stosunku do pięty.
Dopasowanie buta do tych właśnie cech kobiecych stóp zapewnia komfort – podczas biegania długich dystansów, czy podczas biegu w wysokiej temperaturze, kiedy stopy nieco zwiększają swoją objętość, nie odczuwałam obcierania. Co także istotne, buty nie wymagały „rozchodzenia”, czy też rozbiegania – właściwie od razu czułam się w nich bardzo dobrze.
Podeszwa i konstrukcja
Do poczucia wygody przykłada się także dość duża ilość pianki EVA pod całą podeszwą. Pod piętą mamy aż 26 mm, a pod palcami 19 mm. Spadek zatem to około 7 mm. Mimo całkiem wysokiego zawieszenia buty są nad wyraz stabilne.
Dzięki grubości podeszwy nie miałam żadnych problemów podczas biegów po szlakach w Tatrach Wysokich, jak i podczas biegu Rzeźniczek w Bieszczadach (na dystansie 26 kilometrów). Podłoże po prostu nie było problemem. Oczywiście rozumiem, że jest rzesza biegaczek i biegaczy, którzy wolą czuć co dzieje się pod stopą, mnie jednak komfort tych butów urzekł od początku.
Szczególnie jeśli wygodę trakcji połączymy ze stabilnością wynikłą z szerokiej podeszwy i dobrze urzeźbionego bieżnika. Co ciekawe, zdaje się, że profil uległ zmniejszeniu w połączeniu z pierwszą wersją buta, podobnie ryfle na podeszwie są jakby mniejsze i gęściej rozlokowane. Niemniej czy to zabłocone Bieszczady, szuter, mazowiecki piasek, czy masy gnijących liści na zbiegach – nie miałam problemów z oślizgiwaniem się podeszwy. Owszem, podczas biegu Rzeźniczka podeszwa często była zalepiona błotem, ale na ostatnim zbiegu nie było to problemem. Zjawisko to może jednak świadczyć o tym, że podeszwa nie oczyszcza się tak efektywnie jak w modelach z bardziej wybitną kostką bieżnika.
Przód buta chroniony jest w sposób wzorcowy. Mimo „ciężkich nóg” na długich wybieganiach na moim poligonie w Lasku Wolskim i po Zakrzówku, kamienie i korzenie nie zostawiły śladu ani na bucie ani na stopie. Na zbiegach mogłam śmiało puścić nogę i czuć się pewnie. Nawet zbiegając po tatrzańskich, pokrytych rumoszem szlakach.
Duży udział w tym ma system sznurowania, który stabilnie obejmuje śródstopie i nie pozwala przepadać stopie. Na asfaltowych przelotach czy treningach bieganych tylko po asfalcie (test to test) buty spisywały się wygodnie – niemniej wymagało trochę czasu zanim przyzwyczaiłam się do lekkiego „pływania”. Co ważne, przebiegłam w ten sposób sporo kilometrów i podeszwa nadal wygląd naprawdę dobrze – twardy asfalt nie starł jej. Generalnie, każdy trening trailowy łączy się u mnie z paroma kilometrami biegu po asfalcie, a nie liczę już wycieczek biegowych do Morskiego Oka, czy Doliny Białej Wody w Tatarach.
Podeszwa jest wszechstronna i jeśli nawet nie jest idealna na asfalcie, to żaden szosowy but nie radzi sobie tak dobrze w terenie. System OS Tendon zastosowany w podeszwie czyni te buty o dość „tłustej” podeszwie nawet dynamicznymi. Podeszwa może nie wystrzeliwuje z ziemi przy każdym korku, ale nie mamy też wrażenia, że biegniemy w miodzie i z każdym krokiem musimy ją odklejać z mozołem od podłoża.
Zaskoczyła mnie odporność na wilgoć – buty oczywiście przemakają, ale szybko schną. Drobna siateczka od wewnątrz uniemożliwi przenikanie drobnego żwirku do wnętrza, a nie utrudnia oddychania i w efekcie buty szybko odprowadzają wilgoć.
System wiązania, odmienny niż w tradycyjnych szosówkach, jest wygodny i nie sprawi problemów, choć wymaga odrobiny wprawy by dobrać odpowiednio intensywne trzymanie stopy. Kieszonka na sznurówkę eliminuje problem z rozwiązywaniem lub luzowaniem się systemu sznurowania.
Wkładka w bucie jest w znakomitym stanie po 7-8 miesiącach intensywnego biegania. Podobnie zresztą jak inne elementy konstrukcji buta wróżą długie użytkowanie na trasach.
Podsumowując, jest to świetny but do wszystkiego. Jeśli któraś z Was poszukuje butów aby wyjść w trochę bardziej śmiały teren i nie chce bać się o stopy, ten model można polecić. Salomon XR Crossmax 2 jest także świetnym butem przejściowym, gdy „przesiadamy się” z butów szosowych w trail, a wciąż jeszcze nie chcemy rzucać się na głęboką wodę, kupując model dużo agresywniejszy. W zróżnicowanym terenie od asfaltowych chodników, po górskie szlaki nie tylko nie musimy obawiać się nawierzchni, ale możemy także czerpać dużą przyjemność z biegania.
Aneta Żukowska