Za nami już dwa wyjścia do góry na K2, mamy założone dwa obozy: C1 na około 6100m i C2 6650m. Na koncie mamy prawie wszyscy po sześć noclegów powyżej ABC.
Wydawałoby się, że to niewiele, bo działamy już od końca czerwca na tej górze gór, ale wiele się wydarzyło w międzyczasie, i te właśnie zdarzenia determinowały system w jakim działaliśmy naszą piątką. Do tego trzeba dodać, że pomiędzy tymi wyjściami było ponad tygodniowe przymusowe siedzenie w BC, ze względu na niesprzyjającą pogodę. Reasumując, wyjścia były tak intensywne, że czasem po dojściu do obozu padaliśmy w namiocie na 20 minutową drzemkę, która zamieniała się w godzinne porządne chrapanie;).
Ale zacznijmy od początku, czyli pomijając zakładanie bazy, stawianie namiotów, kopanie platform pod nie, na tętnie 180, na tej wysokości – około 5000m, bez aklimatyzacji, gdzie każdy ruch łopatą powoduje odczuwalne tętnienie w potylicy i skroni.
W tym roku, jest 60. rocznica pierwszego zdobycia K2, z tej okazji jak to bywa przy pełnych datach, zjawiło się mnóstwo wypraw, i baza na morenie lodowca Godwin Austen, wygląda bardzo kolorowo, co niesamowicie kontrastuje z szaro-biało-brązowymi kolosami stojącymi na około. Pod górą działa kilkanaście wypraw, w sumie na drodze klasycznej, działa ponad 60 osób, w tym multum pakistańskich porterów wysokogórskich oraz szerpów, którzy za zadanie postanowili sobie, że zaporęczują drogę klasyczną na K2 oraz odpowiednio za to skasują zagranicznych wspinaczy.
My polscy wspinacze nastawiliśmy się na udział w pracach przy poręczowaniu, więc nawet nie chcieliśmy godzić się z tą formą wspinania na K2. Niestety pakistańscy habsi (odpowiednik nepalskiego szerpy), którzy koordynowali działania przy poręczowaniu tej drogi, nie rozumieli naszego sportowego podejścia do sprawy i dziwili się, że nie chcemy siedzieć w bazie i czekać aż oni zrobią robotę, do tego nie brali innej opcji naszego udziału na tej górze. Długo musieliśmy czekać na przełom w ich myśleniu, i w końcu stanęło na tym, że mamy wnieść do C2 600m lin poręczowych Tendona 9mm, oraz zaporęczować około 400m technicznego terenu kilkaset metrów nad C1, otwierającego drogę do C2. Na co ochoczo przystaliśmy i od razu przystąpiliśmy do działania;)
Ale przeczytajcie jak to wszystko wyglądało ;)
Pierwsze wyjście (26.06)
Po dotarciu 21 czerwca do bazy i solidnym kilkudniowym odpoczynku oraz jednym rekonesansie do ABC przez lodowiec, nadszedł czas na to, aby w końcu wejść w ścianę, zacząć robić to co wspinacze lubią najbardziej, czyli łoić ;P .
Zapakowaliśmy się solidnie jak na pierwsze wyjście, bo zamierzaliśmy spędzić w górach klika dni, założyć C1 z dwoma namiotami, więc oprócz sprzętu biwakowego, do góry poszła apteczka obozowa, zestaw-tlen ratunkowy, itd. Tak solidnie doładowani szpejem, do biwakowania i wspinania wystartowaliśmy już przed 5 rano z bazy, chcieliśmy uniknąć palącego słońca na lodowcu, które w lato, w Karakorum, potrafi wypalić nawet największe zasoby mocy i skutecznie spowolnić wszelkie działania. Słońce dopadło nas w połowie drogi do obozu 1, na poręczach w stoku śnieżnym, już około 9 rano, paliło niemiłosiernie, trzeba nawet było rozebrać się do bielizny aby się nie przegrzać.
Wszyscy doszli do obozu 1 z bazy w dobrym czasie jak na pierwsze wyjście i z pełnym obciążeniem, dotarliśmy cało wszyscy od 11.30 do 14. Minęliśmy nawet niektórych zagranicznych wspinaczy, którzy wyszli dzień wcześniej do C1. Po niecałej 1,5h mieliśmy gotowe już platformy pod nasze dwa namioty, co nie było lekkim zadaniem, zważywszy na usytuowanie C1, które mieści się na wąskim siodle w grani żebra oraz w spadzistym stoku. Następnego dnia czekało nas poręczowanie do obozu C2, już nie mogliśmy się doczekać przecierania szlaku.
Rano po wczesnym wystartowaniu z namiotów, około 6, Janusz przejął pałeczkę i całe pół dnia, niebywale skutecznie poręczował alpejski teren, gdzie warunki były najmniej czujne, brak starych poręczy, miękki płytki śnieg pokrywający zalodzone ściany, i wszystko najczęściej bez możliwości zakładania asekuracji;). Asekurując go wyczuwałem niezwykły spokój z jakim to robił. Reszta ekipy tylko transportowała liny potrzebne do poręczowania, popołudniu zjechaliśmy na odpoczynek do namiotów, bo następnego dnia czekała nas dalsza robota, a tak naprawdę, jednocześnie było to przecież wyjście głównie aklimatyzacyjne, więc trzeba było też dać sobie odpocząć i przyzwyczaić się do środowiska z rozrzedzonym powietrzem.
Rano, po drugim noclegu, okazało się, że wysokość daje już w kość, niektórym z ekipy, i tak Paweł z Piotrkiem postanowili zjeżdżać do bazy. My w trójkę, dalej napieraliśmy, jak najbliżej się da, do C2, po 100m Janusz postanowił wycofać się z chłopakami na dół, bo zaczął odczuwać braki aklimatyzacji, wiec tylko we dwójkę: Marcin i ja, wspinaliśmy się do góry, poręczując wyżej, zdeponowanymi poprzedniego dnia linami, a jak się skończyły, to pomykaliśmy na lotnej asekuracji. Mieliśmy też namiot, do założenia następnego obozu. Skutek tego był taki, że położyliśmy 150m poręczy i dotarliśmy dziewiczym (od poprzedniego sezonu) terenem do wypłaszczenia pod kominem Hausa, była około 11.30, do C2 było jeszcze około 1,5h wspinaczki. Postanowiliśmy jednak zdeponować namiot i parę drobiazgów, i wycofać się do bazy, gdzie już na nas czekała reszta wyprawy. Popołudniem byliśmy już w bazie, zadowoleni z pierwszego wyjścia!
Szczególnie ogrom pracy jaki włożyliśmy do zabezpieczenia drogi nas satysfakcjonował, nie mówiąc już o aklimatyzacji, jaką przeprowadziliśmy. Teraz należał nam się wszystkim zasłużony odpoczynek.
Drugie wyjście (08.07.)
Po ponad tygodniu odpoczynku, gdzie wyczekiwaliśmy też pogody, i już niecierpliwiliśmy się bardzo z tego powodu, udało się w końcu załapać na drugi start do góry.
Teraz czekały nas dwa poważne zadania: po pierwsze wynieść 600m lin poręczowych do C2 na około 6650m oraz założyć obóz 2 i spędzić minimum jeden nocleg w nim, w celu przeprowadzenia dalszego procesu naszej aklimatyzacji. Sprawa z pozoru wydawałaby się prosta, ale jak się później okazało, wymagała zastosowania od nas, specjalnej taktyki, z tzw. „odbicia”.
Jak to wyglądało? A mianowicie, po załadowaniu po 100m liny statycznej Tendona na osobę, okazało się, że jesteśmy mono przeładowani i wyglądamy jak szerpowie na poręczach. Po dotarciu do C1 padła propozycja małej, 20 minut drzemki, która zamieniła się w ponad godzinne spanie. Po tym stwierdziliśmy, że z takim bagażem, 300m liny, cały sprzęt biwakowy, jedzenie, i szpej do łojenia, możemy po prostu nie dać rady wyjść na raz do C2 na około 6650m, do tego, miało to być nasze pierwsze wejście na taką wysokość! Postanowiliśmy zadziałać z tzw. „odbicia”, a mianowicie pierwszego dnia pierwszy zespół: Marcin, Janusz i ja zabieramy tylko liny i szybko jak na pierwsze wyjście, na lekko docieramy około południa do C2, podnosząc po drodze zdeponowany namiot, łopatę, i znaleziony gaz. Na miejscu przez godzinę budujemy zmyślnie platformę pod namiot, do tego wykorzystujemy wszystkie śmieci znalezione w okolicy, szable śnieżne walające się po okolicy, resztki namiotów oraz czekany, którymi bez opamiętania machaliśmy przez 30min. Po godzinie nasz namiot był najmocniej przytwierdzonym schronieniem na stokach K2! Zadowoleni w godzinę zjechaliśmy do obozu pierwszego. W tym czasie drugi zespół: Piotr i Paweł, podchodzili na ciężko z ABC do C1 z następną partią lin.
Następnego dnia pierwszy zespół, zwijając prawie wszystkie gary i szpej z namiotu oraz 100m liny, wyruszył raźnym „posuwaniem małpy” po poręczach, znowu do C2, docierając do niego w szybkim tempie do południa. Z drugiego zespołu niedysponowany Paweł pozostał w obozie 1, a wspinacz Piotr, na lekko z liną w plecaku dołączył do zespołu pierwszego. Po „ciężkiej” nocy spędzonej w C2 nasza trójka zjechała do BC, łapiąc po drodze, jeszcze schodzącego z C1 Piotra, a Paweł z tlenem ratunkowym w plecaku udał się na nocleg do obozu drugiego.
12 lipca wszyscy szczęśliwie z powrotem byliśmy w bazie pod K2.
Z wysoko-górskim pozdrowieniem z bazy pod K2
Artur Małek i reszta ekipy
Źródło: Facebook
***
Wyprawa na K2
Kierownikiem wyprawy unifikacyjnej na K2 (8611 m n.p.m.), odbywającej się w ramach Polskiego Himalaizmu Zimowego im. Artur Hajzera, jest Marcin Kaczkan. W zespole znajdą się także: Janusz Gołąb, Artur Małek i Paweł Michalski. Na własny koszt do wyprawy dołączył Piotr Snopczyński. Uczestnicy wyprawy będą wchodzić na K2 drogą pierwszych zdobywców Żebrem Abruzzi, która jest także celem wyprawy zimowej PHZ.
Baza jest położona na lodowcu Godwin Austin na wysokości 5300 m. Stąd droga prowadzi dalej lodowcem podstawy południowej ściany w kierunku podstawy południowo – wschodniego filara (Żebro Abruzzi), gdzie jest miejsce obozu I na wys. ok 6100 m. Dalej droga pnie się w górę poprzez trudny technicznie komin House’a do obozu II 6700 i poprzez Czarną Piramidę do obozu III 7300 m. Obóz IV rozbija się na tzw. Ramieniu skąd następuje ostateczny atak na szczyt. Na tym odcinku trudności techniczne rosną w Szyjce Butelki – stromym kuluarze ograniczonym od prawej ogromnym serakiem, będącym źródłem niebezpieczeństw obiektywnych (obrywy). Droga Abruzzi to najtrudniejsza spośród standardowych dróg na ośmiotysięczniki – szczególnie trudna podczas zejścia.