Nie lubił się uczyć, ale uciekał w świat literatury, swoje książki pisze dla romantyków, zachwyca go piękno kobiet i szaleństwo mężczyzn, gdyby nie góry być może byłby żeglarzem, w przyjaźni najważniejsze jest dla niego, jakim on jest przyjacielem dla innych, brakuje mu domu, wierzy, że świat istnieje bez boskiej ingerencji – jeśli myślicie, że znacie Denisa Urubko, to się mylicie! Zapraszamy do lektury niezwykle osobistego wywiadu z tym wybitnym himalaistą.
Zaczniemy od początku. Jakie miałeś dzieciństwo?
Denis Urubko: Ale zaczęłaś… Takie pytanie! Można opowiadać bez końca. Ludzie lubią grzebać w swoich wspomnieniach, nie jestem wyjątkiem. Rozumiem, że Tobie zależy na tym, żeby rozmowa była szczera? Tak? Wtedy lepiej krótko. No cóż. Rodzice? Ojciec z mamą – to święte, nigdy nie będę nic od nich żądał. No, chyba że poproszę… Mieli bardzo ciężko podczas Pierestrojki. Wtedy wszyscy mieli ciężko, ale rodziców widziałem codziennie i teraz rozumiem ile musieli wycierpieć w życiu, jak kombinować, żeby nakarmić całą rodzinę. Kiedy wykryto u mnie astmę, to bez zastanowienia zmienili miejsce zamieszkania, szukając chłodnego powietrza. Rzucili Północny Kaukaz, krewnych, komfort i uciekli na koniec świata do zimnej krainy. Tutaj, na wybrzeżu Sachalinu nie ma klimatu, jak mawiał pisarz Anton Czechow, jest tylko zła pogoda.
Ze szkołą mam niewiele przyjemnych wspomnień, gdyż byłem najsłabszy w klasie, w zasadzie niczym się nie interesowałem na płaszczyźnie edukacji. Siedziałem sobie w pierwszej ławce, rysowałem dinozaury i Gwiezdne Wojny. Nauka interesowała mnie tylko w zakresie geometrii, literatury i historii. Te zagadnienia znałem na „celujący”. Na pozostałych lekcjach się obijałem.
Ale kiedy wracałem po szkole do domu, siadałem na rower i gnałem w trasę 80-100 km. Dopiero wieczorem przez górne przełęcze wracałem do domu, żeby pakować tornister do szkoły z nieodrobionymi lekcjami. W weekendy z kolegami łaziliśmy po górach, nocne marsze na orientacje po Tajdze – to z przyjemnością.
Wytrzeszczając oczy ze zmęczenia, zasypiając na stojąco, idąc brzegiem Morza Ochockiego – to było bliskie mojemu sercu. Jeszcze byłem zafascynowany teatrem, uczestniczyłem w zajęciach studia „Szkarłatne Żagle”, tworzyliśmy to z młodzieńczym zapałem. Właściwie dlatego znalazłem się w Instytucie Teatralnym, a potem na scenie.
Czy byłeś trudnym dzieckiem czy dobrym, spokojnym chłopcem?
Zwykłym, powiedzmy. Nic trudnego, nic dobrego. Po prostu byłem i już. Z dzieciństwa zostało dużo blizn, gdyż cały czas coś wyrabialiśmy. W piłkę graliśmy, wiadomo, kąpaliśmy się w rzece Kubań, łaziliśmy po opuszczonych budynkach, biliśmy się za kupą śmieci między podwórkami, uciekaliśmy do taboru cygańskiego. No i było dużo rozerwanej skóry, skaleczeń.
Myślę, że zawiodłem nadzieje rodziców, ponieważ rzuciłem szkołę muzyczną, przeciętnie uczyłem się w szkole średniej. Nie utrzymałem się w żadnej sekcji, do której zaprowadzali mnie rodzice – w plastycznej tak samo jak na boksie było nudno.
Najbardziej wyraziste wspomnienia z dzieciństwa? Pierwsze, co przychodzi Ci do głowy?
Sama rozumiesz, że dzieciństwo dzieli się na części. Jest okres wczesnego dzieciństwa. Z tego okresu pamiętam Łunochod na baterie, ojciec przywiózł go w prezencie z delegacji – on niesamowicie łaził, burczał i migał światłami. Pamiętam chwilę przy szpitalu, kiedy urodziła się siostrzyczka Ludmiła. Mama pokazywała ją nam, stojąc przy oknie. Potem siostrzyczka chorowała, płakała w nocy, rodzice ją usypiali.
Musiałem często zostawać sam ze sobą. Mam bardzo dużo wspomnień, których nie można skrócić do jednego, wybacz. Również był odcinek życia w szkole … tam jak u każdego – tyle emocji, że nie dalibyśmy rady skończyć rozmowy.
Kiedy pierwszy raz odczułeś ból, co Cię mocno zraniło w dzieciństwie i potem w dorosłym życiu się odezwało? Oczywiście jeżeli się odezwało.
Nie łatwo grzebać w pamięci. No… był jeden nieprzyjemny przypadek. Bili jednego chłopka na moich oczach. Parę osób zaatakowało nas, trzymali mnie, a jeszcze kilkoro biło mojego przyjaciela. Za co? Oczywiście nie pamiętam. To był ból. Za przyjaciela, za bezsens sytuacji, za to, że nie jestem na silach by cokolwiek zrobić.
Podobałeś się dziewczynom, które podobały się Tobie?
Nie. Byłem nijaki. A wokół mnóstwo silnych i gadatliwych chłopców.
Książki. Kiedy zacząłeś pisać i co zmusiło Cię do pisania?
Oj. Wiem po co zacząłem. Teraz wiem. W domu było dużo literatury, książek. Pełno było ich w szafach, aż do sufitu. W książkach działo się coś cudownego, dzikiego, ciekawego. To, czego brakowało na co dzień. Kolorowe życie napełniało Szkarłatne Żagle i gnało przez prerie, ścigając pionierów Kamczatki. Sama rozumiesz – nastolatek, ambicje. Nie mogłem się oderwać od Grina, Aleksja Tołstoja, Twaina, Koneckiego i Wellsa. Pragnęło się takiego życia dla siebie. Jeżeli nie prawdziwego, skoro urodziło się kilka stuleci później po rycerzu Ivanhoe, to wymyślonego. Więc zacząłem pisać opowiadania, historyjki. Coś z fantastyki, trochę historii, realizm… Tam, gdzie wyobraźnia miała pole do popisu.
Dla kogo piszesz? Czy ważne jest, co mówią o Twoich książkach?
Oczywiście, bardzo ważne jest dla mnie to, jak ludzie odbierają moją twórczość. Jeżeli kupują to dla mnie oznacza, że zgadzają się na ocenę. To jest tylko próba – człowiek otwiera napisane przeze mnie strony… Czy on zamknie je już po piętnastu minutach, żeby więcej nie wracać, czy z wdzięcznością i ze smutkiem, że to już koniec, przewróci na ostatnią stronę? Ta odpowiedzialność leży na mnie. Jestem wdzięczny, jeżeli ktoś znajdzie czas i słowa, żeby nauczyć mnie, poprawić, pomóc. To oznacza, że zrobiło wrażenie, zaczepiło. Dla mnie każda rada jest ważna. Piszę nie dla rodziny, przyjaciół. Na pewno nie piszę dla siebie. Mam wielką nadzieję, że przygoda w górach zainteresuje nie tylko poszukiwaczy przygód, nie tylko alpinistów i turystów. Ja piszę dla romantyków.
Reguły społeczne. W jakim stopniu Twoje zachowanie zależy od społeczeństwa?
Człowiek to istota społeczna. Żyjemy w skomplikowanym świecie, w którym dobrobyt zależy od innych ludzi. Oczywiście, liczę się z opinią innych. Można powiedzieć, że ulegam wpływom innych ludzi, staram się podporządkować do zasad innych ludzi. To odbywa się poza moją kontrolą, mówię szczerze. Możliwe, że to przez tak zwaną wyobraźnię, kiedy ja całkowicie i w pełni jestem gotów przyjąć cudze zdanie, przymierzyć na siebie. Zdarza się, że wychowanie nie pozwala łamać stereotypów i wtedy idę na smyczy „ramek” społecznych, np. że trzeba wyglądać przyzwoicie, być wzorowym ojcem i mężem… mnóstwo tego jest!
Co dla Ciebie oznacza popularność, sława? Innymi słowy: czy pragniesz sławy i w imię czego?
Przed chwilą pytałaś o reguły społeczne. Sława – to jedna z takich reguł, przy tym często zupełnie przypadkowa, subiektywna. Pamiętasz frazę: „Zabij jednego człowieka, a będziesz mordercą. Zabij miliony, a nazwą cię zdobywcą” ?! Kto jest popularny? Achilles? Jeżeli się dobrze zastanowić, to wyjdzie, że przyjechał z bandą takich samych jak on bandytów, zabił mnóstwo ludzi i na koniec jego samego też zarżnęli. Albo Lionel Messie, który całe życie toczy piłkę na trawniku? Możliwe, że im zazdroszczę. Dlatego, że nie mam takich talentów. Więc zastanawianie się nad sławą nie ma sensu. Nie trzeba stawiać sobie zadania, aby zostać Mistrzem lub Geniuszem. Można robić to co się lubi, a to co z tego wyjdzie na koniec – czas pokaże. Tym bardziej, jeżeli głębiej to przemyśleć, to w wielu przypadkach wielkość człowieka w jednej dziedzinie idzie w parze z kosztem czegoś innego w życiu. Właśnie tego chciałoby się uniknąć.
Jesteś konfliktową osobą? Co wywołuje w Tobie protest?
Ba! Zwykle staram się unikać problemów i konfliktów. Ale one znajdują mnie. Każdy powie tak samo. Czy stoisz w kolejce i jakieś bydło uparcie się pacha przed tobą. Albo jesteś na spacerze z córką i jakaś babcia poucza cię, że dziecko źle jest ułożone albo źle siedzi. Niewiele osób wie, ale podczas ostatniej wyprawie pod Everestem też była bójka – od Szerpów dostałem w skórę w wiosce Periche. Najpierw broniłem się, potem musiałem uciekać. Życie to konflikt interesów, musisz przyjąć to właśnie tak. O sprzeciwie możemy rozmawiać długo i nie jeden raz. To jest nudne. Ja nie zmienię świata, w którym jestem. Tracić czas na wykorzenianie czyjegoś błędu jest sprzeczne z moimi przekonaniami. Na przykład, w Rosji jest dużo otyłych ludzi. Większość jest niezadowolona, zawsze mają zły nastrój. Mnóstwo ludzi pije i pali… Oni sami dokonują wyboru, dlaczego mam przyjmować się i przeżywać z powodu ich egoizmu?! Lepiej zrobię coś ciekawego, dobrego. Nauczę dzieci co robić, żeby być zgrabnym, wysportowanym, nauczę, że nie wolno się lenić. Albo podzielę się barwami Zanzibaru i Himalajów z tymi, którzy są zmęczeni rutyną … z tymi zwykłymi ludźmi, którzy piją i palą z powodu beznadziejnej sytuacji. Zrozum, walka z wiatrakami różni się od bicia głową w mur – to są dwie zasadnicze różnice.
Czym się zachwycasz, czy są takie rzeczy?
Hm… Jasne pytanie, jasna odpowiedź. Zachwycam się pięknem kobiet i szaleństwem mężczyzn. Zachwyca mnie pozytywne podejście Włochów, pracowitość Koreańczyków. Zachwycają mnie gry intelektu, filozofia. Nakręcają mnie ciekawe drogi na zboczach gór.
Jaki jest Twój idealny świat?
O! Taki świat dla mnie nie istnieje, już myślałem o tym. Bajki o raju i reklamy tropikalnych hoteli nie bierzemy pod uwagę.
Miłość i zakochanie – rozdzielasz te pojęcia? Na przykład, ja mam jasny podział na uczucia i przeczucia, przy tym one zgodnie współistnieją, jak jest w Twoim przypadku?
Dziękuję za szczerość, ale… ja myślę, że mój punkt widzenia nie będzie miał dla Ciebie żadnej wartości. Ty jesteś zrównoważona i rozsądna. Ja – chaotyczny. W moim przypadku żadnych podziałów między „zakochaniem” i „miłością” jak to określiłaś, nie ma. Jeżeli ja kocham, to… to po prostu kocham. Jesteś kobietą, ja jestem mężczyzną. Stworzenia z różnymi celami i zadaniami w życiu. Ty masz skomplikowane podejście do uczuć… Myśleć, że zrozumiemy siebie – to jest niemożliwe. A liczyć na to, że jedna połowa ludzkości nauczy jak żyć drugą połowę – to jest straszne.
Kobiety…
Co kobiety? O nich… wybacz „o was” nie da się mówić spokojnie. Wzburzenie we krwi, namiętność, piękno, liryka i marzenia… wszystko czym chce się żyć.
Dzieci.
Moje czy „w ogóle”? Swoje bardzo kocham. Dwie córki i dwóch synów. Szkoda, że los nas rozłączył. Ale staram się pomóc, jeżeli jest możliwość na spotkanie, to staram się znaleźć we właściwym czasie i we właściwym miejscu. Jeżeli „w ogóle” – to dzieci są fajne, z nich wyrastają mądrzy i silni ludzie. Dzieci są nam potrzebne… tym bardziej Europie, gdzie, mając taką tendencje demograficzną, za sto pięćdziesiąt lat grozi im wymarcie. W Rosji, o ile wiem, też jest ciężko z naturalnym przyrostem mieszkańców. Prosta matematyka: żeby stworzyć jedno dziecko potrzebne są dwie osoby, ale przeciętna para Rosjan nie rodzi więcej niż dwóch osób… no i wychodzi zerowy bilans. Trzeba, żeby w rodzinach ludzie cieszyli się z obowiązków rodziców. Ale jak masz się cieszyć z rodzicielstwa przy powszechnej nędzy, takich przywarach jak pijaństwo i palenie papierosów, brudzie i niewygodzie, które panują w naszym kraju? Dopóki my żyjemy w tej Rzeczywistości, dopóty wątpliwe jest, że zmieni się podejście do Przyszłości. Z drugiej zaś strony, nie wolno wszystkiego spisywać na czynniki zewnętrzne. Mój przyjaciel ma dziewięcioro rodzeństwa. Wychowywani w skromnych warunkach, mimo tego „wyszli na ludzi” samodzielnie, sami budowali własne życie. Jednak teraz, będąc zamożnym człowiekiem, on potrafi mnie przegadać, twierdzi że nie powinno się mieć dużo dzieci. Że niby najpierw trzeba mieć pieniądze, żeby wychować je w dobrobycie, zapewnić każdemu wykształcenie… on ma dwójkę dzieci. No a w najbiedniejszych rejonach Afryki mają bardzo dużo dzieci. Dzieci – to nasza szansa na nieśmiertelność.
Przyjaciele.
Każdy spodziewa się wiele od innych. Ale dla mnie ważniejsze jest, jakim ja jestem przyjacielem. Przejmuję się, że nie zawsze jestem wyrozumiały, często nie dotrzymuję słowa, zbyt rzadko widuję przyjaciół. Szczególnie przez ostanie dwa lata – zrobiłem się zamknięty w sobie, bardziej samolubny. Pewnie się starzeję. Ale uczciwie i szczerze obiecuję poprawę.
Ograniczenia. Jesteś zmuszony do trzymania się twardych zasad w życiu – sposób odżywiania się, plan dnia, i tak dalej. Przyzwyczaiłeś się do ascezy, czy jest to ból za każdym razem?
Zadałaś to pytanie pewnie dlatego, że sama kiedyś uprawiałaś wspinaczkę. I wiesz sama, jak musisz trzymać siebie w ryzach. Tak, dla mnie jest to naturalne, ale … czasami jestem zmęczony emocjonalnie przez taką dyscyplinę. Ale mam wrodzoną pozytywną cechę – nie umiem długo spać. Około godziny szóstej- siódmej jestem już na chodzie.
Co myślisz o pieniądzach?
Ja lubię pieniądze. Potrzebuje ich większość normalnych ludzi. Gdyż one dają możliwości. Mając pieniądze, człowiek może robić to co chce, a nie to co musi. One pomagają mieć wolność wyboru. Mówiąc prościej – nie mając pieniędzy, nie wejdziesz na Everest.
W jaki sposób zarabiasz na życie?
Czasami sam nie wiem. Poważnie… dlaczego się uśmiechasz !?! Kiedyś miałem stopień chorążego i dostawałem stówę baksów miesięcznie, potem dostawałem kilka razy więcej, to dawało możliwość niemyślenia o chlebie powszednim. Kiedy zwolnili mnie z wojska, było już gorzej. Przez ostatnie dwa lata wydaję oszczędności, odcinam z wypraw, sprzedaję książki, występuję z prelekcjami o wyprawach, pomagają przyjaciele. Wiążę koniec z końcem. Jednak, jak sam niedawno tłumaczyłem siostrzeńcowi Lioszce, jeżeli człowiek jest szczęśliwy, to można obejść się bez pieniędzy. Teraz żyję według zasady – mniej wydawać, niż więcej zarabiać. To bywa nawet zabawne.
Chciałbyś coś zmienić w swoim życiu? Gdybyś miał taką możliwość, otrzymałbyś klucze do drzwi i usłyszałbyś: masz tu drzwi, możesz wrócić do wybranego dnia Twojego życia i zmienić coś w swoim życiu, czy zechciałbyś coś zmienić i co?
No to dawaj ten klucz! Na pewno wykorzystam taką możliwość – sprzedam komuś, kto tego potrzebuje. Za otrzymane pieniądze będę kupował kwiaty dziewczynom, a dzieciom lody.
Czego nie lubisz w sobie?
Może nie będziemy się w to zgłębiać? Tu istnieje wiele różnych rzeczy… Ty mi tutaj urządziłaś psychologiczną wiwisekcję. Niech no poczyta to ktoś z napalonych amatorów psychologii… Tacy lubią pozować na specjalistów – czynią wnioski o człowieku, nie znając go osobiście. Rozmyślnie dobrałaś pytania? Czuję się jak na wizycie u lekarza. Jest wiele rzeczy, które się mi w sobie nie podobają, ale muszę z tym żyć – od siebie nie ucieknę.
Czy są takie chwile, kiedy jesteś w pełni z siebie zadowolony? Kiedy to się zdarzyło ostatnio?
Tak, są. Tak jak u każdego człowieka. Jeżeli żyje zgodnie z moralnymi i etycznymi zasadami. Jeżeli udało się zakończyć dużą, jak na swoją miarę aferę, upiekło się tym razem, zwyciężyć w zawodach… no, takie rzeczy, które każdy lubi.
Jaki jesteś w górach?
Przede wszystkim bardzo przejmuję się innymi. Denerwuję się, kiedy ktoś znajduje się w niebezpiecznej według mnie sytuacji. Duża wyobraźnia i doświadczenie podpowiadają mi, co mogłoby się zdarzyć w każdej konkretnej chwili.
Wierzysz w zabobony? Masz jakieś swoje talizmany, znaki?
Nie mam znaków i zabobonów. Pod tym względem moje życie jest zupełnie nieskomplikowane. Noszę ze sobą taką maskotkę Lemura. On jest taki rozczulający, z wielkimi oczami… Ale wyłącznie na prośbę mojej żony Olgi. No i zabawne jest wysyłać listy w jego imieniu … To nie talizman, tylko zabawa dla dzieci. Podobno są na świecie dzieci, którzy czytają mojego bloga o przygodach tego Lemura.
Kim byś był, gdyby w Twoim życiu nie było gór?
Obawiam się, że zostałbym aktorem. Przy tym dość przeciętnym. Lub wypływał w rejsy na morzu, zostałbym żeglarzem. Nie umiem wyjaśnić dlaczego, ale pociąga mnie ten niesamowity żywioł. Ocean – to w sam raz dla kogoś, kto szuka romantyki i przygody.
Kim byś na pewno nie chciał być?
Przez dłuższy czas myślałem, że są sprawy, które są dla mnie niewskazane. Szczerze uważałem, że są zajęcia, które nie pasują do mnie, może z powodu charakteru, może ograniczeń, może to snobizm. Teraz myślę inaczej. Człowiek to takie zwierzę, które do wszystkiego się przyzwyczai. Przez wiele lat byłem zmuszony wypróbowywać wielu zawodów. Spawacz i aktor, dozorca i dziennikarz, szatniarz i wojskowy, przewodnik górski i malarz … można powiedzieć, że przy każdym z tych zajęć mogłem zostać na zawsze.
Czego Ci w życiu brakuje?
Ech… wiele z tego, co jest najważniejsze. Z „prawidłowych” ludzkich pragnień – domu. Takiego, gdzie chcę się i „mogłoby” się mieszkać zawsze.
Czy jesteś wierzący?
Nie. Myślę, że świat istnieje bez boskiej ingerencji. Ja nie wierzę nawet w to, że jestem niewierzący. He he… Za pozwoleniem powiem tak – szczerze trwam w błędnym przekonaniu, że po śmierci „wyłączę się” i zniknę na zawsze. Myślę, że po prostu zniknę.
Gdyby Bóg jednak istniał, co byś chciał usłyszeć u bram raju?
Wracaj z powrotem, chłopaku. Pożyj jeszcze tyle co przeżyłeś.
Z Denisem Urubko rozmawiała Anna Piunova, wywiad został opublikowany na stronie Mountain.RU. Tłumaczenie: Aliya Abilbayeva-Pushkar, zdjęcia archiwalne Denisa Urubko